środa, 17 października 2012

#1154 - Komiksowa lazania/Amazońska jazda

"Komiksowa lazania" powstała w podobny sposób, w jaki niegdyś realizowano projekt "Pieces". Jeden autor rysuje kadr czy stronę, a następnie przekazuje pałeczkę innemu twórcy, który dorysowuje kolejny fragment historii, która trafia do rąk następnego i tak dalej, aż do momentu aż braknie twórców lub zakończy się historia. Ot, sztafeta połączona z freestyle`owym podejściem. Metoda, jak metoda - weryfikują ją efekty, a te w przypadku wydanego na tegorocznym MFKiG zina są raczej marne.

Tercet autorów „Lazanii”, czyli Szymon Kaźmierczak, Szczepana Atroszko i Grzegorz Molas, którzy wspomagani byli przez Katarzynę Drzewek, Annę Wójcik, Annę Radziej, Jakuba Woynarowskiego (!) i Sylvaina Savoie (!!!) niespecjalnie poradzili sobie z tym konceptem. „Komiksowa lazania” to ciąg dość przyciężkawych dowcipów na niskim poziomie. Jednorożce, krowia erotyka, kaczor Donald dekapitujący homoseksualistów, harcerze lecący balonem i powracający motyw odbytu - może i w ten sposób napisane wydaje się to ciekawe, ale w rzeczywistości budzi raczej zażenowanie. Nie bardzo mam za co pochwalić ten projekt, bo nie bardzo jest za co. Po jego lekturze nie czuje ani obrzydzenia (jak w przypadku pamiętnej „Rodziny Srochów”), nie parskam opętańczym śmiechem (jak w przypadku hardkorowych projektów Dema) czy chylę kapelusz w podziwu dla konceptu i elegancji (którym tak zachwycałem się w przypadku „Przygód Powstania Warszawskiego”). 

Co więcej - trudno również wyróżnić jakiegokolwiek rysownika. Po pierwsze nie podpisano jaki twórca odpowiada za poszczególne fragmenty, a po drugie – znowu – nie bardzo jest co chwalić. Jasne, zdarzają się kadry narysowane na niezłym, amatorskim poziomie, ale są też takie, które były zrobione w pięć sekund, najwyraźniej pod wpływem i są po prostu złe. Paskudnie nabazgrane, bez składu i ładu z niewyraźnymi kwestiami w dymkach. Jasne, rozumiem, że to zin, ale w "Komiksowej lazanii" przekracza się granicę jakiejkolwiek czytelności (i nie jest to cel sam w sobie). Jeśli już coś miałbym pochwalić to byłyby to okładki.

Co innego „Amazońska jazda”. Komiks wydany w formacie na oko mniejszym od pudełka od zapałek to prawdziwa perełka. Widać, że Kaźmierczaka cieszy zabawa warstwą edytorską swoich produkcji i fajnie. Zawsze ceniłem Pszrena za jego inwencję w wymyślaniu najdziwniejszych dziwactw, a w tym przypadku za tym konceptem idzie jakaś treść (dość pretekstowa, przyznam) i całkiem niezłe wykonanie. Mój szczery podziw budzi sposób, w jaki na tak mikroskopijnym formacie, udało się Kaźmierczakowi wyczarować tak świetne rysunki. Z miejsca kupił mnie tym farbami i swobodną kreską, znamionującą całkiem solidny warsztat (czego po „Lazani” nie śmiałbym powiedzieć). Uroku tej publikacji dodaje tekturowy grzbiecik i możliwość rozłożenia „Amazońskiej jazdy” jak harmonijka. Dominik Szcześniak z Ziniola dostrzega w tej produkcji potencjał wigilijnej ozdoby, z czym trudno się nie zgodzić. Oczywiście, to raczej pierdółki, która zginie gdzieś na dnie mojej szuflady komiksowej, gdzie lądują wszystkie tytuły, które z jakichś powodów nie mogły się znaleźć w bardziej reprezentacyjnym miejscu. Inna sprawa, że „Jazda” sprawiła mi znacznie więcej radości, niż gabarytowo znacznie większa „Lazania”.

Z jednej zatem strony mamy dość nieudany party-komiks, a drugiej – całkiem smaczny wynalazek obrazkowy. Oprócz nazwiska Kaźmierczak łączy je ich zinowa forma, która jest celem samym w sobie. Niegdyś w wydawnictwach podziemnych nierzadko szlifowano warsztat i szukało się własnego stylu. To były miejsca, w których hartowała się stal. Inkubatory talentów, wstępy do czegoś większego – tak jak wyszło to w przypadku „Azbestu” (który stał się niejako prologiem „Produktu”) czy „Jeju” (protoplasty „Kartonu”). Teraz, szlify zdobywa się publikując w sieci, ale ziny nie umarły, tylko zmieniły swoją funkcję. Stały się konceptualnym laboratorium, miejsce bardziej zabawy i nauki.

wtorek, 16 października 2012

#1153 - Koziorożec #5: Sekret

Zmartwychwstanie wrocławskiego wydawnictwa Manzoku, to jedno z najbardziej intrygujących wydarzeń tego roku na naszej rodzimej scenie komiksowej. Kilka lat temu wydawnictwo nagle zniknęło, a teraz nagle się pojawia, wydając piąty tom serii „Koziorożec” autorstwa niemieckiego klasyka – Andréasa (właściwie. Andreas Martens). Nie dotarłem do żadnych informacji jakie są (i czy w ogóle są) dalsze plany wydawnicze oficyny z Wrocławia. Plotka głosi, że wydawnictwo chce najpierw reaktywować serie frankofońskie, bo podobno z Francuzami łatwiej i taniej się dogadać. Osobiście nie mam nic przeciwko temu, aby pojawiły się dalsze tomy „Rorka”, „Mrocznych Miast” czy właśnie „Koziorożca”.

Od czasu wydania w Polsce czwartego tomu, który nosił tytuł „Sześcian numeryczny” minęło cztery lata. Teraz mam w dłoniach kolejny tom, noszący tytuł „Sekret”, we Francji ukazał się on w 2001 roku, a w bieżącym roku swoją premierę miał tom szesnasty. Dużo jest do nadrobienia i życzę wydawnictwu Manzoku jak najlepiej. Ponieważ chciałbym przeczytać po Polsku dalsze przygody Astora. Tak, tak wiem, to nie on jest głównym bohaterem tej serii, ale to jego lubię najbardziej.

Astor pojawia się w każdym albumie, to mało przyjemny bibliotekarz (w bieżącym tomie na drugiej planszy Ash Grey ironizuje: „Pańskie dobre maniery będą pańską zgubą!”), niewysoki (właściwie mikrus), z burzą czarnych włosów na głowie, z długim, spiczastym nosem. Zawsze w okularach, ubrany w czarny garnituru, w białą koszulę i czarną muszkę.

Poznajemy go pierwszym tomie pt. „Obiekt”, gdy zawołany, wychyla się zza, sięgającego sufitu, regału z książkami. Jest wyraźnie niezadowolony, wręcz wrogo nastawiony, ponieważ oderwano go od najważniejszej w życiu czynności – od katalogowania książek. Kilka plansz dalej widzimy go, klęczącego na zgliszczach spalonej księgarni, w której pracował, ściska książkę i płacze. Uszło z niego życie, bo spłonęły książki. Odżywa, gdy zostaje zatrudniony przez Koziorożca do opieki nad jego „domową” biblioteką. Odzyskał cel, jego życiu nadano ponownie sens, znów może opiekować się książkami. Zresztą książka, obok okularów, czarnego garnituru, jest jego znakiem rozpoznawczym. Na bardzo wielu kadrach przyciska do piersi lub trzyma w rękach jakieś grube tomiszcze.

W trzecim tomie, który nosi tytuł „Deliah”, wychodzi na jaw, że Astor nie bardzo lubi, jak ktoś wypożycza książki, ponieważ zaburzony zostaje wówczas „pierwotny” ład i porządek – książki nie znajdują się na swoich miejscach. Ciekawa i znamienna jest rozmowa między nim, a główną bohaterką tego albumu, która pyta: „Ależ panie Astorze, do czegoż innego służą biblioteki, jak nie do udostępniania książek w nich zawartych?”. Na co on odpowiada: „Do czegoż innego służą książki, jak nie do czytania słów w nich zawartych? (…) Nie zarzucam pani nic, poza wprowadzeniem nieładu w miejscu, za które jestem odpowiedzialny”.

Album „Sekret” zaczyna się od pięciostronicowego wprowadzenia prozą, z którego przytoczę mały cytat: „Kawałki gipsu, betonu, drewna i kilka książek spadło z biblioteki, która zaczęła cała się podnosić, na początku powoli, a potem coraz szybciej, ponad drapacz chmur i jeszcze dalej. Koziorożec musiał trzymać z całych sił Astora. Mały bibliotekarz był na granicy szaleństwa. Jego książki, JEGO książki odlatywały, coraz wyżej, ponad miasto razem z jego sensem istnienia, a może nawet z całym sensem. (…)Kilka dni później ludzie zaczęli znosić książki znalezione w całym mieście. Astor opuścił dzięki temu stan wręcz śpiączki, w jakim się ostatnio znajdował. Kozio swoją drogą rozpoczął odbudowywanie biblioteki, prace szły w dobrym tempie do przodu”.

I tym razem kluczem do całej intrygi jest książka. Oczywiście, jak większość książek w bibliotece Koziorożca, ta także ma swoją tajemną, ukrytą moc. Moc zawarta w słowach, jest tak potężna, że gdy książka zostaje odnaleziona, zamaskowani oprawcy wyrywają ją Bibliotekarzowi z dłoni i uciekają do kanałów. Tak rozpoczyna się seria niesamowitych i awanturniczych zdarzeń. Ostatecznie odkryte zostają różne sekrety wielu bohaterów, którzy przewijają się przez karty tej serii. Sekrety z przeszłości, które uprzednio pozostawały w cieniu, dlatego warto, przed lekturą bieżącego albumu, przypomnieć sobie cztery poprzednie.

#1152 - Ciemna strona księżyca

Mam spory problem z komiksami autobiograficznymi, feminizmem, jak i zapachem niemowlęcych kosmetyków. Dlaczego, więc skusiłem się na zakup "Ciemnej strony księżyca", autobiograficznego komiksu Olgi Wróbel, w którym autorka opisuję swoją ciążę? Na pewno nie przez skojarzenie z Floydami.

Nie znam wcześniejszych prac Olgi Wróbel, na prowadzony przez nią blog "Odmiany Masochizmu" zerkam od niedawna. Tak wiec w pewnym sensie podchodzę do lektury "Ciemnej strony" jako czytelnik nieświadomy prezentowanego przez autorkę stylu. Jako, że komiks ten to jej najprawdziwszy pełnometrażowy debiut, to z pewnością jest to najlepszy moment, aby przetestować autorkę.

Tytuł komiksu, naturalne skojarzenie z albumem Pink Floydów oczywiście jest chybione. Jak sama autorka tłumaczy, jej zamiarem było sprowadzenie kulistości ciążowego brzucha do alegorii księżyca, który, jak wiemy, jest symbolem kobiecości. Autorce zależało na skupieniu się nad tą ciemną stroną ciążowego okresu. Ta umowna symbolika zawarta w tytule do dopiero początek metafor, regionalnych prawideł i ciążowych porad, które autorka serwuje nam na 72 stronach swojego komiksu. Olga Wróbel traktuje rysowanie jak terapię. Stara się przelać wszelakie negatywne emocje związane z tym jakże trudnym dla kobiety okresem na komiksowy papier. Wszystkie nagromadzone lęki i frustrację upycha w ramy komiksu. Odczarowuje ten błogosławiony stan, zdziera grubą warstwę lukru i z godną podziwu odwagą ilustruję całość sytuacjami, które uważane są za tematy ciążowego tabu. Skupia się na kwestiach fizjologicznych, a także pokazuję, że w okresie tym nagie kobiece ciało jest obdarte z jakiejkolwiek romantyczności. Przestrzega przyszłe młode matki, że okres ciąży to nie czas, w którym kobieta jest noszona na rękach przez księcia z bajki. Nie ma czegoś takiego jak dziewięciomiesięczna przerwa na związkowe kłótnie. To nie okres, w którym rzeczywistość daje Ci chwilę oddechu od zgiełku codziennych problemów. 

Oczywiście autorka nie chce przedstawić ciąży jako zła absolutnego, raczej posługując się czasem wręcz skrajnym naturalizmem pokazuje bardzo trudny moment w życiu kobiety na który nikt tak na prawdę nie potrafi ich przygotować. Ale "Ciemna strona księżyca" to także ta dobra strona tych trzech trymestrów. Urok budowania więzi z niemowlęciem i modelowania cech macierzyństwa. Całość autorka podaje w towarzystwie mocnej autoironii i absurdalnego humoru. Niestety nie ma równowagi między tymi stronami, przez co odbiór komiksu dla wielu może być zbyt pesymistyczny. Lecz nie ulega wątpliwości że poruszana przez Wróbel problematyka to mocny głos kobiecego świata i może warto, że został przedstawiony w ten a nie inny sposób.

Rysunek Olgi Wróbel, który ilustruje przebieg jej ciąży przypomina mi styl sztuki naiwnej, który przecież idealnie pasuje do dziecięcego charakteru komiksu. Prosty rysunek, wielokrotnie brak perspektywy, puste tła, posługiwanie się symbolem, to cechy Prymitywistów, które autorka zgrabnie wykorzystuje. Prawdopodobnie nie są to celowe nawiązywania, a po prostu styl autorki. Chociaż kto wie, przecież z wykształcenia Pani Olga jest kulturoznawczynią, a także pracuje w muzeum. Nie da się ukryć, że scenarzystka i rysowniczka w jednym cały czas pracuje nad swoim stylem. Czasem zauważalna jest pewna niezgrabność przy umieszczaniu postaci w kadrach czy samym ich rysowaniu, lecz jak sama autorka wspomina w jednym z wywiadów, starała się pracować nad tym, żeby np. nie ustawiać bohatera w centrum kadru. Co oznacza, że jest świadoma tego, że nad niektórymi rysunkowymi brakami musi popracować. Jestem przekonany, że z każdym następnym komisem będzie zauważalny jeszcze większy postęp w jej pracach.

Komiks został wydany przez Centralę. Wydawnictwo to na tegorocznym MFK zdobyło nagrodę dla najlepszego polskiego wydawcy komiksowego z uzasadnieniem "za odwagę w podejmowaniu wydawniczych decyzji oraz dbałość o najwyższą formę edytorską". Nagroda jak najbardziej zasłużona, debiutancki komiks Olgi Wróbel to idealny przykład tej odwagi, nie ukrywam że komiks w wielu momentach jest pisany bez hamulców, co tylko potęguję jego oryginalność. A ta najwyższa forma edytorska jest zauważalna już przy pierwszym kontakcie z albumem. Świetnie zaprojektowana okładka, ze skrzydełkami w ciekawie dobranej kolorystyce i bardzo dobrej gramatury papier. Oby tak dalej!

Zdaję sobie sprawę z tego, że komiks nie będzie podobał się wszystkim. Nie wszyscy także po niego sięgną prawdopodobnie wystraszeni kwestiami, które i mnie przerażały. Dla wielu może być także odpychająca niedojrzała kreska autorki. Dlatego odpowiadając na zadane na początku tego tekstu pytanie, dlaczego właściwie po niego sięgnąłem? Dlatego, że miałem przeczucie, że komiks z taką problematyką może być odtrutką na szablonowość polskich komiksów ale i na szablonowe myślenie społeczeństwa na temat komiksów. A także dlatego, żeby przekonać się czy skłoni mnie faceta do ciążowych refleksji. Skłonił. Bogu dzięki, że jestem mężczyzną.

poniedziałek, 15 października 2012

#1151 - Opowieści wojenne t.2

„Opowieści wojenne” to jedna z niewielu pozycji w dorobku Gartha Ennisa, w której na próżno szukać charakterystycznych dla słynącego z dość ciężkiego poczucia humoru dowcipów. W komiksie nie ma zatem groteskowej brutalności, nie uświadczycie w nim postaci z dupami/penisami/czymkolwiek innym zamiast twarzy, dziwacznej erotyki, ani innych tego typu atrakcji.

Ennis w „Opowieściach wojennych” sięgnął do bardzo bogatych amerykańskich (i nie tylko) tradycji komiksu wojennego. Niemal wraz z narodzinami współczesnej sztuki opowiadania obrazem za Oceanem wielką popularnością cieszyły się żołnierskie historie. Przygody „naszych chłopców” na froncie pojawiały się już od połowy lat trzydziestych, ale największą popularnością cieszyły się na początku lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku. Wtedy właśnie debiutowały takie komiksowe ikony, jak Sgt. Rock czy Haunted Tank, które po jakimś czasie „wsiąknęły” do regularnego uniwersum DC, a obecnie próbuje się im znowu przywrócić dawny blask. „GI Combat”, „Weird War Tales”, „Sgt. Fury and his Howling Commandos”, „Blazing Combat” – jest tego naprawdę sporo. II Wojna Światowa, wojna w Wietnamie, w Korei, od taniej propagandy, po motywy rodem z fantastyki – do wyboru, do koloru.

Zmierzch tego typu produkcji nastał w okolicach lat osiemdziesiątych. Ich kres można próbować zatem łączyć z brakiem globalnych konfliktów, które mogłyby służyć, za atrakcyjny materiał komiksowy lub z pojawieniem bardziej superbohaterskiej, lateksowej odmiany tego gatunku, czyli „G.I. Joe”. Wojenne komiksy ukazywały się również na wyspach i Ennis w młodości był wielkim fanem tego typu pozycji – w młodości mógł zaczytywać się w „Commando Comics” albo „Battle Picture Weekly”. Najlepszym dowodem miłości do tematyki wojennej są właśnie jego „War Stories”.

W drugim tomie zobaczymy lotnictwo RAF`u bombardujące Zagłębie Ruhry, będziemy towarzyszyć nowopowstałym jednostkom SAS`u operujących na tyłach wroga w Afryce, wylądujemy w wielonarodowym okopie na frontach hiszpańskiej wojny domowej i wreszcie zasiądziemy za sterami Hurricata. Pod względem wizualnym – zachwytu nie ma. David Lloyd jakoś specjalnie się nie popisał, choć nie można uznać jego występu za słaby. Cam Kennedy ze swoją oryginalną, dość ekspresyjną kreską bardziej pasuje do „Star Wars”, niż do wojennej konwencji. Carlos Ezquerra wysilił cały swój talent i stworzył chyba jedną z najlepszych prac w swojej karierze. Ale to nie jest twórca grający w pierwszej lidze, więc efekt jest tylko dobry. Najlepiej zaprezentował się chyba Gary Erskine ze swoim bardzo rasowym, bardzo dokładnym, ale dyskretnym, komiksowym stylem.

Wiecie co w „Opowieściach wojennych” podoba mi się najbardziej? To, że Ennis skupia się na ludziach. Nie na wojnie, jako wielkim konflikcie mocarstw, nie na pełnej wystrzałów akcji, nie na tanim moralizowatorstwie. A jednocześnie w tych krótkich, bardzo skondensowanych fabułach, jest w stanie dać przerażający obraz koszmaru, jakim jest wolna. Nie siląc się na żadne wielkie słowa, nie tworząc wielkiej syntezy, tylko pisząc o chłopcu, który w swoje ósme urodziny jadł kapuśniak z wołowiną. To świadczy o wielkim kunszcie scenarzysty, którego wizytówką są takie pozycje, jak „Kaznodzieja”, „Hitman” czy „The Boys”.

Podczytując „Opowieści wojenne” pomyślałem sobie – czemu w Polsce nie mogą powstawać podobne komiksy? Historie pełną wojennych epizodów przecież mamy, utalentowanych twórców również nie brakuje, więc w czym problem? No tak, zapomniałem, że zamiast dobrego komiksu wojennego produkuje się u nas w większości „komiks patriotyczny”, który z jednej strony ma służyć edukacji młodzieży, jaką to piękną historię mamy, a z drugiej – jest elementem określonej polityki. Wikłamy się zatem w narodową martyrologię w najbardziej płytki sposób, pilnując, aby plecy konia były prosto narysowane, mundury adekwatne do epoki, dbamy o ideologiczną poprawność i wytyczne historyków z IPN`u. A nie o to chyba chodzi. Ennis pokazuje grozę wojny w całej jej okazałości. Jasne, że robi w pewien wpisany w komiksową konwencje sposób, ale w niczym nie umniejsza to jego pracy. Pokazuje heroizm, okrucieństwo i strach. Ludzi i śmierć. Mówi o niemożności jednoznacznej oceny tego, co się wydarzyło z dzisiejszej perspektywy. Więcej – wcale się do tego nie kwapi. Choć odrobił lekcje, odwiedził niejedną bibliotekę w poszukiwaniu książek do bibliografii, nie zapomina, że robi komiks akcji, który rządzi się swoimi prawami. I cholera, świetnie mu to wychodzi.

#1150 - World of Warcraft t.2

Drugi tom komiksowego „World of Warcraft” domyka wątki poruszone w pierwszej części i daje satysfakcjonujące zakończenie intrygi. Rzecz jasna opowieść o wypadkach w Azeroth jest wciąż kontynuowana i ci, którzy chcą poznać dalsze dzieje Lo`Gosha będą mogli sięgnąć przynajmniej po dwa kolejne wydania zbiorcze. O ile oczywiście Egmont je wyda. Ja jednak jakoś nie mam na to ochoty.

Walter Simonson niespecjalnie przyłożył się do swojego zlecenia. Ot, sklecił po prostu przeciętną historyjkę fantasy, trzymającą się w miarę kupy, z totalnie beznadziejnym zakończeniem wątku dwóch pretendentów do tronu. Przypomnijmy, znaleziony na brzegu i pozbawiony pamięci Lo`Gosh rusza do stolicy, aby objąć tron Stormwindu. Tak się jednak składa, że w tym samym czasie odnajduje się inny Varian Wrynn, który do tej pory uchodził za zaginionego. Rządzić może tylko jeden z nich, więc który jest prawdziwy? Oczywiście, bez wielkiej bijatyki się nie obejdzie, ale czy to naprawdę Varian jest wrogiem Lo`Gosha?

W drugim tomie na stanowisku grafika Lullabiego zastąpili Jon Buran i Mike Bowden. Estetyka komiksu skręciła z adekwatnej wizualnie do swojego komputerowego pierwowzoru w kierunku bardziej komiksowym. I wyszło źle. Na razie szczytem możliwości pierwszego z wymienionych artystów jest jedna z alternatywnych okładek do „DC Retroactive: The Flash – The 90`s”, co wiele mówi o jego możliwościach. To trzecioligowy wyrobnik, mający spore problemy z komponowaniem planszy i anatomią. Co więcej, wydaje mi się, że rysując „Warcrafta” starał upodobnić swoją kreskę do stylu Lullabiego, co jeszcze pogłębia żałość końcowego efektu. Na tej samej półce wypada umieścić Bowdena, który momentami razi totalną amatorszczyzną. Z całym szacunkiem – nasz Tomasz Kleszcz poradziłby lepiej. Jednym słowem – komiksowy „WoW” w wykonaniu tych dwóch panów może służyć, jako doskonały przykład tego, co w amerykańskim komiksie może być najgorsze. Szkoda tylko, że edytorzy z Egmontu nie zaznaczyli za które zeszyty odpowiada Buran (odpowiadający za początkowe rozdziały), a za które Bowden (zilustrował dwa finałowe akty).

Czytając ten komiks tak sobie pomyślałem, że Amerykanie ze swoim zeszytowym formatem i podejście od opowiadana zupełnie nie nadają się do opowiadania historii fantasy. Oczywiście, jest to grube uproszczenie i stereotyp, który nie ma zbyt wiele wspólnego z prawdą, czego najlepszym dowodem jest choćby „Mouse Guard”. Niemniej każde porównanie „WoWa” do jakiegoś mainstreamowego produkcyjniaka ze starego kontynentu wypada na niekorzyść albumu przygotowanego przez Wildstorm, że o hitach typy „Lanfeust z Troy” nawet nie wspomnę, bo takie porównanie jest zupełnie nie na miejscu.

Całość jest rwana, historii brakuje krztyny oryginalności (tak, jak i oryginałowi), a rysunkom brakuje epickości (nie, nie jest to wina niewielkiego formatu). Wszystko to jakieś wysilone, rażące banałem, w niczym, w najmniejszym nawet stopniu nie uchylające się od skostniałej konwencji. O niesamowicie dennym zakończeniu nawet nie chce wspominać. Jeśli pamiętacie „Soul Sagę”, serię fantasy wydawaną swego czasu przez Dobry Komiks i pamiętacie, jak złym komiksem była, to mogę Was zapewnić, że „World of Warcraft” jest jeszcze gorszy.

sobota, 13 października 2012

#1149 - Komix-Express 156

Emefka, emefka i po emefka - cóż więcej ponad to, że było fantastycznie można powiedzieć? Postaram się jednak coś wymyślić na potrzeby pofestiwalowej relacji, a póki co chciałbym wszystkim komiksiarzom podziękować za możliwość uczestnictwa w tak znamienitym wydarzeniu. Wielkie dzięki dla tych, z którymi udało mi się zamienić choć kilka słów, a tych z którymi nie udało mi się porozmawiać twarzą twarz - przepraszam i obiecuję poprawę przy okazji najbliższego konwentu. Rafałowi Szłapie, Maciejowi Pałce, Pawłowi Płóciennikowi i Michałowi Klimczykowi dziękuje za możliwość poprowadzenia spotkań z ich udziałem. Piotrowi Kasińskiemu, Adamowi Radoniowi i reszcie ekipy organizującej festiwal - fajnie, że znowu mogłem pomóc. Krakowskiej ekipie uderzeniowej - bez ich doborowego towarzystwa nie byłoby imprezy. W dzisiejszym wydaniu Komix-Expressu chciałbym nadrobić trochę zaległości, wspomnieć o tym, o czym jeszcze nie było okazji wspomnieć, aby w kolejnym wydaniu przejść do spraw bardziej aktualnych. Kolejnym wydaniu - tym, które ukaże się jutro (tj. w niedzielę).

Twórcy ukrywający się pod pseudonimami Au i Godai, autorzy komiksu pornograficznego "Lust Boat", prezentują animowany trailer swojej produkcji. Przetłumaczony na języka Szekspira i Byrona "Statek Namiętności" ma być dostępny na rynku angielskojęzycznym. Trailer jest pierwszym krokiem kampanii, która ma zakończyć się wydaniem w 2013 roku pierwszego zeszytu wersji angielskojęzycznej, zgodnie z pierwotnym planem. W wersji polskiej pierwszy zeszyt, zgodnie z obietnicą, dostępny będzie oczywiście za darmo, w internecie. Uwaga, ze względu na dużą ilość cycków trailer jest przeznaczony wyłącznie dla osób dorosłych i nie nadaje się do odtwarzania w pracy. Podziwiajcie!


A jeśli już jesteśmy przy Bartku Biedrzyckim - w ramach porachunków z łódzkim festiwalem w podcastowym cyklu "Z dyktafonem wśród zwierząt" rozmawiał między innymi z Filem, Markiem Turkiem, Przemkiem Pawełkiem, Jackiem Kuziemskim o komiksach, zinach, rynku i festiwalu. Gościnnie pojawia się sam Tony Sandoval. W zeszły piątek natomiast pojawił się wywiad z Marcinem Banachem, założycielem firmy Tisso Toys, o tym, skąd wziął się pomysł, jak się projektuje i robi figurki i jakie są dalsze plany na rozwój. A już w przyszły piątek będzie można podsłuchać to, co powiedzenia ma Rafał Szłapa o ostatnim, finałowym tomie "Blera", o pracy komiksiarza w Polsce, oraz o przyszłości i aktualnych projektach. Wszystkie odcinki oczywiście w formie audio, dostępne będą na blogu Gniazdo Światów w podanych dniach od godziny 9:00. Czekajcie, to jeszcze nei wszystko! W sobotnim cyklu reportaży z imprez w rozgłośni podcastowej Kombinat, Przemek "gonzo" Pawełek i Bartek "godai" Biedrzycki na dwa głosy omówią tegoroczny Festiwal, uwzględniając wszystkie czynniki, które mogłyby poprzeć lub obalić tezę, że to "najlepszy festiwal dotychczas". Będzie mowa o premierach polskich i zagranicznych, gościach festiwalu, zina i nowych wydawnictwach, starwarsowcach i mangowcach (w tym czy manga to komiks, a czy mangowiec, to komiksiarz), graczach i integracji obu zakresów festiwalu, after party i ogólnym wrażeniu.

Powroty zza grobu to chleb powszedni w komiksowych światach zamieszkałych przez superbohaterów - w rzeczywistości jednak tergo typu nie zdarzają się zbyt często. A już tym bardziej nie na rynku komiksowym, który pogrzebał już niejednego wydawcę. Tym bardziej musi dziwić i zaskakiwać pojawienie się nowego komiksu od, zdawałoby się już dawno pogrzebanego (na niwie komiksowej przynajmniej) Manzoku. Zresztą, nad truchłem tego wydawnictwa wciąż unosi się mgiełka tajemniczości i niedomówień. Wrocławski edytor, który słynął tyle, ze swojej interesującej oferty, co horrendalnych opóźnień, jeszcze we wrześniu wydał kolejny tom jedenej ze swoich serii, a mianowicie "Koziorożca". Za piąty album autorstwo jak zwykle znakomitego Andresa trzeba było zapłacić niemało, bo aż 37,90 złotych. Pojawiły się również informacje, że na MFKiG w Łodzi przedstawiciele wydawnictwa mieli oficjalnie potwierdzić swój powrót do gry na komiksowym rynku i ogłosić plany wydawnicze na najbliższe miesiące. Pojawiały się plotki, że niektóre serie mają być kontynuowane (wymieniano "Mroczne miasta", "DMZ", "Y"). Do niczego takiego nie doszło, a po wydaniu komiksu w temacie Manzoku wciąż panuje cisza. Czy zwiastuje nadchodzącą burze czy nastrój panujący w grobie - trudno na razie powiedzieć.

Sklep Gilidia.pl ogłosił nabór do II Konkursu na Stypendium Komiksowe Gildii przeznaczone dal debiutujących twórców komiksowych. Twórczość komiksowa w Polsce - choć wciąż się rozwijająca - nadal jest niszą, a brak funduszy sprawia, że większość komiksów powstaje "po godzinach". Polski komiks ma olbrzymi potencjał, jednak brakuje wsparcia dla Twórców. W minimalnym choćby stopniu chcielibyśmy uzupełnić ten brak. Udział w konkursie Gildii mogą wziąć osoby lub grupa osób fizycznych, a żadna z nich nie może mieć większego dorobku, niż jeden wydany komiks opatrzony numerem ISBN. Do wygrania jest 6 tysięcy złotych, a owocem pierwszego stypendium jest komiks Agaty Wawryniku "Rozmówki polsko-angielskie". Zasady są proste. Do 15 kwietnia 2013 roku czekamy na zgłoszenia, które zawierać będą 8 gotowych plansz tworzących spójną i logiczną całość, scenariusz i omówienie komiksu. Materiały prosimy przesyłać na adres mailowy: wojtekzk@gildia.pl lub bok@gildia.pl. Przyjmujemy wyłącznie pliki pdf. W przypadku dużych rozmiarów plików prosimy o wgranie ich uprzednio na serwer. Szczegółowy regulamin konkursu dostępny pod tym adresem. Przesłane prace oceni jury. Decyzją organizatorów do jury zostały zaproszone następujące osoby:

Izabela Filipiak - pisarka, adiunkt w Zakładzie Literatury i Kultury Amerykańskiej na Uniwersytecie Gdańskim.
Rafał Kosik - pisarz fantasy i literatury dziecięcej.
Alina Molisak - adiunkt w Zakładzie Literatury XX wieku Uniwersytetu Warszawskiego.
Wojciech Orliński - dziennikarz, publicysta.
Joanna Ostrowska - filmoznawczyni.
Justyna Sobolewska - dziennikarka związana z tygodnikiem "Polityka".
Tomasz Stawiszyński - dziennikarz związany z Newsweekiem.
Jerzy Szyłak - literaturoznawca, profesor Uniwersytetu Gdańskiego.

W październiku ukazał się kolejny tom komiksowej serii Simona Tofielda "Kot Simona". Zbiorek zatytułowany "Kot Simona kontra reszta świata" liczy sobie 96 zamkniętych w twardej oprawie stron i kosztuje 34,90. Tak prezentuje się opis tego komiksu:

Mijają cztery lata, odkąd Kot Simona wkroczył do naszego życia. Wystąpił w kilkunastu filmach, pojawił się w trzech bestsellerach. Zabawiał i uszczęśliwiał miliony fanów na całym świecie. Przez ten czas dręczył muchy, zniszczył drzewko bożonarodzeniowe i terroryzował swego umęczonego właściciela Simona. I co ważniejsze, wszystko układało się po jego myśli. Aż do teraz. W tym roku ciężki jest jego los: z kociakiem w domu, nową dziewczyną Simona i coraz liczniejszymi gośćmi w ogrodzie. Nadeszła chwila, by raz na zawsze umocnić swoją pozycję w tym całym towarzystwie i stać się niekwestionowanym Superkotem. Sto oryginalnych rysunków (każdy w kolorze), sto komicznych odsłon: oto Kot Simona kontra reszta świata.

W sobotę 20 października w Bazie Zbożowej (Kielce, ul.Zbożowa 4) odbędzie się wernisaż wystawy "YES’T prawie OK. – kielecki komiks (rysownicy i scenarzyści)". Będzie to pierwsza tak szeroka prezentacja komiksu w Kielcach od czasu słynnego I Konwentu Twórców Komiksu (DŚT, luty 1991), który potem przekształcił się w łódzki Międzynarodowy Festiwal Komiksu (obecnie Komiksu i Gier). Wystawa przypomni dokonania kilkunastu twórców pochodzących z Kielc (rysowników i scenarzystów), którzy mieszkają i pracują nie tylko nad Silnicą, ale m.in. w Warszawie, Łodzi, Sopocie, Wrocławiu. To laureaci kilkudziesięciu nagród na ogólnopolskich oraz międzynarodowych konkursach i festiwalach. Publikują w prasie, antologiach, wydawnictwach zwartych, projektują okładki, filmy animowane, storyboardy, piszą scenariusze dla komiksu, filmu, słuchowiska i dramaty sceniczne. Tworzą jedno z najciekawszych środowisk artystycznych wywodzących się z regionu świętokrzyskiego. Na wystawie będzie można zobaczyć prace takich twórców, jak Jerzy Ozga, Jakub Matys, Sylwia Restecka, Janusz Ordon, Rafał Urbański, Robert Łysak, Tomasz Łukaszczyk, Michał Ociesa, Norbert Rybarczyk, Robert Kolasa, Zygmunt Kowal, Tomasz Ozga, Paweł Chmielewski, Grzegorz Majcher, Andrzej Rębosz, Artur Sadłos. Kuratorem wystawy jest Paweł Chmielewski, a pomaga mu Jerzy Ozga. Po prezentacji w Bazie Zbożowej wystawa zostanie przeniesiona do „Szklanego Domu” w Ciekotach (otwarcie 24 listopada).

czwartek, 11 października 2012

#1148 - Moja terapia

Rozwój Pawła Płóciennika, jako komiksowego twórcy jest doprawdy zadziwiający. Szaweł zaczynał, jak to zresztą sam określa z dzisiejszej perspektywy, od dość klozetowego humoru w stylu „Półki ZOO”. Potem, gdy wszedł w młodzieńczy okres burzy i naporu napinał się na łamach autorskiego zina „Hardkorporacja”.

Przełomem w jego karierze były „Sprane dżinsy i sztama”. W wydanym w 2010 roku albumie odchodzi od humorystycznych historyjek, od hiphopowo-blokerskiej pozy, skręcając w stronę obyczaju. Sięgając do historii miasta i dzielnicy, w której się wychował, stworzył historię opartą na opowiadaniach swojego ojca. Nie myślałem jeszcze wtedy, że „hardkorowy” etap twórczości Szawła był już za nim. „Moja terapia” jest kolejnym krokiem w wyznaczonym przez „Dżinsy” kierunku, ale stanowi też kolejny przełom w karierze komiksiarza z osiedla Za Żelazną Bramą.

Chyba nie pomylę się bardzo, jeśli powiem, że spotkanie ze Sławomirem Gołaszewskim miało wielki wpływa na Szawła. Artystyczny, muzyczny, a pewnie i życiowy. Gołaszewski to legenda sceny reggae, wielki znawca rytmów nie tylko z Jamajki, ale również sceny World Music i Etno. Postać niezwykle zasłużona dla kultury alternatywnej, były członek takich formacji, jak Izrael czy Armia, związany również z Teatrem Adekwatnym i Teatrem Źródeł Jerzego Grotowskiego. Człowiek renesansu. Frontmana Żelaznej Bramy poznał na jednym z koncertów i tak, od słowa do słowa, zaczęli się spotykać. Rozmawiać, słuchać muzyki, wspólnie poszerzać horyzonty, aż wreszcie pojawił się pomysł na wspólny komiksowy projekt. Próbkę ich współpracy można było podziwiać w trzecim „Bicepsie”, gdzie razem stworzyli komiks „Audiomara”, ale dopiero na łamach „Mojej Terapii” zobaczyliśmy w pełni do czego są zdolni.

Kanwą scenariusza tej powieści, czy raczej noweli graficznej (jeśli brać pod uwagę jej objętość) są doświadczenia Gołaszewskiego, jako pracownika Bezlekowego Oddziału Terapii Dziennej w Warszawie. Była to placówka Instytutu Higieny Psychicznej, w której pacjentów cierpiących na zaburzenia psychiczne leczono (między innymi) za pomocą muzykoterapii. Do tego celu używano standardowego zestawu dźwięków, określanego przez głównego bohatera, jako „stara szkoła”. Jednak kiedy w placówce pojawił się młody entuzjasta rytmów reggae, Vivaldiego, Szostakowicza, Mozarta zaczyna zastępować dubowe wibracje. I tak zaczyna poznawać funkcjonowanie ośrodka, zbliża się do swoich pacjentów i sposoby, w jakich odbywa się ich terapia.

Narracja komiksu oparta jest na gawędzie. Głos opowiadającego spaja w całość luźno porozrzucane epizody, przywołane z pamięci przez scenarzystę. Całość jest bardzo skondensowana, pozbawiona linii fabularnej wyznaczającej klasyczną strukturę opowieści. Rzecz wygląda jak studium poszczególnych przypadków, ale wydaje mi się, że więcej zostało przemilczane czy raczej niedopowiedziane, niż wyrażone wprost. Może to jakiś sposób, aby móc przybliżyć ludzkie dramaty? Nie wiem. Mnie zabrało pogłębienia pewnych spraw, rozwinięcie niektórych wątków. W każdym razie „Moja terapia” wydaje się boleśnie szczera – w pewnym stopniu stanowi rozliczenie Gołaszewskiego ze swoją przeszłości. Przypuszczam, że dla niego samego tworzenie tego komiksu było również pewnego rodzaju terapią, uwolnieniem się od dręczących go demonów, na co zresztą może wskazywać sam tytuł albumu.

Kształt słowom Gołaszewskiego dał Szaweł swoją dość charakterystyczną kreską. Warstwa wizualna jest podobna do tej, którą oglądaliśmy w „Spranych dżinsach i sztamie”. Mistrzem kreski Płóciennik nie jest, ale komiksową formułę czuje bardzo dobrze. Całkiem nieźle ukrywa swoje warsztatowe braki, a całość czyta się bardzo przyjemnie. Natomiast kolory zasługują na wielką pochwałę – świetnie podkreślają nieco duszną, trochę psychodeliczną atmosferę historii.

„Moja terapia” to komiks niezwykły, choć nie do końca udany. Brakło mi jakiegoś ostatniego szlifu, choć może pewna surowość jest efektem zamierzonym? Płóciennik i Gołaszewski odkrywając dość mało znaną historię z kart komunistycznej Polski (tło polityczno-społeczne jest mocno wyeksponowane, co warto w tym miejscu podkreślić) tworząc międzypokoleniowy pomost. Napędzając siebie nawzajem do odkrywania nowych rzeczy. Gołaszewski – szeroko pojętej ztuki komiksu, Płóciennik – wszystkiego tego, o czym opowiedział mu scenarzysta. Warto sięgnąć po ten komiks, aby samemu przekonać się, jak to wyszło. Szczególnie, że jego cena jest śmiesznie niska.

środa, 10 października 2012

#1147 - New Avengers t.04: Kolektyw

Wbrew pozorom robienie na superobohaterskim odcinku przemysłu komiksowego to ciężki kawałek chleba. Produkcje trykociarskie są bardzo silnie skonwencjonalizowane i łatwo stają się zakładnikami kilku, prostych chwytów i ogranych motywów. Trzeba uważać, aby nie popaść w nadmierny i nieznośny banał, nie poprzestawać na powielanych przez kolejnych twórców schematach, a z drugiej strony nie dać się zwieść podejrzanym eksperymentom, nierzadko wiodących na manowce.

Przy pełnej świadomości tego, czym są (i powinny być) opowiastki super-hero Brianowi M. Bendisowi udało się odnaleźć swój własny i oryginalny sposób na poradzenie sobie z tymi dylematami. Przy okazji uczynił przygody trupy Kapitana Ameryki flagowym tytułem w ofercie Marvela, długo pozostającym w czubie najlepiej sprzedających się on-goingów za Oceanem. Dla mnie najlepsze tomy „New Avengers” to te, w których scenarzysta pochodzący z Cleveland próbuje uciec (z reguły z dobrym skutkiem) od wyblakłych klisz super-hero, płacąc przy tym daninę konwencji i nie przestając być atrakcyjnym dla przeciętnego pożeracza trykociarzy. Wilk jest zatem syty, a i owca cała.

Ironiczna docinki wkładane w usta niektórych herosów w „Ucieczce” czy meta-tekstualna re-introdukcja Sentry`ego w drugim albumie to według mnie jedne z najmocniejszych momentów całej serii, które wniosły pewien powiew świeżości do Marvela. Drapanie w czwartą ścianę, machlojki z linią fabularną, bawienie się narracją, fantastyczne retardację i cliffhangery świadczą, że Bendis jest scenarzystą o dużej świadomości rzemiosła, jakie uprawia. Szkoda tylko, że sił (pomysłowości? Chęci może?) starczyło tylko na kilka tomów. W „Kolektywie” Bendis (niejako) sięgnął dna, ograniczając się do pisania trywialnej nawalanki bez polotu, jakie zalegają w sklepach komiksowych, do kupienia po kilkanaście centów. Zrobił komiks, jakiego do tej pory z całych sił unikał. Banalny, momentami głupi i zwyczajnie nudny.

Wizualnie rzecz biorąc Mike Deodato Jr., odpowiedzialny w większości za główny wątek tego tomu, dostosował się do niskiego poziomu swojego partnera od skryptu. Pochodzący z Brazylii artysta, który potrafił skutecznie przysposobić do dzisiejszych czasów „ekstremalny” styl charakterystyczny dla lat dziewięćdziesiątych nie popisał się tym razem. Początek wyszedł mu jeszcze jako tako, ale im dalej w las – tym gorzej. Szczególnie źle wygląda epizod na shieldowskim hellicarierze, sceny pojedynku Sentry`ego i Iron-Mana z Kolektywem, a także finał na Genoshy. Wygląda to tak, jakby Deodato brakowało pary, aby skończyć porządnie to, co zaczął.

Tym bardziej boleśnie dla Deodato wypada zestawienie ze znakomitym, ale operującym w zupełnie innym stylu, Steve`m McNivenem, który w „Kolektywie” zilustrował tylko pierwszy zeszyt. Gdzieś pomiędzy nimi można ulokować Oliviera Coipela. Odpowiedzialny za fragment, którym Luke Cage i Jessika Jones biorą ślub artysta pokazał się z nieco gorszej, niż w „Rodzie M”, strony, a podobnie jak Deodato, końcówka mu trochę nie wyszła. Poszczególne kadry znamionują nadmierny pośpiech, a niedokładności spowodowane są zapewne krótkimi terminami, charakterystycznymi dla amerykańskiego rynku. Na usprawiedliwienie obu panów, mogę powiedzieć, że nie tylko im doskwierają podobne bolączki.

Żeby było lepiej, musi być gorzej – Bendis jeszcze jakoś przebieduje kolejny tom (zatytułowany „Disassembled”), będący przystawką do „Civil War” Marka Millara, aby potem zaliczyć znakomity comeback. Rysowane przez znajdującego się w wybornej formie Leinila Francisa Yu „Revolution” należy do moich ulubionych albumów „New Avengers”, a kolejny – „Trust” – również daje radę. I szkoda tylko, że w „Secret Invasion” zaliczy kolejny spadek…

piątek, 5 października 2012

#1146 - PKS 07: Łukasz Kowalczuk

W cyklu PKS pokazujemy,  jak wygląda warsztat polskiego komiksiarza. Czy przypomina kuchnie, w której z najróżniejszych składników artyści według swoich tajnych przepisów wyczarowują swoje dzieła, czy raczej warsztat, gdzie w mozole ciężkiej, codziennej pracy wykuwane są zeszyty i albumy, a może coś jeszcze innego? Zobaczycie sami! A jeśli jesteś twórcą i chciałbyś zaprezentować zacisze swojej pracowni - zgłoś się do nas! Dziś przed nami... Łukasz Kowalczuk!

Na pierwszym zdjęciu moje podstawowe stanowisko pracy. Zajmuję się tutaj niemal wszystkimi projektami (komercyjnymi, komiksowymi, rysowanymi, pisanymi). Przez większość czasu pracuję w domu, więc w staram się żeby nie było na chacie syfu. Nie lubię. Aktualnie koloruję i składam okładkę pewnego winylowego singla, która będzie utrzymana w mocno komiksowym stylu. Kilka lat temu wydałem oszczędności na Adobe Design Premium CS3. Mimo że prowadzę działalność od początku 2010 roku, nie miałem żadnej kontroli (nie żebym się prosił). Śpię spokojnie.


1. Leciwy już laptop. Ponad 3 lata bez awarii, jedynie bateria zajechana przez moją głupotę. Monitor Iiyama zakupiony w Tesco za bardzo przyzwoite pieniądze. Ma też ponad 3 lata. Wstyd przyznać, ale nie znam się totalnie na kalibracji i tego typu rzeczach. Na szczęście obywa się bez wtop w trakcie realizacji zleceń.
2. Święty kalendarz. Jeśli tam czegoś nie zapiszę, to istnieje ogromne prawdopodobieństwo, że tego nie zrobię. Boję się, że kiedyś zacznę w takim planerze wpisywać wszystkie czynności, po czym go zgubię i umrę nie mogąc nic zaznaczyć, odhaczyć ani podsumować.
3. Tablet. Używany tylko do kolorowania. Rzadko.
4. Cienkopisy, ołówki, markery, kredki. Można sobie robić wszystko w cyfrze, ale co kiedy pojawi się zboczeniec chętny żeby kupić jakieś plansze?
5. Tu powinna być kawa. Wypijam dwie mocne czarne kawy dziennie. Nie żadne rozpuszczalniki. Porządne sypane siekiery.
6. Urządzenie wielofunkcyjne. Tanie i całkiem sprawne. Na nim i parapecie z reguły wala się dużo różnych notatek.

Po lewej widać też skrawek tablicy korkowej. To kolejny, obok terminarza, pedantyczny odpał. A ściany popisałem żeby nie było nudno.

Stanowisko numer 2. Organizowane w tzw. dużym pokoju na czas tworzenia dłuższych komiksów, głównie kolejnych odsłon "Nienawidzę Ludzi".


1. Kupiłem to ustrojstwo w Ikei za 20 złotych. Garbię się odrobinę mniej, ale używam tylko przy rzeczach zajmujących więcej czasu.
2. Tusz i piórka. Pewnie się namęczę i pobrudzę, a efekty będą średnie, ale trzeba próbować. To moje pierwsze podejście, efekty będzie można zobaczyć niedługo.
3. Jeden z brulionów do spisywania pomysłów i scenariuszy. Taki ładny, z Hello Kitty.
4. Strony czekające na zapełnienie rysunkami. Kiedy kupka pustych arkuszy jest duża, potrafi działać demotywująco. Wraz z jej zmniejszeniem poprawia się moje samopoczucie.
5. Książka Szymona Kobylińskiego pt. "Obserwacje plastyczne". Jest inspirująca, świetna i będę do niej często wracał. Choć rysować się już raczej nie nauczę hehe.
6. Srajpad. Przydatny, żeby sobie coś na szybkiego podejrzeć. Jest kilka fajnych aplikacji z referencjami (modele i takie tam).

Zdjęcia: Joanna Kowalczuk 

czwartek, 4 października 2012

#1145 - Goliat

Tom Gauld to moje największe tegoroczne odkrycie. Nie często mam do czynienia z tak błyskotliwymi, zabawnymi i trafnymi stripami. Zawsze uważałem, że dobre paski nie muszą być wcale rewelacyjnie narysowane, one po prostu mają trafiać tematem w dziesiątkę. Prace Toma do "The Guardian" (z którym stale współpracuje) to nie tylko strzał treścią w środek tarczy, ale także rzeczy znakomicie narysowane.


Jego minimalistyczny styl porównywany z pracami Edwarda Gorey`a to podróż wypełniona bohaterami z dzieciństwa: robotami, astronautami, duchami i potworami mieszkającymi pod łóżkiem. Proste, zgeometryzowane postacie bawią mnie do łez - przede wszystkim ze względu na ich wymowną mimikę twarzy (żart). Dzięki wydawnictwu Centrala otrzymałem sposobność przeczytania jego najnowszego, bo wydanego w tym roku, pełnometrażowego komiksu, będącego wariacją na temat wszystkim dobrze znanej starotestamentowej opowieści o Goliacie. Wydanie tego komiksu to okazja, aby sprawdzić czy Gauld z dłuższą formą radzi sobie tak dobrze, jak z paskami do periodyków.

Pierwsze skojarzenie, które przyszło mi do głowy, gdy zobaczyłem okładkę tego komiksu - siedzącego na kamieniu tytułowego bohatera - to plakat reklamujący bodajże najważniejszy film Sofii Coppoli "Między Słowami". Siedzący na skraju hotelowego łóżka Bill Murray wygląda równie nieporadnie, jak biblijny olbrzym. Jak się okazało, moje spostrzeżenie było bardzo trafne, bo "Goliat" Toma Gaulda porusza dokładnie tę samą problematykę, co Coppola w swoim obrazie.

Bohater komiksu na przekór legendzie nie jest wcale wielkim wojownikiem. Od zgiełku bitwy woli prace biurowe. Niestety, bezlitosne przeznaczenie chce inaczej. Przypadek sprawia, że Goliat będzie musiał stawić czoła wojskom Izraela czy tego chce, czy nie. Gauld kreśli portret samotnego człowieka, wyobcowanego pośród społeczeństwa, w którym musi żyć. Człowieka, który nie jest rozumiany i stracił ochotę na jakiekolwiek próby przekonywania innych o swoich zaletach. Goliat jest obojętny na to, co ma go w życiu spotkać. Poddaje się po prostu losowi. Przysiadł na kamieniu i bez żadnych przeciwwskazań wyczekuje przeznaczenia. Bezcelowość życia odebrała mu nawet siłę na ucieczkę. Niesamowite jest to, jak w tak skrajnie minimalistycznym komiksie, w którym słowa są ograniczone do minimum, a rysunki to wręcz umowne znaki, można stworzyć taką osobowość.

Historia Goliata porusza i mimo wiedzy na temat zakończenia tej opowieści trzymamy kciuki za to, aby los jednak się nad nim zlitował. Ale Tom Gauld przypomina, że jesteśmy tylko pionkami w rękach losu i wszystko w naszym życiu jest podporządkowane przeznaczeniu. Smutne, ale prawdziwe.

Gauld po lekturze tego komiksu urósł w moich oczach jeszcze bardziej. Co prawda miałem nadzieję, że pośród tych skromnych rysunków natrafię na jakąś spektakularną planszę naszpikowaną detalami, lecz autor skrupulatnie trzymał się zasad rysunkowego ascetyzmu. Jednak mam nadzieję, że to nie ostatni długi komiks jego autorstwa i że w następną podróż zabierze mnie choćby na Marsa w klimatach Raya Bradbury'ego albo w czasy średniowiecza na pole bitewne apokaliptycznej armii szkieletorów. Oczywiście, trzymam również kciuki za wydawnictwo Centrala, które wówczas będzie musiało ten komiks wydać!

środa, 3 października 2012

#1144 - Zbliża się "Kłamca"

Już 6 października, podczas 23. Międzynarodowego Festiwalu Komiksu Gier w Łodzi swoją premierę będzie miał komiks "Kłamca: Viva l`Arte", będący obrazkowym spin-offem literackiego cyklu autorstwa Jakuba Ćwieka. Na naszych serwisach możecie obejrzeć przykładowe plansze i oficjalną zapowiedz tej publikacji, natomiast na Kolorowych Zeszytach publikujemy ekskluzywne materiały dotyczące tego projektu - wypowiedzi jego autorów oraz ilustracje, których nie znajdziecie nigdzie indziej!
Jakub Ćwiek:

Była kiedyś, pamiętam, taka nowelka w "Sandmanie" Gaimana o człowieku, który powiedział, że umieramy tylko dlatego, że wiemy iż mamy umrzeć. Gdyby nie to, gdyby choć jeden z nas stwierdził, że wcale nie ma ochoty umierać, więc nie umrze, pewnie odkrylibyśmy sekret życia wiecznego.

I tak, myślę sobie, jest trochę ze mną. Nie, nie żyję  wiecznie i raczej nie zamierzam - moje dzieci już i tak muszą  żyć ze świadomością, że na ziemi, którą im zostawiam jest dosyć ciasno - ale wspomniany triumf woli nad otaczającym nas światem i jego trudnościami nie jest mi obcy. Czy też, jak zwykłem to mówić prostszymi słowy: Bóg kocha wszystkich, ale najbardziej tych głupich z błyskiem w oku. Jestem właśnie takim głupkiem, a każdego dnia staram się, by moje oczy błyszczały mocniej i mocniej.

Skąd ten przydługi wstęp, zapytacie? Otóż stąd, że pewnie gdybym z pełną świadomością jak trudna to robota, zabierał  się dzisiaj za pisanie scenariusza komiksowego... Pewnie dawno rzuciłbym to w cholerę. Bo oto jak sobie myślałem: pisanie scenariusza jest łatwiejsze niż pisanie książki (których miałem podówczas na koncie chyba trzy), bo nie muszę się męczyć całym tym opisem, tylko dialogi, trochę uwag dla rysownika i tadaaam, zbieram ci ja laury godne Stana Lee.

I rzeczywiście z takim właśnie podejściem usiadłem do pracy, taki scenariusz napisałem. Dziś, gdy zerkam sobie na niego, na to jak wiele ma luk, jak wiele istotnych rzeczy jest w nim zupełnie, zupełnie pominięte i zostawione telepatycznym zdolnościom rysownika, aż chce mi się śmiać. A przecież wtedy, na początku, widziałem swój scenariusz niemal perfekcyjnym...

Oczywiście oczyma wyobraźni widziałem też już gotowy komiks, z realną  kreską, pięknie wykadrowany, wydanie albumowe, bo chyba każdy, kto marzy o swoim pierwszym komiksie takim właśnie go sobie prezentuje. Zamiast tego od Pawła Deptucha, który z mego fana stał się  mym druhem, a wreszcie modus operandi "Kłamcy: Viva l’arte", dostałem grafiki Dawida Pochopienia i sugestię, że może on, że taki trochę bisleyowski, a przecież ja Bisleya to tak raczej bardzo... Zgodziłem się, a potem stwierdziłem, że pod taką kreskę, to powinienem to i owo zmienić. I napisałem wszystko niemal od nowa. Efekt macie szansę właśnie oceniać, a ja powiem jeszcze tylko, że niektóre sceny miały opis typu: strona x do y - "Loki robi totalną zadymę. Baw się, Dawidzie. Baw się do upadłego". I do dziś te właśnie plansze podobają mi się w komiksie najbardziej. Może dlatego, że totalnie mnie zaskoczyły?

Trochę  ze zdumieniem patrzę na ten album, bo nijak nie mogę go już postrzegać jako dopełnienie moich książek, jako łącznik między tomami pierwszym, a drugim. Z tą historią zresztą  w ogóle było coś nie tak od początku. Nijak nie dawała się  wpisać w ramy opowiadania. Wiem, bo próbowałem, ale było to jak przekonywanie mańkuta do pisania prawą ręką. Bo tak jak zwykle widzę swoje historie filmowymi scenami, tak tu miałem w oczach tylko kadry, czasem zdjęcia albo wręcz obrazy, malunki. Wreszcie uznałem, że skoro tak, to może właśnie komiks? Efekt sprawił,  że choć w chronologii wydarzeń "Kłamca" nadal wpisuje się  tam, gdzie miał, że choć jego historia to nadal dobry stary Loki i jego przygody, to jednak prześlizguje się owa historia obok książek. Bo ani ona już tylko moja, ani Loki z mej wizji zrodzon. Jeżeli naprawdę można - a czasem można, wierzcie mi - mówić, że bohater zerwał się ze smyczy, to ten przykład świetnie się w owo zdanie wpisuje. Loki którego widzicie to moja postać, ale już nie ograniczona moją wyobraźnią.

To Loki 2.0 za którego Dawidzie, Grzegorzu, Pawle, bardzo wam dziękuję.


Dawid Pochopień

Prace nad komiksem ukończyłem dawno temu, więc niektóre rzeczy zatarły się w pamięci. Rysując komiks trzeba się temu zajęciu poświęcić bez reszty, ja tak zrobiłem. Przez pół roku rysowałem go po 8-10 godzin dziennie (prócz weekendów). Wspominam to jako wspaniałe doświadczenie...

Inspirowałem się  przy tym Simonem Bisley’em i jego "ABC Warriors", "Blacksadem" Guardino, "Drapieżcami" Mariniego, twórczością Egona Schiele i Szymona Kobylińskiego, "Incalem” Moebiusa, "Zabójczym żartem" Bollanda, "Matrixem", "Apocalypto" oraz wieloma, wieloma innymi...

Nie robiłem specjalnie odniesień do popkultury (tak jak robi to Ćwiek w powieściach), chociaż na specjalne życzenie Kuby, na jednym rysunku, Loki przypomina Wolverina...

Grzegorz Nita:

Kolorowanie "Kłamcy" to było fajne doświadczenie, miałem okazję popracować na rysunkach w totalnie innym stylu niż moja kreska. Lubię nakładanie koloru, można dużo wnieść do ogólnego klimatu komiksu, zbudować nastrój danej sceny. Bardzo pozytywnie zaskoczyli mnie wydawca i autor rysunków dając mi strasznie dużo swobody przy tworzeniu. Początkowo wypytywałem o jakieś zastrzeżenia czy sugestie autora, nie chciałem wejść w paradę jakimiś swoimi pomysłami. A tu nic, jedyna uwaga była żeby główny bohater był blondynem.  Natomiast co do reszty dawali mi wolną rękę. I na szczęście chyba podobało się to, co podsyłałem. Także pracowało mi się bardzo przyjemnie.

Książek o "Kłamcy" nie czytałem wcześniej. Kojarzyłem że są, na półce w księgarni widziałem, ale nie miałem okazji nic przeczytać. Komiksowa wersja ma niezły klimat, takie połączenie mroku z lajtowym wygrzewem w duchu Lobo, bez pompatyczności, z przymrużeniem oka. Bardzo mi pasuje takie podejście, jeśli książki też trzymają taki klimat to żałuję że wcześniej żadnej nie przeczytałem.

wtorek, 2 października 2012

#1143 - MFKiG 2012: rozkład jazdy

23. Międzynarodowy Festiwal Komiksu i Gier w Łodzi odbędzie się, zgodnie z wieloletnią tradycją, w pierwszy weekend października – w tym roku między 5 a 7 dniem tego miesiąca. Za centrum festiwalowe jak zwykle posłuży Łódzki Dom Kultury. Jednak program imprezy realizowany będzie w wielu innych miejscach, m.in. w Textilimpeksie, Hotelu Centrum, Centralnym Muzeum Włókiennictwa, Hotelu Grand, Wytwórni, Stacji Nowa Gdynia oraz w łódzkich klubach i galeriach.

Tegoroczne MFKiG zdominują artyści z krajów, w których na co dzień mówi się po angielsku. Bez wątpienia jedną z gwiazd będzie ilustrator i rysownik Dave McKean z Wielkiej Brytanii, w Polsce znany m.in. ze współpracy z pisarzem i komiksowym scenarzystą Neilem Gaimanem (ich wspólne dzieła to m.in. „Sandman” i „Koralina”). To spod jego ręki wyszedł jeden z najsłynniejszych komiksów o Batmanie – „Azyl Arkham”, napisany przez Granta Morrisona. Na całym świecie sprzedało się ponad pół miliona egzemplarzy tej graficznej powieści, pełnej nawiązań do filozofii Junga czy kart Tarota. Oprócz historii obrazkowych i ilustracji książkowych McKean tworzy okładki płyt – jego prace zdobią albumy nagrane przez Tori Amos, Alice’a Coopera, Billa Laswella czy grupę Kreator. Słynny na całym świecie Brytyjczyk współpracuje też z branżą filmową – projektował m.in. postaci do serii filmów o Harrym Potterze.

Po raz drugi Łódź odwiedzi znakomity rysownik Simon Bisley, znany z takich komiksów, jak „Lobo”, „Sędzia Dredd”, „Batman” czy „Slaine”. W ubiegłym roku na spotkaniu z Bisley’em kinowa sala Łódzkiego Domu Kultury pękała w szwach, a po autograf intrygującego twórcy (w jego bibliografii można znaleźć zarówno komiksy erotyczne jak i rewelacyjny album z ilustracjami do „Biblii”) trzeba było stać dwie godziny w kolejce. Ogromnym wydarzeniem będzie wizyta w Łodzi Melindy Gebbie – amerykańskiej rysowniczki, prywatnie żony Alana Moora – uznawanego za jednego z najlepszych scenarzystów wszech czasów. Niedawno ukazało się w Polsce ich wspólne, dość kontrowersyjne i skierowane tylko do dorosłego czytelnika dzieło „Lost Girls”. Listę gości z kręgu komiksu anglojęzycznego uzupełnią John McCrea oraz Cameron Stewart – uznani, wielokrotnie nagradzani twórcy tworzący dla amerykańskich wydawnictw.

Interesująco zapowiadają się spotkania z Igortem oraz Tony’m Sandovalem. Ten pierwszy jest włoskim rysownikiem, scenarzystą i wydawcą, znanym polskiej publiczności z albumu „5 to liczba doskonała” – bardzo ciekawej opowieści o włoskiej mafii. Z kolei Sandoval to kochający mroczne klimaty Meksykanin (miłośnik doom metalu oraz malarstwa Zdzisława Beksińskiego), który opublikował w Polsce już trzy albumy – przepięknie namalowane „Wybryki Xinophixeroxa”, „Trup i sofa” oraz „Nokturno”. Na liście gości zagranicznych znajdą się też m.in. Ukraińcy biorący udział w komiksowym projekcie City Stories (citystories.eu), Portugalczycy, Hiszpanie oraz Serb.

Festiwalowi towarzyszyć będzie niemal 20 ekspozycji, w tym przekrojowa prezentacja komiku iberyjskiego. Po raz pierwszy MFKiG przygotuje ekspozycję poświęconą… scenarzyście komiksowemu, z zamiarem kontynuowania pomysłu w latach następnych. W Centralnym Muzeum Włókiennictwa (tam zawiśnie część festiwalowych wystaw) pokazane zostaną komiksy różnych autorów, które łączy nazwisko Grzegorza Janusza – jednego z najlepszych obecnie polskich twórców scenariuszy i dialogów. Publiczność zobaczy też prace znakomitego łódzkiego artysty – Jakuba Wiejackiego.
Program uzupełnią warsztaty dla twórców oraz liczne, specjalne strefy: gier, targowa, dziecięca, Star Wars, komiksu japońskiego i inne. Jak co roku odbędzie się Sympozjum Komiksologiczne. Wydawcy szykują na pierwszy październikowy weekend masę komiksowych premier.

CZWARTEK / 4.10.2012 /

Śródmiejskie Forum Kultury, ul. Roosevelta 17
18.30 – Wernisaż wystawy Daniela Bauma
19.00 – Spotkanie „Komiks a fantastyka”

La Pies, al. Kościuszki 49/51
20.00 – Wernisaż wystawy Michała Klimczyka

The Dorsz British Fish & Chips, ul. Traugutta 9
21.00 – Wernisaż wystawy Simona Bisley’a


PIĄTEK / 5.10.2012 /

Łódzki Dom Kultury, ul. Traugutta 18
10.00 – Finał konkursu komiksowego dla uczniów, sala 304
11.00 – Warsztaty plastyczne dla dzieci, sala 304
12.00 – Projekcja filmów, Kino Studyjne

Mała Litera Art, ul. Ogrodowa 19 (ms2 w Manufakturze)
17.00 – Wernisaż wystawy Agaty Wawryniuk

Galeria Stara ŁDK, ul. Traugutta 18
18.00 – Wernisaż wystawy konkursowej

Owoce i Warzywa, ul. Traugutta 9
19.00 – Wernisaż wystawy Marcina Podolca

Hotel Grand, ul. Piotrkowska 72
20.00 – Wernisaż wystawy Przemysława Truścińskiego


SOBOTA / 6.10.2012 /

Textilimpex, ul. Traugutta 25
09.00 – Otwarcie strefy targowej i strefy Atlasa dla dzieci
11.00 – Premiera figurek Kajko i Kokosz, stoisko TissoToys

Kino Studyjne ŁDK (1 piętro)
10.30 – Opowieść o Kiki – Catel Muller i Jose-Louis Bocquet
11.15 – Spotkanie z Simonem Bisley’em
12.00 – Komiksowe reportaże – Igort
13.00 – Hitman i inni – John McCrea
13.45 – Nie tylko komiksy – Dave McKean
15.00 – Spotkanie z Cameronem Stewartem
16.15 – Dorośli, dzieci i Marzi – Marzena Sowa
17.00 – Wilq w zeszycie i na ekranie – Tomasz Minkiewicz, Leszek Nowicki, Wojciech Stuchlik
17.45 – Spotkanie z Tomkiem Leśniakiem i Rafałem Skarżyckim
18.30 – Filmowy „Piotruś Pan” Loisela – Nicolas Duval

Kino Charlie (ul. Piotrkowska 203/205)
14.00 - przedpremierowy pokaz filmu "Comic-Con Epizod V: Fani kontratakują"
(bilety: normalny: 18 zł, ulgowy: 15 zł)

Sala 221 ŁDK (2 piętro)
10.00 – Od Supermana do Morfeusza – mit rozkwita w komiksie
11.00 – „Rozmówki polsko-angielskie” – Agata Wawryniuk + ogłoszenie stypendium Sklep.Gildia.pl
11.45 – „Rewolucje 7” – Mateusz Skutnik i Jerzy Szyłak
12.15 – Świeża Paroovka – Marek Lachowicz, Tomasz Kuczma
12.45 – „Komiks w szponach miernoty” – Jerzy Szyłak
13.15 – „Ogród” – Agata Bara / „Ogród” – meeting with Agata Bara
14.00 – Kadry o Fiodorownej – Mikołaj Tkacz
14.30 – Komiksowe „Lubiewo”
15.00 – „Infamis” – Paweł Zych
15.30 – Bydgoszcz w komiksie
16.00 – Tajfun walczy dalej – Tadeusz Raczkiewicz, Łukasz Chmielewski, Piotr Ponaczewny, Maciej Szatko
16.30 – Powrót Kleksa – opowiada Tomasz Kołodziejczak
17.15 – Mroczny Rycerz powstaje – epicki finał czy porażka
18.00 – Marcin Ponomarew – spotkanie
18.30 –„ Nest” – Marek Turek

Sala 304 ŁDK (3 piętro)
10.00 – Jak komiksem opowiadać o historii – na przykładzie albumów „Westerplatte. Załoga śmierci” i „Tajemnice DAG fabrik Bromberg” z udziałem Macieja Jasińskiego, Jacka Michalskiego, Krzysztofa Wyrzykowskiego
11.00 – Warsztaty z Tadeuszem Raczkiewiczem (uczestnicy 8-15 lat)
15.00 – Polski komiks kobiecy
15.45 – Spotkanie z Egmontem – Tomasz Kołodziejczak
16.15 – Premiera magazynu „Profanum” – Robert Sienicki i Jan Mazur
16.45 – 10-lecie Magazynu Miłośników Komiksu KZ

Sala 6 ŁDK (parter)
13.00 – Komiksowy „Kłamca” – Jakub Ćwiek
14.00 – 30-lecie „Fantastyki” – Panel I – Co Polska SF wniosła do polskiego języka, literatury? – Paweł Matuszek, Jakub Winiarski, Lech Jęczmyk, Maciej Parowski, Kamil Śmiałkowski
15.00 – 30-lecie „Fantastyki” – Panel II – Zasługi „F” i „NF” dla dokonań i krytyki polskiej szkoły komiksu i ilustracji – Jerzy Szyłak, Andrzej Brzezicki, Tomek Niewiadomski, Grzegorz Janusz, Wojciech Birek, Waldemar Miaśkiewicz
16.00 – 30-lecie „Fantastyki” – Panel III – „F” i „NF” głównym rozgrywającym na wydawniczym rynku kultury i popkultury w ostatnim XXX-leciu – Marcin Zwierzchowski, Paweł Ziemkiewicz, Jerzy Rzymowski, Michał Cetnarowski, Maciej Parowski
18.00 – Manga Corner – cosplay

Wytwórnia, ul. Łąkowa 29
20.00 – Wręczenie nagród festiwalowych, wybory rysunkowej Miss Festiwalu

Autografy - Textilimpex, ul. Traugutta 25
11.30 – Catel Muller i Jose-Louis Bocquet, Cameron Stewart, komiks kobiecy, Jakub Ćwiek
12.45 – Simon Bisley, Agata Wawryniuk, Komiksy z Bydgoszczy, Mikołaj Tkacz
14.00 – Igort i Marzena Sowa, Mateusz Skutnik i Jerzy Szyłak, Marek Lachowicz i Tomasz Kuczma, komiks historyczny
15.15 – Marek Turek, Tomasz Leśniak i Rafał Skarżycki, Krzysztof Gawronkiewicz
16.30 – Dave McKean, Paweł Zych, Agata Bara, John McCrea, Tomasz Niewiadomski
18.00 – Tomasz Minkiewicz, Tadeusz Raczkiewicz, Szaweł Płóciennik i Sławomir Gołaszewski, magazyn „Profanum”

Owoce i Warzywa, ul. Traugutta 9
12.00 – Urodziny zina „Maszin”
13.00 – Spotkanie z Tomaszem Leśniakiem i Rafałem Skarżyckim
15.00 – W ostatniej chwili. O komiksie w PRL-u – projekcja filmu, spotkanie z Mateuszem Szlachtyczem i Szymonem Holcmanem


NIEDZIELA / 7.10.2012 /

Kino Studyjne ŁDK (1 piętro)
10.30 – Pozdrowienia z Serbii – Aleksandar Zograf
11.15 – Nie tylko Lucyfer – Warren Pleece
12.00 – Spotkanie z Melindą Gebbie
13.00 – Szkice Śledziem – Michał Śledziński
14.00 – Trup i jego wybryki – Tony Sandoval
14.45 – Spotkanie z Brianem Azzarello
15.30 – Glenn Fabry i jego komiksy
16.15 – Prosto z Portugalii – Rui Lacas i Bartosz Sztybor

Sala 221 ŁDK (2 piętro)
10.00 – Nadwiślańscy herosi – Adam Czernatowicz, Rafał Kołsut, Krzysztof Małecki, Piotr Kamiński, Łukasz Rydzewski, Maciej Zaręba
10.30 – „Ksionz” – Marcin Rustecki i Dominik Szcześniak
11:00 – „Bler 3” – Rafał Szłapa
11.30 – „City Stories” – spotkanie z autorami
12.15 – „Dom Słów – pracownia komiksu” – Maciej Pałka
12.45 – „Biocosmosis” – spotkanie z autorami
13.15 – „Wszystko zajęte” – Marcin Podolec
13.45 – Komiksowy scenarzysta – Grzegorz Janusz
14.30 – „Moja Terapia” – Szaweł Płóciennik i Sławomir Gołaszewski
15.00 – Komiks brytyjski – Paul Gravett
15.45 – Miłosne opowieści – Michał Klimczyk

Sala 6 ŁDK (parter)
11.00 – Fantastyczny Polch – spotkanie z rysownikiem
12.00 – 30-lecie „Fantastyki” – spotkanie z pisarzami: Andrzej Sapkowski, Jacek Dukaj, Lech Jęczmyk i inni
14.00 – „Polska fantastyka oczami Macieja Parowskiego„ – Maciej Parowski, Szczepan Twardoch, Wojciech Szyda

Bohaterem spotkania będzie człowiek-instytucja rodzimej literatury s-f, wieloletni redaktor naczelny „Nowej Fantastyki” i „Czasu Fantastyki”. Punktem wyjścia dyskusji jest wydana niedawno przez Narodowe Centrum Kultury książka „Małpy Pana Boga” , która stanowi rodzaj podręcznika historii polskiej fantastyki w autorskim ujęciu Parowskiego. Oprócz Macieja Parowskiego o polskiej fantastyce podyskutują m.in. Szczepan Twardoch i Wojciech Szyda (autorzy wydawanych przez NCK książek z serii „Zwrotnice czasu” – odpowiednio „Wiecznego Grunwaldu” i „Fausterii”). Całość poprowadzi Marekm Horodniczy. Organizator: Narodowe Centrum Kultury.

Hotel Grand, ul. Piotrkowska 72, sala konferencyjna
11.00 – Komiks fantastyczny w Polsce a polska fantastyka komiksowa – związki, wpływy i różnice w efektach kreowania obrazkowej SF-ery realizacji marzeń – 12. Sympozjum Komiksologiczne

Autografy - Textilimpex, ul. Traugutta 25
11.00 – Grzegorz Janusz, Marcin Podolec, autorzy „Biocosmosis”, Glenn Fabry
11.45 – Aleksandar Zograf, Tony Sandoval, Brian Azzarello, autorzy „Człowieka bez szyi”
13.00 – Warren Pleece, Rafał Szłapa, Dominik Szcześniak i Marcin Rustecki, Bogusław Polch
14.30 – Melinda Gebbie, autorzy City Stories, Michał Śledziński, Rui Lacas
15.45 – John McCrea, Simon Bisley, Cameron Stewart, Brian Azzarello (stoisko Multiversum).

poniedziałek, 1 października 2012

#1142 - Lista premier (i nowości) na 23. MFKiG

 W ostatnich latach to magazyn Motyw Drogi przygotowywał listę premier i nowości, które miały być dostępne podczas Międzynarodowym Festiwalu Komiksu (od niedawna także i Gier) w Łodzi, ale w związku z zawieszeniem działalności przez MD, zdecydowaliśmy się przygotować taką listę na tegoroczny festiwal. Mamy nadzieję, że skutecznie pomoże w zakupach wszystkim, którzy wybierają się do Łodzi.

Zdecydowaliśmy się podawać ceny okładkowe, gdyż lepiej zawczasu poważnie się przygotować finansowo, a na miejscu miło zaskoczyć. Nie jesteśmy pewni, czy lista jest pełna, jednak bardzo się staraliśmy, aby tak właśnie było. Jeśli jednak zauważycie, że na liście brakuje jakichś tytułów, gdzieś się pomyliliśmy, zgłaszajcie swoje uwagi w komentarzach albo piszcie na któregoś z naszych maili. Autorami komentarzy jest Kuba Oleksak.

 Egmont:

- John Jackson Miller (scen.), Brian Ching (rys.), "Star Wars: Rycerze starej republiki #09: Demon" – za 39,99 zł;
- Frank Miller (scen. i rys.), "Sin City #01: Trudne Pożegnanie", wyd. III – za 79,99 zło;
- Szarlota Pawel "Jonek, Jonka i Kleks - Pióro kontra flamaster" - za 24,90
- Szarlota Pawel "Jonek, Jonka i Kleks - Niech żyje wyobraźnia" - za 24,90 zło
- Mike Mignola (scen. i rys.), "Hellboy #02: Obudzić Diabła", wyd. II – za 59,99 zło;
- Scott Snyder (scen.), Rafael Albuquereque, Mateus Santolouco (rys.), "Amerykański Wampir #2" – za 89,99 zło;
- Rene Goscinny (scen.), Albert Uderzo (rys.), "Asteriks #17: Osiedle Bogów", wyd. III – za 19,99 zło;

Chyba bezpowrotnie minęły te czasy, kiedy Egmont rozpieszczał polskich komiksomaniaków na konwentach, ale hej! I tak jest lepiej, niż w zeszłym roku w Łodzi. Wtedy godnymi uwagi pozycjami były thorgalowska proza i "Joker" Azzarello i Barmejo. Teraz dostaniemy nowego Amerykańskiego Wampira", doprawionego wznowieniami z Millera i Mignoli.


Timof i cisi wspólnicy:

- Igort (scen. i rys.), "Dzienniki ukraińskie" – za 79 zło;
- antologia "Polski komiks kobiecy. Antologia", (różne autorki) – za 126zło;
- Agata Bara (scen. i rys.), "Ogród" – za 42 zło; PL
- Bartek Doroszko (scen. i rys.), "Sztuka latania" – za 00,00 zło (w ramach dnia darmowego komiksu); PL
- Alfonso Zapico (scen. i rys.), "Śladami Joyce'a" – za 49 zło;
- Alfonso Zapico (scen. i rys.), "Dublińczyk" – za 69 zło;
- magazyn "Profanum" #1 (różni autorzy) – za 14,90 zło;
- Rafał Kołsut, Adam Czernatowicz (scen.), Krzysztof Małecki (rys.), "Człowiek bez szyi" #04 – za 9,90 zło;

Jeśli zebrać do kupy publikacji Timofa i wszystkich jego imprintów to wyjdzie, że jego oferta jest (prawie!) bogatsza od wiodącego od lat na naszym rynku Egmontu. Zapico, Igort - zapowiada się smakowicie!


Kultura Gniewu

- Marcin Podolec (scen. i rys.), "Wszystko zajęte" – za 49,90 zło;
- Agata Wawryniuk (scen. i rys.), "Rozmówki polsko-angielskie" – za 39,90 zło;
- Marek Turek (scen. i rys.), "NeST" – za 39,90 zło.

Kultura w tym roku, podobnie, jak i w poprzednim przywozi na Festiwal wyłącznie rodzime komiksy. I właściwie nie ma się co dziwić, bo do wszystkich trzech publikacji jak ulał pasuje slogan "dobre, bo polskie".


Fundacja Tranzyt / Centrala

- Olga Wróbel (scen. i rys.), "Ciemna strona księżyca" - za 29,90 zło;
- Marzena Sowa (scen.), Sandrine Revel (rys.), "Dzieci i ludzie" - za 39,90 zło;
- Szaweł Płóciennik (scen. i rys.), Sławomir Gołaszewski (scen.) "Moja terapia" - za 24,90 zło;
- magazyn "Zeszyty Komiksowe" nr 14; Michał "Śledziu" Śledziński - za 19,90 zło.

Centrala wyrasta na coraz poważniejszego gracza na naszym rynku. Bogata i różnorodna oferta, pozycje znane i nieznane, polskich, jak i zagranicznych autorów. Obok rzeczy nowatorski, nieco eksperymentalnych, umownie określanych, jako "ambitne", coraz częściej pojawiają się nieco "lżejsze" pozycje.


Taurus Media

- Paweł Zych (scen. i rys.), "Infamis #1: Bohater" – za 37 zło;
- Sylvain Runberg (scen.), Serge Pelle (rys.), "Orbital #2: Pęknięcia" – za 37 zło.


Choć Taurus "Trupami" stoi do Łodzi nie przywiezie kolejnego tomu, który miał swoją premierę pod koniec września (podobnie, jak wznowienia pierwszych trzech tomów). Bez tych dwóch pozycji zapowiedzi oferta warszawskiego edytora nie wygląda może zbyt efektownie, ale wreszcie światło dziennie ujrzy "Infamis" Pawła Zycha.


Mucha Comics

- Garth Ennis (scen.), Cam Kennedy, Carlos Ezquerra, David Lloyd, Gary Erskine (rys.), "Opowieści wojenne #2" – za 115 zło;
- Gabriel Bá, Fábio Moon (scen.), Fábio Moon (rys.), "Daytripper #1: Dzień po dniu" – za 119 zło;
- Brian Michael Bendis (scen.), Olivier Coipel, Steve McNiven, Mike Deodato (rys.), "New Avengers #4: Kolektyw" – za 79,00 zło.

Mocny i ciekawy pakiet od Muchy. Choć "Kolektyw" nie należy do najlepszych tomów "New Avengers, to "Daytripper" zapowiada się smakowicie, a "Opowieści wojenne" to jeden z najbardziej niedocenionych komiksów w Polsce, którego pierwszy tom bardzo niesprawiedliwie przeszedł nieco bez echa.


Wydawnictwo Ważka

- Daniel Gizicki, Piotr Machłajewski, Dominik Szcześniak, Rafał Trejnis, Andrzej Śmieciuszewski, Mateusz Liwiński (scen.), Piotr Machłajewski, Dominik Szcześniak, Rafał Trejnis, Andrzej Śmieciuszewski, Mateusz Liwiński (rys.), "Ziniol - The Very Best OFF: Greatest Hits vol. 2 Rarities and B-Sides" – za 32 zło;
- Sławomir Lewandowski (scen. i rys.), "Zamach na prezydenta" – za 38 zło;
- Dominik Szcześniak (scen.), Marcin Rustecki (rys.), "Ksionz" – za 99 zło.\

Ważka Dominikiem Szcześniakiem stoi - aż w dwóch z trzech pozycji rednacz "Ziniola" maczał swoje palce. Tą trzecią jest kolejny album Sławomira Lewandowskiego.


Ongrys

- Łukasz Chmielewski, Piotr Ponaczewny, Maciej Szatko (scen.), Tadeusz Raczkiewicz (rys.), "Tajfun #5: Bez kompromisów" – za 35,00 zło;
- antologia "Legendy Bydgoskie. Bydgoszcz w legendzie" - Maciej Jasiński (scen) i inni rysownicy – za 16,90 zło;

Grzebiący w klasyce Ongrys wyraźnie zwolnił, ale na Festiwalu i tak pojawi się z dwoma absolutnymi premierami.


Wydawnictwa festiwalowe:

- Jakub Wiejecki (scen. i rys.) "In Crisis"  - za ?? zło;
- antologia "City Stories #08", (różni autorzy) – za ?? zło;
- antologia "Komiks - Katalog wystawy konkursowej 2012", (różni autorzy) – za ?? zło;
- antologia tekstów "Sympozjum Komiksologiczne #11: Komiks jako fenomen osobny", (różni autorzy) – za ?? zło;

Stowarzyszenie Twórców Contur będzie jak zwykle wydawcą publikacji festiwalowych. Czym jest "In Crisis" - nie podano. Czy na konwencie ukaże się praca zbierająca plony warsztatów z Azzarello? Nie podano.


Inne wydawnictwa:

- Rafał Szłapa (scen. i rys.), "Bler #3: Ostatni wyczyn", Blik Studio - za 32,00 zło;
- Maciej Jasiński (scen.), Jacek Michalski (rys.), "Tajemnice D.A.G. Fabrik Bromberg #1: Szpieg w Bydgoszczy", Zin Zin Press – za 14,90 zło;
- Tomasz Kleszcz (scen. i rys.), "Kamień przeznaczeania #4", Wydawnictwo Roberta Zaręby – za 20,00 zło;
- Łukasz Godlewski (scen. i rys.), "Miłość", SmallPress.pl – za 12,00 zło;
- Maciej Czapiewski (scen. i rys.), "Kwiatuszku", SmallPress.pl – za 20,00 zło;
- Tomasz Minkiewicz, Bartosz Minkiewicz (scen. i rys.), "Wilq Superbohater #18: Z kosmosem na pieńku", Wydawnictwo BM Vision – za 15,75 zło;
- Jakub Ćwiek (scen.), Dawid Pochopień i Grzegorz Nita (rys.), "Kłamca. Viva L`Arte", Sine Qua Non – za 24,90 zło;
- Filip Wiśniowski, XNDR, Bartosz Słomka (scen. i rys.), „Spoceni”, F-Grafica – za ?? zło;
- Agnieszka Muchla (scen.), Tina Siuda & Mikołaj Tkacz (rys.), "Opowieść o tym jak księżniczka witemberska bez posagu została Matką Carów Rosji, czyli historia przemiany Zofii Augusty w Marię Fiodorownę, widzianą oczami obecnych dzierżycieli domu jej urodzenia, Pałacu Pod Globusem w Szczecinie", Wydawnictwo Akademii Sztuki w Szczecinie – za 25 zło;
- antologia „30. Antologia”, (różni autorzy), Zielonogórski Klub Fantastyki Ad Astra – za 12 zło;
- Naoki Urasawa, Osamu Tezuka (scen.), Naoki Urasawa (rys.) "Pluto #07", o Hanami – za 31,40 zło;
- Motoro Mase (scen. i rys.) "Ikigami" #8, Hanami - za 30,45;
- Simon Tofield (scen. i rys.), "Simon Tofield. Kot Simona kontra reszta świata", Wydawnictwo W.A.B. – za 31,50 zło;
- Michał Śledziński (scen. i rys.), "Szkicownik", Wydawnictwo ATY - za ?? zło
- Marcin Ponomarew (scen. i rys.), "Przestrzeń", Wydawnictwo ATY - za 23 zło.


Ziny:


- Marta Nieznayu (scen. i rys.) - "Obrazki z kalendarza" za 5 zł.
- Szymon Kaźmierczak (scen. i rys.), "Amazońska jazda" – za 0,50 zło;
- Szczepan Atroszko, Szymon Kaźmierczak, Grzegorz Molas (scen. i rys.), "Komiksowa lazania" – za 5,00 zło;
- Szymon Kaźmierczak (scen. i rys.), "Lewą ręką spisane", wyd. II rozszerzone, zine – za 9,00 zło;
- Marek Starosta (scen.), Szymon Teluk (rys.), "Kapitan Niepalny" – za 20,00 zło;
- "KZ Edycja Specjalna: Oblicza superbohaterskiego mitu", (różni autorzy) – za 00,00 zło;
- Adam Czernatowicz (scen.), Piotr Kamiński (rys.), "Ultimate K.O.P.S.: Dies Irae" – za 15 zło;
- "Mydło Zin #2: Śliskie Mydło", (różni autorzy) – za 8,00 zło;
- Mikołaj Tkacz (scen. i rys.), "Surowy człowiek" – za 2,00 zło;
- Mikołaj Tkacz (scen. i rys.), "Pan Dziejek i przyjaciel jego kozy" – za 2,00 zło;
- "DNC #5: KEFT II: W mackach namiętności”, (różni autorzy) - 9 zło;
- "Zin antyprzemocowy”, (różne autorki) – za ?? zło.