wtorek, 25 sierpnia 2015

#1939 - Legendy Mrocznego Rycerza. Tim Sale

Tim Sale wielkim artystą komiksowym jest. Polski czytelnik miał szansę zapoznać się z lwią częścią jego najważniejszych i najciekawszych prac. Wraz z albumem "Legendy Mrocznego Rycerza: Tim Sale", który właśnie ukazał się nakladem wydawnictwa Mucha Comics będziemy mieli okazję zapoznać się z nieco mniej znanymi, krótszymi i wczesnymi komiksami tego autora.



Przyszły zdobywca nagród Eisnera urodził się 1 maja 1956 roku w niewielkiej miejscowości Ithaca (stan Nowy Jork), ale dzieciństwo spędził w Seattle. Do Wielkiego Jabłka wrócił, aby rozwijać swoją komiksową pasję –  studiował w School of Visual Arts i kształcił się pod okiem Johna Buscemy. Debiutował w 1983 roku na łamach „Myth Adventures”, a już w 1991 pracował dla DC Comics. Rysując „Challengers of the Unknown” po raz pierwszy zetknął się z Jephem Loebem. Już wkrótce ich współpraca zaowocuje wieloma komiksami, które dziś uchodzą za amerykańską klasykę. Razem stworzyli jedną z najlepszych opowieści z Batmanem, czyli „Długie Halloween”, która doczekała się dwóch sequeli - „Mrocznego Zwycięstwa” i „Catwoman: Rzymskie wakacje”. Równie znakomite komiksy zrealizowali dla Marvela – mam tu na myśli „Daredevil: Żółty”, „Spider-Man: Niebieski” czy „Hulk: Szary”.

Styl Sale`a jest bardzo charakterystyczny i nie wyobrażam sobie, aby można było go pomylić z jakimś innym twórcą. Spod jego nieludzko precyzyjnej kreski wychodzą monumentalne, wyrafinowane, nasycone szczegółami kadry, a przerysowanie postacie przynoszą na myśl kryminalną estetykę noir (choć nie zawsze) i mają w sobie niepowtarzalny urok. O niewielu pracujących dla amerykańskich majorsów rysownikach da się powiedzieć, że są artystami w pełnym i nieco staromodnym znaczeniu tego słowa, ale w przypadku Sale`a to określenie nie będzie nadużyciem. Warto wspomnieć, że wciąż trzyma się tradycyjnych, analogowych metod pracy – używa pędzelków, cienkopisów i węgla. Z reguły sam nakład tusz na swoje szkice, co wciąż jest dość niecodzienną praktyką na amerykańskim rynku. Co ciekawe – jest daltonistą. Pracuje w czerni i bieli i w odcieniach szarości.


W „Legendach Mrocznego Rycerza: Tim Sale” zebrano rozproszone po antologiach i seriach on-going komiksy z Batmanem rysowane przez Sale`a. Na tych 240 stronach znalazło się miejsce dla nich wszystkich z niewielkim wyjątkiem. W albumie brakuje 460. numeru „Batmana” z 1991, w którym Sale po raz pierwszy spotkał się z Batmanem nakładając tusz na szkic Norma Breyfogle`a. Szczęśliwie się składa, że zeszyt ten ukazał się w Polsce nakładem TM-Semic, jako „Batman” 9/92.

Antologię otwierają „Szaleńcy w więzieniu”, którzy pierwotnie pojawili się w antologii „Showcase ’94”, w numerach 3 i 4. W historii napisanej przez Alana Granta Mroczny Rycerz nie pojawia się w ogóle, a w głównych rolach występuje Jeremiasz Arkham, będący narratorem opowieści i jego „podopieczni” z Azylu. W wyniku działań Bane`a przedstawionych w „Knightfallu” trafiają oni do Blackgate, więzienia o zaostrzonym rygorze, wzorowanym na Alcatraz. To przewrotna i zabawna opowieść, odwołująca się do fabularnego schematu znanego z „Ostatniego jardu”. Ma kilka mocnych momentów, ale wydaje mi się, że Grantowi, znakomitemu przecież scenarzyście, nie udało się wycisnąć z tego konceptu wszystkich soków. Natomiast patrząc na rysunki aż trudno uwierzyć, aby wyszły one spod ręki Sale`a. Jego kreska z tamtego okresu wygląda bardzo przeciętnie, wręcz niepewnie i trudno w niej dostrzec twórcę z tak niesamowitym potencjałem.


Następne „Ostrza” („Legends of the Dark Knight” #32-34) są zdecydowanie najjaśniejszym punktem tego zbioru. Polski czytelnik może kojarzyć tą historię z edycji Semika („Batman/Suprman” 6/98), która została dość nieszczęśliwie pocięta. James Robinson świetnie rozpisał zapętlające się wzajemnie wątki Batmana ścigającego seryjnego mordercę, który na cel bierze sobie osoby starsze i perypetie tajemniczego Cavaliera, nowego obrońcy Gotham City. Jest zagadka kryminalna, jest romans, specficzny swashbucklingowy klimat, nie brakuje zwrotów akcji i efektownych pościgów. Irytować może jedynie nieco pompatyczny ton, a postępowanie Mrocznego Rycerza nie zostało zbyt dobrze umotywowane, ale dramatyzm całości w pełni wynagradza te niedogodności. Oprawa graficzna prezentuje się znakomicie – to już dojrzały Sale, którego można porównywać z jego najlepszymi pracami. Gęsto atmosfera noir, dopracowane w najmniejszych detalach kadry i oryginalna kreska robią wrażenie. Brakuje jeszcze nieco rozmachu, wyraźnie widać, że w regularnej serii nie mógł jeszcze pozwolić sobie na tak wiele, jak przy projektach z Loebem, choć scena finałowego pojedynku na szpady rozgrywającego się na dachach gothamskich wieżowców robi wrażenie.

Przy „Ostrzach” blado wypadają „Nieudacznicy” („Shadow of the Bat” #7-9), dość schematyczna historia skupiona na grupce trzecioligowych łotrów i ich śmiałym planie szybkiego wzbogacenia się. Tym razem Grant odwalił fuszerkę, a i Sale nie spisał się lepiej. Jego rysunki pozbawione są charakterystycznego pazura, ale może to wina Adrienne Roy, która nakładała kolory? Album zamykają dwa szorciaki. Napisany przez Darwyna Cooke krótki komiks z „Solo” #1 pokazuje, że Sale nie powinien brać się za komiks z dynamiczną narracją. Artysta znacznie lepiej radzi sobie z statycznymi, monumentalnymi kadrami bogatymi w detale, niż z prowadzoną w szybkim tempie akcją przeskakującą z kadru na kadr. Przeciwieństwem „Mrocznego Rycerza na randce” jest znana z antologii „Batman w czerni i bieli” „Noc po nocy”. Kelley Pucket napisał dość pretekstową opowiastkę istocie Gacka, ale sposób w jaki graficznie rozegrał ją Sale po prostu zachwyca.


„Legendy Mrocznego Rycerza: Tim Sale” stanowią znakomite uzupełnienie „halloweenowej trylogii” i są świetnym przeglądem twórczości jednego z najciekawszych twórców komiksu super-hero. Miłośnikom Sale`a albumu polecać nie trzeba. Nie ladą gratką będzie dla nich możliwość oglądania jak zmieniała się kreska Sale`a, jak poszukiwał własnego stylu i jak radził sobie z historiami różnego typu. Inni czytelnicy powinni się mocno zastanowić nad sięgnięciem po tę pozycję. Z czystym sumieniem mogę zarekomendować dwie historie - „Ostrza” i „Noc po nocy”. Reszta robi za tło, czasem lepsze, czasem gorsze.

Brak komentarzy: