poniedziałek, 27 czerwca 2016

#2167 - Comanche #1: Red Dust

Belgijski serial „Comanche” wystartował dawno, dawno temu, bo w 1972 roku, ale dopiero od maja bieżącego roku polscy czytelnicy mają okazję się z nim zapoznawać. Oryginalnie wyprodukowano łącznie 15 albumów, ostatni w 2002. Pierwsze dziesięć zostało narysowanych przez Hermanna Huppena, dlatego nie dziwi fakt, że to Wydawnictwo Komiksowe wzięło na swoje barki krajową edycję.



Produkcje Huppena są w Polsce dobrze obecne, wysoko cenione przez czytelników i krytyków. Artysta gościł na niedawnym festiwalu Komiksowa Warszawa. Pakiet jego komiksów dostępnych na rodzimym rynku jest pokaźny i obejmuje zarówno one-shoty (wznowione niedawno „Krwawe gody”, a także „Staruszek Anderson”, „Stacja 16” i „Bez przebaczenia”), jak i seriale (znakomite „Wieże Bois-Maury”, „Bois-Maury” i wydawanego nie bez przeszkód „Jeremiaha”). No, i teraz i dorzucimy do tego jeszcze „Comanche”, którego głównym scenarzystą był Michel Regnier, znany lepiej pod swoim komiksowym pseudonimem Greg.

Pierwsza odsłona nosi tytuł „Red Dust”. Rzecz dzieje się na w XIX wieku na Dzikim Zachodzie. Całość rozpoczyna się na piaszczystej drodze w stanie Wisconsin. Samotny rewolwerowiec (tytułowy Red Dust) stojący na poboczu traktu zatrzymuje dyliżans i prosi o podwózkę do najbliższego miasteczka, którym okaże Greenstone Falls. Nim wsiądzie, okoliczności zmuszą go do pojedynku z innym podróżnym. Wynik starcia nie jest dla czytelnika specjalnym zaskoczeniem. Na miejscu Dusta biorą za ustrzelonego Honda, dzięki temu bohater ma okazję zorientować się o rozkładzie sił i wpływów panujących w miasteczku.


Protagonista odkrywa, że ktoś (długo nie wiadomo kto) wynajmuje najróżniejszych oprychów, aby utrudniali życie niejakiej Comanche, która prowadzi ranczo „Triple Six”. Ciąg wypadków, których nie będę przybliżał, bo warto samemu się z nimi zapoznać, powoduje, że w finałowej scenie widzimy dumną właścicielkę posiadłości i czerech współpracowników (z czego trzech przyłączyło się do niej w trakcie trwania akcji omawianej pozycji). Grupa zjednoczyła się, aby ochraniać i rozwijać „Trzy szóstki”. Z pierwszego starcia wyszli zwycięsko, a jak będzie dalej, przekonamy się dzięki lekturze kolejnych tomów.

Wygląda na to, że serial „Comanche” jest przykładem klasycznego westernu, w którym piękna kobieta popada w wielkie tarapaty, a silny i szlachetny rewolwerowiec przychodzi z pomocą. Być może w kolejnych odsłonach cyklu fabuła będzie sprowadzała się do realizacji tego schematu. Nawet jeśli, to nic złego. Wątki prowadzone są wprawie, postaci są wyraziste, a oprawa graficzna jest niczego sobie. Może to nie jest jeszcze Huppen, którego znamy choćby z „Jeremiaha”, ale szczegółowy rysunek i realistyczne przedstawienie dodają specyficznego smaczku.


Mam zamiar przeczytać całą serię i to nie tylko dlatego, że lubię westerny. Bardzo dobrze, że to Wydawnictwo Komiksowe wzięło się za edycję, można być pewnym, że kolejne części będę pojawiały się księgarniach w miarę regularnie. Zapowiedziano, że do końca tego roku otrzymamy cztery albumy. Czekam więc na kolejny, który ukaże się jeszcze w sierpniu.

Brak komentarzy: