"Lis, ule i miodowe kule" to pierwszy album opowiadający o przygodach detektywa Misia Zbysia, który w bieżącym albumie jest na tropie znikającego miodu. Zlecenie odnalezienia miodu realizuje wespół ze swoim marudzącym współpracownikiem – granym przez borsuka Mruka.
Fabuła wymyślona przez Macieja Jasińskiego ma charakter emblematyczny. Opiera się na znanych kulturowo ramach gatunku. Dodam od razu: znanych dorosłym czytelnikom (skojarzenia z Sherlockiem Holmesem i doktorem Watsonem są jak najbardziej na miejscu). Zasadniczo akcja książek kryminalnych opiera się na dość utartych schematach i nie inaczej jest w wypadku Misia Zbysia…. Oto mamy inteligentnego detektywa, mniej rozgarniętego współpracownika, piękną panią składającą zlecenie (w tym wypadku królową pszczół), tropienie złoczyńcy, pościg, a na końcu oddanie złego w ręce sprawiedliwości i zadośćuczynienie.
Scenariusz jest prosty, ale nie prostacki! Jego siła polega na klarowności wymyślonych sytuacji i zdarzeń, na braku moralnej dwuznaczności. Mówiąc ogólnie: jest wyraźny podział na Zło i Dobro, na miłych i niemiłych bohaterów. Nie ma żadnej przemocy, ba!, nawet cienia przemocy. Wszyscy bohaterzy odnoszą się do siebie przyjaźnie i z szacunkiem. Sądzę, że tak rozpisany scenariusz może być atrakcyjny dla małych czytelników, a także dla rodziców chcących wpajać swoim pociechom pozytywne wzorce.
Akcja skupia się przede wszystkim na pościgu. Na wielu kadrach widzimy Misia i Mruka biegnących, goniących czy szukających. Ściganie złoczyńcy, przemieszczanie się z miejsca na miejsce uatrakcyjnia publikację, ponieważ nie jest ona nudna. Dużo się w niej dzieje (na płaszczyźnie zmiany otoczenia), dało to możliwość wprowadzenia do komiksu wielu bohaterów drugoplanowych, ale także atrakcyjnych planów/widoków.
Czytając starałem się ze wszystkich sił pamiętać, że to nie jest książka dla mnie, że to nie ja jestem „grupą docelową”. Dla mnie książka jest trochę za krótka, ale dla właściwych czytelników – dzieci w wieku przedszkolnym – długość jest pewnie w sam raz. In plus działają także duże kadry (na pół strony), ale są także i takie na całą oraz rozkładówki na dwie.
Rysownik, Piotr Nowacki, spisał się bardzo dobrze. Zadbał o wyrazistych bohaterów. No, może borsuk jest zdeczko za gruby. Dzieci bez problemu rozpoznają, mimo uproszczonego rysunku, występujące w albumie zwierzęta. Perspektywa także nie ma problemów, a głębię kadru udało się uzyskać dzięki kolorom naniesionym przez Norberta Rybarczyka. Uważam, że najlepiej z całej trójki autorów spisał się właśnie kolorysta. To właśnie dzięki jego atrakcyjnym barwom komiks jest miły dla oka i przyciąga uwagę.
Na marginesie dodam jeszcze, że album pozytywnie przeszedł czytelniczą weryfikację u mojego niespełna sześcioletniego chrześniaka. Nie chciał, abym mu czytał dymki. Nasze wspólne czytanie polegało na tym, że on opowiadał historię na podstawie plansz. I jedynie w dwóch miejscach się rozminął z intencjami scenarzysty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz