wtorek, 19 sierpnia 2014

#1713 - Cudowny chłopak Billy

Biorąc jakikolwiek komiks z udziałem Mrocznego Rycerza do rąk z pewnością zwróciliście uwagę, że gdzieś na początku musi pojawić się fraza mówiąca o tym, że Batman został stworzony przez Boba Kane`a. Pojawia się ona nie tylko na łamach zeszytówek i albumów, ale także w serialach animowanych, grach czy filmach. I jest tak samo zmyślona, jak kolejna przygoda Batmana.



W obliczu olbrzymiego sukcesu odniesionego przez komiksy z Supermanem, jak grzyby po deszczu zaczęły się pojawiać jego mniej lub bardziej udolne podróbki. Bohater, wymyślony przez Joe`go Schustera i Jerry`ego Siegela, który zadebiutował 18 kwietnia 1938 roku na łamach pierwszego numeru „Action Comics” zapoczątkował zupełnie nową epokę w przemyśle komiksowym. W wydawnictwie National Publications (znanym później, jako DC Comics) redaktor Vin Sullivan zdawał sobie sprawę, że superbohaterstwo jest w cenie. Zlecił więc Robertowi Kahnowi stworzenie nowego superbohatera, który porwie tłumy dzieciaków. Twórca komiksowy, używający pseudonimu Bob Kane wymyślił marną kopię Człowieka ze Stali inspirując się szkicami Leonarda da Vinci, kinowym Zorro w wykonaniu Douglasa Fairbanksa i filmem „The Bat” z 1926. Swojego herosa nazwał Bat-manem. Czerwono-niebieski kostium, żółty pas, niewielka maska na twarzy i nietoperze skrzydła – tak mniej więcej wyglądał projekt Mrocznego Rycerza wykonany przez Kane. I może dziś tak właśnie wyglądałby Batman, gdyby nie Bill Finger. Pochodzący z Denver scenarzysta w 1939 roku zajmował się sprzedażą butów na pół etatu i próbował swoich siła jako pisarz. Z Kane`m poznał się na imprezie i razem pracowali przy komiksowych stripach „Rusty” i „Clip Carson”. Finger pisał, Kane ilustrował, ale ich prace przechodziły bez większego echa.

Kiedy Bill zobaczył projekt swojego kolegi od razu zaproponował kilka zmian. Uznał, że czerwony kombinezon jest zbyt wesołkowaty i zupełnie nie pasuje do postaci, która nazywa się Batman. Wpadł na pomysł, żeby nowy bohater wyglądał bardziej złowrogo, bardziej mrocznie. Jego kostium stał się więc ciemniejszy. Finger zaproponował także, aby zamienić opaskę na maską zakrywającą całą twarz i dorobić szpiczaste uszy, kojarzące się z nietoperzem. Skrzydła również nie pasowały. Musiały ustąpić miejsca postrzępionej na brzegach pelerynie, która podczas biegu lub lotu wyglądałaby jak skrzydła. I dopiero w ten sposób narodził się Batman, przyszły fenomen kultury masowej i najbardziej rozpoznawalny superbohater wszech czasów. Zadowolony z projektu Kane ruszył do swojego redaktora. Być może już wtedy wyczuwał potencjał tkwiący w tej postaci i w zamian za zrzeczenie się praw autorskich miał otrzymywać procent zysków ze sprzedaży komiksów. Zastrzegł sobie również, że każda komiksowa historia z jego udziałem miała zaczynać się od słów „Batman created by Bob Kane”. Natomiast Fingerowi zaproponował jedynie stałą umowę na anonimowe pisanie skryptów. Zgodził się.


Przez wiele lat w powszechnej opinii to właśnie Kane`owi przypisywało się wszystkie zasługi w stworzeniu Gacka. On sam nie palił się do dzielenia się zasługami z całym sztabem rysowników i scenarzystów, którzy pracowali razem z nim. Wśród nich był Finger, który miał olbrzymi wkład w kreacje Batmana. To właśnie on wymyślił historię tragicznej przeszłości Bruce`a Wayne`a i motyw wypowiedzenia wojny przestępczości w odwecie za śmierć jego rodziców. To on wpadł na pomysł nastoletniego pomocnika w rajtuzach, który towarzyszył Batmanowi (i niemal podwoił sprzedaż „Detective Comics”). To spod jego ręki wyszedł batmobil, batpies, szalony Bat-Mite, jaskinia nietoperza, nazwa miasta, w którym działał (Gotham) postać komisarza Gordona czy wreszcie miano Mrocznego Rycerza. To wreszcie Finger stworzył galerię łotrów z Catwoman, Riddlerem, Clayface`m i Jokerem na czele. Niemal wszystkie klasyczne motywy w przygodach Batmana zostały więc wymyślone przez twórcę, o któremu całe życie odmawiano udziału w zyskach i uznania na komiksowym rynku. Można powiedzieć, że sam był sobie winien, skoro podpisał niekorzystną dla siebie umowę...

Dziś wkład Billa Fingera w stworzenie Gacka jest tajemnicą poliszynela. Już w latach sześćdziesiątych redaktor Julius Schwartz głosił, że to nie Kane, ale Finger właśnie był autorem „większości klasycznych historii z ostatnich dwóch dekad” i współtwórcą postaci. W 1989 roku Kane oficjalne przyznał, że współtwórcą Batmana był scenarzysta jego pierwszych przygód. Teraz, kiedy mój wieloletni przyjaciel i współpracownik nie żyje muszę przyznać, że Bill nigdy nie otrzymał tego, na co zasłużył - mówił samozwańczy „ojciec Batmana”. Gdybym tylko mógł cofnąć czas... Powiedziałbym mu zanim umrze: „od teraz wszędzie dodam twoje nazwisko. Zasłużyłeś na to”. Za swoje życia Finger doczekał się jeszcze podpisana jego nazwiskiem reprintów jego starszych prac, ale dopiero później w pełni doceniono jego zasługi.

Historia scenarzysty komiksowego, którego nazwisko przez 75 lat ani razu nie trafiło na okładkę komiksu z bohaterem, którego wymyślił stała się tematem książki „Cudowny chłopak Billy. Nieznany współtwórca Batmana”. Jej autor, dziennikarz i miłośnik komiksu Marc Tyler Nobleman rozwiązuje zagadkę ojcostwa strażnika Gotham. Losy Fingera stają się kanwą dość schematycznie poprowadzonej historii o skrzywdzonym i niedocenionym artyście. W bardzo amerykańskiej narracji Noblemana podział na tych dobrych i tych złych jest bardzo wyraźny, a całość ma charakter hołdu oddanego Fingerowi,. Takie, czarno-białe i wyraźnie stronnicze postawienie sprawy może drażnić ale trzeba wziąć poprawkę na to, że wydany w 2012 „Bill the Boy Wonder” to ilustrowana książka dla dzieci. Pasuje do niej bardziej szyld Centralki, niż „mądrych komiksów”. Nie odmawiam jej oczywiście walorów edukacyjnych, ale robienie z Fingera męczennika „za sprawę” nie idzie mi w parze z rzetelną dziennikarską robotą (której, nawiasem mówiąc, Nobleman wykonał całkiem sporo).


Autorem oprawy graficznej jest Ty Templeton. Znakomity kanadyjski rysownik zapatrzony w klasyczną, amerykańską kreskę świetnie pasował do zilustrowania losów Fingera. Do jakości polskiej edycji przygotowanej przez poznańską Centralę można mieć trochę zastrzeżeń. Szczególnie do tłumaczenia. Tekst autora przekładu, Huberta Brychczyńskiego, czyta się bardzo płynnie, ale trafiło się kilka zawstydzających wpadek takich, jak tłumaczenie  przydomku Robina, jako „Chłopiec-Cud”, zmiana Billa na Billy`ego w tytule czy koszmarna wtopa na wyklejce w tytule innej książki Noblemana. Publikacja mogła by być również nieco tańsza. 39.90 za 48 stron na offsecie i w twardej oprawie to dużo.

Sto lat po od swoich urodzin i przy okazji 75. urodzin Mrocznego Rycerza Bill Finger doczekał się swojego nazwiska na okładce komiksu z bohaterem, który go unieśmiertelnił. Znalazł się pośród autorów specjalnego wydania „Detective Comics” wydanego w tym roku z okazji Dnia Batmana. Sprawiedliwości stało się zadość.



Brak komentarzy: