poniedziałek, 17 lutego 2014

#1535 - Żywe trupy t.06: To bolesne życie

Twórcy komiksowego wcielenia „The Walking Dead” pod koniec piątego tomu zostawili swojego czytelnika z wieloma pytaniami i kilkoma naprawdę mocnymi scenami, które miały prawo utkwić w pamięci. Mimo wszystko oceniłem ten tom niżej, niż czwarty, ponieważ pojawiło się kilka wątków, które zupełnie nie przypadły mi do gustu. Pojawiło się więc pytanie: czy szósta odsłona tego komiksowego tasiemca ponownie wzniesie się na poziom, do którego przyzwyczaił nas Robert Kirkman? Niestety, nie jestem tego taki pewien.




Rick, Glenn oraz Michonne są uwięzieni w malowniczym Woodbury, które jawiło się początkowo jako azyl w świecie opanowanym przez zombie, a okazało się miejscem jeszcze bardziej niebezpiecznym. Torturowani przez szalonego Gubernatora robią wszystko by przeżyć i ujść z życiem. Pomoc przyjdzie z dość niespodziewanego miejsca, ale, jak to zwykle w "Żywych trupach" bywa, nie każdy ujdzie z życiem. Tymczasem na terenie więzienia reszta grupy zaczyna uważać Ricka za zmarłego, co jest powodem kolejnych spięć w jej szeregach.

Kolejny tom bestsellerowej serii Image Comics po raz kolejny szokuje swojego czytelnika. A przynajmniej jego pierwsza połowa, która rozgrywa się w Woodbury. Nie chcę wchodzić tu w szczegóły, by nie zdradzić elementów fabuły, ale o ile pierwsze spotkanie Gubernatora z Michonne było bardzo brutalne, to kolejne sprawiło, że tamto wydaje się teraz niewinnie. Szczerze przyznaję się do tego, że przeglądając wspomnianą właśnie scenę pierwszy raz, zrobiło mi się po prostu niesmacznie - Kirkman poszedł tym razem zdecydowanie za daleko. Rozumiem intencje scenarzysty, który chce pokazać jak codzienne funkcjonowanie w świecie opanowanym przez żywe trupy zmienia człowieka w kogoś znacznie bardziej bezwzględnego, lecz osobiście uważam, że znacznie lepiej pokazały to tomy 9-10, które za jakiś czas także zrecenzuję. Ba, lepiej wypadło to nawet pod koniec „Sorrowful Life”, ale znów nie pokuszę się o spoilery, żeby nikomu nie zepsuć lektury.

Trochę nie przekonał mnie zabieg scenarzysty, który ułatwi Lori zbliżający się poród. Teoretycznie „przypadkiem” do regularnej obsady komiksu dostaje się lekarka. Jakby to ujął pewien spec od rosyjskich mgieł: przypadek? Nie sądzę!


Na szczęście druga połowa albumu to powrót do tego, co od początku stanowiło siłę serii. Chociaż cień dowódcy Woodbury cały czas wisi nad obsadą komiksu, to jednak scenarzysta powraca do wątków psychologiczno-socjologicznych i robi to w przyzwoity sposób. Mieszkańcy więzienia znów dostają nieco więcej miejsca i dostajemy szansę obejrzenia ich rozwoju. Takie chwilowe wyhamowanie akcji jest dość typowym zjawiskiem w „The Walking Dead” i pokuszę się o stwierdzenie, że tym razem było jak najbardziej potrzebne. Nagły i mocny zryw tempa opowiadania historii było chyba tym, co nieco odrzuciło mnie od poprzedniego tomu, a chwilowe chociaż odejście od tego sprawiło, że szósta odsłona cyklu zdecydowanie bardziej mnie do siebie przekonała. Chociaż nie był to jedyny jej plus.

Pojawiają się nawet wątki humorystyczne, czego dotąd brakowało w „The Walking Dead”. Zaznaczyć jednak trzeba, że nie ma go zbyt dużo i jest jak najbardziej zasadny do sytuacji bohaterów komiksu w tym tomie. Jest to tylko jedno czy dwustronicowy dodatek do jednego z rozdziałów, ale jakoś zapadł mi mocniej w pamięć. Za ten miły akcent mały plus.

Chciałbym napisać że Charlie Adlard rysuje jak zwykle. Nie jest to jednak prawda, ponieważ odniosłem wrażenie iż ten tom zdecydowanie bardziej mu się udał. Pokuszę się o stwierdzenie, że rysownik ten znacznie lepiej odnajduje się właśnie w tych scenach, które mnie obrzydzały. To, że były tak dosłowne, brutalne i wręcz odpychające, to w sporej mierze właśnie zasługa rysownika i przyznaję mu za to dodatkowy plusik.


Oczywiście tak samo jak w przypadku poprzednich tomów, tak i ten nie posiada żadnych dodatków. Przyznaję się szczerze, że nie wiem jak wygląda dostępność tego tomu w Polsce, ale jeśli jest możliwy do kupienia, to jego cena okładkowa wynosi 43zł, a sam komiks wydano w dobrym i niedrogim stylu.„To bolesne życie” zdecydowanie spodobał mi się bardziej od poprzedniego tomu. Dlatego też końcowa ocena wyniesie 4.5/6

Brak komentarzy: