Gdybym się teraz rozpędził mógłbym wyliczać zasługi i osiągnięcia dzisiejszego gościa przez kolejne kilka stron. Oto gościmy w naszym cyklu człowieka- legendę dziś Krzysztof Owedyk czyli Prosiak. W internecie dość dobrze odnotowano kolejne etapy twórczości Krzysztofa. Znajdziecie je na łamach Gildii Komiksu. Nie ma sensu przepisywać i wyliczać tytułów z którymi był związany. Pozwolę sobie przedstawić to w nieco telegraficznym skrócie.
Wygląda to następująco: Krzysiek to pokolenie Trusta, Ozgi i Gawronkiewicza, którzy swoje pierwsze kroki też stawiali na początku lat dziewięćdziesiątych. Był to czas wielkich zmian jeśli chodzi o polski rynek komiksowy, niektórzy nazywają go nawet „okresem wielkiej smuty”, choć moim zdaniem jest to określenie nieco na wyrost. Nie da się zapomnieć, że w tym samym czasie, gdy prawie nikt nie wydawał polaków, można było swobodnie kupić najnowsze Thorgale a w każdym kiosku swoją stałą półkę mieli amerykańscy superherosi. Jeśli chodzi o Polaków, to o ile wcześniejsza dekada należała do publikacji spod znaku Krajowej Agencji Wydawniczej czy RSW Prasa-Książka-Ruch o tyle w momencie, gdy zmienił nam się ustrój, wielcy potentaci publikujący komiksy i płacący autorom normalne pieniądze zniknęli z rynku a ich następcy już się nie pojawili.
Polski komiks zeszedł jakby do podziemia, do publikowanych, często w niewielkich nakładach zinów i pisemek, nierzadko na koszmarnym papierze i w nie mniej koszmarnej jakości. Nie była to jednak reguła, zdarzały się gwiazdy, które rozświetlały te nieciekawe czasy. Wydany około 1990 roku autorski fanzin "Prosiacek" do takich właśnie należał. 19 letni wówczas Krzysiek Owedyk, który tytuł publikacji zaczerpnął od swojego licealnego przezwiska raczej nie rwał szat nad czasami, w jakich przyszło mu debiutować. Forma fanzinu posłużyła mu do wyrażenia swoich opinii na temat otaczającej go rzeczywistości, Nie mając nad sobą redaktorów dzierżących cenzorskie nożyce mógł sobie pozwolić i na niepoprawność polityczną, na przekleństwa, obrazoburcze motywy a przede wszystkim na szczerość wypowiedzi, której zarówno w "Prosiackach" jak i późniejszych, już bardziej poważniejszych utworach nie zabrakło. Jego twórczość zawsze kojarzyła mi się ruchem punkowym, nie tylko dlatego, że robił "Blixa i Zorżetę", pierwszy punkowy komiks paskowy ale gównie przez nonkonformistyczne spojrzenie na świat. Przez to, ze obnażał głupotę i obłudę a robił to w mocnym i odważnym stylu, zazwyczaj trafiając w sedno ostrzem satyry.
W czasach szalejących oaz i odnów w duchu świętym, często działających w mocno sekciarski sposób, gdy zielonoświątkowcy byli aktywni w niemal każdym liceum, Krzysiek stworzył kultowy już dziś komiks "Ósma czara", w którym przedstawił swój pogląd na religie katolicką a w dalszej perspektywie na religię w ogóle. Był to komiks przez który niemal się z nim wtedy, w latach 90 spotkałem i który bardzo mocno wpłynął na moja przyszłą twórczość.
Jest luty 1996 roku. Prawdziwa zima z trzaskającym mrozem i opadami śniegu. Podążam na jedno z katowickich osiedli, pod adres, który znalazłem w jednej z wówczas konwentowych (późniejszy festiwal komiksu) kserówkowych gazetek. Według ogłoszenia, które mu towarzyszyło bezpośrednio od twórcy można zakupić egzemplarz komiksu o końcu świata, w którym, zgodnie z przepowiedniami z Apokalipsy św Jana ponownie na świat przybywa Jahwe, żeby zniszczyć ziemię i ocalić 144 sobie najwierniejszych. Temat frapujący a przykładowe rysunki podkręcają apetyt do zapoznania się z całością. Docieram na miejsce, naciskam dzwonek i... trafiam na sympatycznych Państwa, jak się okazuje rodziców autora. Zapraszają mnie do środka, dostaje kubek ciepłej herbaty, bo chyba wyglądałem na nieco zziębniętego. Spotkaniu towarzyszy prezentacja prac ich syna. Z różnych szuflad wygrzebują dla mnie komiksy, dostaję dwie "Ósme czary", "Prosiacka", tomik wierszy z ilustracjami Krzyśka, pokazują mi jego obrazy i ogólnie jest szalenie miło. W całym zamieszaniu kwestia należności za komiksy schodzi na dalszy plan, nawet nie pamiętam czy zapłaciłem. Do dziś mam wrażenie jakiejś nierealności tego spotkania. Strasznie to było miłe... tylko co z Prosiakiem?
Spotkaliśmy się i poznaliśmy 17 lat później, we Wrocławiu. Zupełnie przypadkowo, kiedy okazało się, ze sympatyczni ludzie, którzy wpadli na spotkanie ze mną o tym jak się robi komiksy to... Prosiak i jego żona! Chętnie bym to odwrócił i dowiedział się czegoś na ten temat od niego. Mam nadzieję, że okazji nie zabraknie!
Ulubione Techniki i Style
Prosiak płynnie porusza się, zarówno w konwencji satyrycznej, jak i rysunku realistycznym. Maluje także świetne obrazy. Niewiele wiem o jego inspiracjach, ale gdzieś w kreskach do "Ósmej czary" można znaleźć echa wszystkiego, czym w owym czasie sam się fascynowałem; Rosiński, Moebius, Bilal. Z drugiej strony styl jest indywidualny i charakterystyczny, mimo że pozbawiony wszelkich udziwnień, bardzo trudno pomylić go z kimś innym.
Gdzie podziwiać?
15 listopada w centrum Zamek we Wrocławiu odbyła się przekrojowa wystawa prac Krzysztofa. Co prawda jest już za nami, ale liczę, że nadarzy się sposobność by zobaczyć ją ponownie, być może nawet w Krakowie.
Ciekawostka na koniec.
Przy okazji wspomnianej wystawy zostało stworzone pisemko, które na wzór "Faktu" przedstawiło wszelkie prawdziwe i nieprawdziwe nowinki związane z Autorem. Na ostatniej stronie znalazło się nawiązanie do powyższej historii niedoszłego spotkania w Katowicach, a herbata chyba już na zawsze będzie towarzyszyć naszej znajomości!
Tymczasem podziwiajmy wzorowanego na Blerze bohatera autorstwa Prosiaka. Ciekawostką jest, ze autor wrysował mi go w mój egzemplarz "Prosiacka X" z taką starannością, że w pierwszej chwili potraktowałem go jako jeszcze jeden rysunek z komiksu!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz