poniedziałek, 16 listopada 2015

#1997 - Grzegorz Rosiński. Monografia

Autorem poniższego tekstu jest Michał Traczyk i powstał on we współpracy z Fundacją Instytutu Kultury Popularnej.

"Grzegorz Rosiński. Monografia" to ważna książka i maleńkie oszustwo. Ważna przez wzgląd nie tylko na tych, dla których Rosiński i jego dzieła należą do lekturowego kanonu, ale również – i przede wszystkim – przez wzgląd na komiks w ogóle i niekończącą się batalię o ugruntowanie należnego mu miejsca w świadomości Polaków (takich książek powinno ukazywać się u nas zdecydowanie więcej). Oszustwo, gdyż słowo "monografia" obiecuje czytelnikowi coś innego niż ten w rzeczywistości dostaje.



"MonoGRafia" robi na mnie wrażenie od pierwszej chwili. Sporych rozmiarów album (czterysta stron), bogato ilustrowany, ciężki – twarda oprawa i gruby, kredowy papier, przemyślana kompozycja, dbałość o detale. I prosty w gruncie rzeczy pomysł – wywiad rzeka. Nie jest to pomysł odkrywczy ani z perspektywy (ubogiej co prawda) polskiej tradycji rozmów z cenionymi twórcami komiksów (mam na myśli choćby zeszyciki sprzed lat, w których przepytywani są Bogusław Polch i Janusz Christa), ani mody na tego typu publikacje, jaka zapanowała w Polsce ostatnimi laty, zdominowawszy rynek literatury faktu (kto z mniej lub bardziej znanych uczestników życia publicznego nie ma jeszcze na koncie takiej książki?). Jednak na tym tle egmontowski album imponuje tym bardziej, uświadamiając czytelnikom, że przygotowanie pięknej książki nadal jest sztuką. Oraz pogłębiając stan przygnębienia – Rosiński jest pierwszym i zapewne na długo jedynym polskim twórcą komiksowym uhonorowanym (bo trzeba sobie zasłużyć) w ten sposób, i to nie przez rodaków (książka jest tłumaczeniem z francuskiego).

Nie oznacza to wszakże, że na polskim rynku nic się nie dzieje. Pojawiły się ostatnio obszerne albumy-katalogi Przemysława Truścińskiego ("Trust. Album") i Krzysztofa Gawronkiewicza ("Krzesło w piekle"), parę lat wcześniej – najbardziej zbliżona formą do omawianej tu pozycji (duży format, pokaźna objętość, staranne przygotowanie edytorskie), niestety mało znana w środowisku, a przy okazji także szerszej publiczności monografia (!) Jerzego Skarżyńskiego ("Mapy wyobraźni. Surrealne światy Jerzego Skarżyńskiego"), natomiast sam Rosiński doczekał się (jak by to nazwać?) minimonografii w postaci katalogu wystawy indywidualnej, z tekstem Wojciecha Birka, który ów tekst katalogowy, w wersji poszerzonej, zamieścił później w książce "Z teorii i praktyki komiksu" (mam wrażenie, że mimo rozbudowania, artykuł stracił tam nieco na monograficzności, uzmysławiając dobitnie, że warstwa ilustracyjna – zwłaszcza w przypadku wybitnego grafika – jest niezwykle ważna).


Przypomnienie ostatniej z wymienionych przeze mnie pozycji wydaje mi się istotne z prostego powodu – rzeszowski badacz jest tłumaczem, dzięki któremu mamy możliwość zrozumieć, o czym Patrick Gaumer rozmawia z połową duetu twórców Thorgala, a także z kilkoma innymi, znamienitymi osobistościami, m.in.: Jeanem Van Hammem, Kasem i Grazą czy Yves’em Sentem. To jednocześnie podpowiedź dla tych rozczarowanych podstępem wydawcy "MonoGRafii", która z monografią – może poza zakresem tematycznym – ma niewiele wspólnego. Artykuł Birka poprzedzający jej wydanie nie załatwia sprawy, ale stanowi dobry punkt wyjścia do pogłębionych badań nad twórczością Rosińskiego. I poniekąd usprawiedliwia pomysłodawców albumu.

Choć przedstawiciele Egmontu musieli mieć świadomość tego, że czytelnicy zainteresowani rzeczywistym opracowaniem życia i dokonań współautora "Westernu" mogą utyskiwać z powodu rozbieżności między tytułem a zawartością książki, po jej lekturze trudno nie odnieść wrażenia, iż to nie ta grupa czytelników (powiedzmy – ambitnych) była najważniejszą grupą docelową. W świecie komiksu Rosiński ma status gwiazdy (ze względu na oczywiste różnice rynkowe większej na zachodzie Europy niż w Polsce), a to przekłada się na popularność i wiąże ze wszystkimi konsekwencjami rozpoznawalności. Pozycja zdobywana przez rysownika od końca lat sześćdziesiątych oraz jego związek z ojczyzną, przekładający się na częste wizyty w kraju oraz nieustanne odpytywanie z życia i twórczości, dokonań i planów (choćby pamiętny 12. numer nieodżałowanego "AQQ", który dzięki Rosińskiemu pobił wszelkie rekordy sprzedaży) – sprawiły, że oczekiwania polskich odbiorców zwyczajnie wzrosły.


No dobrze, nie do końca to prawda. Nie będę generalizował (choć umiem i lubię). To ja żałuję, że egmontowski album nie jest solidnym opracowaniem, przynoszącym dogłębne analizy komiksów i tłumaczącym niuanse artystycznej egzystencji, słowem – wyczerpującym temat (choć do śmierci Rosińskiego – oby żył wiecznie! – nie da się go wyczerpać), ale jednocześnie skłamałbym, twierdząc, że jako fan (a szczenięciem będąc, odkryłem Thorgala w "Relaxie", o innych komiksach Rosy nie wspominając) nie czuję się usatysfakcjonowany. Nawet jeśli przerzucam kolejne strony tego albumu ze świadomością, iż jego fragmenty mogłem przeczytać wcześniej, w dodatkach do kolejnych tomów serii o wikingu rodem z gwiazd wydawanej przez Hachette (dodatkach, które podsumowałbym krótko – marność nad marnościami).

Można mieć pretensje do Patricka Gaumera, że ślizga się po tematach, że nie drąży, a jeśli dopytuje, to niemal wyłącznie jawnie prowokowany przez rozmówcę (a raczej rozmówców), ale trzeba pamiętać, iż takie rozmowy zawsze obciążone są osobowością przepytującego oraz jego relacjami z interlokutorem. A panowie znają się na tyle dobrze, by nie zrobić sobie krzywdy, co nie oznacza, że omijają jakieś tematy. Zatem skłamałbym również, udając, że czegoś w "MonoGRafii" brakuje. Bo też jest tu wszystko – dzieciństwo naznaczone przeznaczeniem (czyli rysunkiem, motyw powracający aż do znudzenia), młodość ani durna, ani chmurna (kolejne etapy edukacji, rozbrat z komiksem i powrót do niego), praca (ilustracje książkowe, czyli geniusz objawiony), praca (kolorowe zeszyty), praca ("Thorgal" i cała reszta), skomplikowane koleje losu (wyjazd za granicę, byle tylko rysować komiksy) i miłość na całe życie… No i oczywiście przepiękny materiał ilustracyjny, dobrany i ułożony przez Piotra Rosińskiego. Materiał, bez którego tak naprawdę nie byłoby tej publikacji (czego tu nie ma? – zdjęcia, listy, próbki młodzieńczej twórczości, ilustracje książkowe wykonane przeróżnymi technikami, szkice, storyboardy, kolejne i alternatywne wersje komiksowych okładek, obrazy).


Tego, że brakuje pogłębionej refleksji, naprawdę można nie zauważyć. Zresztą dlaczego nie dołożyć jej od siebie? Bo też "MonoGRafia" to świetny materiał do analizy, pomoc naukowa w badaniach fenomenu, jakim niewątpliwie jest twórczość Rosińskiego. Ale jeśli komuś na tym nie zależy, nie musi podchodzić do tej książki metodycznie. Nic nie stoi na przeszkodzie, by po prostu cieszyć się każdą kolejną stroną, utwierdzając się w przekonaniu o geniuszu rysownika, odkrywając mniej znane aspekty jego pracy (choćby – nie mogę przestać – sto twarzy Rosińskiego ilustratora) i przypominając sobie kolejne, nie tylko młodzieńcze lektury. A może ktoś nie zna, nie kojarzy, nigdy nie czytał tych komiksów? Nie ma sprawy, znajdzie w tym albumie wszystkie potrzebne informacje, by zacząć bez konieczności zastanawiania się, w którym miejscu, i nie błądzić po omacku. To właśnie takie książki (z rozbudowanymi funkcjami poznawczą i promocyjną), odsłaniające kulisy powstawania dzieł i odkrywające często niedostępne fakty z życiorysów, czynią artystów bardziej ludzkimi, bliższymi. Zjednują wątpiących i sprawiają, że po komiksy sięgają nowi czytelnicy (to, że fanom historyjek obrazkowych Rosińskiego nie trzeba przedstawiać, nie oznacza, że nie należy tego robić).

Krótko mówiąc, "Grzegorz Rosiński. Monografia" to pozycja dla… każdego. Łącznie z tymi, których bawią delikatne powiewy absurdu (kto zna drugie imię Wojciecha Jaruzelskiego? i po co?) oraz tropienie niekonsekwencji (uroki żywej mowy) albo irytują powtórzenia, których siecią nieustannie oplątywany jest czytelnik (oprócz nawracających tematów, krótkie wstępy i podpisy pod ilustracjami dublujące wypowiedzi Rosińskiego), czy czerpiących przyjemność z wytykania błędów (są, drobne, mogę wskazać, oczywiście z wrodzonej życzliwości). Bo zawsze można poszukać dziury w całym. Nie zmienia to jednak faktu, że to ważna książka. Portret wielkiego artysty. Przyczynek do legendy. Naszej, komiksowej. Tak myślę.


PS Z tyłu okładki, tuż nad kodem kreskowym widnieje logo Klubu Świata Komiksu. Jest szare (choć zazwyczaj, w i na komiksowych albumach, obecna jest w nim czerwień), okładka również jest szara. To w sumie drobiazg, ale przygnębiający. Bo wskazujący miejsce komiksu w świadomości Polaków. Tymczasem "MonoGRafia" to dziewięćsetna (!) publikacja ukazująca się pod tym szyldem. To książka o Grzegorzu Rosińskim, mogąca wiele zmienić, przysporzyć nowych miłośników dziewiątej sztuce. To logo powinno kłuć w oczy.

http://www.sklep.gildia.pl/literatura/244140-patrick-gaumer-piotr-rosinski-grzegorz-rosinski 

1 komentarz:

Jarek Obważanek pisze...

O ile mi wiadomo książka nie do końca jest tłumaczeniem, bo Piotr Rosiński z Wojtkiem Birkiem trochę wzbogacili polskie wydanie.