Coroczny blok tekstów podsumowujących minione 365 dni kontynuujemy prezentując spojrzenie z perspektywy tych, dzięki którym kolejne komiksowe albumy lądują w naszych rękach. Muszę przyznać, że wydawcy w tym roku byli bardzo oszczędni w słowach...
Tradycyjnie, zadaliśmy im cztery pytania:
Tradycyjnie, zadaliśmy im cztery pytania:
1. Jaki był ten rok 2013
w Waszych oficynach?
2. Jaki będzie rok
następny - plany, marzenia, życzenia?
3. Jak wygląda sytuacja
na naszym rynku - kryzys jeszcze trwa, czy już go nie ma?
4. Jaki najlepszy
komiks/publikację wydaliście w mijającym roku, jaki okazał się
największym/niespodziewanym sukcesem?
Tak odpowiadali:
Szymon Holcman (kultura gniewu):
1. Bardzo dobry. I ważny.
Z jednej strony dobra sprzedaż i przyjęcie nowych komiksów autorów
już sprawdzonych i popularnych, jak Rutu Modan, Michał Śledziński,
Thomas Ott czy Marcin Podolec, a z drugiej może nie rzucenie się na
głęboką wodę, ale wypłynięcie na nowy, jeszcze nie zbadany
akwen - krótkie gatki. Ten pierwszy rejs okazał się zaskakująco
owocny i przyjemny. Komiksy genialnego Tomka Samojlika, tria
Nowacki-Jasiński- Rybarczyk, czy fantastyczny „Jaś Ciekawski”
oraz książki Tana, Wechterowicza-Minkiewicza,
Ignerskiej-Łozińskiego zostały świetnie przyjęte i pokazały nas
z dobrej strony zupełnie innemu, niż do tej pory czytelnikowi.
Bardzo nas to cieszy.
Ten rok to też niezwykle
miłe i dające kopa wydarzenia, jak nagrody na festiwalu w Łodzi,
czy wyróżnienie polskiej sekcji IBBY dla „Prawdziwej bajki”. A już zupełną wisienką
na torcie jest to, że dodruki „Pjongjangu” i „Przybysza” nie
potrzebowały wiele czasu, żeby opuścić magazyn. Korci, żeby na
tej podstawie stawiać pewne diagnozy, ale jednak się powstrzymam.
2. Ja chyba jestem
minimalistą, bo wystarczy mi, żeby nie był gorszy niż mijający.
Plany są oczywiście. Nowe komiksy Delisle'a, Świdzińskiego,
Clowesa, Śledzińskiego, Podolca, Tana, ale też sporo (nie)zupełnie
nowych nazwisk.
3. Planując kolejne
tytuły do wydania w ogóle nie stawiamy sobie takiego pytania.
Patrzymy tylko do kasy, czy nas na to stać. I tak od ponad 13 lat.
Wygląda na to, że jeszcze nas stać. Poza tym w tym roku
pojawił się na rynku nowy poważny wydawca - Wydawnictwo Komiksowe
- i nie dość, że on cieszy się sprzedaży swoich komiksów to i
inni wydawcy nie wyglądają jakby zbiednieli. Korci, żeby na tej
podstawie stawiać pewne diagnozy, ale jednak się powstrzymam.
4. Dobrze postawione
pytanie, bo nie mogę za bardzo odpowiedzieć, że kochamy wszystkie
swoje dzieci! Chyba „A niech cię, Tesla!”, bo trochę się
baliśmy jak zostanie przyjęty dość odważny w warstwie graficznej
komiks Jacka Świdzińskiego. Odważny oczywiście tylko jak na
przyzwyczajenia polskiego czytelnika, bo świat nie takie rzeczy
widział. I okazało się, że i recenzje były świetne, i sprzedaż
przewyższyła nasze oczekiwania. A nowy komiks Jacka jest jeszcze
lepszy! Jest więc szansa, że Grzegorz Rosiński doczeka się w
końcu godnego rywala w walce o najwyższe miejsca na listach
komiksowych bestsellerów!
Michał Słomka (Centrala– Mądre Komiksy):
1. To był najtrudniejszy
rok w historii naszej działalności. Rok bez Anki Suski. Rok
doświadczenia z ludźmi, i dotkliwe przekonanie o prawdzie, która
świetnie ujął Piotrek Nowaki, że artyści potrzebują feedbacku
jak pustynia deszczu. To była dla mnie osobiście najtrudniejsze i
najbardziej zaskakujące. Ale traktuje to jako lekcję. Nie pierwszą
i nie ostatnią.
Z drugiej strony
uruchomiliśmy pierwszą w Polsce galerię komiksu Cheap East,
odwiedziliśmy sporo zagranicznych festiwali, udała się kolejna
edycja Ligatury no i podjeliśmy strategiczną decyzję o otworzeniu
wydawnictwa w Anglii.
2. Nasze plany na ten rok
to schudnąć i zaistnieć na rynku anglojęzycznym. A marzenia?
Nagroda Nike 2014 dla „Maczużnika”Michała Rzecznika i Daniela
Gutowskiego. Życzenia? Zdrowia dla bliskich, przyjaźń i miłość
3. Na rynku nie jest
dobrze przede wszystkim przez złe praktyki sprzedaży książek,
małą świadomość konsumencką, ubogą kulturę czasu i pieniądza.
Książka staje się towarem luksusowym, zarówno ze względu na
cenę, jak i czas. Kryzysu jako takiego nie czuję, czuje natomiast,
że w Polsce trzeba pracować za dużo za mało pieniędzy.
4. Tym razem powiem o
tych, które wybieramy pod kątem istotności dla poszerzania
rozumienia komiksu w Polsce. Są to takie pozycje, jak „Nieznany
geniusz” Agnieszki Piksy i Mikołaja Tkacza,„Przygody Nikogo”
Tkacza, „Pasterz”, antologia „Silence 2012”, wspomniany
„Maczużnik”, „Za furtką” Dominiki Węcławek i Karoliny
Danek. Sukcesem okazują się jak zawsze rzeczy ładne. W tym roku
były to „Hilda” Luke`a Persona, „Za Imperium” Merwana i
Vivesa oraz „Tej nocy dzika paprotka” Marzeny Sowy i Bereniki
Kołomyckiej.
Radosław Bolałek (Hanami):
1. Wydaliśmy mało tytułów, ale
mimo tego, to był dobry rok. Zakończyliśmy wszystkie duże serie -
"Ikigami", "Pluto" oraz "Balsamistę",
wydaliśmy jedną świetną książkę. Skończyły się nakłady
"Czerwonych królików" i "Morfiny" (nie będzie
dodruków i podobną politykę będziemy stosować przy innych
tytułach, które nie są seriami). Możemy startować z czystym
kontem.
2. To będzie rok
otwierający nowy rozdział w naszej działalności. Nie będziemy
zalewać rynku dużą liczbą tytułów, ale poprzeczka będzie
wysoko - zaczynamy od "Monstera", a planujemy w tym roku
jeszcze czymś zaskoczyć.
3. Kryzys już chyba
minął. Jednak pewne problemy wciąż nas dotykają - opóźniające
się płatności, odpływ fanów, słaby dopływ świeżej krwi, a
także zmniejszenie liczby zakupów przez tych, co zawsze kupowali.
Do tego pamiętajmy, że z każdym rokiem, mam "w obrocie"
coraz więcej komiksów z rynku wtórnego, co nie zwiększa liczby
kupowanych nowości.
4. Jeśli miałbym
wymienić jedną, to nie byłaby komiksowa - "Japońskie
słodycze". Pierwsza książka w języku europejskim o
japońskich łakociach - została najlepszą książką kulinarną w
Polsce w trzech kategoriach i bierze udział w walce w "Gourmand
World Cookbook Awards" ("Oskary" książek o kuchni).
Natomiast komiksowo było bez zaskoczeń - "Pluto"
sprzedawał się dobrze, "Ikigami" - trochę słabiej, niż
byśmy chcieli, a "Balsamista" - nadal jest naszym hitem.
1. To był rok pełen niespodzianek. Najpierw niespodzianie wydaliśmy komiks "Story Art?", którego w ogóle nie zamierzaliśmy wydawać, a później, równie niespodzianie, nie wydaliśmy sześciu innych komiksów, które były zaklepane w kalendarzu wydawniczym. Następnie projekt "Smert’ Lachom", który pierwotnie miał mieć 44 strony i zostać zrealizowany spacerkiem na lekkim luzie, niespodzianie rozrósł się do ponad 100 stron ostrej jazdy pod górkę.
Wiosną, kiedy już wydawało się, że obejdzie się bez dalszych niespodzianek, nagle szydłem z worka wyszła największa niespodzianka i wreszcie wydaliśmy komiks "Exodus", w którego wydanie już całkiem zwątpiliśmy. Niestety, to już był koniec dobrych wieści, gdyż przez resztę roku nie wydaliśmy żadnego komiksu, czego się zupełnie nie spodziewaliśmy. Mimo wszystko rok miałby więcej plusów niż minusów, gdyby pod sam jego koniec pewien Cygan nie rąbnął mi tabletu (na szczęście taniego, do zabawy, a nie pracy), czego w sumie mogłem się spodziewać, bo po co by Cygan przychodził do księgarni.
2. Plany? Zakończyć wszystkie rozpoczęte, a co gorsza zapowiedziane projekty. No i namówić rysowników, z którymi miałem zaszczyt i przyjemność do tej pory współpracować, na kilka nowych projektów. Marzenia? Płacić i wymagać. A nie tylko wymagać. Życzenia? W 2014 żadnych niespodzianek.
3. Jaki kryzys?! Nie ma żadnego kryzysu! Kryzys na polskim rynku komiksowym wymyślili chciwi wydawcy, aby ciąć koszty pracy, czyli, mówiąc po ludzku, bezwstydnie oszwabiać rysowników, a co gorsza scenarzystów komiksowych.
Bo czy można mówić o kryzysie tam, gdzie:
- debiutantka może liczyć na zaproszenie do telewizji śniadaniowej, a komiksowy bełkot, którego sensu nie rozumie nawet sam wydawca (i są na to dowody) otrzymuje nominację do prestiżowej nagrody literackiej.
- stawka za pracę krajowego rysownika o zrównoważonych proporcjach między talentem artystycznym, a solidnym rzemiosłem, jest tak wyśrubowana, iż nie stać na nią nawet najzamożniejsze krajowe wydawnictwa (ten ciężar finansowy mogą udźwignąć jedynie agencje reklamowe i nieliczne zachodnioeuropejskie i amerykańskie wydawnictwa).
- nie ma żadnego kumoterstwa, protekcji, sitwiarstwa, z góry ustalonej hierarchii wartości, i gdzie nawet początkujący autor kilku plansz do podrzędnej antologii, o ile tylko na to zasłużył, może liczyć na większe zainteresowanie i uznanie komiksowych mediów, niż jakiś stary komiksowy wyjadacz, który na to sobie nie zasłużył.
- komiksy artystyczne są doceniane zarówno przez krytyków (Wszystkich krytyków? Tak redaktorze, WSZYSTKICH krytyków!) jak i rzesze czytelników, o czym świadczy oszałamiająca sprzedaż ich albumów dorównująca, a czasem nawet przewyższająca sprzedaż krajowych komiksów środka, co jest ewenementem na skalę światową.
- organizuje się gigantyczną imprezę sponsorowaną z pękatych publicznych środków, na którą zaprasza się rzesze krajowych gwiazd światowego formatu, choć sprzedaż ich produkcji rzadko przekracza 500 egz.
- recenzenci i krytycy z taką pasją podchodzą do recenzowania komiksów, z takim dogłębnym zaangażowaniem oddają się swemu zajęciu, że recenzja komiksu zajmuje im długie miesiąca, a nierzadko i lata.
- podczas gdy animatorzy kultury obrazkowej za garść judaszowych srebrników oddają w lepkie łapy Babilonu jedyny w środowisku powszechnie szanowany konkurs komiksowy z prawdziwego zdarzenia, to artyści komiksowi wykazują się przy tym tak nieprawdopodobnym opanowaniem, taką niezwykłą przytomnością umysłu, że zamiast pyszczyć po forach, protestować, bojkotować i wyszydzać, bez jednego mrugnięcia powieki przyklaskują temu obrzmiałymi prawicami, zachowując jednocześnie pełną szacunku powagę, niepośledni sznyt i środkowoeuropejski fason
Czy to wszystko mogłoby mieć miejsce w jakimkolwiek kryzysie? Przypuszczam, ze wątpię - jak pisywał Wiech.
4. Wydaliśmy dwa komiksy, z czego w przypadku jednego zachodzi pewna obawa, że pytanie w odniesieniu do niego nie jest do końca przedmiotowe. Bo choć niektóre żyjątka w komiksowie uparcie zaliczają pojedynczy rysunek satyryczny do komiksu, to ja raczej jestem od takiego stanowiska daleki. W związku z tym tak naprawdę pozostaje jeden komiks, wiec wybór mam, mówiąc eufemistycznie, mocno okrojony. Może więc zamiast pisać o najlepszym komiksie ze „Strefy Komiksu”, opowiem o swoim największym komiksowym odkryciu ubiegłego roku.
Otóż mam w zwyczaju zaglądać do księgarni Matras w radomskiej galerii handlowej, gdzie jak sama nazwa wskazuje, oprócz głównego asortymentu, czyli kawy i ciasteczka, można nabyć także książki i całkiem sporą liczbę, jak na księgarnię niespecjalistyczną, komiksów. Niestety, część komiksów jest zafoliowana i nie sposób podejrzeć ich zawartości nie uszkadzając folijki, która w niektórych przypadkach jest największą atrakcją danego komiksu.
Tak podstępnie zafoliowany został też „Pinokio”, toteż leżał sobie bezpiecznie poza moim zasięgiem przez dobry rok, aż na folii, co zauważyłem podczas którejś z kolei bytności, pojawiła się pleśń. Nie wiem, czy to za przyczyną tej pleśni czy też maczał w tym paluchy jakiś pozbawiony skrupułów czytacz matrasowy (niech sczeźnie na wieki) w każdym bądź razie folijka znikła wpuszczając mnie w świat pięknego i mądrego, a przy tym niezwykle sprawnie narysowanego komiksu, który to komiks po przejrzeniu z miejsca zamówiłem w sklepie internetowym (bo kto przy zdrowych zmysłach kupuje komiksy w Matrasie czy innym Empiku). Ten komiks natchnął mnie pomysłem wydania własnego, autorskiego zina, którego mam zamiar w tym roku zaprezentować pierwszy numer.
No i teraz pospieszam z wyjaśnieniem, po co to wszystko piszę. Otóż dla mnie wartość każdego dzieła wyraża się nie w tonach pozytywnych bądź negatywnych recenzji, ale w ilości umysłów które potrafiło zapłodnić i zmusić do działania. Jego wybitność nie określa zachwyt czy pogarda tego i owego recenzenta, ale presja, jaką wywiera na nasze postępowanie, na sposób postrzegania i przeżywania świata. W tym kontekście „Pinokio” jest dla mnie najlepszym komiksem, jaki w ubiegłym roku przeczytałem.
1 komentarz:
Nic nie rozumiem, lub rozumiem aż za dobrze :/
Kto przygotowując taki materiał nie pomyślał o alfabetycznym porządku i dlaczego? Każdy, widzi tą niespójność, która może być powodowana albo niekompetencją, albo prywatnymi sympatiami.
Najwyraźniej robił to kompletny amator bez podstawowej wiedzy o tym, co i jak należy robić.
Dlaczego mnie to w Kolorowych nie dziwi? ;)
Prześlij komentarz