Autorem poniższego tekstu jest Piotr Lipa. Pierwotnie został on opublikowany na blogu Coś z zupełnie innej beczki.
Z okazji premiery serialu "The Strain" postanowiłem sięgnąć po komiks z tą historią. Jednak aby było śmieszniej został on oparty na książce o tym samym tytule, która z kolei służy za podstawę dla serialu. Zdaję sobie sprawę z tego, że brzmi to dość skomplikowanie, ale nie jest to nic nowego w popkulturze.
Sama historia rozpoczyna się w Rumunii, roku pańskiego 1927. W jakiejś małej wiejskiej chatce babcia opowiada straszną historię swojemu wnukowi o tajemniczym olbrzymie Sardu, który urodził się w pobliskiej wiosce. Był to szlachcic, który urósł do niesamowitych rozmiarów. Górował nad wszystkimi, lecz równocześnie miał niezwykle liche kości, co czyniło go słabym. Na co dzień musiał poruszać się o lasce. Jego ojciec nie mógł znieść jego inwalidztwa i aby zmienić taki stan rzeczy postanowił zabrać syna na wspólne polowanie na wilki. Dlaczego akurat na wilki? Ponieważ zjedzenie wilczego mięsa ponoć dodaje siły. Niestety, na ich drodze stanęła tajemnicza siła, która zabiła wszystkich uczestników polowania za wyjątkiem Sardu. On powrócił odmieniony, a po jakimś czasie z pobliskich wiosek zaczęły ginąć dzieci.
Następnie cała historia przenosi się do czasów współczesnych, a dokładniej na międzynarodowe lotnisko JFK, gdzie stoi tajemniczy Boeing 777. Z załogą samolotu nie można nawiązać żadnego kontaktu, a wszelkie okna są zaciemnione. Centrum Chorób Zakaźnych w Nowym Jorku bojąc się kolejnego ataku terrorystycznego wzywają swojego najlepszego specjalistę Dr. Ephraima Goodweathera do pomocy. Gdy on zjawia się na miejscu, okazuje się że na pokładzie samolotu wszyscy są martwi. Poza czterema osobami. Co ciekawe nie ma żadnych śladów, które mogły by wskazywać na przyczynę zgonów. Główny bohater wraz ze swoim oddziałem musi jak najszybciej wyjaśnić tą zagadkową sprawę, w obawie przed wybuchem epidemii. Wszystko to mocno się komplikuje w momencie pojawienia się tajemniczego starca Abrahama Setrakian, który za całe zło obarcza wampiry.
"The Strain" jest komiksową adaptacją powieściowej trylogii autorstwa Guillermo del Toro i Chucka Hogana, która ukazuje się nakładem Dark Horse Comics. Głównych atutem historii stworzonej przez Davida Lapham (scenariusz) i Mike`a Huddlestone`a (rysunki) są jej bohaterowie. Moim zdaniem to Abraham jest najciekawszy ze wszystkich. Jest on tutaj takim klasycznym odpowiednikiem Van Helsinga z klasycznych opowieści o Drakuli. Mężczyzna w podeszłym wieku, który spędził większość życia na zabijaniu krwiopijców. Ciekawie rozbudowana postać, pochodzenia żydowskiego, mająca na swej drodze przeprawę z hitlerowcami. Aktualnie samotnik, prowadzący mały sklepik gdzieś na Manhattanie i posiadający w jego piwnicy ciekawą kolekcję. Nie jest on wyjątkiem od reguły, ponieważ większość postaci jest tutaj równie interesująca. Gotycki muzyk i idol nastolatków, który jako nieliczny przeżył tajemniczy lot lub inny ocalały będący w związku z bardzo bojaźliwą małżonką. Ciekawie na ich otoczenie wpływa fakt ich przemiany w dzieci nocy. Dzięki czemu seria trochę spuszcza z tonu, co wychodzi jej na dobre.
Właśnie jej drugim plusem jest klimat. Duszna opowieść o wampirach pełna grozy, mroku oraz czasem brutalnych scen. Jednak nie zostało to doprowadzone do przesady, dzięki czemu po skończonej lekturze nie musimy sięgać po antydepresanty. Równocześnie cała fabuła została bardzo dobrze skonstruowana. Akcja przebiega dość sprawnie i czytelnik poznaje dość sporo elementów układanki. Zostało to jednak podane w odpowiedniej ilości, aby nie poczuł się znużony lub zagubiony. Jednak równocześnie po skończonej lekturze ma wrażenie, że jeszcze wiele się przed nim kryje, co tylko potęguje chęć sięgnięcia po kolejne tomy.
Muszę się przyznać, że zaraz po skończeniu lektury czułem lekki niedosyt. Ot, takie zwykłe czytadło jakich jest wiele na naszym rynku. Jednak teraz pisząc ten tekst i analizując cały komiks raz jeszcze, dochodzę do wniosku, iż jest to całkiem przyjemna rozrywkowa seria. Co prawda nie straszy mnie w ogóle, przy czym ja mam z tym problem w obrazkowych historyjkach, jednak liczę na serial. Jemu może się to udać i chyba to jest najlepsza puenta z tego całego tekstu. Mianowicie komiks jest idealną przystawką przed seansem, a del Toro tylko dodatkowo podnosi moje oczekiwania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz