piątek, 13 stycznia 2012

#946 - Rok 2011 według wydawców

Wreszcie, w ostatniej odsłonie naszych podsumowań wypowiedzią się ci, dzięki którym kolejne komiksowe albumy lądują w naszych rękach – wydawcy. O minionym 2011 roku opowiadają nam Michał Słomka (Centrala),  Bartosz Kiedrzycki (imprint Dolna Półka), Radosław Bolałek (Hanami),  Szymon Holcman (Kultura Gniewu), Leszek Kaczanowski (Ongrys), Łukasz Turek (Wydawnictwo Ważka).

Tradycyjnie, zadaliśmy im cztery pytania:

1) Jaki był ten 2011 rok w Waszych oficynach?
2) Jak wypadł miniony rok dla wydawnictwa, w porównaniu z wcześniejszymi założeniami?
3) Jaki najlepszy komiks/publikację wydaliście w mijającym roku, jaki okazał się największym sukcesem?
4) Jak będzie wyglądał krajobraz komiksowa w 2012? Pogorzelisko po bitwie czy wschodzące słońce nad sielankową doliną?

Oto, jak odpowiadali w kolejności alfabetycznej:

Michał Słomka (Centrala)

1) Centrala to nie tylko wydawnictwo, ale również wystawy, warsztaty, szkolenia dla bibliotekarzy, ścisła współpraca z Biblioteką Uniwersytecką w Poznaniu. Wydaliśmy 9 publikacji i taki też mamy plan minimum na rok 2012.

Rok 2011 z naszej perspektywy był udany. Kontynuujemy założenia realizowane od 5 lat, realizujemy nowe projekty (między innymi digitalizację przedwojennych prasowych seriali obrazkowych), mamy świetny zespół ludzi i kolejne pomysły.

2) To był pierwszy rok w którym postawiliśmy mocno na działalność wydawniczą. Rozpiętość nakładów mamy i będziemy mieć różną (2000 egz. "Stuck Rubber Baby" czy 500 egz. "Silence"). Udało nam się rozpocząć zagraniczną dystrybucję publikacji związanych z festiwalem Ligatura. Ważnym założeniem nie tylko wydawniczym jest obalanie stereotypu komiksu, jako medium cenionego tylko dla formy. Staramy się pokazywać, że nie da się już lubić komiksu tylko dlatego, że jest komiksem. Chyba nam się to udaje bo sprzedaż naszych tytułów jest większa w księgarniach niż sklepach komiksowych.

3) To pytanie (przynajmniej jego pierwsza część) chyba bardziej do czytelników. Jeżeli sprzedaż jest miernikiem sukcesu to zaskoczyło nas jak szybko sprzedał się "We Włoszech wszyscy są mężczyznami", mimo tego, że w środowisku komiksowym ta książka odbierana ( czy też postrzegana bez odbierania była przez pryzmat wątku homoseksualnego, a nie jako świetny komiks historyczny. Cieszy nas, że inne tytuły zbierają dobre recenzje, że dostajemy sporo prywatnych opinii zadowolonych czytelników.

4) Nie funkcjonujemy w nim zbytnio więc i ciężko się o nim wypowiadać. Z naszej perspektywy mamy nadzieję na kontynuację zróżnicowania. Czasy się zmieniają i dochodzi do głosu pokolenie, dla którego komiks przestaje się kojarzyć z Kajkiem i Kokoszem czy Tytusem, zderzeniem lat 90-tych, czy emocjonalnym stosunkiem do medium jako takim. Ani pogorzelisko ani sielanka. Liczymy na normalną pracę.


Bartosz Biedrzycki (Dolna Półka)

1/2) W Dolnej Półce każdy kolejny rok jest w zasadzie podobny do poprzedniego - wydajemy dwa numery magazynu "Kolektyw" i trochę zeszytów. Chociaż przyznam, że tym razem było tego sporo, bo pojawił się "Człowiek bez Szyi" (jej, seria, seria!), do tego dwie odsłony "Hurra!" i zbiór wywiadów (weszliśmy na ciemną ścieżkę publicystyki). Do tego doszła także antologia "Jazda!" więc w sumie był to bardzo bogaty rok - i pod względem ilości, i pod względem różnorodności. Był on też owocny dla nas, jako redaktorów. Merytorycznie udało nam się nakreślić ramowy plan dalszego funkcjonowania Dolnej Półki, spójną wreszcie wizję "Kolektywu" i parę innych drobiazgów. Mamy też niezłe plany na przyszłość.

3) Nie wiem, co było najlepsze, ale ja lubię "Jazdę!". Za to chyba sukcesem, przynajmniej "medialnym" okazał się "CbS" Czernatowicza i Kołsuta - była masa opinii, głównie na zasadzie „kocham / nienawidzę”, ale to dobrze, jeżeli coś tak mocno polaryzuje odbiorców.

4) Polska scena komiksowa w 2012 roku będzie wyglądać tak samo, jak przez ostatnie lata - nadal będzie upadała, jak to nieskutecznie robi od wielu, wielu lat. Używając nieco landszaftowych metafor z pytania - to będzie spalona dolina, w której radośnie i bezpiecznie egzystuje sobie mały ludek, gapiący się w słońce. Będzie mniej Egmontu, a więcej DIY, o ile nie mylę się w swoich przewidywaniach i ocenie sytuacji. Dla małych wydawnictw nic się pewnie diametralnie nie zmieni. Nie będzie nowych efemeryd wydawniczych, w każdym razie nie w głównym obiegu, ale też nie przewiduję padów. Ciekaw jestem jedynie, czy ktoś pokusi się o wypełnienie niszy po "Kartonie" kolejnym magazynem w pierwszym obiegu.


Radosław Bolałek (Hanami)

1) W 2011 skupiliśmy się na seriach - zakończeniu "Suppli" i "Pitu pitu", kontynuowaniu "Ikigami" oraz rozpoczęciu (i w zasadzie doprowadzeniu do połowy) "Pluto". Do tego dorzuciliśmy dwie nietypowe rzeczy z okazji wizyty artystów podczas Bałtyckiego Festiwalu Komiksu: "Biblię" Bisley`a oraz "Czerwone króliki" RongRong Luo. Z jednej strony ograniczyliśmy ofertę w mniejszym stopniu, niż część kolegów z branży, a z drugiej strony, szkoda, że nie udało się wydać kilku dobrych jednostrzałówek. No i zabrakło Jiro Taniguchiego...

2) Wypadł lepiej i gorzej, niż zakładaliśmy. Lepiej, gdyż sprzedaż była ostatecznie ciut lepsza niż zakładaliśmy. Jednakże gorzej, bo aby to osiągnąć, musieliśmy ograniczyć jeszcze bardziej liczbę wydawanych tytułów. Spowodowane to jest z jednej strony ograniczonym portfelem kupujących, z drugiej zmianami realiów dystrybucyjnych. Od tego roku instytucja brania w konsygnację (wystawnie towaru na półki i rozliczanie się jedynie za sprzedany towar) praktycznie zniknęła, co sprawiło, że księgarze jeszcze mniej chętnie zaopatrują się w komiksy.

3) Jak co roku miałbym problem z wytypowaniem tego najlepszego. Wydaliśmy tytuły, z bardzo różnych kategorii - realizm magiczny, historie obyczajowe, political fiction czy album jednego z największych (dosłownie i w przenośni) twórców komiksowych. Osobiście najbardziej mnie cieszy ostatni tom "Suppli" (a w zasadzie tom "Extra"). Po pierwsze, dlatego że od tej serii zaczęliśmy naszą przygodę z wydawaniem komiksów i to jest dla nas zamknięcie pewnego rozdziału. Po drugie, wydawcy sporadycznie decydują się na publikacje takich smaczków, gdzie komiksy stanowią jedynie część, a reszta to tzw. materiały dodatkowe. Mam nadzieję, że nasi czytelnicy poczuli się dopieszczeni. Od strony komercyjnej top sprzedaży w tym roku wygląda następująco:

1. "Pluto"
2. "Osiedle promieniste"
3. "Balsamista"
4. "Suppli"
5. "Ikigami"

4) Ja bym powiedział, że wschodzące słońce nad krajobrazem post-nuklearnym. 2011 przetrwaliśmy (my, wydawcy) niemal w komplecie, część co prawda trochę napromieniowana, niektórym domy się zawaliły, innym ręce urwało. Hanami profilaktycznie schowało się w schronie, sporadycznie wypuszczając się na eskapady. Ale czy 2012 będzie dobry czas, żeby wyjść ze schronów i zakasać rękawy, wziąć się do roboty - zobaczymy.


Szymon Holcman (Kultura Gniewu)

1) Trudny. To chyba najwłaściwsze słowo. Nie zły, nie kryzysowy, ale trudny właśnie. Bo takie rzeczy jak wprowadzenie podatku VAT (w dodatku w sposób, który wprowadził czasowy chaos na rynku wydawniczym), jak kurcząca się na skutek rozmaitych czynników sieć sprzedaży to właśnie trudności, z którymi każdy wydawca planujący być w biznesie przez lata, a nie przez jeden modny sezon, musi sobie radzić. A jeśli radzi sobie dobrze, to w czasie istnienia swojego biznesu napotka podobne przeszkody kilkukrotnie. Skończymy już z tym mieleniem kryzysu, bo hossy, bessy, lepsza i gorsza koniunktura to rzeczy, które po prostu mają swoje cykle i trzeba się z tym liczyć. I trzeba je przejść jak świnkę, ospę i inne syfy.

Ten rok ze względów, powiedzmy, ekonomicznych był trudny. Ale chyba dużo trudniejszy był dla nas ze względów... pozawydawniczych. I to głównie one wpłynęły na mniejszą niż w ostatnich latach ilość wydanych komiksów. Przy okazji przypominam, że cały czas wydawnictwo funkcjonuje "po godzinach". Trudny był z jeszcze jednego względu. I to być może również powód zmniejszenia ilości naszych premier, bo nie aktywności przecież (mam wrażenie, że działo się u nas więcej niż kiedykolwiek). Mówię tu o dwóch komiksach dla MSZ. Jeden wywołał burzę, która zajęła nas totalnie na blisko miesiąc, ale jej echa trwały jeszcze dłużej, drugi okazał się być tak wymagający w produkcji, że wyssał z nas naprawdę dużo sił.

2) Gorzej. Ale to chyba normalne, pisał już o tym Platon i mówi w wielu wywiadach Woody Allen, że plany i założenia są dość odległe od rzeczywistości. A jak nie odległe, to na pewno inne. I tak też było z naszymi założeniami. Nie ma chyba za bardzo roztrząsać, co się miało ukazać a jednak się nie ukazało.

Najbardziej chyba żałujemy, że nie udało się wydać w roku ubiegłym "Bezrobotnego Froncka" Adama Ruska. Wielka księga zawierająca kilkaset odcinków przygód tytułowego przedwojennego bohatera plus książka Adama o tym najdłużej ukazującym się polskim komiksie prasowym. Wielki (A4, ponad 400 stron) album, który nie mam wątpliwości, będzie wydarzeniem. Rzecz jest gotowa do druku, a my czekamy tylko na decyzję o zaangażowaniu finansowym w ten projekt przez pewnego poważnego partnera. Ma się ona pojawić do końca stycznia.

3) Zawsze powtarzam to samo – każdy nasz album jest dla nas najważniejszy i kochamy je wszystkie, jak własne dzieci. "Pinokio" - bo to edytorska perełka z genialnie przygotowanym przez Alinę Składanek polskim liternictwem. Francuzi naszym wydaniem byli zachwyceni. "Berlin 2" - bo to świetny komiks, lepszy od tomu pierwszego, na który czytelnicy długo czekali. "Osiedle Swoboda" - bo to wznowienie, które musieliśmy zrobić w świetle tego, że pierwszy nakład rozszedł się w trzy miesiące. To najlepsza odpowiedź na pytanie "co z tym kryzysem"? A jeszcze lepsza jest taka, że to wznowienie sprzedaje się świetnie, czym jesteśmy lekko zaskoczeni. "Czasem" - bo to świadectwo niewiarygodnego rozwoju Marcina Podolca jako rysownika i komiksiarza, bo to pierwszy (ale nie ostatni!) komiks do scenariusza Grześka Janusza wydany u nas no i w końcu bo dla nas to jeden z najlepszych, nie tylko polskich, komiksów wydanych w tym roku. Niepokojące jest tylko, że moja starsza córa nazywa mój gabinecik (komórka gdzie stoi komputer) kanciapą. "Diefenbacha" - bo sami czekaliśmy na ten komiks blisko dekadę. Bo to Benedykt w naprawdę mistrzowskiej formie. No i w końcu dwie rzeczy dla MSZ. "Chopin New Romantic" - bo to bardzo ciekawa i niebanalna antologia, na której stronach spotkali się znakomici twórcy. No i to komiks, który przyniósł nam większy rozgłos niż wszystkie, które zrobiliśmy wcześniej. "Tymczasem" - bo to Truściński, Janusz, Ostrowski w świetnej formie, którą pokazali w bardzo trudnym zleceniu. Bo to komiks, który kosztował nas wiele wysiłku, ale jednak nie zabił (Robercie Sienicki, żyjesz?).

4) Będzie bez większych zmian. Chyba, że nastąpi coś, co nastąpić powinno już dość dawno temu: na poważnie – czytaj: regularnie i konsekwentnie – za komiks weźmie się duży wydawca mainstreamowy. Może "Logikomiks" (doskonały nota bene) sprzeda się W.A.B. tak dobrze, że pójdą za ciosem? Dotychczas nikt tego nie zrobił. Może to właściwy moment?

A poza tym my, komiksowi wydawcy, będziemy robić swoje, będą nowe i stare ziny (uwielbiam!), flirty komiksu z establishmentem (a może nawet i sztuką!), kolejne imprezy, spotkania, festiwale. Będzie fajnie.


Leszek Kaczanowski (Ongrys)

1/2) W 2011 (i końcówce 2010) Ongrys przygotował w sumie siedem albumów. Ukazały się dwa dotychczas niepublikowane komiksy sprzed lat (przygodowy "Kawaler de Lagardere" Tadeusza Raczkiewicza i fantastyczna "Planeta robotów" Macieja Parowskiego i Jacka Skrzydlewskiego - oba z początku lat 90-tych). Była antologia bardzo archiwalnej twórczości Papcia Chmiela, był pierwszy komiks wydany na licencji zagranicznej ("Spadająca gwiazda" Zbigniewa Kasprzaka), wznowienie rzadkiego albumu Tadeusza Baranowskiego (choć adresowanego do młodszych czytelników, niż kanoniczne pozycje autora), komiksowy debiut wraz z próbkami jego młodzieńczej twórczości oraz zbiór komiksowych pasków Raczkiewicza.

Wydaje mi się, że wydawnictwo realizowało swoje cele, prezentując ofertę różnorodną (w ramach przyjętych założeń oczywiście) zarówno pod względem targetu, jak i np. ceny. Niestety, od strony finansowej, jest coraz gorzej. W roku 2011 wielkość sprzedaży naszych pozycji spadła o jakieś 25%. Być może akurat te wymienione przeze mnie pozycje nie przypadły czytelnikom do gustu, a być może właśnie w tym okresie dał o sobie znać kryzys. Taki spadek przy nakładach rzędu kilkuset egzemplarzy jest bardzo odczuwalny i powoduje, że dużo trudniej odzyskać zainwestowane środki, za które można by wydać kolejne pozycje.

Od początku też ciągnie się sprawa zaległych płatności za książki sprzedane w Empikach. W tym roku pierwsze niezapłacone faktury trafiły do sądu, zapadły korzystne dla nas wyroki, a pieniędzy jak nie było, tak nie ma. Mówimy tutaj o kwocie pozwalającej na wydanie przynajmniej jednego dodatkowego albumu, a to dopiero pierwsza sprawa sądowa - w kolejce czekają następne niezapłacone faktury. Skutki tej sytuacji były widoczne na przykładzie naszych najnowszych publikacji – w przypadku "Kuśmidra i Filo" Ongrys musiał zrezygnować z przygotowania dwóch wersji albumu (tańszej oraz obszerniejszej - do wyboru czytelnika). Albumy Ongrysa nie przynoszą zysku, siłą rzeczy więc przygotowywane są "po godzinach" - po powrocie z normalnej pracy, zapewniającej utrzymanie. Niestety, nie wszystko da się zrobić w tak ograniczonym czasie. Staram się nie obniżać poziomu edytorskiego i graficznego albumów, ale brakuje już czasu i sił na zajęcie się sprzedażą czy promocją.

3) To oczywiście bardzo subiektywne odczucie. Z jednej strony komiksy Ongrysa z rzadka pojawiają się w zestawieniach typu "Najlepszy komiks roku" itp., a jeśli już, to na odległych miejscach. Ale też nie taka jest nasza rola. Zazwyczaj publikujemy pozycje archiwalne, często sprzed kilkudziesięciu lat. Nie wszystkie oparły się próbie czasu. Co więcej – najciekawsze pozycje z tamtego okresu zostały już wznowione przez inne wydawnictwa. Dla mnie każda pozycja Ongrysa jest w jakimś stopniu interesująca i nie do zastąpienia przez inne komiksy.

Pierwsze komiksy Papcia Chmiela nie są zachwycające, ale do niedawna były dostępne nielicznym. Zgromadzenie kompletu czasopism, w których się ukazywały trwałoby latami i kosztowało fortunę. Teraz w każdym sklepie komiksowym można kupić ich nowe wydanie za przystępną cenę. Czy to jest sukces? Pod względem sprzedaży z zeszłorocznych publikacji nieco lepszy początek w porównaniu z innymi pozycjami miała "Spadająca gwiazda".

4) Niestety, trudno mi być optymistą. Coraz mniej osób kupuje nasze pozycje. Kiedy maleje sprzedaż, maleją nakłady, a wtedy cena jednostkowa rośnie. Albumy Ongrysa stają się coraz bardziej elitarne, co wcale mi się nie podoba, ale mam na to niewielki wpływ. Ongrys próbował przygotowywać tanie wersje komiksów, które mogłyby być dostępne w każdej księgarni w Polsce (przy czym dla mnie pojęcie „tanie” oznacza, że album nie jest droższy od podobnego pod względem poligraficznym albumu innego wydawnictwa, najprawdopodobniej przygotowanego mniejszym kosztem i w znacznie większym nakładzie). Niestety nie zdało to egzaminu i najprawdopodobniej nie będzie już dwóch wersji do wyboru. Zarówno ze względu na ograniczenia finansowe, jak i osobiste nowe pozycje najprawdopodobniej będą się ukazywały rzadziej niż do tej pory.

Na tą chwilę nie wiem też jakie będą kolejne publikacje. W tej chwili pracuję nad zbiorczym wydaniem przygód profesorka Nerwosolka (przygotowywanym wspólnie ze sklepem Gildii) oraz dawno zapowiadanym "Tajfunem" pod tytułem "Monstrum". Obie pozycje powinny się ukazać w pierwszej połowie roku. Co będzie dalej – nie wiadomo.


Łukasz Turek (Wydawnictwo Ważka)

1) Weszliśmy na rynek dopiero od października, zatem nie ma sensu wypowiadać się na temat całego roku. Te trzy miesiące polegały głównie na przecieraniu szlaku, szukaniu dobrych kanałów sprzedaży, sondowaniu rynku, ale przede wszystkim poszukiwania komiksów do wydania w 2012. Nie było sensu wydawać niczego nowego, może jedynie poza debiutem Maćka Gierszewskiego (którego zresztą także zdecydowaliśmy się przesunąć na styczeń). Mnóstwo telefonów, mnóstwo maili i gonienia na pocztę. Właściwie każdy dzień wyglądał tak samo. Czy zatem był to udany rok?

2) Lata ubiegłe? Tutaj chyba nie ma sensu zabierać głosu, "starsi wiekiem" wydawcy mają zapewne więcej do powiedzenia w temacie.

3) Jedynym naszym komiksem była antologia "Ziniola". Pod względem komiksu na start był to strzał w dziesiątkę. Nie mogliśmy sobie wymarzyć lepszego debiutu, ale z drugiej strony ten zbiór zasługiwał/zasługuje na lepszą promocję. W nadchodzącym roku wydamy kolejną część antologii. Już teraz obiecujemy sobie, że będziemy do tego zbioru wracać. Może zrobimy wydanie exkluziv?

4) Prognozy? Jeżeli weźmiemy pod uwagę znaczny wzrost publikacji za publiczne pieniądze, komiksowych imprez, powrót zinów to uważam, że w promocji komiksu nastąpił progres. Jeżeli zaś chodzi o kwestię "sensowności prowadzenia tego biznesu" - problemem na pewno będzie kwestia dystrybucji, zwłaszcza dla małych wydawnictw. Kolejnym, będzie cena okładkowa, zawsze zbyt wysoka. Wydawcy dalej będą prowadzili politykę bezpiecznej sprzedaży, co dzieje się już od dłuższego czasu. Czytelnicy dostaną do ręki uznane nazwiska, ale krajowi zdolni, debiutanci będą mogli liczyć jedynie na niski nakład albo druk własnym sumptem. Żeby przebić się do świadomości czytelnika, jako "twórca uznany", muszą wykazać się wielką determinacją, co nie jest łatwe przy światopoglądzie, że polski komiks jest "be".

Kilka słów o komiksach za państwowe pieniądze. Chociaż jest to chyba najskuteczniejsza forma promocji komiksu, jako medium, może w konsekwencji doprowadzić do "rozleniwienia twórców". Zamiast realizować autorskie projekty, będą czekali na kolejne zlecenia (wiadomo, wynagrodzenie). Mam nadzieję, że tak się nie stanie i tylko dmucham na zimne.

Brak komentarzy: