poniedziałek, 10 stycznia 2011

#665 - Liga Niezwykłych Dżentelmanów: Stulecie (1)

Po sześciu latach przerwy "Liga Niezwykłych Dżentelmenów" powraca. Długo to trwało, ale lepiej, późno niż wcale. Alan Moore z pewnością nie jest zadowolony z formy, w jakiej ukazują się polskie edycje jego komiksów. Po publikacji mocno okrojonego z dodatków finału pierwszej serii, Egmont odpuścił sobie "Black Dossier", stanowiące fabularny pomost pomiędzy "LXG", a "Century". Ciężko zabierać się za lekturę pierwszego zeszytu "Stulecia" bez znajomości wydarzeń, które miały miejsce w poprzednim tomie...
Jestem w stanie zrozumieć, że z przyczyn edytorskich i problemów z uzyskaniem licencji warszawski wydawca odpuścił sobie publikację "Black Dossier". Ale zupełnie nie pojmuję, dlaczego zdecydowano, że "Stulecie" będzie wydawane w odcinkach. Egmont dobre kilka lat temu odszedł od dzielenia całości na mniejsze kawałki, zdecydowanie stawiając na wydania zbiorcze i edycje integralne. Dlaczego więc akurat w przypadku "LNDż", która ukazuje się przecież w kolekcji "Mistrzowie Komiksu", pospieszono się i nie poczekano z wydaniem w całości?

Efektowne żonglowanie ogranymi motywami, tworzenie intertekstualnej mozaiki nawiązań do literatury groszowej (i nie tylko), sklejanie elementów pożyczonych od innych autorów w unikalny sposób i tworzenie własnej, oryginalnej opowieści zawsze Alanowi Moore'owi wychodziło fantastycznie. On postmodernizm ma w krwi, to jego wrodzony język, którym posługuje się z poetycką wirtuozerią. Nie inaczej było w przypadku pierwszego zeszytu "Stulecia", i choć na razie z ostateczną oceną jego pracy muszę wstrzymać się do premiery ostatniego, trzeciego odcinka cyklu, to nie sądzę, żeby Moore'owi udało się sprawić mi zawód.

W pierwszym tomie zatytułowanym "1910" powracają znani z poprzednich tomów wampirzyca Mina Harker i odmłodzony Allan Qutermain, podający się za własnego syna. Skład najniezwyklejszego oddziału w służbie Jej Królewskiej Mości uzupełniają Thomas Carnacki, detektyw-okultysta z cyklu popularnych opowiadań Williama Hope'a Hodgsona, wiecznie młody hermafrodyta Orlando znany z kart na poły autobiograficznej powieści Virginii Wolf i A.J. Raffles, dżentelmen wśród złodziei, wymyślony przez E. W. Homunga. To bohaterowie mniej rozpoznawalni od Kapitana Nemo, doktora Jekylla i Niewidzialnego Człowieka, ale nie mniej interesujący. Zgodnie z prawidłami opowieści groszowych i komiksów superbohaterskich zagrożenie, któremu nowa Liga musi stanowić czoło, musi być odpowiednio bardziej złowieszcze i przerażające od poprzednich. Padło na Olivera Haddo, okultystycznego guru, słusznie kojarzącego się z figurą Aleistera Crowley'a, stworzonego przez pisarza W. Somerseta Maughama.

Lista lektur, z których Moore korzystał w pracy nad nową "Ligą", diametralnie się nie zmieniła. Wyjąwszy pannę Wolf i "Historię O", scenarzysta sięgnął głównie po powieści, w których zaczytywała się młodzież łaknąca literackiej dawki grozy, niesamowitości i przygody. W komiksie zmienił się natomiast nastrój. Niewiele pozostało w nim z klimatu radosnej przygody, obfitujących w niesamowite perypetie, z których bohaterowie (w większości) wychodzili cało, ratując Imperium i Królową. W atmosferze początku nowego wieku, ostatniego w drugim tysiącleciu, niewiele jest optymizmu, przeważają nastroje schyłkowe, dekadenckie. Zniknęła gdzieś wiara w potęgę pary i elektryczności, w technologiczny postęp, jeszcze obecna w pierwszej serii. Tradycyjna moralność ma się ku upadkowi, podobnie uświęcony tradycją i boskim nadaniem ustrój społeczny. Nadchodzi czas demokratyzacji, gwałtownej urbanizacji, niekontrowanych zmian cywilizacyjnych. A wszystkim tym zmianom, które napawają lękiem, towarzyszą tajemnicze znaki, niechybnie zwiastujące rychłą Apokalipsę. Gdzieś w tej kreacji świata przedstawionego pobrzmiewają tony znane z albumu "Z piekła rodem". Czyżby świadczyły o krytycznym nastawieniu Moore'a do nowoczesnego modelu społeczeństwa europejskiego, wypracowanego po II Wojnie Światowej? Trudno powiedzieć. Szczególnie po lekturze ledwie pierwszej części trylogii.
To nie jedyny wątek rodem z "From Hell", bowiem w komiksie pojawia się również rekonfiguracja Kuby Rozpruwacza, obsadzona w… "Operze za trzy grosze". Obok ezoteryczno-magicznych fascynacji mistrza z Northampton, nie braknie również jego muzycznych fiksacji. Pojawią się w formie specyficznej ścieżki dźwiękowej, przysposobionej do funkcji narracyjnych. Kolejne świetne, nieszablonowe rozwiązanie, zbliżające "Ligę" do… greckiego dramatu z silnie wyeksponowaną rolę chóru, tu rozpisaną na dwa głosy – maniakalnego mordercy i dziwki. Komu, jak komu, ale Alanowi Moore'owi taki fikołek nie mógł się nie udać!

Co więcej, tylko Moore potrafi z najbardziej skonwencjonalizowanych chwytów literatury pulpowej, ogranych do bólu przez podrzędnych literatów, schematycznych scen czy dialogów wycisnąć tak wiele. Ileż te szablonowe sceny nabierają wdzięku pod piórem Moore'a, jakże sprytnie są rozegrane! Nie pozwalają wyjść z podziwu nad kunsztem ich autora, posiadacza alchemicznej umiejętności zamieniania kryminalnej, przygodowej czy romansowej sztampy w czyste, literackie złoto. W "Stuleciu" znów mu się udało. A niech go!

10 komentarzy:

Tomasz S. pisze...

Jeśli chodzi o samo wydanie "Stulecia" podzielonego na trzy części to zapewne jest to spowodowane tym, że:
a) zanim powstanie całość to jeszcze trochę czasu minie (dwa? trzy lata?)
b) Moore sam postanowił, że wyda to w ten sposób - w 3ch zeszytach, a dopiero później w zbiorczym HCku (o czym można przeczytać w niedawno wydanych wywiadach - polecam lekturę)
c) każda z części ma opowiadać inną historię; tak, że będzie można czytać np cz.1 i 3 bez znajomości 2 (o czym również w wywiadach było).

Ani słowa o świetnym Kevinie O'Neillu (wspomnianym jedynie w etykietach)? Słabo, słabo.

Anonimowy pisze...

TOmasz S. - święte słowa. Dodam tylko, że detektyw to Carnacki, nie Carnecki.

Kuba Oleksak pisze...

Rzecz w tym, że pomysłem Egmontu na Mistrzów Komiksu były edycje integralne, zbierające całość mistrzowskiego w końcu dzieła. Każde odejście od tej reguły (all Star Batman) nie wypada skwitować inaczej jak tylko smutnym rozczarowaniem. Bo nie tak miało to wyglądać.

Ad a) i cóż z tego? I bez przesadyzmu z tymi 3 latami - trzecia wg. planu ma wyjść na wiosnę tego roku, więc spokojnie całość E. mógłby puścić na MFK 11 lub FKW 12

Ad b) Moore tyle postanowił, co tak się przecież w USA wydaje komiksy - najpierw zeszyty, potem trejd.

Ad c) zaraz, zaraz - jak inna? to co z napoczętymi w pierwszym tomie wątkami? Pozostaną, to tak sobie? O ile dobrze rozumiem Moore chce uniknąć paskudnego cliffhangeryzmu i przepełzania wątków z tomu na tom, ale całość "Stulecia" to 216 stron spójnej opowieści, podzielonej na trzy rozdziały, które nie są "odcinkami" tak, jak rozumie to Marvel albo DC. To zasadnicza różnica.

Wywiady z Moore`m rzecz jasna czytałem. Dwa razy.

A Kev O`Neill oczywiście świetny. Obiecuje poświęcić mu kilka akapitów przy okazji recenzji tomu numer 2.

Cóż mogę napisać - licentia poetica.

Łukasz Mazur pisze...

Kuba, druga część Stulecia pojawi się dopiero w lipcu tego roku. Pierwotnie w 2011 miała się ukazać trójka, ale wszystko się jak widać przedłużyło i ciężko się raczej spodziewać, że O'Neill da radę pocisnąć finalne 72 strony szybciej niż to zrobił (a pewnie nadal ciska kolejne strony) w przypadku "1969".

Rozumiem, że Tomasz S. w puncie c. miał na myśli to, że całość będzie dziać się na przestrzeni stulecia i poruszać różne wątki (z jednym dominującym). Ale rzeczywiście Moore w wywiadach wspominał coś o możliwości czytania każdej części z osobna (nie poprę cytatem, bo mój egzemplarz pożyczony).

A co do Egmontu - w sumie fajnie, że będą wypuszczać to w częściach, szkoda tylko, że wrzucają to do MK i w HC. Ale przeboleję, komiks jest tego wart.

Kuba Oleksak pisze...

Cholera, myślałem, że nikt nie zwróci uwagi, że "Liga" ma małą obsuwę :) Tak czy siak - rzecz w tym Egmont, jeśli chciał być wierny formatowi MK, powinien poczekać z wydaniem na całość. A jak już mu się spieszyło, to może jakimś pomysłem byłoby puszczenie zeszytów bez szyldu MK, z którym można by poczekać na integral? Opcji jest wiele i jak sądzę warunki rynkowe zadecydowały - ale ja osobiście wolałbym później, ale całość.

Hej, nikt nie broni nikomu traktować poszczególnych części jako samoistnych całostek, ale przecież z lektury wynika, że historia "Stulecia" na pierwszym tomie się nie kończy i bez pozostałych dwóch fabuła jest niepełna.

Anonimowy pisze...

Kubuś, zrozum, że 2 część stulecia jeszcze się nie ukazała, i w tempie pisania Moore'a nie ma gwarancji że 3 ukaże w tym dziesięcioleciu. Gdyby wydawnictwo czekało na całość, mógłbyś się w ogóle nie doczekać, a seria zdechłaby w trybie naturalnym (kto kupi kontynuacje cyklu po 15-20 latach). Nie podoba ci się taka forma? Nie kupuj. Albo nie czytaj przed skompletowaniem całości, ale żalów nie wylewaj. Black Dossier nie wydano, bo nie było możliwości kupienia praw autorskich poza USA - też nie rozumiem fochów w stronę Egmontu.

Kuba Oleksak pisze...

To ja naiwny myślałem, że pomysł Egmontu na integrale miał zapobiec właśnie temu, że w nieskończoność czeka się na kolejny tom danej historii.

A dzieje się zupełnie odwrotnie - dostaliśmy tom pierwszy i niecierpliwie wyczekujemy na jego kontynuację... Wcale nie mając pewności, że ona się kiedykolwiek ukaże.

Właśnie - kto kupi kontynuację cyklu po x latach, kiedy nakład pierwszego epizodu się wyczerpał, Szanowny Wielce Anonimie? Czy tak trudno pojąć o co w integralach chodzi?

Tomasz S. pisze...

To już wolę jednak dostać pierwszą cześć w HC i czekać na drugą ze dwa lata, niż na całość sześć czy więcej.

Ja 'niecierpliwie' nie wyczekuję na dwójkę - jak się pojawi to może się zainteresuję i jak znudzi mi się czekanie na polską wersję to sprowadzę sobie z zagranicy. Więc takie generalizowanie w stylu 'wyczekujeMY' jest mocno na wyrost i chyba nie przystoi poważnemu publicyście.

I skąd wiesz Kuba, że w ciągu tych kilku lat 1910 się wyprzeda, skoro na sklepowych półkach zalegają komiksy wydane lata temu?

Bez przesady.

Widzę też, że zagoniony do narożnika w sprawie Black Dossier nie podejmujesz tematu, pomimo tego, że w tekście byłeś taki skory do wieszania psów na Egmoncie...

Anonimowy pisze...

Kuba O. ": kto kupi kontynuację cyklu po x latach, kiedy nakład pierwszego epizodu się wyczerpał,"

Ochoczo wznoszę palec ku górze:) zwłaszcza, że komiks jest autorstwa jednego z moich ulubionych scenarzystów.

A o Kevinie O'Neillu istotnie wypadało co najmniej wspomnieć. Liga bez jego ilustracji nie byłaby tym samym.

Kuba Oleksak pisze...

Tomaszu, ale czy nie napisałem w drugim akapicie - "Jestem w stanie zrozumieć, że z przyczyn edytorskich i problemów z uzyskaniem licencji warszawski wydawca odpuścił sobie publikację "Black Dossier"?

Nie wiem więc o jakim narożniku mowa, a tym bardziej o wieszaniu psów na Egmoncie. Prędzej skłaniałbym się do "szukania dziury w całym".

Faktem jest, że Egmont postawił na edycje integralne, zapewne głównie z powodów ekonomicznych. I teraz jest niekonsekwentny.

Ja też wolę dostać komiks teraz niż czekać, ale po cóż pchać go na siłę do Miszczów, skoro to nie żadne "uznane dzieło", ani nawet dzieło ukończone?


Tomku, chyba nie będziesz się mnie czepiał o użycie pierwszej osoby liczby mnogiej...