„Rzymskie wakacje”
stanowią dopełnienie pozostałych dwóch komiksów Jepha Loeba i
Tima Sale`a o Mrocznym Rycerzu. W „Długim Halloween” pojawia się
poboczny wątek związków Seliny Kyle z Rzymianinem i mafijną
rodziną Falcone. Znajduje on swoje rozwiązanie w historii
opowiadającej o podróży kociej włamywaczki do Wiecznego Miasta w
poszukiwaniu swoich korzeni, która rozgrywa się mniej więcej w tym
samym czasie, co „Mroczne Zwycięstwo” (które nakładem Mucha
Comics ukaże się październiku).
Kusi więc możliwość
mówienia o bat-trylogii w wykonaniu duetu Loeb-Sale, ale „When in
Rome” to komiks bardzo różniący się od pozostałych. W
przeciwieństwie do utrzymanych w noirowej stylistyce
gangstersko-superbohaterskich kryminałów w tym przypadku mamy do
czynienia ze znacznie lżejszą i krótszą fabułą. Choć akcja
prowadzona jest w niemniej dynamicznym tempie, niż w „Long
Halloween” czy „Dark Victory”, atmosfera w jest bardziej
wakacyjna, pojawią się elementu romansu, a całość przyprawiona
jest szczyptą erotyki.
Rysunki Tima Sale chyba
nigdy nie wyglądały tak dobrze, jak w „Rzymskich wakacjach”.
Wielokrotna nagradzany statuetkami Eisnera za swoją pracę kolorysta
Dave Stewart wydobywa z nich wszystko, co najlepsze. Praca solidnego,
ale zachowawczego Gregory`ego Wrighta blednie przy tym, co wyczynia
Stewart. Sale w powszechnej opinii uchodzi za jednego z najlepszych
amerykańskich twórców w swoich fachy, ale zaryzykuje twierdzenie,
że może i jest fenomenalnym grafikiem, ale z typowo komiksowym
opowiadaniem obrazem radzi sobie co najwyżej średnio. Przeczytałem
wszystkie tytuły jego autorstwa wydane w Polsce i całą „kolorową”
serię, którą robił dla Marvela i pod względem formalnym
wszystkie te komiksy zrobione są na jedno kopyto. Nie wiem czy jest
to specyfika pracy z Loebem, ale w każdym z nich Sale korzysta z
tych samych chwytów, które widziane w trzecim, piątym i dziesiątym
albumie po prostu nużą. Nie próbuje eksperymentować, nie szuka
nowych rozwiązań. W podobny sposób buduje napięcie, komponuje
kadry i montuje narracje. Jego uwielbienie do całostronnicowych
splaszy, które jakkolwiek są bardzo efektowne i prezentują się
naprawdę pięknie, wpływają (paradoksalnie!) negatywnie na
płynność lektury.
Wydaje mi się, że Sale
trzymając się kurczowo patentów wypracowanych jeszcze w latach
dziewięćdziesiątych zupełnie nie dostrzega, że od tamtego czasu wiele w
tej materii się zmieniło. W porównaniu choćby z wczesnym Bryanem
Hitchem (który ma podobną, efekciarską manierę, choć zupełnie
inny styl) pochodzący z Itheca rysownik, przynajmniej pod względem
narracji wizualnej, wypada dość blado, nie mówiąc już o
zestawieniu z takim Alexem Maleevem. Inna rzecz, że Sale ma
niesamowite wyczucie do okładek. Spod jego ręki wychodzą jedne z
najlepszych komiksowych coverów, jakie dane mi było widzieć i nie
inaczej jest w tym przypadku. Pomysłowe, ascetyczne, doskonale
wykonane, gustowne – bez wątpienia stanowią prawdziwą ozdobę
omawianego albumu.
Chyba jeszcze gorzej rzecz się
ma z fabułą „Rzymskich wakacji”, która wydaje się być
jedynie pretekstem do wizualnych fajerwerków. Komiksowi daleko do
najlepszych prac Loeba, czyli „Długiego Halloween” czy
Spider-Man: Blue”, a bliżej do powszechnie krytykowanych „Batman:
Hush” lub „Superman/Batman: Wrogowie publiczny”. Mnożenie,
często bezsensownych, gościnnych występów, irytujące budowanie
historii od jednego cliffhangera do drugiego, rozczarowujące
zakończenie, tanie, „efekciarskie” chwyty – scenarzysta
popełnia ciągle te same grzechy. Loeba wypada jednak pochwalić za interesujące i w sumie dość głębokie ujęcie Catwoman. Selinie Kyle w jego rękach daleko od
jednowymiarowej femme fatale, ograniczająca się jedynie do prężenia
swoich wdzięków i flirtowania z Batmanem. Doceniam również
odmienne podejście do postaci Riddlera, który w komiksie robi za comic
relief. Sprowadzenie jednego z najciekawszych łotrów Gacka do roli
błazna i źródła slapstickowego humoru pewnie wielu się nie
spodoba, bo i mnie do końca pomysł ten nie przekonuje, ale doceniam
koncept i wykonanie.
Pod względem edytorskim
komiks Loeba i Sale`a wydany zostały w standardzie, do którego
przyzwyczaiła nas Mucha Comics, czyli twarda oprawa i dobrej jakości
kredowy papier o wysokiej gramaturze. Całość okraszona jest paroma
dodatkami w postaci wstępu Marka Chiarello, galerii okładek i kilku szkiców, które dają nam pojęcie o pracy rysownika i kolorysty. Przekład Tomasz Sidorkiewicza czytało się z
przyjemnością. Sięgająca 59 złotych cena – nawet bez zniżek –
wydaje się atrakcyjna. Naprawdę, nie ma się do czego przyczepić!
Fani Batman i miłośnicy
twórczości Tima Sale`a nie mogą przegapić „Rzymskich wakacji”. Z poleceniem tego albumu innym czytelnikom byłbym jednak bardzo ostrożny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz