środa, 12 sierpnia 2015

#1930 - Harvest

Autorem poniższego tekstu jest Krzysztof Tymczyński, a został on pierwotnie opublikowany na łamach bloga poświęconego Image Comics.

Studio Shadowline zawsze darzyłem spora sympatią. Przypuszczam, że większości z Was kojarzy się ono przede wszystkim z "Rat Queens", lecz nie trzeba wcale zbyt mocno się natrudzić, by w ofercie stworzonego przez Jima Valentino studia znaleźć coś dużo mniej znanego, ale z pewnością niemniej dobrego. Dziś chciałbym zwrócić Waszą uwagę na jeden z takich komiksów i mój wybór padł na "Harvest" – teoretycznie jedną z wielu historii o człowieku, który z powodu własnej głupoty wpadł w potężne kłopoty. Ale za to przedstawione w taki sposób, że ciężko nie czytać kolejnych stron z ogromnym zaciekawieniem.



Doktor Benjamin Dane stracił wszystko. Był dobrze rokującym chirurgiem, lecz zgubiło go uzależnienie od narkotyków. Wyrzucony z pracy praktycznie od razu zaczął się staczać. Gdy prawie dotknął dna, skontaktowała się z nim pewna organizacja handlująca organami. Ich poprzedni chirurg nie był w stanie dalej pracować i potrzebne było zastępstwo. Nie mając nic do stracenia Dane początkowo zgadza się, lecz gdy dowiaduje się od kogo ma pobierać organy, postanawia zaryzykować i od środka rozbić niebezpieczną szajkę. Tylko czy sam ujdzie z życiem?

"Harvest" na pierwszy rzut oka nie wyróżnia się niczym szczególnym. Także i powyższy opis sugeruje, że bohaterem komiksu jest postać, która znalazła się na życiowym zakręcie. Co w takim razie sprawia, że już w pierwszym akapicie wypowiedziałem się na temat tego komiksu dość pozytywnie? Powodów jest kilka.


Przede wszystkim scenariusz A.J. Liebermana. Nie dość, że stawiając na realizm potrafił stworzyć świetne postacie z krwi i kości (oraz wielu organów, hue, hue, hue), ale bardzo dobrze poradził sobie z prowadzeniem fabuły. Unika przesady i jednocześnie potrafi przysadzić mocnym akcentem, by ten od razu wrył się w pamięć. Nie oczekujcie od "Harvest" pościgów, strzelanin i wybuchów na co drugiej stronie. Całość historii prowadzona jest w stosunkowo wolnym tempie, pozwalającym bliżej przyjrzeć się poszczególnym postaciom i ich motywacjom. Na pierwszym planie jest oczywiście Benjamin Dane, z którego perspektywy oglądamy kolejne wydarzenia. Lieberman znalazł dobry sposób, by nie sprowadzać go jedynie do roli zagubionego i poniżonego ćpuna. Co prawda nieraz już widzieliśmy zarówno w komiksach jak i literaturze podobne wykorzystanie narkotycznych wizji, lecz twórca scenariusza do "Harvest" swoją sprawną ręką wprowadził do tego wątku sporą dynamikę oraz mnóstwo charakteru.

Duża zaletą komiksu jest to, że scenarzysta od początku do końca daje czytelnikowi odnieść wrażenie, że głównym bohaterem jest lekarz. Nie robi tego jednak za pomocą wpychanych wszędzie terminów, lecz dzięki zawartemu w opowieści poczuciu sterylności. Czytelnik czuje, że świat przedstawiony przez twórców jest nieco odrealniony, ale zarazem historia prowadzona jest w taki sposób, że zupełnie nie przeszkadzało mi to przy lekturze.


Warstwą graficzną zajął się Colin Lorimer. Jego kreska jest dość szczegółowa i wyrazista, chociaż zarazem trudno nie odnieść wrażenia, że jest bardzo podobna do prac Szymona Kudrańskiego. Bardzo cenię ilustracje naszego rodaka i nie śmiem narzekać na rysunki Lorimera. "Harvest" jednak pozytywnie wyróżnia się dzięki kolorom, nakładanych również przez rysownika. Artysta wybrał ograniczoną i złożoną z zimnych barw paletę, która doskonale sprawdza się w opowieści o byłym lekarzu. Świetnie oddają uczucie panujące w sali operacyjnej, a także doskonale uzupełniają brudne i mroczne rysunki. Dzięki nim w komiksie zbudowany został znakomity klimat i bez nich "Harvest" mocno traci w moich oczach.

Wersja zeszytowa nie sprzedawała się najlepiej i idę o zakład, że wydanie zbiorcze również nie zostało bestsellerem. Dlaczego? Bo mini-seria została zebrana jedynie w postaci twardookładkowego wydania deluxe, za które trzeba zapłacić dwadzieścia dolarów. Skąd taka cena, skoro w komiksie brakuje jakichkolwiek dodatków z wyjątek okładek poszczególnych zeszytów tworzących jeden rysunek w formie rozkładówki - nie mam pojęcia. W każdym razie nie zachęca mnie to do wymiany zeszytów (łączny koszt: 17,50$) na trejda.

"Harvest" to dobra historia, ale nie na tyle, aby koniecznie postawić ją na półce pod postacią opasłego tomu. Warto jednak dać szanse komiksowi Liebermana i Lorimera, szczególnie jeśli będzie to dla Was pierwszy kontakt ze studiem Shadowline. Moja końcowa ocena to czwórka.

Brak komentarzy: