piątek, 28 lutego 2014

#1543 - Thumbprint

"Thumbprint" od samego początku był projektem związanym z jednym zwłaszcza nazwiskiem – Joe’m Hill’em. Podążając tropem większości serwisów tematycznych oczekiwałem zupełnie nowego komiksu jego autorstwa, nadzieje te jednak bezpowrotnie umarły w momencie publikacji pierwszego zeszytu serii. Okazało się wtedy, że "Thumbprint" to najzwyczajniejsza w świecie i kolejna już adaptacja opowiadania Hilla pod tym samym tytułem. Przeniesienia tej fabuły na karty komiksu podjął się Jason Ciaramella. 


Oczekiwania co do autorstwa okazały się więc trochę płonne, bo z komiksem jako takim autor "Locke & Key" ma niewiele wspólnego, poza oczywiście nazwiskiem umieszczonym na okładce. Gdyby syn Stephena Kinga miał miejsce w scenariuszu również na swoje dopiski, "Thumbprint" pewnie mógłby być lepszy niż jest, ale ostatecznie i tak wyszedł z tego komiks niebagatelny.

Głowna bohaterka tej historii, Mallory Grennan, to z pozoru zwyczajna kobieta. Zaraz po powrocie z Iraku, gdzie odbywała służbę jako żołnierz kontraktowy, musi pochować swojego zmarłego ojca. Niedługo potem podejmuje pracę w małej knajpce, goszczącej przeważnie starych weteranów wojennych. Jako młoda, samotna i dość atrakcyjna barmanka, rozbudza zainteresowanie pracującego z nią Johna Petty’ego – osobnika odpychającego i prostackiego, rutynowanego męża i ojca, nieukrywającego zresztą swoich łóżkowych aspiracji daleko wykraczających poza małżeńską wierność. Codzienność nie jest więc w takim otoczeniu wybitnie absorbująca. I pewnie byłaby taka nadal, gdyby nie koperta z dołączonym odciskiem kciuka, którą główna bohaterka znajduje w swojej skrzynce. Przywołuje to wspomnienia z Iraku, do których Grennan raczej wolałaby już nie wracać, bo nie były to specjalnie chlubne dla niej momenty. Prowokowana kolejnymi tego typu listami Mal stanie przed widmem swojej przeszłości, a jej charakter jeszcze raz zostanie wystawiony na poważną próbę.

Jason Ciaramella nie jest może bardzo uznanym i szerzej rozpoznawanym scenarzystą, ale wszystko wskazuje na to, że "Thumbprint" nie mógł mieć innego scenarzysty. Z dotychczasowych mini-serii wydanych przez IDW a opartych na prozie Joe’a Hilla to właśnie Ciaramella jest ich jedynym autorem. Nie było tego wprawdzie wiele, ale jeśli trzy wydane do tej pory pozycje mają tego samego scenarzystę, to możemy już chyba mówić o pewnego rodzaju wyłączności na adaptowanie literackiej twórczości Hilla. Skłonny byłbym nawet uznać, że Ciaramella to tylko kolejny pseudonim pod którym ukrywa się autor "Locke & Key", bo tak to wszystko pachnie. Scenarzysta "Thumbprint" jest jednak facetem z krwi i kości, na dodatek całkiem uzdolnionym. Mogę to oczywiście wnosić tylko po jego najnowszym komiksie. Tych wcześniejszych, czyli m.in. "The Cape" i "The Cape: 1969" nie miałem okazji poznać.


Przechodząc do fabuły wypada przede wszystkim pochwalić Ciaramellę za odwagę w wyeksponowaniu motywu ważkiej, ale wstydliwej dla Ameryki, wojny w Iraku. Scenarzysta nie boi się pisać o nieludzkiemu traktowaniu jeńców i niehumanitarnym metodom przesłuchań, jakie armia amerykańska stosowała wobec Irakijczyków. Komiks niczego nie zawoalował, jest wręcz krzykliwy jeśli chodzi o kontekst historyczny – dość kontrowersyjne, przeplecione brutalnością sceny podpytują czytelnika o granice tej wojny. Pomimo, że ciężko w tym przypadku mówić o rozliczaniu Ameryki z jej błędów, to twórcy "Thumbprint" z pewnością mają ochotę na taki rozrachunek w sensie indywidualnym. Co prowadzi nas oczywiście do Mallory, która w Iraku zajmowała się takimi właśnie przesłuchaniami. 

I chociaż czytelnik poznaje tylko pewien ułamek prawdy, po lekturze komiksu nie będzie miał wątpliwości z jaką postacią miał do czynienia. Mallory Grennan jest anty-bohaterem tej historii. Jason Ciaramella nie pozostawia co do tego żadnych złudzeń – nieistotne jest, że gdzieś tam pojawia się żal i próba powrotu do normalności. Przeszłość stawia Mal w dość jednoznacznym świetle. Nie ma tu raczej prób rozgrzeszania. Nie dowiemy się zresztą co było motywacją głównej bohaterki, jakie bodźce skłaniały ją do przemocy, której się dopuszczała. Początkowo można uznać tę wybiórczość za pewną lukę w scenariuszu i niepełny obraz tej postaci, ale po zakończeniu całej historii to wrażenie ulatnia się. Chyba nic nie jest w stanie usprawiedliwić Mal i scenarzysta robić tego nie chciał. To co natomiast zamierzał zrobić to przyjrzeć się Grennan w odwrotnej roli ofiary. I jakiś sposób „ukarać” ją za grzechy, które popełniła. Caramella więc bez specjalnego psychologizowania oddał portret postaci która może i jest odpychająca, ale równocześnie też interesująca.

Narracyjny fundament komiksu jest solidny. "Thumbprint" to oczywiście thriller, tyle że fabuła raczej oszczędza nam ostrych zakrętów. Komiks gra na stonowanych emocjach: napięcie jest dawkowane umiarkowanie, klimat osaczenia wylewa się z kolejnych stron powoli, w miarę jak Mal dostaje kolejne listy. Pomiędzy tym dostajemy szereg retrospekcji, które poza prawdą o głównej bohaterce, podpowiadają też, kto stoi za szantażowaniem Mallory. Jakiegoś wielkiego zaskoczenia w tym przypadku nie ma, ale o konkretne domysły też nie jest łatwo, Ciaramella podrzuca bowiem mylne sugestie. Mam natomiast jeden zarzut do tej historii – kończy się ona zbyt szybko. Pozostaje mały żal do Ciaramelli, że nie zdecydował się na poszerzenie komiksu przynajmniej o jeden zeszyt, gdzie mógłby rozbudować zarówno postać jak i pograć dłużej na emocjach czytelnika.


O rysunkowej stronie nie napiszę zbyt dużo. Odpowiedzialny jest za nią Vic Malhotra, debiutujący artysta. Nie widzę w tej kresce niczego szczególnego, ale też Thumbprint raczej nie wymagał specjalnie wyróżniających się rysunków. Tak czy inaczej, miałem momentami wrażenie, że rysownik na niektórych kadrach nie chciał się już postarać. Ogólnie jednak ilustracje i kolory dość dobrze korespondują z treścią komiksu – jest szaro, ponuro i trochę prowincjonalnie.

"Thumbprint" to jedynie trzy zeszyty. Nie jest to więc historia szczególnie obszerna, ale na pewno zapamiętuje się ją na znacznie dłużej. Twórcy komiksu podjęli się drażliwego i wciąż jeszcze aktualnego tematu, zręcznie ubierając go w szaty dreszczowca. Szczerość i jednocześnie chłodne podejście do wątku irackiego oraz umiejętne budowanie klimatu składają się na niewątpliwie udany komiks. Nie zapominajmy oczywiście, że to cały czas adaptacja, a więc jej atrakcyjność  zawdzięczać powinniśmy także Hillowi, autorowi pierwowzoru. Liczę, że nie było to jego ostatnie opowiadanie przeniesione do komiksowego medium.

Brak komentarzy: