środa, 6 listopada 2013

#1413 - Krótki zarys historii Image Comics

Na początku było... wydawnictwo Marvel Comics. Historia Image Comics rozpoczyna się w 1991 roku, gdy do biura Terry’ego Stewarda – ówczesnego prezydenta Domu Pomysłów – przychodzi grupka twórców niezadowolonych z tego, w jaki sposób są traktowani przez swoich szefów. W większości rysownicy mają pretensje o to, że ich prace traktowane są jako taśmowy wyrób, nie mają żadnego wpływu na proces twórczy, a najbardziej chyba boli ich fakt, że nie posiadają praw autorskich do stworzonych przez siebie postaci i historii.


Na czele grupy, która domagała się zmian w funkcjonowaniu Marvela stali Todd McFarlane oraz Rob Liefeld, twórcy w tamtym czasie z absolutnego topu. Niestety, Steward pozostał głuchy na ich prośby, więc obaj panowie postanowili odejść z wydawnictwa. Przy okazji pociągnęli za sobą innych niezadowolonych - Jima Lee, Erika Larsena, Marca Silvestriego, Jima Valentino, Whilce`go Portacio oraz Chrisa Claremonta. Rok później ósemka uciekinierów ogłosiła otwarcie wydawnictwa Image Comics. Nowa, założona przez artystów oficyna miała przede wszystkim zapewnić pełną wolność twórczą. Nikt już nie mógł powiedzieć Jimowi Lee, żeby kolejne numery pisanej przez niego serii mają być częścią większego crossovera. Kolejny fundamentem Image miało być to, że prawa autorskie do wszystkiego, co stworzyli poszczególni twórcy miały zostać w ich rękach. Jedyną „częścią” wydawnictwa będącą jego własnością okazało się znane już od dwudziestu lat logo, stworzone przez Hanka Kanalza

Od początku głównym założeniem twórców Image Comics było stworzenie osobnych studiów dla każdego z nich, aby w jego ramach mogli realizować swoje własne, nie narzucane przez nikogo, komiksowe pomysły. I tak każdy z twórców zrzeszonych w wydawnictwie stworzył swoją markę. Wyjątkami byli Chris Claremont, który wolał pozostać freelancerem i przeżywający w tym czasie zawirowania rodzinne Whilce Portacio. Ostatecznie Image dorobiło się sześciu imprintów:

Extreme Studios – założone przez Roba Liefelda. Tu publikowano takie tytuły jak „Youngblood”, „Prophet” czy „Supreme”.

Highbrow Entertainment
– którego twórcą był Erik Larsen, twórca „The Savage Dragon” oraz „Freak Force”.

Shadowline – stworzone przez Jima Valentino. Na początku największym hitem studia była seria „Shadowhawk”.

Todd McFarlane Productions – tu raczej nie trzeba pisać kto był założycielem, prawda? W tym studiu powstał „Spawn”.

Top Cow Productions – „dziecko” Marca Silvestriego i dom takich serii jak „Witchblade” czy „The Darkness”

Wildstorm Productions – gdzie swój dom znalazły wszystkie pomysły Jima Lee, na czele z „WildC.A.T.S.” oraz „StormWatch”.

Losy każdego z tych studiów, a także tych, które powstały w późniejszym okresie, zasługują na osobne notki. Ale wróćmy do Image. Na samym początku swojego funkcjonowania, nowy gracz na rynku podczepił się pod wydawnictwo Malibu Comics i korzystał z jego kanałów dystrybucji, marketingu oraz administracji. Trwało to tylko do 1993, ponieważ Image bardzo szybko stało się poważnym graczem na rynku i mogło się już ostatecznie usamodzielnić. Jak do tego doszło? Niemal każdy z opublikowanych przez nowe wydawnictwo komiksów stawał się rynkowym hitem. Tak było z historycznie pierwszą pozycją od Image – „Youngblood” #1, a także właściwie z każdym kolejnym komiksem. Przykładowo, „Spawn” #1” sprzedał się w nakładzie 1.7 miliona egzemplarzy, co do dziś jest rekordem wśród komiksów spoza Marvela i DC. Część spośród ojców-założycieli uznało, że warto stworzyć coś na kształt uniwersum Image i, przy zachowaniu swobody twórczej, niektóre serie zaczęły się przenikać. Dzięki temu czytelnicy mogli być świadkami team-upu Spawna z Youngblood czy Wild C.A.T.S. z Savage Dragonem. Erik Larsen oraz Jim Valentino obawiali się, że doprowadzi to do przekształcenia Image w korporację podobną do tej, którą z hukiem opuścili i z czasem zaczęli się wycofywać ze idei wspólnego uniwersum.

Stereotypowo wyobrażenie o komiksach z wczesnego Image równa się zbiorowi wszystkiego, co najgorsze w komiksie superbohaterskim lat dziewięćdziesiątych, ale pamiętać należy, że wydawnictwo nie publikowało jedynie pozycji napakowanych nawalankami kolorowych trykociarzy. Przejrzyste zasady funkcjonowania i stawianie artystów na pierwszym miejscu zaczęło stopniowo przyciągać kolejnych twórców, którzy chcieli stworzyć coś całkowicie po swojemu. I tak wkrótce Image zaczęło publikować takie tytuły jak „The Maxx” Sama Kietha, „Pitt” Dale’a Keowna czy „Astro City” Kurta Busieka oraz Alexa Rossa. Ale już wkrótce sielanka miała się skończyć...

Pierwsze kłopoty Image Comics pojawiły się w połowie lat 90-tych, gdy sklepy komiksowe dość mocno okroiły ilość zamawianych u wydawcy komiksów. Wszystko ze względu na dość niekorzystne dla nich zasad współpracy, przez które sprzedawcy zostawali z ogromną ilością komiksów, których nikt nie chciał kupować. To zabolało poszczególne studia, zwłaszcza pod względem finansowym. Rozwiązaniem okazało się zatrudnienie Larry’ego Mardera, który nawiązał nowe kontakty z poszczególnymi dostawcami komiksów i ustalił  jasne oraz korzystne zasady dla obu stron. Po jakimś czasie zamówienia na komiksy od Image znów zaczęły wzrastać, a kolejne serie pokroju „Witchblade” czy „Gen13” znowu lądowały na liście bestsellerów. Image wyprzedzając upadające już Malibu Comics oraz Valiant Comics stało się trzecią siłą na rynku, sadowiąc się tuż za plecami wielkiej dwójki.

Niestety, gdzie kucharek sześć tam... spore kłopoty. Jak to zwykle bywa sukces okazał się przyczyną upadku. Jak to się potocznie mówi, sodówka uderzyła do głowy. Pomiędzy ojcami-założycielami projektu, zaczęły pojawiać się spięcia. Rob Liefeld został naczelnym całości wydawnictwa i zaczął wykorzystywać swoją pozycję do promowania Maximum Press – autorskiego wydawnictwa komiksowego, którego nie włączył w struktury Image. Jako pierwszy zaprotestował Marc Silvestri, któremu nie podobały się próby podkupienia Michaela Turnera z jego studia przez Liefelda. Pierwszym odszczepieńcem okazało się Top Cow. Te wydarzenia odbiły się na całym Image. Po wielu naradach w 1996 roku postanowiono wyrzucić twórcę „Youngblood” z wydawnictwa. Ten zabrał ze sobą całość studia Extreme, połączył z Maximum Press i przekształcił w wydawnictwo Awesome Comics. Silvestri w reakcji na te wydarzenie powrócił z Top Cow w struktury Image. Gdy wydawało się, że nastały spokojniejsze czasy, w 1998 roku prawdziwą bombę zrzucił Jim Lee. Jego WildStorm zostało sprzedane DC Comics i można powiedzieć, że w tym momencie nastąpił faktyczny koniec „uniwersum Image”, co sprawiło sporo kłopotów poszczególnym twórcom i ich komiksom. Już odejście Liefelda sprawiło, że Todd McFarlane musiał dość poważnie zmienić origin Spawna, lecz zniknięcie WildStormu wpłynęło na takie serie jak „Cyber Force”, „Hunter Killer”, a także na miesięcznik, którego bohaterem był Al Simmons.

Wraz z odejściem Lee, poszczególne studia zmieniły nieco taktykę wydawniczą. Komiksy z Top Cow stały się praktycznie osobnym uniwersum, podobnie jak wspomniane już prace McFarlane’a. Erik Larsen skupił się wyłącznie na „The Savage Dragon”, co zresztą robi do dziś, a Shadowline zostało zamknięte. W 1999 roku z pracy odszedł Larry Marder, a zastąpił go Jim Valentino. Od tego czasu Image postanowiło zdywersyfikować swoją ofertę i skupić się na publikowaniu komiksów określanych jako „non-studio”, oczywiście nie zabraniając poszczególnym twórcom publikować pod własnym szyldem. Valentino ustąpił w 2004 roku, zastąpiony przez Erika Larsena. Ten nie wsławił się niczym, ponieważ kontynuował dzieło swojego poprzednika. Nie był to najlepszy okres dla Image, które osiągało coraz gorsze wyniki sprzedaży i musiało rywalizować z Dark Horse Comics oraz IDW Publishing o miano trzeciej siły na rynku. Wszystko miało zmienić się jednak w 2008 roku.

Wtedy też w Image pojawił się Eric Stephenson. Nie tylko namówił on Jima Valentino do wskrzeszenia Shadowline, ale przede wszystkim postawił na scenarzystę, który nazywał się Robert Kirkman. Chyba bez przesady można powiedzieć, że to właśnie ojciec „The Walking Dead” oraz „Invincible” uratował Image przed popadnięciem w całkowitą przeciętność i (być może) rychłym upadkiem. Komiksy Kirkmana wpłynęły na zmianę profilu wydawnictwa – superherosi zeszli na bok, a w cenie zaczęły być komiksy o znacznie bardziej różnorodnej tematyce. Niesamowitym przebojem okazały się „Żywe trupy”, ale znowu – ich fenomen to materiał na osobną notkę.

W Image znów wzrosła rola poszczególnych studiów, lecz komiksy „non-studio” nie straciły na swojej ważności. Dziś można śmiało powiedzieć, że aktualna oferta Image to w połowie pozycje studyjne, a w połowie komiksy wydawane pod wspólnym szyldem. W połowie 2010 roku Kirkman zakłada własny imprint Skybound, a w 2012 roku John Michael Straczynski reaktywuje Joe’s Comics. Wcześniej była to mała część Top Cow, dziś pełnoprawne studio Image. Wspomnieć należy także, że w 2007 roku do Image wraca Rob Liefeld. Próbuje on reanimować markę „Youngblood”, a w 2012 roku ze średnim skutkiem przywraca do życia studio Extreme.

Pomimo tego, rok 2012 ogólnie był pasmem sukcesów wydawnictwa. Z okazji dwudziestolecia istnienia Image, nie tylko przyciągnięto masę uznanych twórców, ale także ruszono ze sporą ilością nowych pozycji. Wśród nich „Saga”, „The Manhattan Project” czy „Fatale”. Image odzyskało pozycję trzeciej siły na rynku, a rok 2013 pokazał, że na tym wydawnictwo nie ma zamiaru poprzestać.

Autorem powyższego tekstu jest Krzysztof "Lokus" Tymczyński. Pierwotnie ukazał się on na  ostatnio założonym przez niego blogu poświęconym Image Comics. Wpadajcie tam, jak chcecie poczytać coś fajnego o wydawnictwie, które wydaje Spawna, Żywe trupy i przygody pewnego zielonego smoka.  

5 komentarzy:

Maciej Gierszewski pisze...

o, fajnie. poprzednio przeoczyłem

Tomek pisze...

"równa się zbiorowi wszystkiego, co najgorsze w komiksie superbohaterskim lat dziewięćdziesiątych," ale że co, spektakularne mięsniaki w kolorowych kostiumach i cycate seksbomby rozwalające się w feeriach iskier i eksplozji? Dla mnie nie było to najgorsze.Dla milionów czytelników wtedy też nie. Poza tym, fajny artykuł, dzięki :)

Misio141 pisze...

Jeżeli się nie mylę to Kirkman dołączył do Image w 2003, a nie w 2008.

Krzysztof Tymczyński pisze...

Nie mylisz się. Chodzi jednak o to, że w 2008 roku Stephenson włączył Kirkmana do ścisłego szefostwa Image Comics

Kuba Oleksak pisze...

... jak jest w tekście napisane :)