Autorem tekstu jest Michał Ochnik, który o kulturze popularnej i nie tylko pisze na blogu Mistycyzm popkulturowy.
Zapoznałem się w końcu z Kamalą Khan, najnowszą inkarnacją Ms. Marvel, która - całkiem niespodziewanie - stała się jedną z najpopularniejszych komiksowych heroin ostatnich lat. Mimo początkowych kontrowersji - a może właśnie dzięki nim - nastoletnia muzułmanka z New Jersey zawładnęła sercami fanów i fanek komiksu superbohaterskiego, a ostatnio zgarnęła nawet nagrodę Hugo w kategorii Najlepsza Opowieść Graficzna.
Już dawno miałem tę pozycję na celowniku, ale z różnych względów odkładałem jego lekturę. Kiedy w końcu przysiadłem do pierwszego tomu… nie, absolutnie się nie rozczarowałem. "Ms. Marvel" z Kamalą w roli głównej to wspaniały komiks młodzieżowy ze znakomicie nakreśloną główną bohaterką, świetnie przedstawionym tłem społecznym, solidnym garniturem sympatycznych postaci drugoplanowych oraz fenomenalną oprawą graficzną autorstwa uwielbianego przeze mnie Adriana Alphony. Słowem - polecam z całego serca. Tym niemniej, nie jest to komiks pozbawiony pewnych wad. Tak, będę się czepiał, za co z góry przepraszam wszelkie fanki (płci obojga) Kamali Khan. Czytając ten tekst miejcie na uwadze jedną rzecz - ja lubię ten komiks, a jeśli mam wobec niego jakieś obiekcje, to wyrażam je raczej z uczciwości wobec czytelników i czytelniczek, a nie z powodu jakichś antypatii.
Zacznę jednak od pozytywów, z których największym jest niewątpliwie kreacja głównej bohaterki. Kamala jest postacią wielowymiarową, a jej rys charakterologiczny nie kończy się na kwestii wyznania czy pochodzenia. Fangirl, nastolatka, muzułmanka, mieszkanka New Jersey, superbohaterka, Amerykanka pakistańskiego pochodzenia - wszystkie te aspekty zgrabnie się przenikają, tworząc w sumie bohaterkę, której nie da się zamknąć w jednym tylko wymiarze czy stereotypie. Z jednej strony mamy typowe dylematy wieku nastoletniego, konflikt pokoleń, z drugiej - konflikty kulturowe, lokalny patriotyzm, klasyczny (ale przyjemnie przedstawiony) motyw oswajania się z supermocami jako analogii okresu dojrzewania… W całym tym rozgardiaszu bohaterka musi odpowiedzieć sobie na pytanie - kim właściwie jest?
Gdzie ma zarysować granicę pomiędzy własną indywidualnością, a oczekiwaniami rodziców, rówieśników czy, szerzej, społeczeństwa? Po lekturze dwóch pierwszych tomów serii ("No Normal" i "Generation Why") wydaje mi się, że ten komiks jest właśnie o tym - o budowaniu własnej tożsamości przez młodą osobę egzystującą trochę na styku kultur (między muzułmańskim konserwatyzmem, a swobodą obyczajową New Jersey), trochę na styku religijnym (tradycjonalistyczny islam i postreligijny geekizm), trochę między dzieciństwem, a dorosłością, pomiędzy cudownością, a prozą życia - Kamala lawiruje, szukając w tej plątaninie równowagi i miejsca, w którym mogłaby stanąć bez poczucia, że idzie na zbyt duże kompromisy. I jest przy tym tak niesamowicie sympatyczna, że nie da się jej nie uwielbiać.
Paradoksalnie to właśnie tło obyczajowe jest w tym - nominalnie superbohaterskim - komiksie najciekawsze. Może to z tego powodu, że początkowo wątek super-hero jest… taki sobie. Trudno, żeby było inaczej - ostatecznie zbudowanie tak złożonej bohaterki swoje trwa i pierwsze rozdziały opowieści o nowej Pani Marvel wprowadzają relatywnie niewiele elementów wewnętrznej mitologii serii. Moim głównym zarzutem jest trochę zbyt duża sztampowość i schematyczność całego procesu oswajania się Kamali z nadprzyrodzonymi mocami oraz jej rolą superbohaterki. Mamy więc początkową nieporadność, powolne poznawanie swoich limitów i umiejętności, wymykanie się z domu, by pod osłoną nocy walczyć ze złem… Od razu zastrzegę, że piszę to z pozycji starego wyjadacza komiksowego, który niejeden komiks o nastolatku z super-mocami w życiu czytał i widział te motywy przerobione na wszystkie sposoby. Jest to więc raczej mojego zblazowania, niż braku umiejętności G, Willow Wilson (która odwala kawał naprawdę dobrej roboty) i zapewne młodszym odbiorcom oraz osobom o mniejszym niż mój stażu nie będzie to przeszkadzać.
Natomiast z oprawą graficzną sprawa jest interesująca. Kreska Adriana Alphony bynajmniej nie jest mi obca - bardzo lubiłem jego prace w "Runaways", gdzie wciąż był jeszcze początkującym rysownikiem bez znaczącego dorobku i trzymał się dość konserwatywnego, pseudorealistycznego stylu. Tutaj już tego nie ma - graficznie "Ms. Marvel" w pewien sposób koresponduje z treścią komiksu, ponieważ ilustracje wyglądają jak coś, co mogłaby nabazgrać na końcu zeszytu (bardzo zdolna) nastolatka nudząca się w czasie lekcji historii. Żywiołowość oprawy graficznej znakomicie pasuje do opowieści o nastolatce z mocami i duża w tym zasługa bardzo ciepłych kolorów. Czasami jednak - nie na tyle często, by na dłuższa metę psuło to przyjemność z lektury, ale jednak - Alphona trochę za bardzo idzie na skróty. Trafiają się kadry trochę za bardzo ubogie w szczegóły, trochę zbyt uproszczone rysunki albo postaci z odrobinę za bardzo zaburzonymi proporcjami ciała. Nie ma tego wiele, ale momentami odnoszę wrażenie, że rysownik bardzo się spieszył i zwyczajnie nie miał czasu dopracować niektórych ilustracji.
Wszystko to jednak są zaledwie drobiazgi, które bynajmniej nie psują przyjemności płynącej z obcowania z komiksem. "Ms. Marvel" jest niesamowicie ciepłym, sympatycznym komiksem, który najzwyczajniej warto znać.
Paradoksalnie to właśnie tło obyczajowe jest w tym - nominalnie superbohaterskim - komiksie najciekawsze. Może to z tego powodu, że początkowo wątek super-hero jest… taki sobie. Trudno, żeby było inaczej - ostatecznie zbudowanie tak złożonej bohaterki swoje trwa i pierwsze rozdziały opowieści o nowej Pani Marvel wprowadzają relatywnie niewiele elementów wewnętrznej mitologii serii. Moim głównym zarzutem jest trochę zbyt duża sztampowość i schematyczność całego procesu oswajania się Kamali z nadprzyrodzonymi mocami oraz jej rolą superbohaterki. Mamy więc początkową nieporadność, powolne poznawanie swoich limitów i umiejętności, wymykanie się z domu, by pod osłoną nocy walczyć ze złem… Od razu zastrzegę, że piszę to z pozycji starego wyjadacza komiksowego, który niejeden komiks o nastolatku z super-mocami w życiu czytał i widział te motywy przerobione na wszystkie sposoby. Jest to więc raczej mojego zblazowania, niż braku umiejętności G, Willow Wilson (która odwala kawał naprawdę dobrej roboty) i zapewne młodszym odbiorcom oraz osobom o mniejszym niż mój stażu nie będzie to przeszkadzać.
Natomiast z oprawą graficzną sprawa jest interesująca. Kreska Adriana Alphony bynajmniej nie jest mi obca - bardzo lubiłem jego prace w "Runaways", gdzie wciąż był jeszcze początkującym rysownikiem bez znaczącego dorobku i trzymał się dość konserwatywnego, pseudorealistycznego stylu. Tutaj już tego nie ma - graficznie "Ms. Marvel" w pewien sposób koresponduje z treścią komiksu, ponieważ ilustracje wyglądają jak coś, co mogłaby nabazgrać na końcu zeszytu (bardzo zdolna) nastolatka nudząca się w czasie lekcji historii. Żywiołowość oprawy graficznej znakomicie pasuje do opowieści o nastolatce z mocami i duża w tym zasługa bardzo ciepłych kolorów. Czasami jednak - nie na tyle często, by na dłuższa metę psuło to przyjemność z lektury, ale jednak - Alphona trochę za bardzo idzie na skróty. Trafiają się kadry trochę za bardzo ubogie w szczegóły, trochę zbyt uproszczone rysunki albo postaci z odrobinę za bardzo zaburzonymi proporcjami ciała. Nie ma tego wiele, ale momentami odnoszę wrażenie, że rysownik bardzo się spieszył i zwyczajnie nie miał czasu dopracować niektórych ilustracji.
Wszystko to jednak są zaledwie drobiazgi, które bynajmniej nie psują przyjemności płynącej z obcowania z komiksem. "Ms. Marvel" jest niesamowicie ciepłym, sympatycznym komiksem, który najzwyczajniej warto znać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz