Album Fortuna to trzecia i ostatnia część serialu "Za Imperium" autorstwa pary francuskich twórców: Merwana Chabane i Bastiena Vivèsa. Oba poprzednie tomy – "Honor" oraz "Kobiety" – zbierały bardzo pozytywne recenzje. Zwracano uwagę na prostą a atrakcyjną, pseudohistoryczną fabułę, na którą składał się marsz rzymskich legionistów poza granicie znane Imperium. Przez ponad 100 stron towarzyszyliśmy oddziałowi wyborowych żołnierzy pod dowództwem doświadczonego i nieugiętego Glorima Cortisa, który ślepo wypełniał misję powierzoną mu przez Cesarza.
Czytelnicy niecierpliwie oczekiwali rozwiązania fabuły. Oczywiście, można się było domyślać, że ekspedycja w końcu dotrze do kresu: wyjdzie poza granice znanych map i odkryje jakiś Nowy Świat, który będzie można podbić, zdobyć i zasiedlić w imieniu Imperatora. I ostatecznie, umęczony tułaczką, oddział Glorima, trafia prastarego miasta należącego do rasy wysoko rozwiniętych gigantów. Jednakże miasto barbarzyńców jest niezamieszkałe. Jeśli była to stolica wrażego królestwa, jej świetność dawno zgasła, teraz nie ma tu już nic, jedynie ruiny porośnięte krzewami i karłowatymi drzewami. Nie ma z kim walczyć, nie ma czego plądrować. Kolejny raz wśród legionistów szerzy się frustracja i niezadowolenie. A na dodatek zaczyna padać nieustępliwy deszcz.
Przypadkowe odkrycie, dokonane przez Forta, sprowadza ekspedycję do podziemi. Tam odkrywają przeogromną bibliotekę, prawdziwe sanktuarium ksiąg, papirusów oraz map. Byk, z którym walczył Forto oraz podziemia skrywające zdobycze minionej cywilizacji, ukryte w ogromnym labiryncie, przywodzą na myśl mitologicznego Minotaura. Byk-Minotaur był pierwszym, ale nie ostatnim strażnikiem, z którym będą musieli zmierzyć się żołnierze. Ich szeregi zostaną poważnie przetrzebione.
"Fortuna" to całkowicie odmienny album, poprzednie, o czym już wspominałem powyżej, mają pseudohistoryczną fabułę, ten jest jej pozbawiony. Scenarzyści zdecydowali się zrezygnować elementów historycznych na rzecz fantastycznych i symbolicznych. Dla czytelników poprzednich części owa zmiana perspektywy opowieści będzie ogromnym zaskoczeniem. Niektórym pewnie nie się spodoba przemieszanie porządków. W tej części pojawiają się smoki, bohaterzy przeniesieni zostają w pustą przestrzeń, ona zdaje się nie mieć końca, a wybór kierunku, w którą stronę iść, zdaje się nie mieć żadnego znaczenia. Do tego ziemia ożywa, chce pożreć cały oddział – spod wyłażą macki, rozwiera się wielka paszcza, żywe jelita wciągają kolejnych legionistów.
Nasi bohaterzy odbywają swoją podróż jeszcze raz. Ale tym razem w przyspieszonym tempie, jakby na podglądzie. I w odwrotnym kierunku, a właściwie we wszystkich kierunkach naraz. Jeśli w poprzednie tomy były podróżą do źródeł, to tym scenarzyści chcieli pokazać, że wszystko się ze sobą łączy, że nie ma ciągów przyczynowo-skutkowych, że świat jest niczym Uroboros, który bez przerwy pożera samego siebie i odradza się z siebie.
Osobiście czuję się zawiedziony narracyjnym rozwiązaniem zaproponowanym przez Merwana i Vivèsa. To pewnie kwestia oczekiwań. Dałem się nabrać, liczyłem, że po dwóch początkowych tomach panowie nie odlecą w niebywałe fantazmaty, a pozostaną przy sytuacjach prawdopodobnych, możliwych czy ewentualnych. Według mnie poprzez takie rozwiązania narracyjne cała seria traci spójność. Oczywiście zarówno rysunki, jak i kolory, znów na najwyższym poziomie. Ale to stanowczo za mało, abym mógł docenić ten album.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz