środa, 12 lutego 2014

#1529 - Nicholas Grisefoth

Recenzją dyptyku "Nicholas Grisefoth" na naszych łamach debiutuje Andrzej Janucik. Na pierwszy ogień idą jego recenzje znane z autorskiego bloga "Przypadkowe akty głupoty", ale jutro opublikujemy jego premierowy tekst, który przygotował specjalnie dla Kolorowych.

Jak zapewne większości czytających niewiele wiadomo mi o fińskiej scenie komiksowej. Nigdy wcześniej nie słyszałem o Hannu Lukkarinenie czy Juha Ruusuvuorim. Tym większe zaskoczenie odczułem widząc komiksowy kryminał osadzony w scenerii średniowiecznej Finlandii będący owocem ich współpracy.


Hannu Lukkarinen to artysta zajmujący się głównie ilustracją, pracą w reklamie i, od czasu do czasu, rysowaniem komiksów. Juha Ruusuvuori zaś zajmuje się pisarstwem w najróżniejszych jego formach, zaczynając od dziennikarstwa, a kończąc na tworzeniu powieści kryminalnych i scenariuszy komiksowych. Połączone talenty tych dwóch twórców doprowadziły do powstania „Nicholasa Grisefoth”, komiksowego kryminału osadzonego w scenerii średniowiecznej Finlandii roku 1299, zwanej też Wschodnimi Terytoriami przez podbijających te tereny Szwedów.

Sytuacja opisana na wstępie komiksu przypomina pod wieloma względami tą z Polski czasów Mieszka. Stojący na wyższym poziomie rozwoju sąsiedzi przynoszą nową wiarę, zmiany w stosunkach społecznych i odmienione obyczaje. Część kraju jest już chrześcijańska, ale większość hołduje nadal tradycjom przedchrześcijańskim, szczególnie ci, którzy mieszkają z dala od dużych miast. Wpływy Szwecji, po wielu krucjatach, zostały ugruntowane jedynie na południowo-zachodnim wybrzeżu Finlandii. W portach na wybrzeżu kupcy skupują skóry i wysyłają je do Europy i władza świecka na tych terenach jest krucha. Rządzą tam lokalni, bogaci kupcy i przedstawiciele kościoła. Każdy stara się zdobyć jak największe wpływy, a jednym z najlepszych sposobów na to jest zdobycie świętych relikwii. Niestety, w tym czasie Finlandia ma jedynie jednego świętego, Henryka z Anglii, i cierpi na poważny deficyt relikwii.

O tym właśnie traktuje komiks stworzony przez Lukkarinena i Ruusuvuoriego. Tom pierwszy serii „Nicholas Grisefoth” zatytułowany jest „Les ossements de Saint Henrik” („Kości św. Henryka”), a drugi - „La Vengeance du marchand” („Zemsta handlarza”). Tytułowy bohater, Nicholas Grisefoth, to niezależny, pozbawiony skrupułów handlarz relikwiami i wszystkim, co może przynieść zysk. Nie waha się rabować wraków czy być paserem, jeżeli tylko może na tym zarobić. Jego nazwisko to wynik kalectwa - zdeformowanej stopy. Jego ułomność sprawia, że ma niewielu przyjaciół, poza oswojonym krukiem, z którym często rozmawia. Oprócz tego jego jedyne dziedzictwo to niemiłe wspomnienia z dzieciństwa. W pewnym momencie zostaje wplątany w skomplikowaną intrygę, w której uczestniczy kościół, kupcy i różne zakony.


Nicholas musi podjąć decyzję komu zaufać i jak rozwiązać zagadkę relikwii i miejsca ich ukrycia. W przygodzie towarzyszy mu Detmar, wędrowny minstrel i zawadiaka, którego Nicholas zaangażował jako swojego pomocnika. Dodaje to historii elementu komicznego, ale też wyraża poglądy autora na temat religii. Przyznać trzeba, że nie są one dla niej pochlebne.

„Nicholas Grisefoth” jest doskonałą pozycja rozrywkową, z dobrze skonstruowaną i poprowadzoną intrygą. Brakuje mu jednak czegoś, by wybić się ponad przeciętność. Problemem wydaje się być - paradoksalnie - profesjonalizm scenarzysty i precyzyjna konstrukcja scenariusza, w której brakuje miejsca na odrobinę szaleństwa i nieszablonowości, wynoszącą ten komiks ponad poziom udanej pozycji rozrywkowej. Nawet zaskakujące zdarzenia i śmierć jednego z głównych bohaterów wydają się być odrobinę mechaniczne, podyktowane bardziej zasadami konwencji, niż rzeczywistą potrzebą narracji. Emocje głównego bohatera i jego charakter też wydają się niekiedy wymuszone, nienaturalne.

Strona graficzna komiksu jest jego mocnym punktem, choć nie każdy musi lubić czarno-białe ilustracje. Rysownik radzi sobie na ogół nieźle z przedstawianiem postaci czy krajobrazów, operuje dobrze światłocieniem i kontrastami. Kadrowanie jest tradycyjne, niekiedy urozmaicone większymi kompozycjami plansz. Czasem pojawiają się problemy z portretowaniem postaci, które trudno odróżnić czy rysunkiem ludzkiej sylwetki, a nadużywanie czerni powoduje, że komiks może nużyć w większych dawkach.


Mimo wszystko po zakończeniu dwutomowego cyklu przygód Nicholasa będę nadal śledził jego dalsze przygody, zapowiedziane w trzecim tomie cyklu. Ciekawe, mało znane tło historyczne i dość wciągająca akcja w połączeniu z intrygującą oprawą graficzną sprawiają, że jest to komiks dający czytelnikowi sporo satysfakcji, nawet pomimo pewnych braków.

Brak komentarzy: