Dziś z pytaniem "jaki był ten 2015 rok?" zwracamy się do najważniejszych ludzi w komiksowie, czyli twórców. W pierwszej serii z minionymi 365 dniami mierzą się Barbara Okrasa, Daniel Gizicki, Tomasz Samojlik i Jerzy Łanuszewski. Bardzo im dziękuje za poświęcony czasy na skreślenie tych kilkunastu (albo i kilkudziesięciu!) zdań na Kolorowe.
Barbara Okrasa (klik)
Rok 2015 był dla mnie niespodziewanie udany. Jeszcze na początku stycznia 2015 roku byłam tak zajęta projektowaniem na potrzeby gier i aplikacji mobilnych, że komiks spadł na ostatnie miejsce w moim osobistym rankingu. Do tej pory próbuję znaleźć złoty środek między pracą, a komiksem. Po kilku miesiącach rozmyślań nad sensem swojej twórczości i przyszłości zawodowej udało mi się podjąć decyzję. Wniosek jest taki, że nie ma sensu rezygnować z jednej dziedziny na rzecz drugiej, ponieważ umiejętności zdobyte podczas rysowania komiksu są niezastąpione w projektowaniu. Idąc tym tropem postanowiłam odnowić swoje komiksowe korzenie i z Komiksowej Warszawy wróciłam ze scenariuszem Wojciecha Szota do komiksu "Krzątactwo", który zajął III miejsce w konkursie na krótką formę komiksową na MFKiG w Łodzi.
Dzięki kolejnemu albumowi "Gilles McCabe" jestem pewna, że nie ma nic lepszego od podpisywania swojego komiksu. W ostatnich miesiącach roku 2015 ponownie zaangażowałam się w produkcję zinów. Pierwszym zinem przy którym miałam przyjemność pracować był "Deus ex Machina" wspólnie z Anną Rutkowską i Anną Sęp. W zinie "Warchlaki" pełnię rolę redaktora razem z Jerzym Łanuszewskim. W ostatniej chwili załapaliśmy się na Złote Kurczaki! Już zapomniałam jakie trudne jest robienie zina, ale satysfakcja po otworzeniu pudełka z drukarni jest niesamowita. Rok 2016 ogłaszam dla siebie rokiem szukania własnego twórczego, komiksowego, niezależnego ja. Mam nadzieję, że uda mi się dokończyć swój autorski komiks "Rozarium", który dojrzewa już od roku.
Rok 2015 był dla mnie niespodziewanie udany. Jeszcze na początku stycznia 2015 roku byłam tak zajęta projektowaniem na potrzeby gier i aplikacji mobilnych, że komiks spadł na ostatnie miejsce w moim osobistym rankingu. Do tej pory próbuję znaleźć złoty środek między pracą, a komiksem. Po kilku miesiącach rozmyślań nad sensem swojej twórczości i przyszłości zawodowej udało mi się podjąć decyzję. Wniosek jest taki, że nie ma sensu rezygnować z jednej dziedziny na rzecz drugiej, ponieważ umiejętności zdobyte podczas rysowania komiksu są niezastąpione w projektowaniu. Idąc tym tropem postanowiłam odnowić swoje komiksowe korzenie i z Komiksowej Warszawy wróciłam ze scenariuszem Wojciecha Szota do komiksu "Krzątactwo", który zajął III miejsce w konkursie na krótką formę komiksową na MFKiG w Łodzi.
Dzięki kolejnemu albumowi "Gilles McCabe" jestem pewna, że nie ma nic lepszego od podpisywania swojego komiksu. W ostatnich miesiącach roku 2015 ponownie zaangażowałam się w produkcję zinów. Pierwszym zinem przy którym miałam przyjemność pracować był "Deus ex Machina" wspólnie z Anną Rutkowską i Anną Sęp. W zinie "Warchlaki" pełnię rolę redaktora razem z Jerzym Łanuszewskim. W ostatniej chwili załapaliśmy się na Złote Kurczaki! Już zapomniałam jakie trudne jest robienie zina, ale satysfakcja po otworzeniu pudełka z drukarni jest niesamowita. Rok 2016 ogłaszam dla siebie rokiem szukania własnego twórczego, komiksowego, niezależnego ja. Mam nadzieję, że uda mi się dokończyć swój autorski komiks "Rozarium", który dojrzewa już od roku.
Daniel Gizicki (klik)
Bardzo długo nie lubiłem robić rocznych podsumowań, bo na ogół były one dla mnie tylko powodem do smutku, że minął kolejny rok, w którym mogłem zrobić dużo więcej. Czy w tym roku mogłem zrobić więcej? Oczywiście, że mogłem ale jestem też zadowolony z tego co udało się zrobić.
Ukazały się dwa moje albumy - druga część komiksu "Gilles McCabe", oraz "Postapo: Antologia", przetłumaczyłem "Wielkiego Escapo" autorstwa mojego ukochanego Paula Pope'a, gdzieś też publikowałem krótkie komiksy, brałem udział w konkursach, pracowałem nad kolejnymi scenariuszami (i do komiksów, i do gier) czy innymi projektami. Wykonałem trochę zleceń, także generalnie rok 2015 był udany. Ostatnie miesiące przyniosły trochę zawirowań zawodowych, co jednak popchnęło mnie do ruszenia pewnych projektów, które zawsze odkładałem na wieczne nigdy ale teraz wreszcie się za nie wziąłem. Nie chcę nic więcej mówić żeby nie zapeszać, ale jeśli to wypali to będzie super.
Co oprócz tego w przyszłym roku? Pewne jest, że ukaże się 3. tom mojej flagowej serii robionej z Krzyśkiem Małeckim, czyli "Postapo: Są łatwe i trudne wybory". Ten album miał się ukazać w 2015 ale z przyczyn technicznych niezależnych od nas tak się nie stało. Nie chcę obiecywać, ale postaramy się dostarczyć czytelnikom w 2016 jeszcze jeden album z tej serii. Chciałbym także przygotować następną antologię, gdyż odbiór pierwszej był bardzo ciepły i wydaje mi się, że taka forma wzbogacania świata cyklu (czy też używając szumnego słowa - uniwersum) się sprawdziła. Trzymajcie kciuki, może się uda!
Ponadto razem z różnymi rysownikami i rysowniczkami (m.in. z Grześkiem Pawlakiem) pracujemy nad kilkoma projektami, przynajmniej jeden z nich najprawdopodobniej będzie komiksem internetowym. Mam sporą listę tego co planuję zrobić w najbliższym czasie (właściwie to jest lista obejmująca następnych kilka lat), pozostaje to tylko zrobić.
A oprócz tego po kilkunastu latach przerwy wróciłem do jeżdżenia na rolkach (tzw. jazda agresywna - czyli skateparki, grindy, skoki) i polecam to każdemu, bo to świetna rozrywka (choć trudna i czasem niebezpieczna dla zdrowia) dająca kupę frajdy i satysfakcji zwłaszcza gdy w końcu po wielu glebach uda się jakiś trik. Już nie mówiąc, że przy okazji poznałem świetną ekipę zajawkowiczów. Jeśli kogoś zainteresuje o co chodzi z tymi rolkami to polecam taki filmik z jednym z najbardziej kreatywnych bladerów, Eugenem Eninem. Blade4life!
Tomasz Samojlik (klik i klik")
W moim komiksowym 2015 działo się równie dużo, co w dowolnym filmie Michaela Bay`a. Pościgi, strzelaniny, eksplozje i wielkie roboty za oknem. To znaczy rysowanie po nocach, cztery duże imprezy komiksowe, warsztaty komiksowe w różnych zakątkach Polski, jeden komiks premierowy i jedno wznowienie, jedno wydanie zagraniczne, słuchowisko na podstawie mojego komiksu plus mnóstwo mniejszych projektów komiksowych wysyłanych w różnych kierunkach. Po kolei zatem:
2. Cztery imprezy komiksowe. Krakowski Festiwal Komiksu w marcu, Pyrkon w kwietniu, Komiksowa Warszawa w maju i Urodziny Kultury Gniewu we wrześniu. Do tego jeszcze Festiwal Książki Artystycznej Dla Dzieci w Białymstoku i Festiwal Literatury Dla Dzieci w Gdańsku, to też był maj. Wszędzie było inaczej, wszędzie świetnie.
3. Warsztaty komiksowe – stają się ważną częścią mojego komiksowego kalendarza. Ale to chyba dobrze, mam nadzieję, że po takich zajęciach ze mną poświęconych tworzeniu komiksowych bohaterów, wkładaniu historii w kadry czy wymyślaniu oryginalnej fabuły ziarenko zostanie zasiane i przynajmniej część młodych zapaleńców nie da się stłamsić i będzie dalej wymyślać, szkicować, cisnąć swoje komiksowe pomysły. Zupełnie serio mówię na wstępie każdych z warsztatów, że nie prowadzę ich bezinteresownie. Za kilka, kilkanaście lat chciałbym zobaczyć prace tych młodziaków na księgarskich półkach, chciałbym przeczytać coś nowego i świeżego, co oni (i one) wniosą do komiksowego świata.
4. Komiks premierowy to rzecz jasna trzeci tom sagi o ryjówkach, czyli "Powrót rzęsorka". Najtrudniejszy z całej trylogii, najbardziej pokombinowany fabularnie, z najmniejszą liczbą postmodernistycznych zabaw, za to, z mojego punktu widzenia najlepiej narysowany. A wznowienie to "Norka zagłady", czyli środkowy tom trylogii. Strasznie się cieszę, że ryjówki są czytane i lubiane. A największą nagrodą są przychodzące co jakiś czas sygnały od młodych czytelników. W różnej formie, czasem listu, czasem maila, czasem zaczepki podczas któregoś ze spotkań. Albo w takiej postaci jak poniżej – plastelinowych wersji moich bohaterów od 7-letniej Pani Zosi:
Fot. Katarzyna Kossmann-Pawlik |
6. Słuchowisko na podstawie "Ryjówki przeznaczenia" zrealizowane i wydane przez studio Sound Tropez to absolutne mistrzostwo świata. Oczywiście powiecie Państwo, że nie jestem obiektywny, w końcu to moje dzieło ktoś udźwiękowił, opatrzył głosami wybitnych aktorów, dobrał muzykę i złożył w dwuipółgodzinną całość. I będziecie Państwo mieli rację, ale jak tu być obiektywnym, kiedy w głośnikach dzieją się takie rzeczy. O tym, jak pojechałem na nagrania do studia i jaką melasę tam zrobiłem pisałem już wcześniej.
7. Mnóstwo mniejszych projektów, od stricte internetowych serii abstraktów graficznych dla Instytutu Biologii Ssaków PAN, żubrów online czy rybołowów online, przez mój cykl komiksowy w "Echach Leśnych". Nie ma czasu na nudę, a napięcie rośnie za każdym razem, gdy zbliża się deadline oddania materiałów, a ja nie mam nawet szkicu...
8. Tak naprawdę większość roku upłynęła mi na pracy nad monstrualną książką dla wydawnictwa Multico. "O rety! Przyroda" według pierwszej koncepcji miała być całkiem standardowym picturebookiem pokazującym bogactwo naszej polskiej przyrody. Z czasem projekt ewoluował i pączkował, mutował, można rzec i w efekcie powstało coś na styku komiksu, picturebooka i popularnonaukowego przewodnika przyrodniczego po polskich górach, lasach, polach, rzekach, a nawet miastach i jaskiniach. Każdemu, kto już widział książkę na żywo, nie muszę tłumaczyć, ile pracy włożyłem w wyrysowanie tych wszystkich rozkładówek. Dość powiedzieć, że rysowałem w absolutnie każdej wolnej chwili, na wakacjach, przy śniadaniu, na lotniskach, w pociągach, na dworcach, w poczekalni do lekarza. Każdy, kto polubił humor dżdżownic i biedronek w sadze o ryjówkach, będzie się tutaj czuł jak w domu. Zwierzęta w "O rety! Przyroda" cały czas gadają między sobą, komentują wiedzę naukową na ich temat, robią sobie psikusy, a nawet czasami łamią czwartą ścianę i puszczają oko bezpośrednio do czytelnika. Mam wielką nadzieję, że książka się Państwu spodoba – więcej informacji o niej na oretyprzyroda.pl
Jerzy Łanuszewski (klik)
To był mój pierwszy naprawdę twórczy rok. Wcześniej nie figurowałem w kartotekach, jako "autor". Czy był udany? Trudno powiedzieć – nie mam porównania. Mi się podobało. Kilka osób kupiło moje komiksiki – w tym parę z nich nie było moimi znajomymi (i wciąż nie jest). Dokonania zeszłoroczne to przede wszystkim "Giacomo Supernova" – kosmiczmy cykl komediowo-erotyczny, robiony z Robertem Jachem. Najpierw był zinek, potem oficyna Gindie wyraziła chęć wydawania go bardziej profesjonalnie – i tak już wyszły trzy zeszyty. Fajnie też było się pokazać w "Bicepsie" (pjona). Rok zakończyłem, robiąc wespół z Barbarą Okrasą i kwiatem polskiej młodzieży zina "Warchlaki" – 100 stron pełnych cudów, dziwów oraz przekazów podprogowych (projekt sfinansowany z funduszy NWO). Oczywiście moje twory to tylko (jak na razie) wprawki, daleko mi do bossów polskiego komiksowa. Wiele rzeczy mogłem zrobić lepiej, niektóre mogłem dopieścić, inne sobie darować.
No, ale dobrze było, psiakrew. A kto twierdzi inaczej, temu w mordę.
I mam nadzieję, że w tym roku będzie jeszcze lepiej.
Trochę planów już jest. Na pewno skończymy zeszytową serię Giacomo. Na Złote Kurczaki wypuszczamy mini-zeszyt pt. "Herr Komputer ma wychodne", a w kolejnych miesiącach Gindie opublikuje dwie ostatnie części regularnej serii (piąta część najpewniej na MFK). Jednocześnie w internecie (www.giacomosupernova.pl) będziemy kontynuować wrzucanie pasków i obrazków nie związanych ściśle z serią zeszytową, ale rozwijających całe uniwersum oraz historię postaci.
W ciągu najbliższych dwunastu miesięcy chcielibyśmy zrobić jeszcze dwa numery "Warchlaków". Pierwszy z nich byłby zbiorem komiksów, zdjęć, ilustracji oraz tekstów erotyczno-okultystycznych. Prawdopobona data wydania: Światowe Dni Młodzieży. Prawdopodobny tytuł: "Warchlaxxx". Drugi wyjdzie pewnie w grudniu i będzie podobny do zina, który już wydaliśmy – czyli ciut większa dowolność. To z rzeczy pewnych/prawie pewnych. Wciąż mam głowie sporo projektów, które dobrze byłoby zrealizować, ale wiem, że muszę przy nich dłużej podłubać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz