wtorek, 26 listopada 2013

#1440 - Znamy się tylko z widzenia

Przyznaje bez bicia – do lektury debiutanckiego albumu Marty Zabłockiej zabierałem się mocno uprzedzony. Jak rasowa, komiksowa szowinistyczna świnia bałem się kolejnego kobiecego pitu-pitu. Znowu jakieś kameralne smęty, znowu jakieś przeintelektualizowane egzaltacje, będące owocem internetowej mody na obnażanie się swoją intymnością. I koniec końców – niewiele się pomyliłem, bo to właśnie dostałem. Ale nie było tak źle, jak się tego spodziewałem.



Uprzedzanie się do jakiegokolwiek tekstu jest dla krytyką rzeczą niedopuszczalną, ale już po pobieżnym przeglądnięciu tego niewielkiego tomiku, poczułem się jakbym zaglądał do stereotypowej damskiej torebki. Takiej, w której szukając kluczy, znajduje się stare bilety do kina, zasuszone jesienne liście, zapasowe tampony i przeterminowane prezerwatywy. Album jest kompilacją prac, które były publikowane na łamach komisowego bloga autorki, Życie na kreskę. Czegóż w „Znamy się tylko z widzenia” to nie ma! Od dość typowych trzykadrowych pasków, po te nieco mniej typowe, od parakomiksu w stylu Agaty Nowickiej, po rasową ilustrację. Od brukania dzieł światowego malarstwo po popkulturalne nawiązania, od obyczajowych bon-motów przez absurdalne przygód pary kur aż do cycków, cipki i Iron-Mana. Jest dużo pieprznego humoru, sporo erotyki, nie mniej luźnych refleksji o dniu powszednim, które momentami zahaczają o domorosłe poetyzowanie.

A wszystko zaczyna się od dość tradycyjnych stripów z zantropomorfizowanym szarym królikiem i ludzką postacią o nieokreślonej płci w rolach głównych. To całkiem zgrabna parodia gazetowej klasyki w stylu „Garfielda” albo „Calvina i Hobbesa” tyle, że bardziej zakorzeniona w lokalnym kontekście, nasycona ironią i na wskroś kobieca. 

Na jednym z kadrów szacowna dama pyta głównego bohatera czy jest panią, czy panem. Krótko ścięty, w kraciastej koszuli bohater, któremu na innym kadrze rośnie broda odpowiada (nieco oburzony) „to ja jestem przecież”. Czytelnik ma pełne prawo przypuszczać, że jest to awatar samej autorki (choć można zaproponować zupełnie inną, odważniejszą i może ciekawszą interpretacje – awatarem jest królik), która w żaden charakterystyczny (i typowy) sposób nie podkreśliła swoje kobiecości. Problematyka płci i seksualności powraca jeszcze nie raz, a najmocniej chyba wtedy, gdy komiks ze zbiorku zabawnych pasków zamienia się w coś na kształt intymnego dziennika, gdzie granica pomiędzy fikcją, a literackim zmyśleniem zaciera się. Posunąłbym się nawet do twierdzenia, że te fragmenty, bardzo emocjonalne i osobiste, biorą źródło w doświadczeniach autorki, a może nawet pełnią funkcję terapeutyczną. Kiedy już zdążyłem przyzwyczaić się do tego tonu, Zabłocka znowu zrobiła gwałtowny skręt. Tym razem w kierunku obyczajowego komiksu w stylu Raczkowskiego, zgryźliwie komicznego. I chyba właśnie ta finałowa wolta przypadła z całego tomu najbardziej przypadła mi do gustu.


Temu tematycznemu i stylistycznego misz-maszowi wtóruje oprawa graficzna. Choć autorka eksperymentuje ze różnymi stylami i technikami, punktem wspólnym większości prace jest swobodna, momentami niedbała, z reguły surowa kreska. Widać, że Zabłocka szuka, sprawdza co jej wychodzi lepiej, a co gorzej. Fajnie, że nie zamyka się w jednej konwencji, tylko eksperymentuje i bawi się komiksem. W takim kontekście „Znamy się tylko z widzenia” jest jakby podsumowaniem pewnego etapu w jej twórczości. Spotkałem się z zarzutami chaotyczności, braku selekcji i niezrozumiałego klucza w doborze kolejnych komiksów – dla mnie jest to zarzut kompletnie nietrafiony. To tak, jakby przyczepiać się do bałaganu w damskiej torebce, kiedy z punktu widzenia jej właścicielki wszystko jest na swoim miejscu. Jestem przekonany, że ten zbiorek został skomponowany w sposób świadomy i nieprzypadkowy – on ma być niepoukładany, ma być chaotyczny, ma być zmienny (och, co za potworna klisza!), niczym kobieta.

W komiksowie Zabłocka dała się poznać, jako jedna z autorek zaangażowanych w produkcję „Zina antyprzemocowego” koordynowanego przez Sylwię Kaźmierczak (tropicielom spisków uwadze polecam umiarkowanie przychylną recenzję, jaką swojej autorce napisała redaktorka Comix Grrrlz). W światku literackim błysnęła ilustracjami do „Cwaniar” Sylwii Chutnik. Jej wydany na tegorocznym Bałtyckim Festiwalu Komiksu „Znamy się tylko z widzenia” to rzecz z pewnością udana.


Brak komentarzy: