Po „Znamy się tylko z widzenia”, udanym debiucie na papierze Marty Zabłockiej, sporo spodziewałem się po „Sierstkach”, jej kolejnym komiksie. Autorka bloga „Życie na kreskę” w albumie wydanym na początku marca nakładem poznańskiej Centrali chciała zmierzyć się z dłuższą formą. Czy wyszła z tej próby obronną ręką?
Na „Sierstka” składają się dwie historie. Pierwsza z nich liczy sobie 27, a druga aż 82 strony, choć tak naprawdę w obu przypadkach trudno mówić o pełnym metrażu, co wynika z dość specyficznego sposobu narracji (ale o niej później).
W „Threesome” dochodzi do tytułowego menage au trois z trzema paniami w rolach głównych. Jedna z nich, główna bohaterka, występuje w króliczej masce. Jak można łatwo się domyślić to nie erotyka jest tu głównym tematem, tylko emocje. Już w „Znamy się tylko z widzenia” Zabłocka dała się poznać, jako autorka, którą obchodzi przede wszystkim ona sama. Jej uczucia, jej kontakty z innymi ludźmi, jej seksualność i jej strach. „Threesome” wydaje się traktować o samotności. Skrywając się na co dzień pod maską bohaterka tylko w chwili ekstatycznego uniesienia może ją zdjąć. Ale zbliżenie się z drugą osobą trwa tylko chwilę i być może nie daje takiej satysfakcji, jakiej można było się spodziewać, a maskę później trzeba założyć z powrotem.
Króliczy motyw pojawi się także w drugiej historii. „Przemiana (albo - dla pesymistów: śmierć)” to dłuższa i znacznie bardziej rozbudowana narracja o związku dwóch kobiet. W scenie finałowej jedna z nich staje się stadem tych sympatycznych zwierzątek. Niemożność podtrzymania bliskiej więzi z drugą osobą, poczucie niezrozumienia, podskórne napięcie i ogarniający niepokój – tak (nie wiem czy prawidłowo) odczytuje znaczenia zawarte w tym komiksie. Znacznie bardziej do gustu przypadła mi właśnie ta historia. Przy „Threesome”, która jest dość banalnie podaną metaforą opartą na prostym koncepcie, „Przemiana” wyróżnia się swoją emocjonalną autentycznością. Bije z niej dojmujące poczucie osamotnienia, czuje się te kotłujące emocje i prawdziwe cierpienie. Poza tym prezentuje się ciekawiej pod względem wizualnym.
Pod względem formalnym w zasadzie oba te utwory są do siebie dosyć podobne. W obu Zabłocka buduje narrację za pomocą kadrów rozciągniętych na całą stronę, choć od tej reguły pojawia się kilka wyjątków w „Przemianie”. Sprawia to, że ich lektura zostaje celowo rozciągnięta. Coś, co dałoby się zawrzeć na kilku (pierwsza historia) czy maksymalnie kilkunastu (druga) stronach zostaje rozwleczone, przez co lektura całości staje się płynniejsza, rozrzedzona. Czy poza tym autorka chciał uzyskać jeszcze jakiś efekt? Nie mam pojęcia, przyznam szczerze.
Oprawa graficzna w „Threesome” jest mocno uproszczona, utrzymana w stylistyce komiksowej naiwności. Artystka ilustrując dość śmiałe sceny odwołuje się rysunku charakterystycznego dla dziecka. Koślawego, trochę niedbałego, zdradzającego momentami pośpiech. Efekt zestawienia infantylnej formy z erotycznymi treściami mnie nie przekonał. Nieco inaczej rzecz ma się w przypadku „Przemiany”. Tu również mamy do czynienia z rysunkiem minimalistycznym, ale jest mniej niechlujny, mniej „brzydki”, a bardziej – nie wiem – okrągły, utemperowany. Zmienia się również kolorystyka – w drugiej historii Zabłocka gra kontrastem między czernią i bielą, niekiedy dodając niebieski.
W krótkim posłowiu autorka z rozbrajająca szczerością przyznaje, że jej najnowszy album spodoba się niewielkiej grupie osób. Trudno się z takim osądem nie zgodzić. Osobiście posunąłbym się do jeszcze ostrzejszego postawienia sprawy - „Sierstka” najbardziej spodobają się swojej autorce. Mam wrażenie, że komiksy Marty Zabłockiej pisane są bardziej dla niej, niż dla potencjalnego czytelnika. To być może błędne założenie, ale sposób skupienia się na rysowaniu siebie, „mielenie” własnych emocji i przywoływanie scen, które wydarzyły się naprawdę, niespecjalnie zachęca mnie, jako czytelnika do dialogu.
W komiksie nie przewidziano miejsca, abym mógł się wykazać. Cała moja lektura tego komiksu została ograniczona tylko do rozszyfrowania dość prostych metafor (nota bene Zabłocka poza tekstem daje wskazówki, jak należy je odczytywać), za którymi kryje się cudza intymność, cudze emocje, cudze problemy. I nic więcej. Formalnie „Sierstka” nie są na tyle wyrafinowane, aby z obcowania z nimi czerpał jakąkolwiek przyjemność, a ukryte w niej sensy nie są warte mojego czytelniczego wysiłku...
W komiksie nie przewidziano miejsca, abym mógł się wykazać. Cała moja lektura tego komiksu została ograniczona tylko do rozszyfrowania dość prostych metafor (nota bene Zabłocka poza tekstem daje wskazówki, jak należy je odczytywać), za którymi kryje się cudza intymność, cudze emocje, cudze problemy. I nic więcej. Formalnie „Sierstka” nie są na tyle wyrafinowane, aby z obcowania z nimi czerpał jakąkolwiek przyjemność, a ukryte w niej sensy nie są warte mojego czytelniczego wysiłku...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz