czwartek, 16 czerwca 2016

#2156 - Velvet #1: U kresu

Autorem poniższego tekstu jest Krzysztof Tymczyński, który o komiksach piszez łamach bloga poświęconego Image Comics, na który serdecznie zapraszam. 

Rok 2016 pod znakiem Eda Brubakera. Na polskim rynku ukazuje się coraz więcej tytułów sygnowanych jego nazwiskiem. Po "Fatale", "Gotham Central", "Catwoman" dostajemy "Velvet", tytuł najświeższy, ale przez to wcale nie najmniej warty uwagi.





Czasy Zimnej Wojny. Velvet Templeton pracuje, jako sekretarkę dowódcy jednej z najbardziej tajnych organizacji szpiegowskich na świecie. Historia zaczyna się, gdy jej najlepszy agent ginie w trakcie wykonywania misji. Szybko wychodzi na jaw, że ktoś zdradził, ale śledztwo w tej sprawie staje w martwym punkcie. Velvet dostrzega w dowodach trop, który został (czyżby z jakiegoś konkretnego powodu?) pominięty. Gdy postanawia go sprawdzić, wpada w pułapkę, która ściąga na nią podejrzenia o bycie kretem. Również wtedy światło dzienne wychodzą dawno skrywane tajemnice tytułowej bohaterki, które sprawiają, że jej sytuacja staje się jeszcze bardziej trudna.

Za duetem Ed Brubaker/Steve Epting stoi jeden z najlepszych komiksów z Kapitanem Ameryką, czyli "Zimowy Żołnierz". Od tego momentu, fani nieustannie wypatrywali kolejnych ich wspólnych projektów i doczekali się go w barwach Image Comics. Nie można jednak powiedzieć, że zmiana wydawnictwa wpłynęła na styl powieści, którą rozpoczęli tu snuć. "Velvet" bowiem okazuje się być świetnym spadkobiercą wspomnianego komiksu z Marvela, a dzięki swobodzie, jaką otrzymali obaj twórcy, okazuje się być momentami nawet lepsza. Ponownie otrzymujemy solidny thriller, który został świetnie zmiksowany z elementami szpiegowskimi oraz zawierający sporo scen akcji. Ich odpowiednie wyważenie to zasługa Eda Brubakera, który na tyle dobrze poradził sobie ze scenariuszem, że właściwie trudno cokolwiek zarzucić recenzowanemu dziś komiksowi. Wszystko zaczyna się zgodnie z przepisem Alfreda Hitchcocka, zaś potem napięcie jedynie rośnie. Chociaż czytelnik dopiero wchodzi do świata panny Templeton, historia jest rozpisana w taki sposób, że istotność poszczególnych, początkowych sekwencji jest znakomicie odczuwalna.


Dalej "Velvet" skupia się bardziej tytułowej bohaterce, która jawi się nam jako bardzo niejednoznaczna, a przez to ciekawa postać. Od początku wiemy, że ktoś chce ją wrobić w morderstwo agenta X-14, lecz w zasadzie niewiele o niej wiemy. Tutaj trudno nie odnieść wrażenia, że Brubaker powtórzył swoją sztuczkę, którą z takim powodzeniem pokazał czytelnikom na łamach "Fatale". Pomimo obecności czterech tomów na naszym rynku, nadal nie wiemy jeszcze wszystkiego o Josephine. Jak już jednak wspomniałem, tam odniosło to znakomity efekt i wydaje mi się, że nic nie stoi na przeszkodzie, by tutaj było podobnie. Gorzej, jeśli z czasem okaże się to tylko kopiowaniem samego siebie, lecz moje pokłady wiary w Bru właściwie z miejsca odrzucają tę myśl.

Pierwszy tom "Velvet" to nie tylko intrygująca i zabójczo skuteczna główna bohaterka, ale także bardzo ciekawe postacie z drugiego planu. Kolejny raz porównując ten komiks do innego dzieła Brubakera, wydaje mi się że tutaj znacznie naturalniej wyszły dialogi i interakcje tytułowej bohaterki z innymi postaciami. Spodobała mi się także postać agenta Robertsa, który z jednej strony wydaje się być obecnie jednym z największych zagrożeń dla Velvet, zaś z drugiej trudno w pewnym sensie nie zrozumieć jego punktu widzenia i motywacji. Jest to fajnie rozpisany, wyrazisty i silny charakter, który szybko utkwił mi w pamięci, pomimo swojej stosunkowo niedużej roli.

Jeśli pierwszy tom "Velvet" przypadnie Wam do gustu tak, jak mnie, muszę Was nieco rozczarować. Kolejne zeszyty wychodzą bardzo nieregularnie, co jest spowodowane trybem pracy Steve’a Eptinga. Nie ma on przymusu dostarczania kolejnych zeszytów co 30 dni, za to otrzymał zgodę na regularne pokazywanie się z jak najlepszej strony, przez co serię trudno określić mianem miesięcznika. Jednocześnie oznacza to, że kolejne tomy od Mucha Comics nie będą publikowane co pół roku. Wystarczy jednak rzut okiem na warstwę graficzną, aby wybaczyć Eptingowi długi czas oczekiwania na kolejne odsłony. Rysownik odwalił kawał niesamowitej roboty, a ogrom jego pracy wręcz wylewa się z każdej strony. Ci z Was, którzy znają "Zimowego Żołnierza" z pewnością niejednokrotnie przetrą oczy ze zdumienia, ponieważ Epting jest tu pod każdym względem lepszy. Nie bez znaczenia jest także współpraca z Elizabeth Breitweiser, która kilkukrotnie pokazała już, że świetnie się czuje podczas pracy nad komiksami Eda Brubakera. Kolory dobrane są odpowiednio. Nie sprawiają, że kadry stają się mniej czytelne, czuć odpowiednie wyczucie.


Co mogę napisać o jakości wydania? Zgodnie z edycją amerykańską nie dostajemy żadnych dodatków, a Mucha tradycyjnie trzyma swój poziom. Twarda oprawa, niska cena (55 złotych) i kredowy papier.

"U kresu" uważam ze dzieło dobre, intrygujące i rokujące na przyszłość. Wyróżniają się świetne rysunki Steve’a Eptinga, lecz Ed Brubaker też odwalił kawał solidnej roboty, nie schodząc poniżej typowego dla niego, stosunkowo wysokiego poziomu. "Velvet" to kolejny interesujący komiks w ofercie Mucha Comics, nie tylko dla fanów thrillerów szpiegowskich. Moja ocena wynosi 5.5/6 (ekstra połówka za oprawę wizualną)

Brak komentarzy: