Biorąc jakikolwiek
komiks z udziałem Mrocznego Rycerza do rąk z pewnością
zwróciliście uwagę, że gdzieś na początku musi pojawić
się fraza mówiąca o tym, że Batman został stworzony przez Boba
Kane`a. Pojawia się ona nie tylko na łamach zeszytówek i albumów,
ale także w serialach animowanych, grach czy filmach.
I jest tak samo zmyślona, jak kolejna przygoda Batmana.
W obliczu olbrzymiego
sukcesu odniesionego przez komiksy z Supermanem, jak grzyby po deszczu
zaczęły się pojawiać jego mniej lub bardziej udolne podróbki.
Bohater, wymyślony przez Joe`go Schustera i Jerry`ego Siegela, który
zadebiutował 18 kwietnia 1938 roku na łamach pierwszego numeru
„Action Comics” zapoczątkował zupełnie nową epokę w
przemyśle komiksowym. W wydawnictwie National Publications (znanym
później, jako DC Comics) redaktor Vin Sullivan zdawał sobie sprawę, że superbohaterstwo jest w cenie. Zlecił więc Robertowi Kahnowi stworzenie nowego superbohatera, który porwie tłumy
dzieciaków. Twórca komiksowy, używający pseudonimu Bob Kane wymyślił marną kopię Człowieka ze Stali inspirując się szkicami Leonarda da Vinci, kinowym Zorro w wykonaniu Douglasa Fairbanksa i filmem „The Bat” z 1926. Swojego herosa nazwał Bat-manem. Czerwono-niebieski kostium, żółty pas,
niewielka maska na twarzy i nietoperze skrzydła – tak mniej więcej
wyglądał projekt Mrocznego Rycerza wykonany przez Kane. I może dziś tak właśnie wyglądałby Batman, gdyby nie Bill Finger. Pochodzący z Denver
scenarzysta w 1939 roku zajmował się sprzedażą butów na pół
etatu i próbował swoich siła jako pisarz. Z Kane`m poznał się na
imprezie i razem pracowali przy komiksowych stripach „Rusty” i
„Clip Carson”. Finger pisał, Kane ilustrował, ale ich prace
przechodziły bez większego echa.
Kiedy Bill zobaczył
projekt swojego kolegi od razu zaproponował kilka zmian. Uznał, że
czerwony kombinezon jest zbyt wesołkowaty i zupełnie nie pasuje do
postaci, która nazywa się Batman. Wpadł na pomysł, żeby nowy
bohater wyglądał bardziej złowrogo, bardziej mrocznie. Jego
kostium stał się więc ciemniejszy. Finger zaproponował także,
aby zamienić opaskę na maską zakrywającą całą twarz i
dorobić szpiczaste uszy, kojarzące się z nietoperzem. Skrzydła
również nie pasowały. Musiały ustąpić miejsca postrzępionej na
brzegach pelerynie, która podczas biegu lub lotu wyglądałaby
jak skrzydła. I dopiero w ten sposób narodził się Batman, przyszły fenomen kultury masowej i
najbardziej rozpoznawalny superbohater wszech czasów. Zadowolony z projektu Kane ruszył do swojego redaktora. Być może już wtedy wyczuwał potencjał tkwiący w tej postaci i w zamian za
zrzeczenie się praw autorskich miał otrzymywać procent zysków ze
sprzedaży komiksów. Zastrzegł sobie również, że każda komiksowa historia z jego udziałem miała zaczynać się od słów „Batman created by Bob Kane”. Natomiast Fingerowi zaproponował jedynie stałą
umowę na anonimowe pisanie skryptów. Zgodził się.
Przez wiele lat w powszechnej opinii to właśnie Kane`owi przypisywało się wszystkie zasługi w stworzeniu Gacka. On sam nie palił się do dzielenia się zasługami z całym sztabem rysowników i scenarzystów, którzy pracowali razem z nim. Wśród nich był Finger, który miał olbrzymi wkład w kreacje Batmana. To właśnie on wymyślił historię tragicznej przeszłości Bruce`a Wayne`a i motyw wypowiedzenia wojny przestępczości w odwecie za śmierć jego rodziców. To on wpadł na pomysł nastoletniego pomocnika w rajtuzach, który towarzyszył Batmanowi (i niemal podwoił sprzedaż „Detective Comics”). To spod jego ręki wyszedł batmobil, batpies, szalony Bat-Mite, jaskinia nietoperza, nazwa miasta, w którym działał (Gotham) postać komisarza Gordona czy wreszcie miano Mrocznego Rycerza. To wreszcie Finger stworzył galerię łotrów z Catwoman, Riddlerem, Clayface`m i Jokerem na czele. Niemal wszystkie klasyczne motywy w przygodach Batmana zostały więc wymyślone przez twórcę, o któremu całe życie odmawiano udziału w zyskach i uznania na komiksowym rynku. Można powiedzieć, że sam był sobie winien, skoro podpisał niekorzystną dla siebie umowę...
Dziś wkład Billa Fingera w stworzenie Gacka jest tajemnicą poliszynela. Już w latach sześćdziesiątych redaktor Julius Schwartz głosił, że to nie Kane, ale Finger właśnie był autorem „większości klasycznych historii z ostatnich dwóch dekad” i współtwórcą postaci. W 1989 roku Kane oficjalne przyznał, że współtwórcą Batmana był scenarzysta jego pierwszych przygód. Teraz, kiedy mój wieloletni przyjaciel i współpracownik nie żyje muszę przyznać, że Bill nigdy nie otrzymał tego, na co zasłużył - mówił samozwańczy „ojciec Batmana”. Gdybym tylko mógł cofnąć czas... Powiedziałbym mu zanim umrze: „od teraz wszędzie dodam twoje nazwisko. Zasłużyłeś na to”. Za swoje życia Finger doczekał się jeszcze podpisana jego nazwiskiem reprintów jego starszych prac, ale dopiero później w pełni doceniono jego zasługi.
Dziś wkład Billa Fingera w stworzenie Gacka jest tajemnicą poliszynela. Już w latach sześćdziesiątych redaktor Julius Schwartz głosił, że to nie Kane, ale Finger właśnie był autorem „większości klasycznych historii z ostatnich dwóch dekad” i współtwórcą postaci. W 1989 roku Kane oficjalne przyznał, że współtwórcą Batmana był scenarzysta jego pierwszych przygód. Teraz, kiedy mój wieloletni przyjaciel i współpracownik nie żyje muszę przyznać, że Bill nigdy nie otrzymał tego, na co zasłużył - mówił samozwańczy „ojciec Batmana”. Gdybym tylko mógł cofnąć czas... Powiedziałbym mu zanim umrze: „od teraz wszędzie dodam twoje nazwisko. Zasłużyłeś na to”. Za swoje życia Finger doczekał się jeszcze podpisana jego nazwiskiem reprintów jego starszych prac, ale dopiero później w pełni doceniono jego zasługi.
Historia scenarzysty
komiksowego, którego nazwisko przez 75 lat ani razu nie trafiło na
okładkę komiksu z bohaterem, którego wymyślił stała się
tematem książki „Cudowny chłopak Billy. Nieznany współtwórca
Batmana”. Jej autor, dziennikarz i miłośnik komiksu Marc Tyler
Nobleman rozwiązuje zagadkę ojcostwa strażnika Gotham. Losy
Fingera stają się kanwą dość schematycznie poprowadzonej
historii o skrzywdzonym i niedocenionym artyście. W bardzo
amerykańskiej narracji Noblemana podział na tych dobrych i tych
złych jest bardzo wyraźny, a całość ma charakter hołdu oddanego
Fingerowi,. Takie, czarno-białe i wyraźnie stronnicze postawienie
sprawy może drażnić ale trzeba wziąć poprawkę na to, że wydany
w 2012 „Bill the Boy Wonder” to ilustrowana książka dla dzieci. Pasuje do
niej bardziej szyld Centralki, niż „mądrych komiksów”. Nie
odmawiam jej oczywiście walorów edukacyjnych, ale robienie z
Fingera męczennika „za sprawę” nie idzie mi w parze z rzetelną
dziennikarską robotą (której, nawiasem mówiąc, Nobleman wykonał
całkiem sporo).
Autorem oprawy graficznej jest Ty Templeton. Znakomity kanadyjski rysownik zapatrzony w klasyczną, amerykańską kreskę świetnie pasował do zilustrowania losów Fingera. Do jakości polskiej edycji przygotowanej przez poznańską Centralę można mieć trochę zastrzeżeń. Szczególnie do tłumaczenia. Tekst autora przekładu, Huberta Brychczyńskiego, czyta się bardzo płynnie, ale trafiło się kilka zawstydzających wpadek takich, jak tłumaczenie przydomku Robina, jako „Chłopiec-Cud”, zmiana Billa na Billy`ego w tytule czy koszmarna wtopa na wyklejce w tytule innej książki Noblemana. Publikacja mogła by być również nieco tańsza. 39.90 za 48 stron na offsecie i w twardej oprawie to dużo.
Sto lat po od swoich urodzin i przy okazji 75. urodzin Mrocznego Rycerza Bill Finger doczekał się swojego nazwiska na okładce komiksu z bohaterem, który go unieśmiertelnił. Znalazł się pośród autorów specjalnego wydania „Detective Comics” wydanego w tym roku z okazji Dnia Batmana. Sprawiedliwości stało się zadość.
Sto lat po od swoich urodzin i przy okazji 75. urodzin Mrocznego Rycerza Bill Finger doczekał się swojego nazwiska na okładce komiksu z bohaterem, który go unieśmiertelnił. Znalazł się pośród autorów specjalnego wydania „Detective Comics” wydanego w tym roku z okazji Dnia Batmana. Sprawiedliwości stało się zadość.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz