poniedziałek, 30 stycznia 2012

#958 - Trans-Atlantyk 173

Wśród amerykańskich zapowiedzi na rok 2012 w w kategorii "graphic novel" można znaleźć kilku tytułów, nad którymi pracują najważniejsi współcześni artyści komiksowy. W pierwszym rzędzie należy wspomnieć o nowej książce Alison Bechdel, która w pierwszym rzucie ukaże się w nakładzie 100 tysięcy egzemplarzy. "Are You My Mother?" zostanie wydany w oficynie Houghton Mifflin i będzie bezpośrednią kontynuacją "Fun Home". Jak sam tytuł wskazuje utwór będzie skupiał się na relacjach narratorki/głównej autorki/bohaterki ze swoją matką. W Pantheonie ukaże się nowy zbiór komiksów Chrisa Ware`a "Building Stories", zbierających jego krótsze prace z "ACME Novelty Library" i "New York Timesie". Jego premierę zaplanowano na jesień. Kolejny z gigantów amerykańskiego przemysłu Eddie Campbell pracuje nad opowieścią o ludziach i pieniądzach zatytułowanej "The Lovely Horrible Stuff" (pozycja znajduje się w grafiku Top Shelf). Oprócz premierowych rzeczy nie braknie również reprintów, a wśród nich znajdzie "Skippy" vol. 1 Percy`ego Crosby`ego (IDW), którego wśród swoich najważniejszych inspiracji wymienia ojciec "Fistaszków", fanów vintage super-hero ukontentuje nie tyle kolejny, ile nieznany komiks Jacka Kirby`ego "Spirit World" (DC). Do sprzedaży trafi również wznowienie komiksu Chestera Browna "Ed the Happy Clown". Jest w czym wybierać, a tyo tylko wierzchołek góry lodowej!

Oprócz tego, że IDW Publishing będzie kontynuowała przygody najnowszej generacji Transformerów na łamach dwóch on-goingów "More than Meets the Eye" i "Robots in Disguise", wydawnictwo na prośbę fanów pozwoli Simonowi Furmanowi dokończyć uchodzącą dziś za klasyczną serię "Transformers" wydawaną przez Marvela i przerwaną w 1991. Jeszcze w tym roku poznamy zakończenie sagi, która została przerwana 21 lat temu. Scenarzysta podejmie wątek dokładnie w tym miejscu, w którym mu przerwano - wraz z numerem #81 (zaplanowanym na czerwiec). Nieco wcześniej, bo w maju, podczas Free Comic Book Day ukaże się numer 80.5, a całość ma zamknąć się w 100 zeszytach. Furman przyznaje, że praca nad tym projektem jest zaskakująco ekscytująca - wreszcie poznamy co stało się po bitwie o Cybertron. Losy Ratcheta, Megatron, Shockwave`a, G.B. Blacrocka, Grimlocka, Bludgeona, Circuit Breaker i innych zostaną wreszcie ujawnione. Na pokładzie "Transfomers" znajdą się również rysownik Andrew Wildman i inker Stephen Baskerville.

W kinach możemy się już cieszyć "Dziewczyną z tatuażem", natomiast już wkrótce na rynku ukażą się komiksowe adaptacje powieści Stiega Larssona. Prawa do trylogii Millenium wykupiło DC Comics i jej komiksowa wersja zostanie opublikowana w imprincie Vertigo pod tytułem "Girl with the Dragon Tatoo". Fani będą musieli uzbroić się jednak w cierpliwość - powieść graficzna autorstwa Denise Miny ("A Sickness in the Family", "Hellblazer"), Leonardo Manco ("The Executor", "DMZ") i Andrew Muttiego z okładką Lee Bermejo ("Batman: Noel", "Joker") ukaże się dopiero w grudniu 2012 roku. Myślę, że Mina i Manco to solidne firmy, prezentujący odpowiedni poziom artystyczny aby podjąć pracę nad Larssonem, a jako że nie są wielkimi gwiazdami w branży, nie będą próbowali przyćmić swoją inwencją oryginału. Joakim Larsson, brat pisarza, zapewnia, że Stieg był wielkim fanem komiksu i z przyjemnością zobaczyłby, jak jego opowieści wyglądałyby w takiej formie. Premiery kolejnych dwóch książek - "The Girl Who Played With Fire" i "The Girl Who Kicked the Hornets' Nest" - zaplanowano odpowiednio na 2013 i 2014. Nazwiska ich autorów nie są jeszcze znane. 

Marvel dalej zamyka słabo sprzedające się komiksy. W kwietniu, wraz z numerem #17 swojego kresu dobiegnie seria "Generation Hope". Obecny scenarzysta komiksu James Asmus przyznaje, że tytuł sprzedaje się poniżej oczekiwań redaktorów, ale tak się dobrze składa, że uda się doprowadzić fabułę do zadowalającego końca. Koniec serii nie będzie jednak oznaczał końca losów zbawczyni mutantów Hope i jej pięciu Światełek. Los "GH" podzieli również "Moon Knight" Briana M. Bendisa i Alexa Maleeva, która zamiast on-goingiem stał się 12-częściową mini-serią. Finał ma być wybuchowy. Nieco wcześniej, bo jeszcze w październiku, Marvel ogłosił zamknięcie serii "Daken: Dark Wolverine", którego 20 numer okazał się tym ostatnim. Myślicie, że po tych czystkach i po zakończeniu "AvX" pojawią się jakieś nowe serie?

Kiedy DC Comics zapowiadało serię "I, Vampire" w ramach Nowej 52 wszyscy zgodnie osądzili, że Dan DiDio chce skapitalizować popularność wampiryzmu w pop-kulturze. Nikt  nie spodziewał się, że będzie z tego konceptu wyjdzie dobry komiks - a jednak. Szybko okazało się, że Joshua Hale Fialkov ma pomysł na opowieść o krwiopijcach i komiks, zbierając dobre recenzje za Oceanem, okazał się jedną z najbardziej interesujących tytułów 2011 roku. I już wkrótce wampiry zaczną się panoszyć po innych tytuły DCnU. Najpierw, w piątym numerze gościnny występ Batmana będzie dwuczęściowym prologiem do "The Rise of the Vampires" historii, która rozegra się na łamach "I, Vampire" i "Justice League Dark". Ten mini-crossover rozpocznie się w Gotham, pełnym trupów pozbawionych całkowicie krwi. Fialkov mówi, że będzie to moment, w którym wampiry w pełni zamanifestują swoją obecność w świecie zamieszkałym w większości przez ubranych w kolorowe kostiumy bohaterów. I o ile w przypadku Marvela podobna operacja wyszła dosyć pokracznie, DC wydaje się lepiej przygotowane na taki debiut. Cóż, bladolicy krwiopijcy to nie będzie pierwszyzna ani dla Mrocznego Rycerza, ani dla Johna Constantine`a.

niedziela, 29 stycznia 2012

#957 - Komix-Express 124

Dobry wieczór, Londynie. Pozwólcie, że najpierw przeproszę za opóźnienie Komix-Expressu. Jak większość z was lubię cieszyć się komfortem codziennej rutyny. Facebook, twitter, znajomi, komiks, sport, powtarzalność. Lubię je, jak każdy, dlatego K-E lubi się opóźniać. Wszak pojawia się, kiedy mamy w końcu wolne, w weekend. Kolejne pomysły różnych władz w Polsce (a nawet Święta Państwowe), obchodzimy w ostatnim czasie biorąc wolny dzień i wychodząc na kolejny pochód/demonstrację, lub śledząc je przez internet w pracy (to drugie częściej). Czasem protestujący używają pewnych artefaktów, których miejsca pochodzenia nie znają a czasem nie znają nawet ich znaczenia. Kiedy przedmiot wywodzi się z komiksu, lub co gorsza z komiksu Boga komiksu - Alana Moore`a, fani tej dziedziny sztuki nie są specjalnie faktem tym pocieszeni. Samą obecnością przedmiotu tak, ale brakiem znajomości nie. Prawda? Cieszymy się z faktu, że w rok po aferze Chopingate, komiks znowu jest w tv. Nie mówcie, że nie jarała Was obecność komiksu Kultury Gniewu w mediach, bo nie uwierzę. A teraz kiedy Polski rząd, porządnie wkurzył internautów, wszędzie widoczne są maski Guya Fawkesa - postaci historycznej i człowieka, który był inspiracją dla "V", głównej postaci pewnego komiksu i jego autora Alana Moore`a. Wielka szkoda, że Post nie zdążył wydać twardookładkowego "V jak Vendetta" pod koniec 2011 roku. Teraz miałby darmową reklamę we wszystkich mediach i świetną sprzedaż w księgarniach. Tymczasem same maski V idą jak świeże bułeczki. Ponieważ nie są tanie, sporo osób tworzy je własnoręcznie z papieru. Wszak jakość maski nie ma znaczenia, liczy się idea. Kuloodporna idea. Szkoda tylko, że demonstranci często nie są świadomi skąd pochodzi maska, jak chłopaczek na samym końcu wydania Wiadomości z 26. stycznia. Na szczęście właśnie Wiadomości wyjaśniają w tym samym wydaniu, pochodzenie maski. Oczywiście padają nazwiska Fawkes i Moore. Jeśli nadal nie wiecie kim był Guy Fawkes, jego postać przybliży Wam Natalie Portman. Czasem w niesmak komiksiarzom jest to, kto maskę V przywdziewa. Posłowie Ruchu Palikota nie są ludźmi, których chciałbym w masce Guya Fawkesa oglądać. (KC)
Groteskowy widok. Internauci "chyba" też nie chcą tego polityka w masce "V". A umowa została podpisana i wydaje się, że protesty niedługo ucichną, a cała sprawa niebawem odejdzie w zapomnienie.  

Na stronie Kultury Gniewu można już zamawiać najnowszy pakiet komiksów w atrakcyjnej cenie (-19%) i to z darmową wysyłką. Po patriotycznej trójce z października ("Czasem", "Diefenbach", "Osiedle Swoboda"), znowu cały pakiet zawiera trzy komiksy polskich autorów. Sporo przykładowych plansz jest do obejrzenia na issuu. A więc klikamy: po pierwsze "Bezdomne wampiry" Tadeusza Baranowskiego, po drugie "Yorgi" część 1 Jerzego Ozgi i Dariusza Rzontkowskiego i wreszcie debiutanckie "Bez końca" Pawła Garwola i Romana Lipczyńskiego. Jeśli jeszcze ktoś nie jest przekonany, to proszę zobaczyć jak prezentują się te albumy:

Warto jeszcze coś dorzucić do zamówienia, ponieważ zamawiając komiksy za co najmniej 150 zł, możemy otrzymać jeden z absolutnie ostatnich egzemplarzy "Chopin New Romantic" (lub "Tymczasem"). Torbę z bohaterami komiksu Śledzia, otrzymujemy już po przekroczeniu 130 zł. Zatem teraz czekamy na zapowiadaną przedsprzedaż komiksów ze stajni Timofa, "Lost Girls" i "Habibi".  (KC)

Plebiscyt Komiks Roku miał być zabawą i takową się okazał. Wyniki konkursu można nazwać właśnie "zabawnymi". Zwycięzcą okazał się komiks "Przypadki pana Muchy", który zebrał 367 głosów, choć jego nakład wynosił zaledwie 75 egzemplarzy. Czyli jeden egzemplarz musiało czytać średnio niemal 5 osób. Widać komiksiarze nie mają nic przeciwko temu, aby ich egzemplarz krążył po kumplach, miast leżeć w folijce na półce. Kolejne cztery pozycje, to komiksy z Centrali. Zabawne te wyniki, naprawdę zabawne. W pierwszej dziesiątce znalazło się miejsce dla dwóch komiksów z Kultury Gniewu, czyli "Pinokia" i "Czasem", a także dla antologii "Złote Pszczoły" (miejsce 10), serii "Pluto" wydawanej przez Hanami (9 pozycja) i "Keftu" (na 6) . Wróble ćwierkają, że niebawem "Pan Mucha" także wyląduje w katalogu KG. Nic dziwnego. W końcu to Komiks Roku! (KC)

W sieci pojawiło się specjalne wydanie magazynu "Kzet", w całości poświęcone komiksowemu roku 2011. Redaktorzy najstarszego chyba sieciowego periodyku poświęconego sztuce komiksowej spoglądają na wydarzenia minionych 365 dni zarówno na naszym poletku, jak i na rynkach zagranicznych. O amerykańskich przebojach, w oparciu o wyniki sprzedaży sieci Diamonda pisze Maciej Kosuń, największe hity rynku japońskiego omawia Konrad Dębowski, a o tym co najlepiej sprzedawało się we francuskich księgarniach donosi Arek Królak. Na tle wybranych przez kazetowców najlepszych komiksów AD 2011 wyniki plebiscytu Komiks Roku prezentują się bardzo ciekawie... (KO)

Tylko do 15 marca 2012 roku można zgłaszać komiksowe projekty na Ligatura Pitching 2012. Te, które zostaną zakwalifikowane, będzie można oglądać podczas 3 Międzynarodowego Festiwalu Kultury Komiksowej "Ligatura", który odbędzie się w jak zwykle Poznaniu, w dniach 19-22.04.2012. W przyszłym roku w jury pitchingów zasiadać będą Niemiec Christian Maiwald z Reproduktu, Czech Tomas Prokupek z Analphabet Books, David Schilter z łotewskiego "KUŚ!" i Belg Ria Schulpen z wydawnictwa Bries. Na czym polega idea pitchingów? To po prostu seria spotkań wybranych wśród zgłoszeń artystów z międzynarodową komisją, która będzie oceniać projekty ich utworów komiksowych. Celem spotkań jest promocja najciekawszych artystów i publikacja najlepszej pracy/prac. Spotkania maja formę krótkich 5 minutowych prezentacji pomysłu na album, serię, lub krótszą formę komiksową. Prezentacja może mieć charakter multimedialny, może być przedstawieniem szkiców bądź gotowych plansz i scenariusza. Wśród nadesłanych zgłoszeń zostanie wybranych maksymalnie 18 artystów. (KO)

W zeszłym tygodniu swoją cichą premierę miały dwa, nowe polskie komiksy. Przy wsparciu Instytutu Biologii Ssaków Polskiej Akademii Nauk ukazał się album "Ryjówka Przeznaczenia" autorstwa Tomasza Samojlika. To kolejna tego typu publikacja po "Ostatnim Żubrze" i "Żubrze Żorżu". Tym razem o zwyczajach ryjówek, niezwykłej rodziny ssaków, Samojlik opowiada w konwencji fantasy. Za komiks liczący 112 stron trzeba zapłacić 25 złotych. Podobnych edukacyjnych celów nie stawia sobie Sławomir Lewandowski w kolejnym wydanym nakładem własnych sił albumie pod tytułem "Problem 2". Pozycję można nabyć bezpośrednio u jego autora za pośrednictwem Allegro - razem z przesyłką to zaledwie 13 złotych za 28 stron dalszych perypetii z pewnym niesfornym dinozaurem.  (KO)
  
Z niekłamaną przyjemnością informujemy, że swoją premierę miała debiutancka książka naszego redakcyjnego kolegi, Macieja Gierszewskiego. Nakładem wydawnictwa Ważka ukazało się "Moje życie z Dżejmsem" - zbiór prawie stu krótkich i bardzo krótkich opowiadań, w których autor opisuje codzienne i niecodzienne przygody, na jakie jest narażony każdy właściciel miauczącego pupila, w którym człowiek odgrywa jedynie poślednią rolę. Dopełnieniem tekstu są ilustracje narysowane przez Kirę Pietrek oraz Macieja Czapiewskiego, a dodatkowym smaczkiem są premierowe wiersze Marty Podgórnik, Krzysztofa Gryki oraz Tomasza Majerana. Książkę w cenie promocyjnej, można kupić w sklepie internetowym wydawcy.  (KO)

Kilka informacji na koniec. W piątkowym Tygodniku Kulturalnym, goście raczej skrytykowali najnowszą odsłonę "Ligi Niezwykłych Dżentelmenów" i mocno chwalili "Logikomiks". Nawet Jacek Wakar, gość który zawsze ma nietęgą miną, kiedy rozmawiają o komiksie (za co m.in. nigdy go nie lubiłem), pochwalił greckie arcydzieło. Zebrani w studio też zauważyli, że w końcu Wakar przekonał się do komiksu i wręcz wyśmiali jego poprzednie zdanie o tej dziedzinie sztuki. Musicie to zobaczyć sami. Tymczasem na blogu Karola Kalinowskiego sporo się dzieje. Rozmaici twórcy rysują postaci z komiksów KRLa. Na portalu Paradoks pojawił się już jakiś czas temu wywiad z Grzegorzem Rosińskim. Nie byłoby w tym nic niezwykłego, gdyby nie fakt, że przeprowadzający wywiad Michał Chudoliński naciskał na popularnego Grzesia, zadając pytania w stylu "Czyżby dla Pana „Thorgal" był tylko czystym biznesem?". Ponadto dowiemy się z niego, w jakim kierunku będzie zmierzał kolejny komiks rysowany przez Rosińskiego oraz jego stosunek do bardziej przyziemnych spraw, m.in. stosunku do krytyki oraz poglądu na sztukę. Prawda, że fajny wywiad? To nie koniec męczenia Thorgala. W najnowszym Literadarze Maciej Reputakowski krytykuje Raissę.

Na dziś to już tyle. Czas powrócić do komfortu codziennej rutyny. Do zobaczenie za tydzień!
  (KC)  

piątek, 27 stycznia 2012

#956 - 4000 znaków... Krakowski Festiwal Komiksu, akt pierwszy

Pierwszy Krakowski Festiwal Komiksu był i odbył  się. Kropka. Żadnych docinków na fejsie nie odnotowano. Zabrakło blogowych przepychanek z anonimami, fanowskich fotorelacji na serwisach, wszędobylskiego w komiksowie krytykanctwa. Choć  od imprezy minął już dobry miesiąc, to w komiksowych mediach i okolicach panuje cisza, jak makiem zasiał.  

Troszkę mnie to zdziwiło, bo w wielu miejscach Małopolskie Studio Komiksu mocno wystawiło się na krytykę i szukający dziury w całym mieliby niezłe używanie. Ja czuje się zobowiązany napisać kilka słów, bo w festiwalowy weekend stawiłem się w bibliotece na Rajskiej, żądny komiksowych atrakcji. Poza tym warto poświęcić kilka akapitów Michałowi Jankowskiemu i wszystkim, którzy w organizację KaFKi włożyli niemało przecież wysiłku.  

Przede wszystkim szumne określanie raczkującej, lokalnej imprezki Festiwalem to semantyczne nadużycie i nie widzę tu żadnej potrzeby wydłużania sobie siuraka. Wiem, że krakowskie powietrze robi dobrze na ego, ale znajmy proporcję – festiwal to mamy póki co w Łodzi, a grodowi Kraka daleko jeszcze do Poznania, Warszawy czy Gdańsku. Dobrze, że mamy jakieś podstawy – cieszy, że władze biblioteki łaskawym okiem spoglądają na komiksową inicjatywę i zapewniają odpowiednie warunki do integrowania i działania krakowskiego towarzystwa komiksowego. Ale KaFce daleko jeszcze do miana festiwalu, ponieważ na imprezie nie było niczego, co mogłoby przyciągnąć publiczność większą, niż taka, która niejako z fanowskiego obowiązku stawia się karnie na każdym tego typu evencie. Przy okazji opolskiej „Operacji komiks” pojawiły się opinie, że nawet dla kilku osób warto organizować komiksowe atrakcje. Nie mogę się z tym zgodzić – robienie konwentów to nie sztuka dla sztuki. Szczególnie w czasach, kiedy organizatorzy lokalnych spotkań stają na głowie i wpadają na naprawdę oryginalne pomysły (multimedialny Komiksofon we Wrocławiu, przesłuchania podejrzanych o zabójstwa polskiego komiksu w Katowicach), aby przyciągnąć jak największą publiczność. Duże festiwale przyciągają duże audytorium dużymi nazwiskami, więc podejście „hej, zróbmy sobie konwent!” niezbyt mnie przekonuje. 

Jeśli Michał  Jankowski chciał sprawdzić czy wystawą zakurzonych prac Dagmary Matuszek, spotkaniem z Rafałem Szłapą, Łukaszem Okólskim czy Wojciechem Birkiem w roli main eventu przyciągnie na Rajską tłumy, to już powinien wiedzieć, że to niemożliwe. Rozumiem, że impreza była dopinana na kilka dni przed jej rozpoczęciem, ale mnie, jako hipotetycznego uczestnika, niewiele to obchodzi. Chcę fajnych, pomysłowych spotkań, prowadzących potrafiących wyciskać ostatnie soki z zaproszonych gości, giełdy z atrakcyjnymi cenami (akurat pod tym względem nie można było narzekać, bo Fankomiks naprawdę miał solidną ofertę) i wystaw nie będących zbiorem przypadkowo zebranych plansz. Z ciekawości poszedłem na Birka, ale spotkanie zostało brutalnie zarżnięte przez prowadzącego, który pozwolił rozwodzić się tłumaczowi „Thorgala” nad meandrami przygotowań metodologii do definiowania pojęcia „komiks” (z kolorowymi tabelkami i pełną bibliografią – serio, serio!) w swojej pracy doktorskiej. Birek potrafi ciekawie opowiadać o komiksie, a akademickie podejście nie musi być nudne, ale mielenie w nieskończoność istoty komiksowości jest zwyczajnie nudne. Do cholery, trzeba było zaprosić story-artowców z „Ha!artu” i na pewno byłoby ciekawiej! Żałuję również, że zamiast cmokać na „Corto” nikomu nie chciało się przycisnąć Andrzeja Rabendy i pociągnąć Post za język w kilku kwestiach.
To oczywiście tylko moje subiektywne wrażenia, ale jeśli mierzyć sukces imprezy ilością rozplotkowanych osób na papierosku, a więc jednym z najważniejszych konwentowych wskaźników, to KaFKa wypada bardzo blado. W bibliotece nie było ruchu, panowała wręcz grobowa atmosfera, wszyscy sennie snuli się po giełdzie/wystawie/sali konferencyjnej jakoś tak bez przekonania. I to jest mój największy zarzut wobec festiwalu – brakowało w nim komiksowej zajawki, energii, którą w tych ciężkich czasach ładuje się akumulatory będąc w Łodzi czy Warszawie. 

Rozumiem, że pierwsza edycja Krakowskiego Festiwalu Komiksowego była przetarciem przed kolejnymi, niezbędnym, aby zebrać doświadczenia, które w niedalekiej przyszłości mają procentować, ale MSK w tym roku po prostu za bardzo się pośpieszyło. Miałem takie niemiłe uczucie, że zrobiono tę imprezę tylko po to, żeby odhaczyć kolejny zrealizowany projekt. To zarzut, który zresztą tyczy się większości działań Studia. Oprócz tego, że siłami wydawców i darczyńców potrafiła przygotować dość zasobny księgozbiór, niewiele potrafi zaproponować komiksowemu czytelnikowi z Krakowa. Z chęcią odszczekam te słowa za rok, kiedy pojawię się na drugim Komiksowym Krakowie, zwabiony naprawdę ciekawymi punktami programu, interesującymi gośćmi i pomysłowymi wystawami. I oby tak właśnie się stało.

czwartek, 26 stycznia 2012

#955 - "Druga Fala" Nowej 52 w DC Comics

DC Comics wprowadza pierwsze korekty w Nowej 52 - sześć serii wytrzymało na rynku jedynie przez osiem miesięcy. "Mister Terrific", "Static Shock", "O.M.A.C.", "Hawk And Dove", "Blackhawks" i "Men Of War" zostaną skasowane w maju, a na ich miejsce pojawi się sześć nowych on-goingów. Oczywiście bohaterowie tych serii pozostaną w DCU i będą przewijać się w innych tytułach, ale ich własne projekty nie znalazły uznania w oczach czytelników, na tyle by móc utrzymać się na zatłoczonym, amerykańskim rynku.

Powód jest prosty - serie sprzedawały się poniżej progu opłacalności, który dla DC wynosi 20 tysięcy egzemplarzy. I Dan DiDio ma gotowe alibi na zarzuty o zamknięciu tych serii, które wprowadzały nieco różnorodności w komiksowym uniwersum zdominowanym przez białych mężczyzn. Pozbawieni swoich tytułów czarnoskórzy Mister Terrific i Static Shock pozostawili na placu boju jedynie Batwinga. Do tej samej szufladki można również włożyć "O.M.A.C.a", który ma azjatyckie korzenie, choć wydawało się, że DC jednak nie ruszy ulubionej zabawki DiDio, cieszącej się w dodatku niezłym przyjęciem wśród krytyki. Sporym zaskoczeniem jest skasowanie "Hawk And Dove", bo tytuł radził sobie na rynku lepiej, niż choćby "Captain Atom". Co więcej - Rob Liefeld, oprócz tego, że zajmował się rysunkami, miał przejąć również pałeczkę scenarzysty od Sterlinga Gatesa. Dano więc wyraźny sygnał, że są długofalowe plany, co do tej serii. Podobne wrażenie można było odnieść również w przypadku "Statica" - pod wodzą Marca Bernardia seria miał obrać nowy kurs. Podobnych wątpliwości nie można mieć w przypadku dwóch ostatnich tytułów. Jednym z najbardziej zaskakujących ruchów DC w ramach rebootu było przywrócenie komiksu wojennego w postaci "Blackhawks" i "Men of War" - niestety oba sprzedały się zdecydowanie najsłabiej z całej oferty, ale one akurat zostaną zastąpione seriami o podobnym profilu. Także dlatego, że DC chce zatrzymać przy sobie prawa do klasycznych, acz nieco zapomnianych tytułów.

Podejmująca tematykę wojenną seria "G.I. Combat" będzie trochę przypominała antologię - na jej łamach będzie można przeczytać klasyczne historie spod szyldu "The War That Time Forgot" w wykonaniu J.T. Krula i Ariela Olivettiego, pojawi się nowe wcielenie "The Unknown Soldiera" pióra Justina Gray`a, Jimmy`ego Palmiottiego i ołówka Dana Panosiana, a "The Haunted Tank" przygotują John Arcudi i Scott Kolins. Wraz z debiutem "Earth 2" zostaną potwierdzone pogłoski o tym, że w nowym DCU znajdzie się miejsce dla klasycznych herosów DC ze Złotego Wieku. Jednak seria pisana przez Jamesa Robinsona z rysunkami Nicoli Scott skupi się nie tylko na Justice Society of America, ale na całym, równoległym świecie. Jeden z architektów Nowej 52, Bob Harras, wśród najważniejszych celów stawianych przed tytułami Drugiej Fali, stawia budowanie nowego świata. I "Earth 2" jest elementem takiego właśnie myślenia. W szóstce nowych tytułów znajdzie się również miejsce dla Power Girl, która wraz z Huntress będzie bohaterką on-goinga "World Finest" tworzonego przez Paula Levitza, George`a Pereza i Kevina Maguire`a. Pochodzące z Ziemi-2 postacie z jakichś przyczyn znalazły się w nowym DCU i poszukują drogi do swojego macierzystego świata. Natomiast "The Ravagers" wykłuło się niejako z wątków obecnych na łamach "Teen Titans" i "Superboy`a". Komiks pisany będzie przez kolejnego z weteranów lat dziewięćdziesiątych Howarda Mackiego (pamiętacie jego "Akty zemsty"?), a oprawą wizualną zajmie się Ian Churchill. Oczekiwanej kontynuacji doczeka się "Batman Incorporated", w który międzynarodowa organizacja kierowana przez Bruce`a Wayne`a będzie musiała zmierzyć się z przywódcą organizacji zwanej Leviathan, którego tożsamość właśnie została ujawniona. Wielka epopeja Granta Morrisona trwa dalej, a regularnym rysownikiem serii zostanie Chris Burnham.

Najciekawiej zapowiadającym się tytułem Drugiej Fali jest "Dial H", którego autorem będzie przymierzany w połowie 2010 roku do pisania nowej wersji "Swamp Thinga" China Mieville. Znany pisarz wraz z artystą Mateusem Santoluoco odświeży klasyczny koncept, w którym zwykły człowiek wybierając na telefonie konkretny numer staje się obdarzonym niezwykłymi mocami superbohaterem, ale tylko na jeden tydzień. Z jednej strony Mieville chce się skupić na psychologicznym aspekcie takiego wydarzenia, a z drugiej odczuwa dziecięcą radość w wymyślaniu nowych superherosów. To nie pierwsza próba odnowienia serii, która debiutowała w latach sześćdziesiątych – J.M. Straczynski odkurzył go w "Brave and Bold", a "H.E.R.O.", jako samodzielna seria, pojawiła się na krótko w 2003 roku. "Dial H" bardzo dobrze pasuje do linii Vertigo, ale będzie należeć do głównego uniwersum. Co ciekawe, on-going będzie edytowany właśnie przez Karen Beger, opiekującą się tytułami przyprawiającymi o zawrót głowy.

Pomimo zamknięcia "Hawk And Dove", rola Roba Liefelda w DC Comics znacznie wzrośnie. Przejmie po scenarzyście Kyle`u Higginsie i artyście Joe Bennecie prowadzenie on-goinga "Deathstroke", zajmie się scenariuszem do "The Savage Hawkmana" i "Griftera", zastępując odpowiednio Tony`ego S. Daniela i Nathana Edmondsona. Przejęcie wszystkich trzech tytułów nastąpi w maju. I to, w jaki sposób "jeden z najważniejszych artystów, który pomógł na nowo zdefiniować całą komiksową generację", reklamuje swoje plany wobec Slade`a, Cartera i Cole`a, z miejsca mnie odpychają. "Deathstroke kontra Lobo - będzie jatka!", "walka Griftera z Deamonitami w kosmicznej skali!", "Hawkman w śmiertelnym pojedynku na drugim końcu galaktyki!". Widać, że zarząd DC silnie promuje jednego z najbardziej nieudolnych rysowników, który przez bite dwadzieścia lat nie opanował trudnej techniki rysowania stóp, a ludzka anatomia to dla niego terra incognita. Ale wiadomo, że Liefeld ma w Stanach silny fan-base, który bierze z połykiem wszystko, co tylko wyjdzie spod ręki tego "wybitnego" komiksiarza.

wtorek, 24 stycznia 2012

#954 - Trans-Atlantyk 172

Informacje o zmianie logo wydawnictwa DC Comics trafiła na jedynki właściwie wszystkich amerykańskich serwisów komiksowych, które wałkowały temat na wszystkie możliwe strony. Przez zagraniczne fora przetoczyła się fala kontrowersji, jakoby nowe logo drugiego największego komiksowego edytora było cokolwiek niezbyt eleganckie. BleedingCool jak zwykle jako pierwsze wiedziało, co w trawie piszczy, a przy okazji przedstawiło PEŁNĄ listę trademarków DC. Czy nowy symbol wydawnictwa Batmana i Supermana podoba się lub nie, to kwestia estetycznych upodobań - skargi i zażalenia można wysyłać na adres Fast Media, którzy opracowali owy znaczek. Ważne, że pijarowo zmiana loga okazała się sporym sukcesem. A jeszcze ważniejsze jest to, że nowy logotyp świetnie prezentuje się w formie animowanej, która pewnie przyozdobi cyfrowe wersje komiksów i w dodatku będzie dopasowana do konkretnego tytułu. I tak będzie logo w wersji batmanowej, flashowej, green-lanternowej, a także... watchmenowej, która jak wiadomo nigdy nie powinna powstać.

Ta historia jest zbyt niesamowita, aby być prawdziwą, ale zdarzyła się naprawdę. W 1975 roku prawa do ekranizacji przygód Black Widow i Daredevila prosto od Stan Lee kupiła ówczesna żona Davida Bowiego, Angela. Kinematografia miała być dla niej szansą na wyjście z cienia swojego męża i przymierzał się do realizacji filmowego "DD". Do roli Śmiałka przymierzano Bena Carruthersa (znanego między innymi z "Parszywej Dwunastki"), Angela Bowie miała wcielić się w postać Czarnej Wdowy, a kostiumami miała zająć się Natasha Kornikoff, ta sama która wykonała strój Ziggy`ego Stardusta. Na kilku zdjęciach można zobaczyć Angelę w stroju Czarnej Wdowy bliskim swojemu komiksowemu oryginałowi i Bena z pomalowaną na czerwono twarzą. Swoją rolę miałby do zagrania również Bowie. Ubolewam nad tym, że prace nad tym projektem zarzucono - ciekawe jak komiksow-filmowa branża by wyglądał teraz, gdybyśmy w połowie lat siedemdziesiątych dostali obraz jeszcze bardziej odjechany i surrelistyczny, niż pierwszy "Batman" Tima Burton.

Współpraca Roba Liefelda i Roberta Kirkmana przy komiksie "Infinity" zakończyła się bardzo szybko. Seria dobija swojego kresu w listopadzie wraz z numerem czwartym i pomimo zapowiedzi kolejnego zeszytu (ma się ukazać w litym), już teraz wiadomo, że tak się nie stanie. Liefeld narzeka na przydzielonych mu w Skybound inkerów, którzy sprawiają, że jego rysunki nie wyglądają tak, jak powinny. I tak z powodu tych "artystycznych różnic" projekt ambitny projekt dołączył do innych, niedokończonych serii, w których ojciec "Team Youngblood" maczał palce. Kirkman na razie nie skomentował decyzji swojego współpracownika, ale mówi się, że wcale nie poszło kwestie artystyczne tylko o pieniądze. "Infinity" sprzedawał się po prostu słabo. Inna sprawa Kirkman ma ręce pełne roboty przy serialowych "Żywych Trupach", a Liefeld mocniej zaangażował się w Nową 52 - z takiej perspektywy czasu robienie mini-serii/on-goinga, który nie przynosi spodziewanych zysków można uznać za marnowanie cennego czasu, który powinno się poświęcić na ważniejsze projekty.

W zeszłym roku w Sn Diego wydawnictwo IDW Publishing zapowiadało odświeżenie "Popeye`a". Zajadający się szpinakiem marynarz zawsze skory do bójki powróci już w kwietniu, a jego nowe przygody przygotuje Roger Langridge. Scenarzysta pochodzący z Nowej Zelandii jest jednym z najlepszych specjalistów od komiksu humorystycznego za Oceanem, który swoją renomę zawdzięcza autorskiemu "Snarked!", mini-serii "Thor: The Mighty Avenger" i on-goingowi "The Muppet Show Comic Book" dla Boom! Studios. Langridge`a i rysownika Bruce Ozella czeka bardzo trudne zadanie - jak odświeżyć komiks tak archaiczny (przypomnijmy, Popeye debiutował w "Thimble Theatre" w 1929, jako strip), jednocześnie nie zatracając jego ducha? Czy dzisiaj cały ten wizerunek marynarza nie jest zbyt staroświecki, a humor oparty na slapstickowych dowcipach wciąż będzie bawił? Uwielbiający Popeye`a Langridge jest przekonany, że właśnie tak będzie.

Inną serią, która dostanie swoją drugą szansę będzie The Shadow. Klasyczny, pulpowy bohater będzie wydawany przez Dynamite Entertainment i już wiadomo, że autorami serii startującej w kwietniu oprócz rysownika Aarona Campbella oraz Alexa Rossa, Johna Cassaday`a, Jae Lee i Howarda Chaykina, którzy przygotują komplet coverów, będzie sam Garth Ennis! Jest to jak najbardziej trafny wybór. Mając w pamięci to, co irlandzki scenarzysta zrobił z Punisherem, można liczyć, że Cień w swoim nowoczesnym ujęciu będzie taki, jaki powinien być, jako rasowy anty-bohater w stylu noir - nie bojący się epatować brutalnością, utrzymany w mrocznym i niepokojącym klimacie. Sam Ennis przyznaj, że Shadow jest jednym z niewielu bohaterów, których chciał pisać i miał przeczucie, że będzie miał taką okazję. Wcześniej czy później.

Wszystkim marzącym o karierze komiksowej za Oceanem polecam ten fragment wywiadu z Arielem Olivettim. Całkiem znanym rysownikiem pochodzącym z Argentyny, który ma w swojej bibliografii takie pozycje, jak "Batman: Legends of the Dark Knight", "Cable" vol. 2 czy "Punisher War Journal" vol. 2. Olivetii o swojej współpracy z Marvelem opowiada w następujący sposób - podczas pracy nad "Iron-Manem 2.0", kiedy seria stała się tie-inem do "Fear Itself" wszystko poszło w diabły. Scenarzysta prowadzący serię w wziął ślub zostawiając niedokończone wątki, a pisarz który przejął pałeczkę "był jeszcze gorszy". Potem nie było wcale lepiej - pracując nad przedostatnim numerem Olivetti mógł narysować tylko dziesięć stron i ani kadru więcej, bo czekał kolejną na część skryptu. Sytuacja powtórzyła się w ostatnim zeszycie serii - scenarzysta znowu zawalił termin i rysownik w ciągu pięciu dni musiał przygotować pięć stron. Efekt, pomimo pomocy innego artysty, jest katastrofalny. Koniec końców twórca, który podpisał ekskluzywny kontrakt z Marvelem zaczął pracować dla DC Comics(będzie rysował nowego on-goinga "GI Combat"). A co na to przedstawiciele Marvela?  Redaktor "I-M 2.0" Alejandro Arbona, podobnie jak zarząd Domu Pomysłów, odmówili komentarza. Nick Spencer również.

I na deser - fantastyczny maszap Hellboy`a i Fisztaszków (po więcej klikajcie tutaj):

sobota, 21 stycznia 2012

#953 - Komix-Express 123

Polscy komiksiarze z dużym animuszem weszli w 2012 rok. Już 29 lutego do sprzedaży trafi drugi zeszyt "Białego Orła", w którym tytułowy bohater zmierzy się z mieszkającym w podziemiach warszawskiego Dworca Centralnego stworem. Z obozu Kultury Gniewu dochodzą wieści, że nad nowym albumem pracuje Marek Lachowicz. Powróci nie tylko Człowiek Parówka, Gang Wąsaczy, ale również ulubieńcy publiczności - Grand Banda. Mariusz Zawadzki w pocie czoła pracuje nad web-komiksem "PrzeMocarki". "Będą walki w kisielu i fruwająca bielizna, będą krótkie spódniczki i cycki. Dużo cycków!" - czegóż można chcieć więcej? Dzieje się na Śląsku, ale dzieje się też w Warszawie. O tym, że "Byle do piątku trzynastego" Sztybora i Jaszcza będzie zebrane w osobnym tomie pisaliśmy już w zeszłym tygodniu, a w tym Piotr Nowacki zdradził, że w komiks swoimi grafikami upstrzą goście: Marek Oleksicki, Kamil Kochański, Michał Śledziński, Marcin Ponomarew, Karol Kalinowski, Wojciech Stefaniec i... Przemek Truściński. Komiks będzie miał swoją premierę wraz z pierwszym numerem "Tricepsa" i ostatnim zeszytem "Kartonu" na imprezie "Premiery Roku". Odbędzie się ona w warszawskiej Białej Kartce, na Emilii Plater 9/11. Oby tylko chłopaki z ATY wcześnie skończyli balować i brali się za opracowywanie "Szkicownika" Śledzia, bo po zdjęciach widać, że czeka ich huk roboty. (KO)

Egmont wprowadza na rynek dwie nowe superbohaterskie serie z Marvela. Wydawane w formacie zeszytowym, w masowym nakładzie, w przystępnej cenie, dostępne w każdym kiosku. Tylko fakt, że są to wersje przeznaczone dla dzieciaków rozczaruje garstkę fanów superhero w naszym kraju. Pierwszy numer "Avengers: Marvel Super Heroes" (cena: 7.99 zł, nakład: 50 tysięcy) zadebiutował na rynku 10 stycznia. W magazynie wprowadzającym do świata Marvela oprócz komiksów znajdą się również liczne konkursy oraz zagadki, wśród których są labirynty, dopasowywanie cieni, quizy czy wycinanki-składanki. Nie braknie również obowiązkowego gadżetu. Drugim tytułem skierowanym do podobnej grupy wiekowej (chłopcy do 8 lat) będzie miesięcznik "Marvel. Misje Specjalne" (cena: 7.99 zł, nakład: 50 tysięcy). W periodyku znajdą się zadania dla młodych bohaterów, takie jak strony do kolorowania, wyklejania, a także prace, których celem jest wymyślenie nowej historii bądź opowiedzenie zdarzenia poznanego na kartkach pisma. W roli dodatku pojawią się naklejki, plakaty i zabawka. (KO) 

Mateusz Skutnik został po raz kolejny nominowany do nagrody Sztormu Roku 2011 w kategorii literatura. Autor "Blakiego" i "Rewolucji" uznanie kapituły w skład której wchodził między innymi Przemysław Gulda, regularnie piszący o komiksie w trójmiejskiej "Gazecie Wyborczej" docenili album "Na morzu" - cytujać - "kolejny w dorobku tego artysty dowód na to, że znakomicie opanował język komiksu. Skutnik łączy kryminał z metafizyką, w udany sposób dołączając kolejny element do oryginalnego świata, który kreuje w swych pracach od lat". Głosować można poprzez wysłanie smsa z kodem przypisanym nominowanemu artyście (Sztorm.6 w przypadku Skutnika), co kosztuje 1,23 brutto albo przez wypełnienie kuponu z "Gazety". Głosować można do 8 (kupon) i 5 lutego (sms). Reprezentant komiksowa rywalizuje z literatami Stefanem Chwinem i Piotrem Schmandtem. (KO) 

Ale równowaga w traktowaniu komiksu i jego twórców tak, jakby byli piątym kołem u wozu musi zostać zachowana. Cieszymy się z sukcesu Mateusza, a bolejemy nad losami najważniejszego polskiego bohatera lat dziewięćdziesiątych. Kinowa adaptacja "Jeża Jerzego" została wykluczona z plebiscytu Polskich Nagród Filmowych "Orły". Dlaczego? Cytując słowa Izabeli Wójcik, dyrektorki konkursu "W Polskich Nagrodach Filmowych Orły biorą udział polskie filmy fabularne, JERZY JEŻY jest filmem animowanym, dlatego nie został poddany głosowaniu Polskiej Akademii Filmowej”. Fakt smutniejszy tym bardziej, że "JJ" był jednym z niewielu animowanych pełnometrażowych produkcji, która weszła do kin i co więcej - nieźle radziła sobie w polskim box-office - i taka decyzja uderza więc również w środowisko rodzimej animacji. (KO)

Przy okazji podsumowania najważniejszych komiksowych wydarzeń minionego roku, Kuba Jankowski poruszając pewien temat nieopatrznie wywołał wilka z lasu. Na forum Poltera pojawił się pracownik Empiku, który stanął w obronie swojego pracodawcy. Gestem Piłata umył dłonie wskazując na winę hurtowników, u których Empik zamawia komiksy od mniejszych edytorów. Oczywiście dyskusja dobijająca do setnego komentarza bardzo szybko zeszła na domorosłe analizy rynku komiksowego, słabość polskich wydawców, którzy jeśli nie potrafią się dogadać z największą siecią handlującą kulturą w Polsce, powinni stworzyć własny, sprawniej działający kanał dystrybucji, a jeśli nie potrafią - cóż, ich strata. To prawo drapieżnego kapitalizmu, każdy musi się dostosować, inaczej zginie. Dyskusyjną kwestię czy dobra kultury należy jednak traktować nieco inaczej, jak nabiał czy chińskie skarpetki zostawiam nieco z boku, ale czy cała ta afera nie wynikła z tego, że wydawcy nie dostawali pieniędzy za komiksy, które zostały sprzedane w salonach sieci Empik, prawda? A tak chyba ten kapitalizm powinien działać - sprzedając, zarabiam. Ale przyznam, mój nieuczony w tajnikach ekonomii umysł, pogubił się w uczonych wywodach obrońców wolnego rynku i pewnego rynkowego potentata. (KO)

Komiksiarz poukładany, taki który wstaje normalnie (i mało tego idzie!) do pracy, zajmując się w niej tym co kocha, czyli tworzeniem komiksów. Normalnie na etacie nie na jakieś tam zlecenie. Istnieje taki? Maciej Pałka - o nim mowa, tak mocno pracował w 2011 roku, że w końcu dopiął swego i w rok 2012 wszedł z nowymi wyzwaniami w nowej pracy. Od stycznia jako jedyny rysownik w Polsce nie musi martwić się o zlecenia. Po prostu idzie do pracy i rysuje komiksy. Genialnie prawda? Niby tak, ale nic nie jest za darmo. Pracownia Komiksowa to wymagająca bestia. Trzeba rysować, prowadzić warsztaty z nieznającymi nawet Thorgala uczniami, wydawać albumy itd. Ciężka praca. W sieci pojawiły się dwa wywiady z lubelskim twórcą. Raz i dwa. Przeczytajcie uważnie a może dowiecie się, jak zmusić lokalnych, do stworzenia w swoim mieście czegoś na kształt Domu słów - Pracowni Komiksowej. Otwarcie Lubelskiej pracowni komiksu w Izbie Drukarstwa, pod egidą ośrodka "Brama Grodzka - Teatr NN", to wielki sukces lublińskiego lubelskiego komiksu. (KC)

Skoro mowa o Macieju i sukcesie, to mamy jeszcze jedno info. Razem z Karolem Konwerskim (znanym z tego, że "poniżej 2000 egz. nakładu nie schodzi" i z tego, że razem z Mateuszem Skutnikiem wydał w Znaku "Pan Blakiego", którego fragment można znaleźć w podręcznikach do Polskiego), zilustrowali, a raczej wypełnili komiksami książkę naukową z wydawnictwa PWN - "Dzieje nauki Nauki ścisłe i przyrodnicze". Niemal 800 stron w HC, chyba mamy rekord Polskiego Komiksu. Maciej przysłała nam jeden z kadrów, co by trochę ozdobić Komix-Express:


Tymczasem Daniel Grzeszkiewicz zakończył już prace nad "Gedeonem zebranym". Święty czas. Komiks ma się ukazać już 10 lutego i Ważka ma stosunkowo mało czasu, aby wydrukować 120 stron komiksu i dokleić twarda oprawę;-) To jeszcze nic! Pamiętacie aferę z albumem "X2"? Oto Ważka zgodziła się wydać również ten album i w końcu słynny komiks, którego premiera się nie odbyła ujrzy światło dzienne. A oto ostateczna okładka albumu Gedeona, którą ukradliśmy ze strony Ziniola: (KC)

piątek, 20 stycznia 2012

#952 - Podsumowanie podsumowań

Rok 2011 nie był ciężki tylko dla branży komiksowej – było to również ciężki rok dla Kolorowych Zeszytów. Pierwsza połowa roku minęło pod znakiem pożegnań. Musiałem kolejno pożegnać się z Łukaszem Mazurem, Robertem Wyrzykowskim i Januszem Topolnickim (nieco wcześniej zrezygnował Daniel Gizicki), a więc z osobami, z którymi naprawdę zdążyłem się przez ten czas mocno zżyć i w jakiś internetowo-konwentowy sposób zaprzyjaźnić.

Szczególnie zabolało mnie odejście Arcza, który zdecydował zainwestować swoją komiksową energię w działalność oficyny ATY. Przez te kadrowe zawirowania nie udało się zrealizować wszystkiego, co sobie zaplanowaliśmy, ale Kolorowym z jednym kapitanem udało się przetrwać, choć musiały wyhamować. Na szczęście na krótko. Choć już wtedy podniosły się głosy „życzliwych”, że wkrótce podzielimy los innych sieciowych magazynów-efemeryd, które szybko się wypalają. No cóż, jestem typem długodystansowca, który czuje przymus ciągnięcia swoich projektów. Dłużej nawet, niż nakazuje rozsądek. Ale krótko pozostawałem jedynym aktywnym autorem piszącym pod banderą KZ – ubytki wkrótce zostały uzupełnione. Do składu kolejno dołączali Maciej Gierszewski z Kopca Kreta, Krzysztof Ryszard Wojciechowski z Rękopisu znalezionego w Arkham i Marcin Zembrzuski z Komiksów, które som dla dzieci.

Początki nie były łatwe, z wrodzoną sobie elegancją, myliłem imiona nowych kolegów. Chwilę trwało, aż się dotarliśmy, ale po jakimś czasie machina zaczęła funkcjonować sprawnie. A kiedy na pokładzie zjawili się Krzysztof Cuber, bez którego pomocy Komix-Express niechybnie przestałby się ukazywać i Łukasz Gręda, który jest naszym etatowym specjalistą od filmowych adaptacji komiksów, Kolorowe nabrały przyspieszenia. W tym miejscu oczywiście nie sposób wymienić wszystkich, którzy dołożyli cegiełkę gościnnym tekstem, korektą, przydatną uwagą, konstruktywną krytyką czy dobrym słowem. Z tej miejsca – wielkie dzięki! Wy już wiecie, kogo mam na myśli.

Oczywiście zdaje sobie sprawę, że nie wszystko nam wychodziło, że popełnialiśmy błędy, które nie powinny się zdarzyć, że przez mój pośpiech puszczałem głupie literówki, że nasze weekendowe cykle zaliczały obsuwy. Oprawa graficzna często kulała (Arczu – wracaj!). Cóż, nie mam zbyt wiele na swoje usprawiedliwienie – mogę powiedzieć tylko tyle, że czasem stawiam sobie zbyt duże wymagania. Daleko jeszcze do tego, czym chciałbym, aby Kolorowe się stały. Co gorsza boję się, że już nigdy nie będzie mi dane zrealizować swoje mocarstwowe plany. Niestety, życie robi swoje. W 2012 roku będziemy chcieli się skupić na regularnych aktualizacjach i pisaniu ciekawych tekstów. Oprócz tego chcielibyśmy jakoś godnie uczcić jubileusz 1000 wpisu i zabrać się zmianę graficznego designu strony, poprawić kilka niedoróbek. Niby niewiele, a jednak dużo.

Jedno jest pewne – przynajmniej przez ten 2012 nigdzie się nie wybieram. Pisanie na Kolorowe, a także w ogóle pisanie o komiksach (w tamtym roku zaliczyłem swoje debiuty na Gildii, Alei, Polterze, KZecie i jeszcze kilka innych, o których w tym miejscu nie wypada wspominać) weszło mi w krew. Trudno jest mi wyobrazić sobie życie bez tego. Zatem – czytajcie, lubcie, komentujcie, krytykujcie i przede wszystkim kupujcie komiksy!

PS.: dla leniwych w jednym miejscu zebrałem wszystkie tekstu dotyczące podsumowań minionego rok:

Najlepsze z najlepszych w 2011
30 komiksów z 2011
Rok dziennikarzy: subiektywne podsumowanie 2011 w kinie
Rok 2011 według wydawców
Rok 2011 z perspektywy satelitów
Rok 2011 zdaniem krytyków (część druga)
Rok 2011 zdaniem krytyków (część pierwsza)
Rok 2011 okiem twórców (część druga)
Rok 2011 okiem twórców (część pierwsza)

czwartek, 19 stycznia 2012

#951 - Najlepsze z najlepszych w 2011

Nigdy w przeciągu roku nie przeczytałem tak niewiele komiksów, jak w 2011. Oprócz tego, że produkcja komiksowa się zmniejszyła, to mój budżet w wyniku ogólnej recesji gospodarczej bardzo się skurczył. Do ostatniej chwili starałem się nadrobić moje lekturowe braki i dlatego moje podsumowanie ukazuje się stosunkowo późno w tym roku. Żegnam 2011 w poczuciu, że kilka albumów, które byłem zmuszony sobie odpuścić, mogło namieszać w moim zestawieniu.

Ale nawet Pomimo tego wyjątkowo trudno było mi wytypować finałową dziesiątkę. Choć komiksów ukazuje się mniej, to wydawcy wciąż mogą przebierać wśród naprawdę wyśmienitych pozycji i w tym roku czytelnik miał w czym wybierać (jeśli tylko posiadał odpowiednio zasobny portfel). Trudno dyskutować z wybitnością takich pozycji, jak „Fistaszki”, „Tintin”, „Corto Maltese”, nie sposób nie doceniać geniuszu Alana Moore`a, Willa Eisnera (który jednak do ostatecznej selekcji się nie załapał), Enkiego Bilala (choć spotkałem się z niesłusznie marudzącymi na „Julię i Roema”). Z takimi tuzami naprawdę ciężko konkurować polskim twórcom i w roku, w którym mocniej doceniłem światową klasykę, muszę choć wspomnieć o czterech absolutnie fantastycznych rodzimych produkcjach (a właściwie pięciu). „Rewolucjami na morzu” Mateusza Skutnika i Jerzego Szyłaka, „Szelkami” Jerzego Szyłaka i Wojciecha Stefańca, „Czasem” Grzegorza Janusza i Marcina Podolca oraz „La Masakrą” i „Szkicownikiem” Karola Kalinowskiego polski komiks stoi. I trzyma się naprawdę dobrze, spokojnie mieszczący się w Top 20 za 2011.

I jeszcze kilka uwag formalnych. Zwyczajowo nie uwzględniałem wznowień i dlatego na mojej liście nie ma „Funky`ego Kovala”, „Mausa” i „Osiedla Swoboda”. W swoich wyborach zawsze silę się na obiektywizm, starając się dobierać pozycje najbardziej znaczące, wartościowe istotne z różnych względów, choć niekiedy kieruje się moim „lubstwem” przedkładając jedne pozycje, nad drugie. Pewnie gdybym układał taką listę za rok, kolejność byłaby inna. Tak czy siak myślę, że wyszło mi całkiem niezłe podsumowanie 2011 roku.

10) „Hiroszima 1945 (Bosonogi Gen)” (Keiji Nakazawa, Waneko, JAP, 05/2011, 29.99 zł)
W tym miejscu równie dobrze mogłem umieścić „Pluto”, ale ta znakomita seria od Hanami spotkała się ze świetnym przyjęciem przez czytelników. A o „Bosonogim Genie” od czasów jego premiery nie słyszy się zbyt dużo i mało pamięta. A szkoda, bo to z różnych przyczyn bardzo ważny komiks, któremu naprawdę warto się bliżej przyjrzeć. Opowieść Keijiego Nakazawy o nuklearnej zagładzie Hiroszimy często porównywana jest do „Mausa” i choć na pewnej płaszczyźnie jest to trafne porównanie – bo też jest autobiograficzna opowieść o niewysłowionej tragedii – wyrządza „Genowi” sporą krzywdę. Bo to po prostu inny komiks jest. W 2011 roku ukazał się ostatni tom, ale moje wyróżnienie dotyczy całej, trzymającej jednak różny poziom, serii. (recenzja)

09) „Pozdrowienia z Serbii” (Aleksandar Zograf, Centrala, USA/EU, 06/2011, 42 zł)
Czyli oniryczna podróż do świata ogarniętego wojną, przefiltrowaną przez oryginalną estetykę komiksową i niezwykłą wyobraźnię Aleksandara Zografa. Bez dokumentalnego zacięcia, bez pouczającego tonu, bez oskarżania tych i tamtych – to czysta wojenna (i powojenna) groza zwyczajnej egzystencji. Odwołując się do szkoły amerykańskiego undergroundu Roberta Crumba i Arta Spiegelmana Zograf balansuje na granicy fantasmagorycznego snu i przerażającej jawy portretując jeden z najbardziej groteskowych konfliktów ostatnich lat. (recenzja)

08) „Julia i Roem” (Enki Bilal, Egmont, EU, 07/2011, 79,99 zł)
Enki Bilal udowadnia krytykom, że „Tetralogia Potwora” nie była smutnym uwieńczeniem jego pięknej komiksowej kariery, ale ślepym zaułkiem, w który zabrnął, rozglądnął się, a potem wrócił na właściwe tory. Zeszłoroczne „Animal`z” i tegoroczna „Julia i Roem” wyznaczają nowy etap w twórczości jednego z najważniejszych artystów komiksowych naszych czasów. W odmalowanej niezwykle finezyjną, choć ascetyczną kreskę scenerii postapokaliptycznej science-fiction dotyka aktualnych problemów i odwiecznych dylematów. Pisząc o ekologii i literaturze, sztuce i naturze nie mówi może nic nowego i oryginalnego, ale nie popada w banał. A do tego opowiada naprawdę piękną historię. (recenzja)

07) „Uzumaki” (Junji Ito, JPF, JAP, 6/2011, 59.85 zł)
Strasznie komiksem to trudna sztuka, ale Junjiemu Ito się to wspaniale udaje. „Uzumaki” stanowi koronny dowód jak można stworzyć horror (prawie) doskonały. W grubym, liczącym ponad sześćset stron albumie powoli budowana jest atmosfera niepojętej grozy rodzącej się w małym, prowincjonalnym miasteczku. Brzmi banalnie, ale wykonanie przyprawia o prawdziwe ciary. Przy okazji Ito pokazuje, jak wielkie możliwości drzemią jeszcze w komiksowym medium i jak przy odpowiednich możliwościach można wykorzystać siłę opowiadania obrazem. (recenzja, recenzja, recenzja)

06) „Stuck Rubber Baby” (Howard Cruse, Centrala, USA, 07/2011, 51.50 zł)
Kolejna z wielkich, amerykańskich autobiograficznych powieść graficznych traktujących o budzącej się seksualności trafiła do Polski. I choć nie jest to rozmiar absolutnie genialnego „Fun Home” czy „Blankets”, „Stuck Rubber Baby” wciąż pozostaje pozycją godną zainteresowania. Howard Cruse w prawdziwie mistrzowski sposób sportretował społeczne nastroje amerykańskich przemian obyczajowych, a w historię o walce czarnoskórych o swoje prawa, wplótł swoją własną homoseksualną narrację. (recenzja)

05) „Przygody Tintina” (Herge, Egmont, EU, 10/2011, 49.99 zł)
Egmontowi wreszcie udało się doprowadzić dzieło wydawania jednego z najważniejszych komiksów w historii do końca. Im więcej „Tintina” czytam, tym bardziej zachwycam się nad jego genialnością i dochodzę do wniosku, jak wiele najwybitniejsi współcześni twórcy zawdzięczają Herge`owi i przygodom pewnego wścibskiego reportera. Nie wiem czy bez tej dwójki twórczość Jasona Lutesa i Setha, przyznających się otwarcie do herge`owskich inspiracji, wyglądałaby, jak wygląda i czy w ogóle byłaby możliwa. Ale „Przygody Tintina” to nie tylko podręcznik, jak należy opowiadać za pomocą obrazów, ale także (a może przede wszystkim) świetna, momentami kontrowersyjna, będąca świadectwem pewnej epoki, opowieść przygodowa.

04) „Corto Maltese: Złoty dom w Samarkandzie” (Huro Pratt, Post, EU, 04/2011, 36 zł)
Corto, jak to Corto – premiera każdego kolejnego tom to duże wydarzenie. I nie dlatego, że Post wydaje tak rzadko komiksy, tylko dlatego, że Hugo Pratt to absolutnie genialny twórca. W swojej kolejnej przygodzie Corto znowu wikła się w niezłą historyczną kabałę, która miała miejsce, kiedy formowało się nowoczesne państwo tureckie. Powraca Rasputin, pojawia się sobowtór głównego bohatera, a wszystkich zabawiają szaleni, acz dystyngowani Anglicy. Ale „Złoty dom w Samarkandzie” to nie tylko pełna niebezpieczeństw przygoda w egzotycznej, dalekiej krainie, bo Pratt w intertekstualnych zabawach przecierał szlaki Neilowi Gaimanowi i wielu innym „postmodernistom” komiksowym. „Corto Maltese” jak zwykle zanurzony jest w pysznym literackim sosie, który nie ogranicza się jedynie do pojedynczych mrugnięć i erudycyjnych popisów.

03) „Fistaszki Zebrane” (Charles M. Schulz, Nasza Księgarnia, USA, 5/2011 oraz 10/2011, 64,80 zł)
Właściwie, co roku wyróżniam kolejne tomy „Peanuts” i nic nie wskazuje na to, żeby w przyszłości miał przestać. Nasza Księgarnia z godną podziwu determinacja publikuje kolejne tomy monumentalnego dzieła Charlesa M. Schulza. W tym roku ukazały się dwa albumy „Fistaszków” i myślę, że jest to optymalna dawka – nie za mało, aby czuć niedosyt, ale nie za dużo żeby mieć dość przypadków Charliego Browna i spółki. Na uwagę zasługuje również wysoka jakość edytorska, świetne tłumaczenia. Oby NK tylko na projekcie „Peanuts” nie poprzestała!

02) „Liga Niezwykłych Dżentelmenów: Stulecie - 1969” (Alan Moore i Kevin O`Neill, Egmont, USA, 12/2011, 49.99 zł)
Chyba nigdy nie doczekam się komiksu, w którym Alan Moore mógłby mnie zawieść. I, jak to w kolejnej „Lidze Niezwykłych Dżentelmenów” bywa, mamy efektowną żonglerkę intertekstualnymi nawiązaniami, tkanie własnej (fantastycznej!) opowieści z innych i pokazywanie tym zakutym Amerykanom, jak powinno pisać się komiksy super-hero. Tym razem z Miną, Alanem i Orlandem lądujemy w psychodelicznych latach sześćdziesiątych i o ile nastrój „Ligi” od czasów pierwszej wspólnej przygody się zmienia, tak poziom stale utrzymuje się na wysokim poziomie. Kiedy innym gigantom komiksowym lat osiemdziesiątych zaczyna brakować pary i pomysłów, Moore pozostaje klasą sama w sobie. (recenzja)

01) „Logikomiks - W poszukiwaniu prawdy” (Apostolos Doxiadis, Christos H. Papadimitriou, Alecos Papadatos i Annie Di Donna, W.A.B., EU, 11/2011, 49.90 zł)
Rzutem na taśmę jedna z ostatnich premier 2011 roku z miejsca zdobyła moje serce i okazała się triumfatorem mojego rankingu. Pewnie wielu uzna ten wybór za kontrowersyjny, a ja na przestrzeni lat będą go srodze żałował, ale wspólna praca uczonych (Doxiadis, Papdimitriou) i artystów (Papadatos, Di Donna) zaowocowała niesamowitą opowieścią o Bertrandzie Russelu, ludzkim dążeniu do absolutnego poznania, greckiej tragedii, miłości i życiu, logice i szaleństwie. Full package. Choć nie do końca przekonują mnie formalne udziwnienia i dość prymitywna gra w autoreferencyjność, czy też, jak można to określić bardziej adekwatnym terminem – autotelizm.

Udział wydawców: Egmont – 3 sztuki, Centrala – 2, Post, Waneko, JPF, Nasza Księgarnia, W.A.B. – po 1.
Podział geograficzny: Ameryka – 4, Europa – 4, Japonia – 2.
Koszt całego pakietu (jeden, reprezentacyjny „Tintin” i podwójne „Fistaszki”): 578.81 zł.

W zeszłym roku brakowały mi jakiegoś hiciora na miarę „Osiedla Swoboda” czy „Niedoskonałości” z 2010. Na dobrą sprawę pierwsze trzy pozycje na podium mógłbym ustawić w dowolnej kolejności, a wyróżniłem „Logikomiks”, bo dotyka kwestii, którymi żywo interesuje się od dłuższego czasu. Kolejność reszty jest również w dużej mierze umowna i zależna od mojego aktualnego nastroju. Równa stawka.

Jak będzie kształtowała się moja lista w przyszłym roku? Zapowiedzi są ekscytujące – „Habibi” Craiga Thompsona, „Lost Girls” Alana Moore, „Corto Maltese: Pod znakiem Koziorożca” Hugo Pratta i „Na Szybko Spisane” Śledzia to murowana czwórka kandydatów do tytułu komiksu roku. W czołówce może również namieszać Joann Sfar z „Profesorem Bellem” i „Kotem Rabina”, niespodziewane, ale jakże pożądane pojawienie się „Jimmy`ego Corrigana” Chrisa Ware`a, premiery „Breakdowns” Arta Spiegelmana i „Zapętlenia” Daniela Chmielewskiego. Oj, patrząc na swoje topy, rok 2012 może okazać się jeszcze lepszy od 2011 i 2010!
rym Alan Moore m

środa, 18 stycznia 2012

#950 - 30 komiksów z 2011 roku

Nie bawiąc się w przydługie wstępy chciałbym zaprezentować trzy dziesiątki komiksów z 2011, które w jakiś sposób zrobiły na mnie wrażenie - dobre lub wręcz przeciwnie. Pierwsza dycha to lista najlepszych komiksów zagranicznych, druga - tych stworzonych przez rodzimych autorów. Na ostatniej natomiast znalazły się pozycje, które mnie rozczarowały.


Dziesięć najlepszych komiksów zagranicznych:

1) Howard Cruse (scen. i rys.), „Stuck Rubber Baby”, tłum. Maria Laura Jędrzejowska, Centrala, 2011.
… bo lubię powieści.

2) Junji Ito (scen. i rys.), „Uzumaki: Spirala”, tłum. Paweł Dybała, J.P. Fantastica, 2011.
… bo mnie straszył.

3) Jay Wright (scen. i rys.), „The Lonely Matador”, tłum. Zuzanna Neczyńska, Centrala, 2011.
… bo w prostocie kryje się piękno i na dodatek jest interaktywne.

4) Jean-Jacques Sempé (rys.), „Paryż”, przeł. Maciej Falski, Czuły Barbarzyńca Press, 2011.
… bo kreska mnie uwiodła.

5) Guillaume Bianco (scen. i rys.), „Mglisty Billy #1: Dar ciemnowidzenia”, tłum. Wojciech Prażuch, Wydawnictwo POST, 2011.
… bo koncepcja albumu jest bombowa.

6) Naoki Urasawa i Osamu Tezuka (scen.), Naoki Urasawa (rys.), „Pluto” – seria, tłum. Radosław Bolałek, Hanami, 2011.
… bo roboty pomagają zrozumieć ludzkie emocje.

7) Robin Furth (fabuła), Peter David (scen.), Jae Lee i Richard Isanove (rys.), „Mroczna Wieża #3: Zdrada”, przeł. Zbigniew A. Królicki, Wydawnictwo ALBATROS, 2011.
… bo kolory tła powalają.

8) Jason Lutes (scen. i rys.), „Berlin #2: Miasto dymu”, tłum. Wojciech Góralczyk, Kultura Gniewu, 2011.
… bo historię należy znać.

9) Olivier Jouray (scen.), Jérôme Jouray (rys.), „Lincoln”, tłum. Katarzyna i Małgorzata Sajdakowskie, Mroja Press, 2011.
… bo się ubawiłem.

10) Brian Azzarello (scen.), Lee Bermejo (rys.), „Joker”, tłum. Tomasz Sidorkiewicz, Egmont, 2011.
… bo album jest bardzo spójny.


Przygotowując to zestawienie nie brałem pod uwagę komiksów, które faktycznie trafiły do dystrybucji w roku 2011, jednak w stopce redakcyjnej znajduje się roku 2010. Gdybym tak zrobił, to na liście znalazłyby się jeszcze następujące pozycje:

- Winshluss {właśc. Vincent Paronnaud} (scen. i rys.), „Pinokio”, tłum. Katarzyna Koła, Kultura Gniewu, Warszawa 2010.

- Gerth Ennis (scen.), Chris Weston, Gary Erskine, John Higgins, Dave Gibbons i David Lloyd (rys.), „Opowieści wojenne #1”, tłum. Kamil Tralewski, Mucha Comics, 2010.

- Luca de Santis (scen.), Sara Colaone (rys.), „We Włoszech wszyscy są mężczyznami”, tłum. [brak danych], Centrala, 2010.


Dziesięć najlepszych polskich komiksów:

1) Grzegorz Janusz (scen.), Marcin Podolec (rys.), „Czasem”, Kultura Gniewu, 2011.
… bo historia pozostaje w pamięci, a rysunki są świeże.

2) Jerzy Szyłak (scen.), Wojciech Stefaniec (rys.), „Szelki”, timof i cisi wspólnicy, 2011.
… bo technika malarska świetnie się sprawdziła i Pawluk wyłysiał.

3) Mariusz Zawadzki (scen.), Piotr Zdanowicz (rys.), „Morfium 1/2”, Dom Komiksu, 2011.
… bo wydawnictwo Egmont wykasowało serię z udziałem Johna Constantine’a.

4) Benedykt Szneider (scen. i rys.), „Diefenbach: Zanim wzejdzie świt”, Kultura Gniewu i Studio BX, 2011.
… bo precyzja rysunków daje po czerepie.

5) Projekt „Deus ex Machina”, [różni autorzy], zin, wydany nakładem własnym, 2011
… bo udowodniono, że zin komisowy nie musi brzydki i bez koncepcji.

6) Dominik Szcześniak, Marek Ciepłowski, Rafał Trejnis, Piotr Lubczyński, Mateusz Skutnik, Mateusz Liwiński, Andrzej Śmieciuszewski, Dennis Wojda, Rafał Tomczak, Piotr Machłajewski (scen.), Dominik Szcześniak, Rafał Trejnis, Maciej Pałka, Mateusz Skutnik, Mateusz Liwiński, Andrzej Śmieciuszewski, Rafał Tomczak, Piotr Machłajewski (rys.), „The Very Best OFF The Ziniols: Greatest Hits vol. 1 1998-2005”, Wydawnictwo Ważka, 2011.
… bo klasykę trzeba znać.

7) Karol `KRL` Kalinowski, „Szkicownik”, Wydawnictwo ATY, 2011.
… bo pokazanie warsztatu rysownika, to trafiony pomysł.

8) Edyta `Mei` Bystroń (scen. i rys.), „Historia fabryki”, wydano nakładem własnym autorki, 2011.
… bo autorka posiada nieskrępowaną wyobraźnię.

9) Tomasz Kleszcz (scen. i rys.), „Kamień Przeznaczenia, tom 1”, Wydawnictwo Roberta Zaręby, 2011.
… bo komiks rozrywkowy powinien mieć także swoje miejsce.

10) Maciej Czapiewski (scen. i rys.), „Czarny Pan”, wydano nakładem własnym autora.
… bo czekam na pełnometrażowy album.


Dziesięć największych komiksowych rozczarowań:

1) Corbeyran (scen.), Djillali Defali (rys.), „Assassin’s Creed #1: Desmond”, tłum. Marta Duda-Gryc, Sine Qua Non, 2011.
… bo kwadratowe rysunki i scenariusz do bani.

2) Maciej Parowski i Bogusław Polch (scen.), Bogusław Polch (rys.), „Funky Koval #4: Wrogie przejęcie”, Prószyński Media, 2011.
… bo roztrwoniony został potencjał poprzednich tomów i zostało nic nieznaczące pitu-pitu.

3) Tadeusz Raczkiewicz i Leszek Kaczanowski (scen.), Tadeusz Raczkiewicz (rys.), „Kawaler de Lagardere”, Ongrys, 2011.
… bo archeologia komiksowa nie zawsze jest atrakcyjna.

4) Yves Sente (scen.), Grzegorz Rosiński (rys.), „Thorgal #33: Statek miecz”, przeł. Wojciech Birek, 2011.
… bo została sama woda po kisielu.

5) Enki Bilal (scen. i rys.), „Julia & Roem”, przeł. Wojciech Birek, 2011.
… bo Szekspir napisał tę historię 1000 razy lepiej.

6) Michał Szczęśniak (scen.), Justyna Marcinkiewicz (rys.), „Supermeni”, timof i cisi wspólnicy, 2011.
… bo brakuje spójności.

7) Misza Zasławski (scen.), Askold Akiszyn (rys.), „Mistrz i Małgorzata. Na motywach powieści Michaiła Bułhakowa”, przeł. Paweł Timofiejuk, timof Comics, 2011.
… bo nigdy nie potrafiłem się przekonać do powieści Bułhakowa, a komiks tym bardziej nie pomógł.

8) „Zsyp”, [różni autorzy], zin wydany nakładem własnym, 2011.
… bo idea tego zina mnie nie bawi.

9) Gerth Ennis (scen.), Glenn Fabry (rys.), „Thor: Wikingowie”, tłum. Tomasz Sidorkiewicz, Mucha Comics, 2011.
… bo można było wydać coś ciekawszego, a zombie mnie do siebie przekonały.

10) John Jackson Miller (scen.), Bong Dazo, Brian Ching, Alan Robinson, Joe Pimentel (rys.), „Star Wars: Rycerze Starej Republiki: Oczyszczenie”, przeł. Jacek Drewnowski, Egmont 2011.
… bo już starczy tych historii, znudziły mnie.

Kolejność nie jest przypadkowa. Przygotowując tę listę, nie chciałem przygotować listy „najgorszych komiksów 2011 roku”, a listę komiksów, które mnie nie najbardziej rozczarowały, które, po przeczytaniu, nie spełniły oczekiwań, jakie miałem przed przeczytaniem. Lista jest jak najbardziej subiektywna, nie nosi żadnych znamion obiektywizmu. I nie przedstawia punktu widzenia innych redaktorów Kolorowych Zeszytów.