czwartek, 10 lipca 2014

#1657 - Oczko w głowie tatusia

To zadziwiające, jak niektóre książki, nawet jeśli należą do różnych porządków, potrafią się ze sobą łączyć, splatać i wzajemnie (zaocznie) ze sobą korespondować. Wspomniane "splatanie się" ma miejsce na płaszczyźnie przygody czytelniczej. Mam na myśli taką sytuację, gdy pewna przeczytana książka, przypomina nam (jakimś szczegółem, drobnostką) o innej, która znów prowadzi do następnej. 




Powstaje wówczas w głowie swoisty łańcuch publikacji. Dokładnie taka przygoda przytrafiła mi po przeczytaniu komiksu "Oczko w głowie tatusia" autorstwa Mary M. Talbot (scenariusz) oraz Bryana Talbota (rysunki).

Album pomyślany jest z jednej strony jako biografia Łucji Joyce, córki słynnego pisarza Jamesa Joyce’a, a z drugiej jako autobiografia Mary M. Talbot, córki Jamesa Athertona, który całe życie zajmował się dziełem i życiem irlandzkiego pisarza. Oczywiście, nie jest to jedyny trop narracyjny, czytelnik dowiaduje się również sporo o życiu Jamesa Joyce’a oraz Jamesa Athertona. Jednak scenarzystka skupiła się głównie na rodzinnych, a przede wszystkim na zachodzących na linii ojciec-córka. Nie da się ukryć, że między zdarzeniami z życia obu kobiet zachodzi wyraźna paralelę.

Joyce (oraz jego żona) bagatelizowali potrzeby i zainteresowania swojej córki, która chciała zostać zawodową tancerką. Oboje uważali, że dorosła Łucja powinna przestać się „bawić” w balet i ostatecznie wymusili na niej porzucenie swoich marzeń. Znamienne jest zdanie wypowiadane przez ojca: „Lucio, Lucio. Przesadzasz. Wystarczy, że kobieta umie napisać list i z gracją nosić parasolkę”. Do tego dochodzi również nieudany związek z Samuelem Beckettem, będącym wówczas sekretarzem znanego pisarza. Wspomniane wyżej wydarzenia okazały się mieć brzemienne skutki, córka Joyce’a przeszła załamanie nerwowe, kilka lat później Carl Jung postawił diagnozę – schizofrenia.


Natomiast ojciec Mary próbował narzucić jej wizję najlepszej drogi na przyszłość, pragnął "za nią", chciał, aby zrealizowała jego osobiste ambicje. Jednakże Mary odnalazła w sobie odwagę, nie pozwoliła się złamać despotycznemu ojcu, skutecznie przeciwstawiła się jego oczekiwaniom i ostatecznie ułożyła sobie życie po swojemu. Notorycznie powtarzające sceny krzyków, potrząsania, zgryźliwości, wygórowane wymagania, sarkastyczne wypowiedzi Jamesa Athertona – to była jej codzienność, którą poznajemy na kartach omawianego komiksu.

Wiwisekcja relacji rodzinnych przeprowadzona przez Mary M. Talbot, to właśnie ten element, który przypomniał mi książkę "Fioletowy hibiskus" autorstwa nigeryjskiej pisarki Chimamanda Ngozi Adichie. Nagle przypomniało mi się wiele scen z czytanej pół roku temu powieści, przypomniało mi się imię głównej bohaterki – Kambili, przypomniały mi się własne emocje, gdy czytałem scenę, w której główna bohaterka stoi w wannie, a ojciec wrzącą wodą z czajnika polewa jej stopy i mówi przy tym, że to z miłości. Nie chcę szczegółowo porównywać obu książek, gdyż wypadłoby ono niekorzystnie dla omawianego komiksu. Relacja Mary M. Talbot jest emocjonalnie płaska, a powieść "Fioletowy…" jest porażająca.

Strona wizualna również nie jest porywająca. I nawet ciekawy zabieg formalny zastosowany przez Bryana Talbota, polegający na monochromatycznym kolorowaniu plansz niewiele zmiana w mojej ocenie. Oczywiście należy docenić konsekwencję artysty, który stronice poświęcone Łucji Joyce zabarwił na atramentowo, a stronice opowiadające o życiu Mary Atherton na brązowo. Jedynie fragmenty dziejące się we współczesności są w pełni kolorowe. Do tego album jest przeładowany tekstem, font imitujący maszynę do pisania zwyczajnie nie podoba mi się, choć rozumiem dlaczego został użyty.


"Oczko w głowie tatusia" to nie jest porywający komiks. Czyta się go dobrze, sekwencje opowieści dotycząc Łucji i Mary przeplatają się sprawnie. Jednakże poza poprawną konstrukcją niewiele więcej w nim dostrzegam.

Brak komentarzy: