środa, 18 listopada 2015

#1999 - Profesor Andrews

"Gra na wielu bębenkach" to ostatnia książka Olgi Tokarczuk jaką przeczytałem. Nie jedyna, a ostatnia. Po tym zbiorze nie sięgnąłem już po żadną kolejną jej publikację. Rzecz czytałem dawno temu, bo pierwsze wydanie. Niewiele z niej pamiętam, właściwie nic. Przeszła bez echa i zniechęciła mnie do prozy Tokarczuk. Dlatego po przeczytaniu komiksu "Profesor Andrews", który jest graficzną adaptacją jednego z opowiadań ze wspomnianego w pierwszym zdaniu zbioru, musiałem sięgnąć po książkę, aby je sobie przypomnieć.


Tytułowy bohater jest przedstawicielem uznanej na całym świecie szkoły psychologicznej, który w przeddzień wybuchu stanu wojennego przylatuje z Wielkiej Brytanii do Polski, konkretnie do stolicy. (lotnisko w Warszawie było zaskakująco małe i pełne przeciągów). Profesor ma naszym kraju spędzić cały tydzień, podczas którego ma wygłosić kilka odczytów, spotkać się ze studentami, odwiedzić Kraków i Oświęcim. Ale już od samego początku coś idzie nie tak, jakby jakieś złowrogie fatum zawisło nad bohaterem. Przed wylotem śni mu się mało przyjemny sen, na lotnisku zagubiono jego bagaż, a kawalerka, w której ma pomieszkiwać jest przeraźliwie mała. Polska przedstawia się jako kraj szary, zimny i ponury, gdzie wódka szybko uderza do głowy.

Pierwsze wrażenia to dopiero skromny przedsmak tego, co czeka protagonistę następnego dnia rano – wybucha wojna. Gosha, która pełni rolę przewodniczki i pośredniczki, nie przyjeżdża, telefon milczy. Profesor zostaje zupełnie sam w obcej/odrębnej rzeczywistości, bez bielizny na zmianę, bo bagaż się nie odnalazł. Popijając napar ze zwietrzałej kawy, wygląda przez okno, a tam na ulicy przed blokiem stoi czołg, wokół którego tłoczą się żołnierze. Widok absurdalny i zarazem straszny.


Dominik Szcześniak, scenarzysta, sprawnie wykorzystał kilka motywów z tekstu Tokarczuk, które, wyolbrzymione w narracji graficznej, jeszcze mocniej (niż w opowiadaniu) ukazują alienację bohatera. Polska codzienność jest niedorzeczna. Bohater, oderwany od kontekstu wydarzeń, traci swoją podmiotowość. Czuje, że świat wokół niego wymyka się racjonalnemu oglądowi. Decyduje się wyjść do miasta, gdzie spotka jakichś ludzi, próbuje z nimi rozmawiać, ale bariera językowa stanowi granicę nie do przekroczenia. Bohater jest obcy, całkiem obcy i ze swej odrębności zdaje sobie sprawę. Chciałby kontaktu, takiego zwykłego - ludzkiego i ciepłego. Pewnie dlatego, gdy stróż zaprasza go do siebie na kolację, nie wytrzymuje i, mimo tego że domownicy nic nie rozumieją, opisuje swoje dwa koszmarne dni.

Rysownik, Grzegorz Pawlak, celnie oddał polską rzeczywistość czasu stanu wojennego, tę peerelowską szarzyznę, bylejakość i przygnębienie. Cienka kreska, którą zostały narysowane kontury postaci, wypada dobrze. Właściwie nałożony tusz dopełnia kadry we właściwy sposób. Miejscami czerń podłożona została pod całą planszę, a dopiero później położono kadry – wizualnie efekt wypada nieźle. Akcja komiksu dzieje się w dużym stopniu między blokami, których rozstawienie w przestrzeni buduje klaustrofobiczną atmosferę.


Z pewnością warto skonfrontować produkcję Wydawnictwa Komiksowego z oryginałem, gdyż pointa w opowiadaniu wybrzmiewa mocniej. Trochę uciekło metaforyczne znaczenie pożegnania profesora Andrewsa ze stróżem. Jako adaptacja prozy Tokarczuk całość wypada więcej niż poprawnie. Szkoda tylko, że Szcześniak, który jest zdolnym scenarzystą, nie pokusił się o dodanie większej ilości scen od siebie tak, aby rzecz była dłuższa.

http://www.sklep.gildia.pl/komiksy/237617-profesor-andrews 

Brak komentarzy: