wtorek, 24 listopada 2015

#2004 - Copperhead #2

Autorem poniższego tekstu jest Krzysztof Tymczyński, który o komiksach pisze na łamach bloga poświęconego Image Comics.

Drugi tom cyklu "Copperhead", który jest przedmiotem dzisiejszego tekstu, już na wstępie zrobił sporo, bym odpowiednio podenerwowany siadał do pisania. Czy jednak wpłynęło to znacząco na mój osąd? No cóż, tego dowiecie się klikając w rozwinięcie posta.


Z reguły o formie wydania komiksu piszę na samym końcu, ale tym razem zacznę od tego aspektu, bo to właśnie on jest przyczyną mojej irytacji. Otóż jedną z rzeczy, która mnie strasznie denrwuje jest brak edytorskiej konsekwencji i wydawaniu komiksów. Nie cierpię, gdy grzbiet kolejnego tomu danej serii ma inną czcionkę od poprzedniego. Tymczasem to właśnie przydarzyło się drugiemu tomowi "Copperhead" i na półce wygląda to najzwyczajniej w świecie źle. Nie lubię też i kompletnie nie rozumiem, dlaczego w kontynuacji zabrakło podtytułu, chociaż pierwszy tom go miał. Ok, ten co prawda nie był widoczny na okładce, ale w każdym opisie znajdziecie dodane do tytułu ”A New Sheriff In Town”. Dlaczego więc do cholery drugi tom tego już nie ma? Nie wiem, ale kłuje mnie to strasznie w oczy.

Pomimo mojej irytacji nie mogę nie doceniać "Copperhead", które w drugim tomie nic nie straciło ze swojego uroku. Zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami twórców kontynuacja skupia się na postaci Boo. Zastępca Clary Bronson nie tylko otrzymuje interesująca propozycję, która może uczynić go nowym szeryfem, ale także wpada po uczy w kłopoty, gdy napotyka osoby, którym jego szefowa wcześniej nadepnęła na odciski. Kolejny weekend w miasteczku Copperhead zmienia się w cykl walk, strzelanin i pościgów, z których nie wszyscy wyjdą cało.


Ilekroć widzę pytanie o serię "Copperhead", ktoś wskazuje na jej pewne podobieństwa do kultowego serialu "Firefly". No cóż, trudno nie uznać tych racji, lecz ci z Was, którzy znali tę właśnie produkcję, wiedzą jakie miała liczne zalety. Komiks autorstwa Jay’a Faerbera oraz Scotta Godlewskiego faktycznie nawet nie kryje się ze swoimi inspiracjami. Mamy więc ciekawie skonstruowany oraz ładnie zaprezentowany świat, klimat rodem z westernu z dużą domieszką sci-fi, a także intrygujących oraz dobrze przedstawionych bohaterów. Przy lekturze pierwszego tomu można było czuć pewien niedosyt, ponieważ fabuła tak mocno skupiła się na szeryf Bronson, że reszta jej towarzyszy trochę przy niej niknęła. W przypadku dziś opisywanego komiksu, nic takiego nie ma miejsca. 

Praktycznie każdy – za wyjątkiem młodego Zeke`a, lecz akurat z tego nie czynię wady – otrzymał swoje pięć minut. Scenarzyście udało się jednocześnie niemal każdym zaintrygować. Właściwie tylko ten teoretycznie główny zły jakoś mnie nie porwał. Jest taki dość mocno oklepany, konstrukcja tej postaci niczym nie zaskakuje, a przede wszystkim – nie potrafiłem nawet przez moment uwierzyć w to, że jest on jakimś realnym zagrożeniem dla głównych bohaterów. Z drugiej jednak strony, bardzo fajnie czytało mi się komiks, w którym teoretyczny główny zły od samego początku jest na straconej pozycji, tylko jeszcze o tym nie wie. Cieszy także fakt rozwijania wątków pobocznych w sposób intrygujący i zachęcający do czekania na kolejne odsłony komiksu.

Cały czas jestem także pod wrażeniem kreacji świata przedstawionego na łamach "Copperhead". Chociaż głównym architektem jest tu Faerber nie potrafię nie docenić wysiłków Scotta Godlewskiego. Spod jego reki wyszła fantastyczna mieszanka westernu i sci-fi. Oprawa graficzna w porównaniu z pierwszym tomem się poprawiła. Już nie tylko postacie są szczegółowe i pomysłowo wykonane, ale rysownik przyłożył się także do tego, co pojawia się na drugim planie. Widać, że Godlewski dłużej ślęczał nad planszami, co odbiło się nieco na regularności serii. Dodatkowy plus idzie na jego konto za... dodatki. Drugi album zawiera łącznie dwanaście stron bonusowych materiałów. To całkiem sporo szczególnie, że ten tuzin stron to prawdziwy popis artysty. Jestem pewien, że lada moment dostanie do realizacji jakąś seria w Marvelu i mam nadzieję, że także i tam będzie mógł rozwinąć skrzydła jak na to zasługuje.


Nie powiem, aby drugi tom "Copperhead" zachwycił mnie bardziej niż pierwszy. Pod wieloma względami jest faktycznie lepszy od premierowej odsłony serii, ale jednak tamten czytałem z jakby większymi wypiekami na twarzy. Dziś opisywany komiks jest jakby bardziej przewidywalny i z nieco gorszym przeciwnikiem głównych bohaterów. Z drugiej strony ich rozwój, wątki poboczne oraz prace Scotta Godlewskiego są na tyle dobre, że podtrzymam poprzednią ocenę, która wynosiła 4+/6.

Brak komentarzy: