Już 6 października, podczas 23. Międzynarodowego Festiwalu Komiksu Gier w Łodzi swoją premierę będzie miał komiks "Kłamca: Viva l`Arte", będący obrazkowym spin-offem literackiego cyklu autorstwa Jakuba Ćwieka. Na naszych serwisach możecie obejrzeć przykładowe plansze i oficjalną zapowiedz tej publikacji, natomiast na Kolorowych Zeszytach publikujemy ekskluzywne materiały dotyczące tego projektu - wypowiedzi jego autorów oraz ilustracje, których nie znajdziecie nigdzie indziej!
Jakub Ćwiek:
Była kiedyś, pamiętam, taka nowelka w "Sandmanie" Gaimana o człowieku, który powiedział, że umieramy tylko dlatego, że wiemy iż mamy umrzeć. Gdyby nie to, gdyby choć jeden z nas stwierdził, że wcale nie ma ochoty umierać, więc nie umrze, pewnie odkrylibyśmy sekret życia wiecznego.
I tak, myślę sobie, jest trochę ze mną. Nie, nie żyję wiecznie i raczej nie zamierzam - moje dzieci już i tak muszą żyć ze świadomością, że na ziemi, którą im zostawiam jest dosyć ciasno - ale wspomniany triumf woli nad otaczającym nas światem i jego trudnościami nie jest mi obcy. Czy też, jak zwykłem to mówić prostszymi słowy: Bóg kocha wszystkich, ale najbardziej tych głupich z błyskiem w oku. Jestem właśnie takim głupkiem, a każdego dnia staram się, by moje oczy błyszczały mocniej i mocniej.
Skąd ten przydługi wstęp, zapytacie? Otóż stąd, że pewnie gdybym z pełną świadomością jak trudna to robota, zabierał się dzisiaj za pisanie scenariusza komiksowego... Pewnie dawno rzuciłbym to w cholerę. Bo oto jak sobie myślałem: pisanie scenariusza jest łatwiejsze niż pisanie książki (których miałem podówczas na koncie chyba trzy), bo nie muszę się męczyć całym tym opisem, tylko dialogi, trochę uwag dla rysownika i tadaaam, zbieram ci ja laury godne Stana Lee.
I rzeczywiście z takim właśnie podejściem usiadłem do pracy, taki scenariusz napisałem. Dziś, gdy zerkam sobie na niego, na to jak wiele ma luk, jak wiele istotnych rzeczy jest w nim zupełnie, zupełnie pominięte i zostawione telepatycznym zdolnościom rysownika, aż chce mi się śmiać. A przecież wtedy, na początku, widziałem swój scenariusz niemal perfekcyjnym...
Oczywiście oczyma wyobraźni widziałem też już gotowy komiks, z realną kreską, pięknie wykadrowany, wydanie albumowe, bo chyba każdy, kto marzy o swoim pierwszym komiksie takim właśnie go sobie prezentuje. Zamiast tego od Pawła Deptucha, który z mego fana stał się mym druhem, a wreszcie modus operandi "Kłamcy: Viva l’arte", dostałem grafiki Dawida Pochopienia i sugestię, że może on, że taki trochę bisleyowski, a przecież ja Bisleya to tak raczej bardzo... Zgodziłem się, a potem stwierdziłem, że pod taką kreskę, to powinienem to i owo zmienić. I napisałem wszystko niemal od nowa. Efekt macie szansę właśnie oceniać, a ja powiem jeszcze tylko, że niektóre sceny miały opis typu: strona x do y - "Loki robi totalną zadymę. Baw się, Dawidzie. Baw się do upadłego". I do dziś te właśnie plansze podobają mi się w komiksie najbardziej. Może dlatego, że totalnie mnie zaskoczyły?
Trochę ze zdumieniem patrzę na ten album, bo nijak nie mogę go już postrzegać jako dopełnienie moich książek, jako łącznik między tomami pierwszym, a drugim. Z tą historią zresztą w ogóle było coś nie tak od początku. Nijak nie dawała się wpisać w ramy opowiadania. Wiem, bo próbowałem, ale było to jak przekonywanie mańkuta do pisania prawą ręką. Bo tak jak zwykle widzę swoje historie filmowymi scenami, tak tu miałem w oczach tylko kadry, czasem zdjęcia albo wręcz obrazy, malunki. Wreszcie uznałem, że skoro tak, to może właśnie komiks? Efekt sprawił, że choć w chronologii wydarzeń "Kłamca" nadal wpisuje się tam, gdzie miał, że choć jego historia to nadal dobry stary Loki i jego przygody, to jednak prześlizguje się owa historia obok książek. Bo ani ona już tylko moja, ani Loki z mej wizji zrodzon. Jeżeli naprawdę można - a czasem można, wierzcie mi - mówić, że bohater zerwał się ze smyczy, to ten przykład świetnie się w owo zdanie wpisuje. Loki którego widzicie to moja postać, ale już nie ograniczona moją wyobraźnią.
To Loki 2.0 za którego Dawidzie, Grzegorzu, Pawle, bardzo wam dziękuję.
Dawid Pochopień:
I tak, myślę sobie, jest trochę ze mną. Nie, nie żyję wiecznie i raczej nie zamierzam - moje dzieci już i tak muszą żyć ze świadomością, że na ziemi, którą im zostawiam jest dosyć ciasno - ale wspomniany triumf woli nad otaczającym nas światem i jego trudnościami nie jest mi obcy. Czy też, jak zwykłem to mówić prostszymi słowy: Bóg kocha wszystkich, ale najbardziej tych głupich z błyskiem w oku. Jestem właśnie takim głupkiem, a każdego dnia staram się, by moje oczy błyszczały mocniej i mocniej.
Skąd ten przydługi wstęp, zapytacie? Otóż stąd, że pewnie gdybym z pełną świadomością jak trudna to robota, zabierał się dzisiaj za pisanie scenariusza komiksowego... Pewnie dawno rzuciłbym to w cholerę. Bo oto jak sobie myślałem: pisanie scenariusza jest łatwiejsze niż pisanie książki (których miałem podówczas na koncie chyba trzy), bo nie muszę się męczyć całym tym opisem, tylko dialogi, trochę uwag dla rysownika i tadaaam, zbieram ci ja laury godne Stana Lee.
I rzeczywiście z takim właśnie podejściem usiadłem do pracy, taki scenariusz napisałem. Dziś, gdy zerkam sobie na niego, na to jak wiele ma luk, jak wiele istotnych rzeczy jest w nim zupełnie, zupełnie pominięte i zostawione telepatycznym zdolnościom rysownika, aż chce mi się śmiać. A przecież wtedy, na początku, widziałem swój scenariusz niemal perfekcyjnym...
Oczywiście oczyma wyobraźni widziałem też już gotowy komiks, z realną kreską, pięknie wykadrowany, wydanie albumowe, bo chyba każdy, kto marzy o swoim pierwszym komiksie takim właśnie go sobie prezentuje. Zamiast tego od Pawła Deptucha, który z mego fana stał się mym druhem, a wreszcie modus operandi "Kłamcy: Viva l’arte", dostałem grafiki Dawida Pochopienia i sugestię, że może on, że taki trochę bisleyowski, a przecież ja Bisleya to tak raczej bardzo... Zgodziłem się, a potem stwierdziłem, że pod taką kreskę, to powinienem to i owo zmienić. I napisałem wszystko niemal od nowa. Efekt macie szansę właśnie oceniać, a ja powiem jeszcze tylko, że niektóre sceny miały opis typu: strona x do y - "Loki robi totalną zadymę. Baw się, Dawidzie. Baw się do upadłego". I do dziś te właśnie plansze podobają mi się w komiksie najbardziej. Może dlatego, że totalnie mnie zaskoczyły?
Trochę ze zdumieniem patrzę na ten album, bo nijak nie mogę go już postrzegać jako dopełnienie moich książek, jako łącznik między tomami pierwszym, a drugim. Z tą historią zresztą w ogóle było coś nie tak od początku. Nijak nie dawała się wpisać w ramy opowiadania. Wiem, bo próbowałem, ale było to jak przekonywanie mańkuta do pisania prawą ręką. Bo tak jak zwykle widzę swoje historie filmowymi scenami, tak tu miałem w oczach tylko kadry, czasem zdjęcia albo wręcz obrazy, malunki. Wreszcie uznałem, że skoro tak, to może właśnie komiks? Efekt sprawił, że choć w chronologii wydarzeń "Kłamca" nadal wpisuje się tam, gdzie miał, że choć jego historia to nadal dobry stary Loki i jego przygody, to jednak prześlizguje się owa historia obok książek. Bo ani ona już tylko moja, ani Loki z mej wizji zrodzon. Jeżeli naprawdę można - a czasem można, wierzcie mi - mówić, że bohater zerwał się ze smyczy, to ten przykład świetnie się w owo zdanie wpisuje. Loki którego widzicie to moja postać, ale już nie ograniczona moją wyobraźnią.
To Loki 2.0 za którego Dawidzie, Grzegorzu, Pawle, bardzo wam dziękuję.
Dawid Pochopień:
Prace nad komiksem ukończyłem dawno temu, więc niektóre rzeczy zatarły się w pamięci. Rysując komiks trzeba się temu zajęciu poświęcić bez reszty, ja tak zrobiłem. Przez pół roku rysowałem go po 8-10 godzin dziennie (prócz weekendów). Wspominam to jako wspaniałe doświadczenie...
Inspirowałem się przy tym Simonem Bisley’em i jego "ABC Warriors", "Blacksadem" Guardino, "Drapieżcami" Mariniego, twórczością Egona Schiele i Szymona Kobylińskiego, "Incalem” Moebiusa, "Zabójczym żartem" Bollanda, "Matrixem", "Apocalypto" oraz wieloma, wieloma innymi...
Nie robiłem specjalnie odniesień do popkultury (tak jak robi to Ćwiek w powieściach), chociaż na specjalne życzenie Kuby, na jednym rysunku, Loki przypomina Wolverina...
Grzegorz Nita:
Inspirowałem się przy tym Simonem Bisley’em i jego "ABC Warriors", "Blacksadem" Guardino, "Drapieżcami" Mariniego, twórczością Egona Schiele i Szymona Kobylińskiego, "Incalem” Moebiusa, "Zabójczym żartem" Bollanda, "Matrixem", "Apocalypto" oraz wieloma, wieloma innymi...
Nie robiłem specjalnie odniesień do popkultury (tak jak robi to Ćwiek w powieściach), chociaż na specjalne życzenie Kuby, na jednym rysunku, Loki przypomina Wolverina...
Grzegorz Nita:
Kolorowanie "Kłamcy" to było fajne doświadczenie, miałem okazję popracować na rysunkach w totalnie innym stylu niż moja kreska. Lubię nakładanie koloru, można dużo wnieść do ogólnego klimatu komiksu, zbudować nastrój danej sceny. Bardzo pozytywnie zaskoczyli mnie wydawca i autor rysunków dając mi strasznie dużo swobody przy tworzeniu. Początkowo wypytywałem o jakieś zastrzeżenia czy sugestie autora, nie chciałem wejść w paradę jakimiś swoimi pomysłami. A tu nic, jedyna uwaga była żeby główny bohater był blondynem. Natomiast co do reszty dawali mi wolną rękę. I na szczęście chyba podobało się to, co podsyłałem. Także pracowało mi się bardzo przyjemnie.
Książek o "Kłamcy" nie czytałem wcześniej. Kojarzyłem że są, na półce w księgarni widziałem, ale nie miałem okazji nic przeczytać. Komiksowa wersja ma niezły klimat, takie połączenie mroku z lajtowym wygrzewem w duchu Lobo, bez pompatyczności, z przymrużeniem oka. Bardzo mi pasuje takie podejście, jeśli książki też trzymają taki klimat to żałuję że wcześniej żadnej nie przeczytałem.
Książek o "Kłamcy" nie czytałem wcześniej. Kojarzyłem że są, na półce w księgarni widziałem, ale nie miałem okazji nic przeczytać. Komiksowa wersja ma niezły klimat, takie połączenie mroku z lajtowym wygrzewem w duchu Lobo, bez pompatyczności, z przymrużeniem oka. Bardzo mi pasuje takie podejście, jeśli książki też trzymają taki klimat to żałuję że wcześniej żadnej nie przeczytałem.
2 komentarze:
Cholera, aż chyba kupię :D
Ja jestem ciekaw. Ciekaw jak fantasta poradził sobie z materiałem komiksowym. Z opsiu - brzmi to nieźle - takie gaimanowskie, ale wiem, że nie można wierzyć opisom. No i grafika mnie nie do końca przekonuje.
Prześlij komentarz