Osią fabuły "Psychopoland" jest ograny motyw vendetty, który Chmielewski i Białczak rozgrywają w bardzo komiksowy (czytaj – mocno przerysowany) sposób. Oto pewien polski przedsiębiorca, aby ocalić życie swojego chorego syna musi koniecznie wygrać państwowy przetarg. Niestety, nie udaje mu się to.
Choć jego oferta była najlepsza, to z powodu niedostarczenie kompletu dokumentów na czas, nie mógł otrzymać zlecenia. Winny jest oczywiście nie zapominalski przedsiębiorca, ale urzędnik. Akurat tym razem niestereotypowo uczciwy i nie chcący przymykać oczy na nieprawidłowości, jak jego koledzy. Niemniej, dochodzi do tragedii Zrozpaczony ojciec, niczym Punisher w parku tuż po gangsterskiej strzelaninie, poprzysięga zemstę na kurczowo trzymającego się przepisów pracowniku sektora publicznego. W stylu Franka Castle`a, ale w nieco bardziej finezyjny sposób.
Po takim opisie fabuły można by spodziewać się realizacji utrzymanej w sensacyjnej konwencji, skupionej bardziej na akcji, jak i nieco bardziej subtelnej opowieści koncentrującej się na dramacie głównych bohaterów. "Psychopoland" skłania się bardziej ku tej pierwszej opcji – to nie wzniosła antyczna tragedia, to nie "Plac Zbawiciela", to raczej "Dług", komiks środka, o który usilnie woła część polskich czytelników. Album stoi nie psychologicznym skomplikowaniem swoich postaci, nie skomplikowaniem uwikłaniem w własne decyzje, ale brawurowo poprowadzoną akcją. Fabuła, choć nie jest specjalnie skomplikowana, została poszatkowana na niewielkie fragmenty, które podane w niechronologicznym porządku, prezentuje się bardzo efektownie. Choć opowieść miewa słabsze momenty, a Chmielu lubi pokusić o jakiś tani chwyt, całość układa się zgrabnie, a finał wali po emocjach, jak należy.
Sensacyjna fabuła w "Psychopoland" splata się z opisem polskiej rzeczywistości z pierwszej dekady XXI wieku. Nie można jednak napisać, żeby analiza, jaką funduje nam Chmielu była specjalnie odkrywcza, ani żeby zachęcała do jakiejś głębszej refleksji. Scenarzysta ogranicza się głównie do bardzo mocnej i chyba nieco powierzchownej krytyki. Na kartach jego komiksu ożywają postkomunistyczne resentymenty. Transformacja została wygrana przez PRL`owskich działaczy, którzy przehandlowali państwowy majątek i przeniknęli do establishemntu. Zwykli ludzie biorą udział w wyścigu szczurów, którego tempo regulują wszechobecne i wszechpotężne korporacje. Ci, którzy w teorii mają trzymać ich stronę – politycy i policjanci – są skorumpowani, nieudolni i patrzą tylko, żeby nachapać się jak najwięcej i narobić jak najmniej. To pesymistyczna wizja świata pozbawionego współczucia. Tak skrojoną publicystykę można oczywiście traktować, jako słabość tego komiksu, ale ja bym próbował dostrzec w nim siłę. Gdzie, jak nie w komiksie taka mocna i przerysowana kontestacja rzeczywistości może się sprawdzić? Do bezkompromisowego "Psychopoland" będzie pasowała jak ulał, szczególnie, że nie można odmówić jej sugestywności.
Te kreślone grubą kreską refleksje o Polsce i ponury nastrój jeszcze mocniej podkreślone zostały za pomocą oprawy graficznej. Piotr Białczak kreuje rzeczywistość odpychającą brzydotą, ciężka, duszną. Rysunki, gdzie więcej jest podlanej tuszem czerni, niż bieli fantastycznie sprawdzają się w oddawaniu szczegółów miasta. Jak słusznie zauważył w swojej recenzji Tomasz Pstrągowski, akcja rozgrywa się w polskim nigdziebądź, jakimś dużym mieście nad Wisłą. Białczak bardzo sprawnie operuje w estetyce komiksu realistycznego, ale zdarzają się mu błędy. Właściwie we wszystkich recenzjach powtarza się zarzut, że trudno rozróżnić głównych bohaterów, a ja od siebie dodam, że niekiedy kuleje kompozycja kadrów. Ale Białczak ma potencjał, aby za dwa, góra trzy albumy rysować na poziomie Marka Oleksickiego.
"Psychopoland" nie jest wybitnym komiksem. Za rok, dwa niewielu będzie o nim pamiętało. To lektura na dwa wieczory, bo której w dłuższej perspektywie niewiele w czytelniku zostaje. Ale komiks Chmielewskiego i Białczaka to ten typ komiksu, który wali mocno i szybko. Posyła na deski, niczym bokser wagi ciężkiej, ale nie nokautuje. Na początku ciężko się po taki ciosie pozbierać, ale z czasem dochodzimy do siebie.
Po takim opisie fabuły można by spodziewać się realizacji utrzymanej w sensacyjnej konwencji, skupionej bardziej na akcji, jak i nieco bardziej subtelnej opowieści koncentrującej się na dramacie głównych bohaterów. "Psychopoland" skłania się bardziej ku tej pierwszej opcji – to nie wzniosła antyczna tragedia, to nie "Plac Zbawiciela", to raczej "Dług", komiks środka, o który usilnie woła część polskich czytelników. Album stoi nie psychologicznym skomplikowaniem swoich postaci, nie skomplikowaniem uwikłaniem w własne decyzje, ale brawurowo poprowadzoną akcją. Fabuła, choć nie jest specjalnie skomplikowana, została poszatkowana na niewielkie fragmenty, które podane w niechronologicznym porządku, prezentuje się bardzo efektownie. Choć opowieść miewa słabsze momenty, a Chmielu lubi pokusić o jakiś tani chwyt, całość układa się zgrabnie, a finał wali po emocjach, jak należy.
Sensacyjna fabuła w "Psychopoland" splata się z opisem polskiej rzeczywistości z pierwszej dekady XXI wieku. Nie można jednak napisać, żeby analiza, jaką funduje nam Chmielu była specjalnie odkrywcza, ani żeby zachęcała do jakiejś głębszej refleksji. Scenarzysta ogranicza się głównie do bardzo mocnej i chyba nieco powierzchownej krytyki. Na kartach jego komiksu ożywają postkomunistyczne resentymenty. Transformacja została wygrana przez PRL`owskich działaczy, którzy przehandlowali państwowy majątek i przeniknęli do establishemntu. Zwykli ludzie biorą udział w wyścigu szczurów, którego tempo regulują wszechobecne i wszechpotężne korporacje. Ci, którzy w teorii mają trzymać ich stronę – politycy i policjanci – są skorumpowani, nieudolni i patrzą tylko, żeby nachapać się jak najwięcej i narobić jak najmniej. To pesymistyczna wizja świata pozbawionego współczucia. Tak skrojoną publicystykę można oczywiście traktować, jako słabość tego komiksu, ale ja bym próbował dostrzec w nim siłę. Gdzie, jak nie w komiksie taka mocna i przerysowana kontestacja rzeczywistości może się sprawdzić? Do bezkompromisowego "Psychopoland" będzie pasowała jak ulał, szczególnie, że nie można odmówić jej sugestywności.
Te kreślone grubą kreską refleksje o Polsce i ponury nastrój jeszcze mocniej podkreślone zostały za pomocą oprawy graficznej. Piotr Białczak kreuje rzeczywistość odpychającą brzydotą, ciężka, duszną. Rysunki, gdzie więcej jest podlanej tuszem czerni, niż bieli fantastycznie sprawdzają się w oddawaniu szczegółów miasta. Jak słusznie zauważył w swojej recenzji Tomasz Pstrągowski, akcja rozgrywa się w polskim nigdziebądź, jakimś dużym mieście nad Wisłą. Białczak bardzo sprawnie operuje w estetyce komiksu realistycznego, ale zdarzają się mu błędy. Właściwie we wszystkich recenzjach powtarza się zarzut, że trudno rozróżnić głównych bohaterów, a ja od siebie dodam, że niekiedy kuleje kompozycja kadrów. Ale Białczak ma potencjał, aby za dwa, góra trzy albumy rysować na poziomie Marka Oleksickiego.
"Psychopoland" nie jest wybitnym komiksem. Za rok, dwa niewielu będzie o nim pamiętało. To lektura na dwa wieczory, bo której w dłuższej perspektywie niewiele w czytelniku zostaje. Ale komiks Chmielewskiego i Białczaka to ten typ komiksu, który wali mocno i szybko. Posyła na deski, niczym bokser wagi ciężkiej, ale nie nokautuje. Na początku ciężko się po taki ciosie pozbierać, ale z czasem dochodzimy do siebie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz