Dzięki uprzejmości Rafała Szłapy na łamach Kolorowych publikować będziemy prace polskich rysowników z cyklu Ludzie rysują Blera. Na początku odgrzejmy kilka kotletów z sezonów pierwszego i drugiego - akurat na coraz chłodniejsze, styczniowe wieczory. W niedzielę natomiast ruszamy z absolutnie świeżutkimi delicjami z najnowszej, trzeciej edycji tej niezwykle sympatycznej zabawy. Miłego oglądania!
Poszczególne ilustracje opatrzone będą komentarzami Rafała, które pojawiały się na łamach strony poświęconej Blerowi. Myślę, że fajnym pomysłem było zebranie tego wszystkiego w jednym, łatwo dostępnym miejscu i cieszę się, że mogę zrobić to właśnie tu, na Kolorowych, gdzie krakowski superbohater powinien czuć się jak u siebie.
Łukasz Rydzewski wziął dotychczas udział w takich przedsięwzięciach jak „Człowiek bez szyi” czy „Komiksowy przewodnik po Warszawie”. Talentu ma na dużo więcej, o czym można się przekonać oglądając jego galerię na Digarcie. Solidna amerykańska krecha, precyzja wykończenia to atuty tego autora. Wygląda to tak profesjonalnie, że w pierwszej chwili trudno uwierzyć, że to polski rysownik a nie jakiś wymiatacz z USA, trzaskający zeszyt miesięcznie. Bez dłuższego zastanowienia zaproponowałem Łukaszowi zrobienie blerowego obrazka. Przy okazji okazał się też człowiekiem niezwykle terminowym, czego niestety nie można powiedzieć o mnie, bo cykl czekał na swój start ze dwa miesiące.
Dzisiejszego gościa nie trzeba chyba przedstawiać żadnemu spośród wszystkich pięciuset fanów komiksu w Polsce! Najpierw przez długi czas były pogłoski i pojawiające się gdzieniegdzie pojedyncze grafiki, aż w końcu, po kilkumiesięcznych zapowiedziach i wywołującej kontrowersje akcji promocyjnej, w ostatnim kwartale 2010 roku, kiedy wszyscy powoli zaczynali już wątpić, jak grom z jasnego nieba uderzyła seria: "Konstrukt"! Zeszytówka wydawana przez wydawnictwo Jakuba Kijuca wielu przypadła do gustu i niemal we wszystkie serca tchnęła iskrę nadziei ożywiając sentymenty za tłustymi czasami TM-semic, kiedy to superherosi panoszyli się w kioskach i salonikach prasowych. Plany Kuby były epickie – co miesiąc kolejny zeszyt pełen mięsistej (miejscami nawet dość dosłownie) i intrygującej fabuły. Czas zweryfikował ambitne plany naszego dzisiejszego gościa.
Niestety mimo pewnych podobieństw 2010 to nie 1990, a Czarna Materia to nie TM-Semic. Po czterech wydanych na papierze zeszytach Konstrukt zmienił formę z drukowanej na ekonomiczniejszą - cyfrową. Wbrew temu, że niektórzy uznali to za porażkę, determinacja i zaangażowanie autora ani trochę nie zmalały! Wręcz przeciwnie! Teraz, kiedy Jakub nie musi użerać się z drukiem i dystrybucją, jego fani regularnie dostają kolejna porcję swojej ulubionej opowieści. Podziwiam Kubę za siłę i konsekwencję z jaką przedstawia nam swój zakręcony świat, stroniąc od „branżowych” przepychanek i nie wdając w zbędne polemiki. Ci którzy jeszcze nie poznali jego Bloga, powinni to szybko nadrobić. Można tam kupić kolejny, jeszcze świeży zeszyt Konstruktu! Poniżej podwójna galeria, w której pojawia się Bler przetworzony przez twórczą wyobraźnię Jakuba. Kto wie, być może to nie ostatnia okazja, w jakiej Kijuc spotyka się z Blerem…
Dzisiejszym naszym bohaterem jest Ojciec Chrzestny tego cyklu – Tomek Kleszcz. W czasach, kiedy nikomu oprócz mnie nie śniło się, żeby rysować Blera, Tomek stworzył dwa, dość zgrabne rysunki, które mam przyjemność, po raz drugi, ale za to wspólnie zaprezentować dzisiaj.
Prace Tomka możecie podziwiać w różnych miejscach, ale przypuszczam, że nawet gdyby podwoić ilość linków, nie wyczerpałoby to wszystkich prac tego autora. Tomek jest bowiem tytanem pracy. Pierwsze, co przykuło moją uwagę do jego komiksów, kiedy zacząłem je odnajdywać w różnych miejscach sieci i publikacjach papierowych to niesamowita pracowitość i benedyktyńska cierpliwość, niezbędna do ich wykonania. Drugie to fascynacja komiksem japońskim, a w szczególności Katsuhiro Otomo, którego pracami, przyznajmy, trudno się nie zachwycić.
Tomek w twórczy sposób przetwarza swoje inspiracje na dłuższe i krótsze komiksy. Zwłaszcza tych pełnometrażowych przybyło mu ostatnio na koncie, gdyż w stosunkowo krótkim czasie, samodzielnie wydał trzy tomy swojego autorskiego cyklu "Kamień przeznaczenia". "Kamień" to solidna seria przygodowa łącząca w sobie teorie spiskowe, klimaty daenikenowskie i sporą porcje akcji, czyli coś, co w gruncie rzeczy w wykonaniu polskich autorów nie zdarza się tak często. Przy okazji można zobaczyć jak styl Kleszcza ewoluuje i dojrzewa i to jest bardzo budujące. Niestety nasz, od dwudziestu lat rodzący się i nie mogący się wykluć rynek komiksowy nie jest miejscem przyjaznym dla tego typu autorskich przedsięwzięć. Wydawanie własnej serii w Polsce jest jak przedzieranie się przez gąszcz w amazońskiej dżungli, żeby było trudniej bez pomocy maczety czy choćby scyzoryka. Niemniej wierzę, że Tomek nie powiedział jeszcze ostatniego słowa i po "Kamieniu…" zobaczymy jeszcze wiele jego coraz doskonalszych prac, czego jemu i nam wszystkim życzę.
Prace Tomka możecie podziwiać w różnych miejscach, ale przypuszczam, że nawet gdyby podwoić ilość linków, nie wyczerpałoby to wszystkich prac tego autora. Tomek jest bowiem tytanem pracy. Pierwsze, co przykuło moją uwagę do jego komiksów, kiedy zacząłem je odnajdywać w różnych miejscach sieci i publikacjach papierowych to niesamowita pracowitość i benedyktyńska cierpliwość, niezbędna do ich wykonania. Drugie to fascynacja komiksem japońskim, a w szczególności Katsuhiro Otomo, którego pracami, przyznajmy, trudno się nie zachwycić.
Tomek w twórczy sposób przetwarza swoje inspiracje na dłuższe i krótsze komiksy. Zwłaszcza tych pełnometrażowych przybyło mu ostatnio na koncie, gdyż w stosunkowo krótkim czasie, samodzielnie wydał trzy tomy swojego autorskiego cyklu "Kamień przeznaczenia". "Kamień" to solidna seria przygodowa łącząca w sobie teorie spiskowe, klimaty daenikenowskie i sporą porcje akcji, czyli coś, co w gruncie rzeczy w wykonaniu polskich autorów nie zdarza się tak często. Przy okazji można zobaczyć jak styl Kleszcza ewoluuje i dojrzewa i to jest bardzo budujące. Niestety nasz, od dwudziestu lat rodzący się i nie mogący się wykluć rynek komiksowy nie jest miejscem przyjaznym dla tego typu autorskich przedsięwzięć. Wydawanie własnej serii w Polsce jest jak przedzieranie się przez gąszcz w amazońskiej dżungli, żeby było trudniej bez pomocy maczety czy choćby scyzoryka. Niemniej wierzę, że Tomek nie powiedział jeszcze ostatniego słowa i po "Kamieniu…" zobaczymy jeszcze wiele jego coraz doskonalszych prac, czego jemu i nam wszystkim życzę.
Oto…Maciej Pałka! "Maćka znam od ubiegłego stulecia, choć przerwy w tej znajomości zdarzały się na tyle znaczące, że po ich upływie musiałem poznawać go na nowo. Ciężko byłoby powiedzieć o nim wszystko, bo chyba poza nim samym nie ma człowieka, który nadążyłby za wszystkim co robi. Pan Pałka to człowiek-orkiestra, znany nie tylko jako autor niezliczonych publikacji w fanzinach, ich redaktor i założyciel, ale i twórca znakomitych gier z serii "The Fog Fall" czy "Morbid", kilku całkiem niezłych albumów pełnometrażowych jak: "Laleczki", "Benedykt Dampc. Strange Places" czy "10 bolesnych operacji" oraz redaktor antologii "Sceny z życia murarza" czy wreszcie główny motor napędowy powstania komiksowego wydania "Gazety Wyborczej" w marcu 2011. Maciek jest nie tylko rysownikiem ale i filarem lubelskiej sceny komiksowej, doskonale sprawdza się też jako publicysta, blogger, a nawet muzyk. Ostatnio w ramach działań Domu Słów – Pracowni Komiksu niesie kaganek oświecenia w nieczuły na komiksy lud i sądząc po wychodzących stamtąd publikacjach, wygląda, że jest w tym zabójczo skuteczny. Pomiędzy tymi wszystkimi przedsięwzięciami Maciek znalazł uskok czasowy i w iście blerowym tempie stworzył portret mojego bohatera, który mam okazję i przyjemność dziś zaprezentować! Jeśli chcecie dowiedzieć się czegoś więcej o Autorze dzisiejszej grafiki zapraszam tu, a tymczasem Bler by Pałka!
O artyście znanym jako Biram Ba, wiem niewiele ponadto, że ma około 25 lat i pochodzi z okolic Rzeszowa. Nie mam pojęcia czy prowadzi jakieś warsztaty i czy kiedykolwiek w życiu wydał fanzin na papierze, choć na papierze z pewnością drukował, choćby w "Człowieku bez szyi". Przestrzenią twórczą w jakiej przede wszystkim porusza się nasz dzisiejszy gość jest internet i trzeba przyznać, że jest w tym na tyle sprawny, że mógłby zawstydzić niejednego polskiego utytułowanego twórcę. Pierwszy i można chyba powiedzieć sztandarowy bohater Biram Ba to "Człowiek-Szynszyla", ciekawie i z werwą opowiedziany pastisz komiksu superbohaterskiego, który został dostrzeżony również za oceanem. Biram jednak na tym nie poprzestaje i tworzy kolejne komiksy jak utrzymany w stylu fantasy "R’Gar", sensacyjny "Diggs", czy najnowszy "Dhalmun".
Najciekawsze, że przy ogromnym nakładzie pracy i czasu, Biram udostępnia niemal całą swoją twórczość za darmo, w necie i z jego dziełami możecie zapoznać się od razu po przeczytaniu tego artykułu, do czego gorąco zapraszam i linkuję: Digart, Blog, Deviant art, Jeszcze jeden Blog, i jeszcze rysunki… i pewnie to nie wszystko, więc przepraszam autora, jeśli do czegoś ważnego nie dotarłem.
Dziś zawitał w nasze skromne progi Adam Święcki – tajemniczy twórca z Białegostoku. Adam dał się poznać polskim fanom komiksu jako autor nastrojowych opowieści z serii „Przebudzone Legendy”, w których za pomocą swojego talentu ożywiał dawne i po części zapomniane, ludowe opowieści, adaptując je na język komiksu. Nie każdy wie, że jest to jeden z nie tak znowu wielu polskich twórców którzy z powodzeniem przez lata publikowali na zachodzie. Przy czym jest to twórczość dość różnorodna, w której nie brakuje erotyki, opowieści spod znaku hard SF czy horroru. Święcki nie afiszuje się tym zbytnio, może ze skromności, a może dlatego, że konsekwentnie podąża swoją drogą, na której peryferiach są komiksowe afterparty czy newsy w popularnych rubrykach.
Jeszcze bardziej inne oblicze prezentowanego dziś artysty możecie znaleźć tutaj, co najlepiej chyba potwierdza jego uniwersalny talent i spore spektrum możliwości. Bardziej typowe komiksy Adama odnajdziecie w jego profilu na Digarcie.
Kolejny ważny artysta na mapie polskiego komiksu to Mateusz Skutnik, którego Blera mam zaszczyt dziś zaprezentować! Mateusz zaczynał swoją przygodę z komiksem w latach dziewięćdziesiątych. W owym czasie roiło się od komiksowych fanzinów oraz przeróżnej maści i jakości magazynów komiksowych. To na ich łamach zaczęły pojawiać się historie z cyklu "Morfłołaki" tworzone od razu w charakterystycznym, niepowtarzalnym i dojrzałym stylu. Zaraz potem Mateusz dokonał rzeczy, zdawać by się mogło niezwykłej , gdy z komiksu undergrundowego, w błyskawicznym tempie znalazł się w tzw. mainstreamie! W 2004 nakładem wydawnictwa Egmont ukazały się dwa pierwsze tomy komiksu "Rewolucje", który po dziś dzień jest sztandarowym dokonaniem tego autora, a na rok bieżący zapowiedziany jest kolejny, siódmy już tom tego cyklu. Tym samym Mateusz udowodnił, że do osiągnięcia sukcesu nie wystarczy techniczna biegłość w dziedzinie rysunku realistycznego i że o wiele istotniejsze od niej jest umiejętne operowanie nastrojem i sprawne posługiwanie się komiksowym językiem. To w trzecim tomie Rewolucji o podtytule Monochrom pojawiła się opowieść, którą Tomasz Bagiński zdecydował się ożywić i przenieść na ekran. Po Rewolucjach przyszła pora na kolejne komiksy: "Blakiego" i "Alicję" tworzone kolejno z Karolem Konwerskim i Jerzym Szyłakiem. Z czasem Skutnik dorobił się całkiem przyzwoitej grupy fanów swojej twórczości, którzy z utęsknieniem czekają na każdy kolejny album tego autora.
W 2005 Mateusz na poważnie zajął się tworzeniem gier komputerowych (które robił już wcześniej ale na nieco mniejszą skalę) i wraz z Karolem Konwerskim założyli Pastel Games, które z powodzeniem działa do dziś. Choć gry Mateusza zdobyły wiele zagranicznych nagród, nie porzucił swojej komiksowej pasji i z żelazną konsekwencją regularnie wydaje kolejne tomy swoich komiksów oraz pojawia się gościnnie na łamach zbiorczych antologii. Ponieważ miałem to szczęście a może też i nosa (ale lepszego miał Jerzy Szyłak, który jako pierwszy przywiózł i przedstawił mi jego prace), że byłem jedną z pierwszych osób, które zachwyciły się talentem Mateusza i opublikowały jego komiks. Po koleżeńsku udało mi się wycyganić od niego blerowy obrazek, który poniżej można zobaczyć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz