Herosi Marvela zamieszkiwali każdy zakątek globu. Fantastyczna Czwórka, Spider-Man, Daredevil i Avengers działali w Nowym Jorku; X-Men stacjonowali w niedalekim Westchester County. Hulk włóczył się po południowo-wschodnich stanach; Iron Man poleciał do Irlandii, żeby walczyć z norweskim zagrożeniem, a nawet zahaczył o Wietnam.
Nastąpiła fala inwazji z kosmosu i można było liczyć, że Doctor Strange rozprawi się z nimi na płaszczyźnie astralnej. Lee i Kirby musieli wykonać parę fikołków, żeby jeszcze podkręcić mitologiczny majestat Uniwersum Marvela. Kirby uwolnił swoją wewnętrzną Edith Hamilton i prócz dziejących się współcześnie przygód Thora w "Journey into Mystery" zajął się także podserią "Tales of Asgard", gdzie opowiadał o zmaganiach nordyckich bóstw walczących o władzę. Nie tylko pokazy zdumiewających mocy stanowiły o teatralności przedstawionych w komiksie historii, ale też pewna klasyczność fabuł – wyprawy po mityczne artefakty, przygotowania do bitew – oraz tematyka, w której podejmowano kwestie obowiązku, dziedzictwa i śmiertelności, przez co historie te wydawały się całkowicie niezwiązane z konkurencyjnymi opowieściami o waleniu kosmitów po pyskach. Aż do tego momentu w komiksie superbohaterskim nie chodziło o zdobycie szacunku ojca-króla – to pachniało Szekspirem. I tak Thor w wersji Marvela odpowiadał przed swoim posępnym tatą Odynem, a jego arcywróg Loki był jednocześnie jego przyrodnim bratem; temat rodzeństwa walczącego po przeciwnych stronach barykady będzie kontynuowany także w "The X-Men" oraz "Fantastic Four".
"Journey into Mystery" wykorzystywało, jak żaden inny komiks autorstwa Kirby’ego i Lee, oczywiste wątki mitologiczne. Tymczasem "Fantastic Four" stawało się z numeru na numer coraz bardziej filozofujące i pompatyczne. W połowie lat sześćdziesiątych psychodrama w komiksach z Pierwszą Rodziną Marvela osiągnęła nowy pułap. Przez ponad pół roku Ben Grimm, czyli Thing, miotał się w ledwie powstrzymywanym gniewie, nadal nie mogąc pogodzić się ze swoim stanem. Reedowi i Sue Richardsom – Mr. Fantastic i Invisible Girl – małżeństwo nie służyło, gdyż Reeda pochłaniały badania naukowe, którym oddawał się, owładnięty wręcz obsesyjną pasją. Na dodatek Johnny Storm zakochał się beznadziejnie w Crystal, piękności o sarnich oczach. Tak się złożyło, że dziewczyna należała do Inhumans, ukrywającej się na wygnaniu w szwajcarskich Alpach, arystokratycznej, posiadającej supermoce rodziny, która przybyła do Nowego Jorku w poszukiwaniu jednego ze swoich, uciekiniera. Nigdy wcześniej amerykański komiks nie widział czegoś takiego jak Inhumans. Ich intencje były dwuznaczne, niejasne, zaś ich anatomia zahaczała o groteskę – jeden z nich miał kopyta, którymi wywoływał trzęsienia ziemi, inny macki na głowie albo skrzela i płetwy. Black Bolt, przywódca, miał głos, od którego drżało wszystko wokół, więc milczał. Lockjaw, maskotka rodziny, był ogromnym psem z wąsami i antenkami na głowie.
Z wprowadzeniem Inhumans stało się jasne, że Uniwersum Marvela jest nieskończone, praktycznie każde miejsce we wszechświecie mogła zamieszkiwać jakaś cywilizacja. Z każdym kolejnym numerem historia nabierała tempa, opowieść urosła do epickich rozmiarów, dochodziły nowe postaci; ta wielka space opera przyciągnęła nawet zapomnianych bohaterów i unormowała relacje pomiędzy nimi. Z przygodami z udziałem Inhumans przeplatał się wątek Galactusa, sześciometrowego humanoidalnego kosmity w fioletowym hełmie, żywiącego się energią całych planet. Jego przybycie obwieszcza Silver Surfer – niemy, niezawodny herold, który porusza się na latającej desce przypominającej surfingową; jest niczym anioł śmierci. Fantastyczna Czwórka, powracając z ostatniej przygody, zastaje czerwoną łunę nad stojącym w płomieniach Nowym Jorkiem. Mieszkańcy krzyczą wniebogłosy, gubiąc rzeczy osobiste i wpadając na siebie nawzajem na opustoszałych skrzyżowaniach. W popłoch wpadają nawet starzy wrogowie Czwórki, na przykład zmieniający kształty Skrulle wsiada na swój statek i opuszcza w panice naszą planetę. Odkurzono postać Watchera – kosmicznego bóstwa, którego zadaniem jest bierna obserwacja galaktyk. Rozumiejąc zagrożenie ze strony Galactusa, łamie przysięgę i oferuje bohaterom swoją pomoc w walce. Czytając, czuło się, że nadchodzi coś wielkiego, coś strasznego, coś tajemniczego – coś, czego w komiksach nie widziano nigdy wcześniej.
Kirby, któremu nie wystarczyły już latające auta i promienie gamma, wprowadził fantazyjne bronie jak Atmo-Gun, Składacz Materii czy Konwerter Pierwiastków. Watcher wysyła Human Torcha do Strefy Negatywnej, niezbadanej jeszcze krainy antymaterii, gdzie ten miał odszukać Unicestwiacz. Lee i Kirby nie kłopotali się tłumaczeniem wszystkich nowych nazw i konceptów, choć czytelnicy prawdopodobnie nie wiedzieli za dobrze, o czym mowa, a miało się wrażenie, że i sami bohaterowie nie orientowali się za bardzo w tym, co się działo. Silver Surfer, Watcher, Galactus – oni wszyscy byli więksi i silniejsi od bezradnej Fantastycznej Czwórki, którą relegowano na ławkę rezerwowych. Watcher nakazał im pokorę: "Patrzcie! Spróbujcie zgłębić niszczycielską moc, która została wyzwolona!". Dwa lata przed "2001: Odyseją kosmiczną", zanim widzowie mogli odbyć psychodeliczną wycieczkę w głąb wyobraźni w kinach, Human Torch dotarł do kresu swojej epifanicznej podróży pośród laserowych świateł w Strefie Negatywnej. Z Unicestwiaczem w rękach, lecz dotknięty czymś na kształt kosmicznej traumy, będąc w totalnym szoku, duka: "Podróżowałem przez całe światy… tak ogromne… tak ogromne… brak mi słów! Jesteśmy tylko mrówkami… tylko mrówkami!!!".
Fantastyczna Czwórka nerwowo wymachiwała egzotyczną bronią przed oczami Galactusa – tymczasem Silver Surfer porzucił swojego pana, który wydawał się bardziej poirytowany niż wystraszony. Zgodził się oszczędzić planetę w zamian za przekazanie w jego ręce Unicestwiacza, a przy okazji skazał swojego niedawnego posłańca na wygnanie i uwięził na Ziemi ("Odbieram ci moce czasoprzestrzenne! Tym samym Silver Surfer nie będzie już wędrował przez galaktyki!"). Pożeracz planet wreszcie opuścił naszą planetę, ale bohaterowie nie świętują tryumfu; stracili bowiem niewinność. Piszący listy czytelnicy głowili się nad znaczeniem tego wszystkiego: z pewnością chodziło o metaforę konfliktu wietnamskiego, przy czym Galactus to Wietkong, Fantastyczna Czwórka – Południowy Wietnam, a Silver Surfer – Ameryka… prawda? Lee wykręcał się, odpowiadając drwiąco: "Mogę się założyć, że w następnym rzucie otrzymamy całe mnóstwo listów od równie pomysłowych fanów, którzy będą przekonani, że Galactus reprezentuje Roberta McNamarę, Silver Surfer to nie kto inny jak Wayne Morse, zaś Alicia symbolizuje Lady Bird!".
Miał w gruncie rzeczy rację: ta historia wymykała się metaforze. Nie tylko Fantastic Four już dłużej nie mogło być sprowadzane do schematów Josepha Campbella czy literackiej symboliki. Nagle całe Uniwersum Marvela osiągnęło punkt krytyczny, dotarło do miejsca, z którego nie było już powrotu. Przygody Nicka Fury’ego we współczesnym S.H.I.E.L.D. publikowane na łamach "Strange Tales" łączyły się z misjami Kapitana Ameryki w "Tales of Suspense" – bohaterowie sprzymierzali się przeciwko wrogom dysponującym wysoką technologią, jak A.I.M (Advanced Idea Mechanics) oraz HYDRA1, w historiach z pogranicza paramilitarnego science fiction. Nauka rozwinęła się niepokojąco szybko i nawet gadżety, którymi dysponowali bohaterowie stojący po stronie dobra – jak Life Model Decoys (Ludzkie Przynęty) – niosły w sobie charakterystyczną dla ery postatomowej wiadomość, że nie jesteśmy jeszcze gotowi zapanować nad niektórymi wynalazkami. A.I.M. – organizacja składająca się ze śliskich przemysłowców poubieranych niczym futurystyczni pszczelarze – stworzyła Super-Adaptoida oraz talizman znany jako Kosmiczny Sześcian ("Broń ostateczna! Źródło niesłychanej mocy! Jedyny artefakt znany człowiekowi, potrafiący nadawać materialną formę falom mózgowym!"), który wpadł w ręce złoczyńcy o ksywce Red Skull, uwięzionego przez ostatnie dwadzieścia lat pod gruzami bunkra Führera. Pozostawało jedynie modlić się, żebyśmy mieli do dyspozycji Rakietę Orion albo Transmiter Materii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz