piątek, 11 lipca 2014

#1658 - Sleeper

Dziś na pokładzie Kolorowych witamy Jakuba Góreckiego. Powinniście go kojarzyć z komiksowego tumblra Pulp Warsaw, a jeśli go nie znacie polecam jak najszybciej zmienić ten stan rzeczy. Teksty Jakuba będą publikowane cyklicznie, w piątki, co dwa tygodnie. Co będzie ich tematem? Pulp, noir, sensacja, kryminał, super-hero - to kilka słów-kluczy. Zaczynamy od porannego przedruku z jego autorskiej strony, a popołudniem - wpis premierowy.

Nie ukrywam, że regularnie śledzę serie pisane przez Eda Brubakera, nie ważne czy te autorskie, czy robione w barwach wielkich wydawnictw. Wierzę w każdy jego tytuł, choć często zdarzają się mu gorsze momenty. Ostatni okres pisania „Captain America” rozczarował (choć winę można zrzucić na wydawnictwo, które oczekiwało od niego lżejszej wersji Kapitana już bez Bucky`ego), a jego run w „Secret Avengers” był dobry, ale nie aż tak, jak oczekiwano.




„Sleeper” to jeden ze starszym projektów Brubakera. Dwie, liczące sobie po 12 zeszytów maxi-serie ukazywały się od marca 2003 do maja 2005 roku. To kawał świetnego komiksu, ale nie stawiam go tak wysoko, jak inne, późniejsze, komiksy tworzone wspólne z Seanem Phillipsem. Powodów jest kilka.

Po pierwsze -  Wildstorm.

Nie orientuję się w realiach imprintu założonego przez Jima Lee, zupełnie. A tym bardziej nie orientuję się w tym, co Wildstorm oferował po przejściu z Image do DC. Oczywiście znam „Authority” (ale tylko w wersji Warrena Ellisa), oczywiście kojarzę „Wild C.A.T.S.”, ale to tyle. Wildstorm ignorowałem, podobnie jak Top Cow, z powodu nachalnych prób stworzenia z miejsca gotowego uniwersum, w którym zbyt dużo rzeczy było próbą powtórzenia pomysłów z Marvela, podkręconych przaśnością lat 90.

Oczywiście „The Sleeper” da się czytać nie orientując się za bardzo w realiach Wildstorm. Ba, nawet „Point Blank”, który poprzedza ten tytuł, da się ogarnąć bez znajomości kilkudziesięciu numerów „Wild C.A.T.S.” i „Gen13”, choć pojawiają się tam Grifter i Lynch. Ale przez to tracimy wiele smaczków, nawiązań, które wpływają na fabułę. Wart więc znać kontekst, aby czerpać więcej przyjemności z lektury. Tylko czy dla serii rozpisanej na 24 zeszyty chcę wiedzieć więcej o uniwersum, które nigdy specjalnie mnie interesowało?


„The Sleeper” to thriller szpiegowski w świecie super-hero. Podobne podejście Bru zastosował w swojej reinterpretacji „Kapitana Ameryki” i później, w serii „Winter Soldier”. W tych dwóch przypadkach musiał zadbać o odpowiednie „ugrzecznienie” pewnych treści, aby oba tytuły mogły funkcjonować w realiach Ziemi-616. Tego problemu nie było jednak w tym przypadku. W tamtym czasie redaktorzy Wildstrom mocno stawiali na produkty skierowane dla dojrzałych czytelników. W niektórych przypadkach miało to uzasadnienie w treści (jak we wspomnianym „Authority”), ale w innych był to po prostu chwyt reklamowy (bo krew i cycki się sprzedają). „The Sleeper” jak na komiks o specjalnym agencie działającym pod przykrywka wśród „złych” uniwersum Wildstorm (a konkretnie organizacji kierowanej przez Tao, postać wymyśloną przez samego Alana Moore’a na potrzeby „Wild C.A.T.S.”) jest więc taki, jaki powinnam być – brudny, brutalny, pełen odważnych scen i seksu. Powinno to pasować do konwencji, ale… Czytając go ciągle miałem świadomość, że to komiks super-hero i miałem poczucie groteski, z którą kojarzy mi się twórczość Gartha Ennisa.

Czytając „The Sleeper” miałem podobne wrażenie, co przy lekturze „Fury`ego” i „The Punisher” Ennisa. Niby wszystko jest fajnie, wszystko mi się podob, ale momentami pewna groteskowość mnie odpychała. Co jest o tyle dziwne, że po latach Brubaker (też z Phillipsem) stworzyli „Incognito”, komiks w podobnym klimacie co „The Sleeper” (choć tym razem eksplorującym ich pulpowe inspiracje) i tam nie czułem już żadnej karykaturalności czy przerysowania nie pasującego do konwencji.

Może to wina właśnie konwencji? Chyba nie. Zawsze lubiłem historie o podwójnych agentach, o ludziach działających pod przykrywką, o próbach życia cudzym życiem i według cudzych zasad. Dalej nie wiem, co zgrzytało mi w „The Sleeper”, czy to te skojarzenie z Ennisem, czy ten Wildstorm.


„The Sleeper” jako druga „Tożsamość Bourne’a”? Nie, nie chodzi mi o to, że „Tożsamość” jest podobna do pracy Brubakera i Phillipsa na tyle, aby traktować komiks, jako swoisty hołd dla książki Roberta Ludluma. Faktem natomiast jest, że jakiś czas temu potwierdzono, że Ben Affleck i Matt Damon mają wyprodukować filmową adaptację komiksu. Nie potwierdzono natomiast, że Damon wcieli się w głównego bohatera (Holdena Carvera). Jest to o tyle ciekawe, że aktor ciągle zaznacza, że nie ma zamiaru wracać do pracy przy sequelach Bourne’a. Zatem załatwił sobie następny film, w którym będzie biegał ze swoją miną zbolałego psa. No, ale żarty żartami. Zobaczymy, co wyjdzie z tego projektu, a trzeba przyznać, że „The Sleeper” jest świetnym materiałem na filmową franszyzę o potencjale Bourne`a.

Uważam, że „The Sleeper” to świetny komiks, który naprawdę dobrze znać (i posiadać). Szkoda tylko, że powstał jako część gotowego uniwersum komiksowego (i mniejsza o to, że owe uniwersum nie istnieje już w tej formie). Czytelnikom Brubakera nie ma sensu tego polecać, ale dla każdego kto szuka porządnej szpiegowskiej historii w amerykańskim komiksie jest to żelazna pozycja. A zaraz po niej możecie zabrać się za „Uncanny” Andy’ego Diggle’a z Dynamite, który jest trochę jak „The Sleeper”, ale w wersji light.

Autorem powyższego tekstu jest Jakub Górecki, a jego pierwotna wersja ukazała się na stronie Pulp Warsaw.

Brak komentarzy: