czwartek, 13 lutego 2014

#1531 - El Eternauta

Autorem poniższego tekstu jest Andrzej Janucik. Więcej jego tekstów o komiksie i nie tylko możecie znaleźć na stronie Przypadkowe Akty Głupoty.

Niedawno rozmawiałem z kimś, komu nie spodobały się wydane w Polsce albumy z przygodami Corto Maltese i kto nie zauważył nic szczególnego w tej serii. Długie cykle komiksowe mają to do siebie, że nie wszystkie ich części są jednakowo interesujące i nie zawsze trzymają równy poziom. Nie każdy też z albumów tak samo wciąga w klimat cyklu. Dlatego zwykle zaczynam czytanie dłuższych serii od któregoś ze środkowych tomów. Pozwala to zorientować się w jakości historii i zdecydować czy jest wciągająca na tyle, by kontynuować czytanie już w naturalnym porządku. Początki wielu serii to czas poszukiwania stylu i tempa narracji, więc często nie oddają one tego, czym tak naprawdę jest komiks i jak dobra jest historia. Takie podejście pomaga uniknąć zniechęcenia serią, która nie osiągnęła jeszcze swojego normalnego poziomu. 



Pierwszym albumem „Corto Maltese” jaki przeczytałem był zbiór opowiadań „Corto toujours un peu plus loin” („Corto, wciąż coraz dalej”), w którym znaleźć można między innymi nowelkę „Têtes de champignons” („Grzybki”). W wyniku wydarzeń w poprzednim tomie Corto stracił pamięć i w pierwszej opowieści z albumu zażywa halucynogenne grzyby, aby ją odzyskać. Jednym z wątków opowieści jest wyprawa do dżungli, gdzie bohaterowie spotykają Indian, którzy chcą ich torturować, a potem zabić. Jeden z bohaterów, aby uniknąć tortur mówi wodzowi, że posiada magię, która czyni go nieśmiertelnym. Oczywiście wódz nie wierzy mu i aby sprawdzić jego słowa każe obciąć mu głowę. Historyjka sama w sobie nie jest może zbyt interesująca, ale jest ciekawa z innego powodu. To nie pierwszy raz kiedy Pratt ją zilustrował. Dokładnie taka sama historia jest opowiedziana w jednym z tomów komiksu wojennego „Ernie Pike”. W nim akcja przeniesiona została na wyspy Pacyfiku, a bohaterami są żołnierze amerykańskiej piechoty morskiej, scenarzystą Hector German Oesterheld, a rysownikiem – Hugo Pratt właśnie.

Wspomniana seria nie jest jedynym tytułem, w którym Oesterheld współpracował z Prattem, a wspomniana historia nie jest jedyną pożyczką, jaką rysownik zaciągnął u scenarzysty. Wiele z opowieści włoskiego mistrza łączy się tematycznie czy stylistycznie z komiksami, jakie tworzył do scenariuszy Argentyńczyka. „Ticoderonga” Oesterhelda to opowieść rozgrywająca się w Ameryce Północnej epoki pionierów,  a „Fort Wheeling” Pratta podejmuje bardzo podobną tematykę. To samo dotyczy opowieści wojennych Pratta, „Les scorpions du Desert”, które bardzo przypominają wspomniany już cykl komiksów wojennych. Oczywiście kwestia zapożyczeń jest względna, ponieważ Oesterheld stwierdził gdzieś, że historię opowiedzianą przez Pratta w „Têtes de champignons”, a wcześniej w jednej z nowel serii „Ernie Pike” znalazł w którymś z utworów Jacka Londona.

Oesterheld był zapalonym czytelnikiem klasyki literatury, również przygodowej, i stamtąd czerpał swoje inspiracje. W kilku swoich komiksach urodzony w Buenos Aires dziennikarza i scenarzysta pojawia się osobiście lub jako jedna z postaci. Zawsze jest pokazywany jako wielbiciel sztuki i literatury. W serii „Mort Cinder” jego twarz otrzymuje jeden z głównych bohaterów, Ezra Winston, antykwariusz. Jest on przedstawiony, jako kolekcjoner dzieł sztuki i człowiek zafascynowany literaturą i historią. W omawianym w tym tekście „Eternaucie” Oesterheld pojawia się bezpośrednio. Związaniem akcji tego komiksu jest moment pojawienia się tytułowego bohatera w pełnym książek mieszkaniu scenarzysty komiksowego. 


Oesterheld współpracował z wieloma rysownikami. Obok Pratta byli to Alberto Breccia (ojciec Enrique Brecci), Solano Lopez czy Dino Battaglia, by wymienić tylko niektórych. Lopez i Breccia zilustrowali dwie wersje tego samego komiksu, „El Eternauta”. Mimo że Oesterheld stworzył dziesiątki serii i pojedynczych historii komiksowych, a wiele z nich znanych jest także poza granicami Argentyny – ma tu na myśli takie pozycje, jak wspomniane „Mort Cider”, „Ernie Pike” czy „Sergeant Kirk” – w swojej ojczyźnie znany jest jedna przede wszystkim, jako autor jednego komiksu. Tym komiksem jest właśnie „Eternauta”.

To pozycja wyjątkowa w dorobku swojego twórcy. Oesterheld był scenarzystą o jasnych poglądach politycznych i społecznych, bardzo zaangażowanym w to, co robił. Tworzył głównie komiksy gatunkowe - westerny, kryminały, thrillery czy opowieści S-F, ale jego najlepsze prace wychodziły poza te schematy. Tak było z „Ernie Pike”, w którym główny bohater, korespondent wojenny, pokazywał bardziej ludzki wymiar wojny. „Mort Cinder” i „Eternauta” również są bardzo humanistyczne w swojej wymowie i zaangażowane społecznie. Oczywiście nie w takim stopniu jak „Che”, komiksowa biografia słynnego kubańskiego rewolucjonisty Che Guevary, stworzona przez Oesterhelda i Breccię w rok po śmierci słynnego rewolucjonisty.  

„Eternauta” miał dwie wersje, stworzone w dziesięcioletnich odstępach. Wersję wcześniejszą zilustrował Francisco Solano Lopez, podczas gdy rysunki do drugiej, bardziej odważnej graficznie edycji, stworzył Alberto Breccia. Pierwsza wersja komiksu ukazała się w 1957 roku i została zilustrowana w bardzo klasyczny sposób. Był to dość zwyczajny komiks przygodowy utrzymany w konwencji S-F, opisujący inwazję obcych na Ziemię i walkę ocalałych o przetrwanie na niemal spustoszonej planecie. Jako że Oesterheld był mistrzem komiksu odcinkowego, to „Eternauta” ukazywał się w formie cyklicznej w latach 1957-1959. Jak już wspomniałem historia zaczyna się w momencie, gdy w mieszkaniu scenarzysty komiksowego materializuje się człowiek, który przedstawia się jako tytułowy Eternauta. Jest to istota skazana na wieczną wędrówkę przez czas i przestrzeń i różne wymiary w poszukiwaniu swojej rodziny. Jego opowieść rozpoczyna się w Buenos Aires, podczas partii Truco, popularnej argentyńskiej gry karcianej. Czterech przyjaciół spotyka się wieczorem na przyjacielskiej rozgrywce w domu Juana Salvo. Zostaje ona w pewnym momencie przerwana wiadomością w radiu o tajemniczej eksplozji atomowej.  Po tym wydarzeniu radio milknie, a na zewnątrz zaczyna padać śnieg, jak się wkrótce okazuje - śmiertelny. Łut szczęścia pozwala większości bohaterów przeżyć i zaczyna się walka o przetrwanie.


Ponieważ śmiertelny śnieg pada cały czas bohaterowie szyją prowizoryczne kombinezony i zaczynają przeszukiwać miasto w poszukiwaniu żywności i broni. Nieszczęście wyzwala w ludziach zarówno najgorsze, jak i najlepsze cechy, więc Juan Salvo i jego towarzysze niemal od początku muszą walczyć z innymi o przetrwanie. Zostają oni niebawem wcieleni do wojska jako pospolite ruszenie i zaczynają pozbawioną nadziei walkę z najeźdźcą. Najeźdźcą, którego prawdziwego oblicza do końca nigdy nie poznają. Obcy w podboju Ziemi używają kontrolowane przez siebie inne rasy kosmitów, co jest klasycznym motywem S-F, znanym choćby z „Dnia drogi do Meorii” Oramusa (tam kosmici którzy podbili Ziemię okazują się być kontrolowani przez pasożyta, który nie pozostawia im ani krzty wolnej woli). Ostatecznie resztki oporu zostają złamane, a Buenos Aires, które jest głównym celem inwazji zostaje zniszczone w ataku atomowym. Bohater wraz z żoną i córką podczas próby ucieczki ze zrujnowanego miasta uruchamia statek kosmiczny, w którym znika jego rodzina skazując go tym samym na wieczną tułaczkę w jej poszukiwaniu. 

Wymowa komiksu jest bardzo silna. Scenarzysta doskonale buduje napięcie, jesteśmy cały czas zainteresowani losami bohaterów i ich walką. Drobne zwycięstwa nie są w stanie odmienić ich losu, tym bardziej, że przeciwnik, pomijając jego przewagę technologiczną, jest pokazany jako bezwzględny, zdeterminowany i inteligentny. Każde zwycięstwo prowadzi do pojawienia się nowego, jeszcze groźniejszego wroga. Trudno nie identyfikować się z bohaterami komiksu walczącymi uparcie, aż do końca, pomimo całej beznadziejności ich położenia. Wymowa komiksu dla mieszkańców Argentyny musiała być jeszcze bardziej wyrazistsza, ponieważ opowieść jest osadzona w konkretnym miejscu i czasie. Bohaterowie biorą udział w ofensywie przeciwko obcym poruszając się po autentycznych ulicach współczesnego czytelnikom Buenos Aires, okopują się na stadionie zespołu River Plate czy zdobywają gmach Biblioteki Narodowej. „Eternauta” to  opowieść o ludziach, ich marzeniach, życiu i walce z przeciwnościami losu, słabościach, sile i przede wszystkim o wartościach, które zawsze powinny nam towarzyszyć. Uczucia melancholii i nadziei w obliczu niepokonanych przeciwności to coś, z czym zmagał się chyba każdy w pewnym momencie swojego życia. Zagrożenia z jakimi się zmagamy nie są tak dosłowne, jak te z którymi borykają się bohaterowie komiksu, ale śmierć, choroba czy utrata pracy to często dramaty nie mniejsze, niż te doświadczane przez Juana Salvo, jego przyjaciół i rodzinę. Może dlatego ten komiks jest tak uniwersalny i znajduje tylu fanów.

Atmosferę komiksu buduje przede wszystkim obraz świata ekstremalnie wrogiego i pozbawionego nadziei. Jego symbolem jest padający niemal bez przerwy, dzień za dniem, śmiertelny śnieg. Walka o przetrwanie jest bezwzględna, a jednak ludzie potrafią pokazać w obliczu katastrofy solidarność i współczucie. Ten humanizm, poczucie, że w obliczu niewyobrażalnej tragedii większość ludzi jest w stanie wznieść się na wyżyny człowieczeństwa, bezinteresownie pomóc innym czy poświęcić życie dla czegoś, w co wierzą, jest osią akcji. Oesterheld ciekawie pokazał również samych  najeźdźców, którzy okazują się takimi samymi ofiarami, jak podbijani przez nich mieszkańcy Ziemi. Są oni członkami innych ras, podbitych wcześniej i zmuszonymi do dalszej walki. Prawdziwy przeciwnik jest nieznany i do końca komiksu nie zostaje pokazany. 


Oczywiście „Eternautę” należy odbierać także, jako alegorię. Kosmiczni najeźdźcy są uważani przez wielu krytyków za symbol USA i roli tego kraju w Ameryce Łacińskiej, co nie byłoby tak dziwne, biorąc pod uwagę poglądy polityczne scenarzysty. Nie w przesłaniu politycznym jednak tkwi siła tej historii, ale w opisie losów poszczególnych jednostek postawionych w sytuacji bez wyjścia i tego, jak reagują na swoją sytuację. Druga wersja komiksu, narysowana przez Alberto Breccię w 1969 roku jest dużo bardziej otwarta jeżeli chodzi o przesłanie ideologiczne.

Strona graficzna pierwszej wersji jest bardzo klasyczna, utrzymana w tradycjach paska komiksowego i choć nie sięga wyżyn osiąganych przez klasyków, to jednak niewiele jej można zarzucić pod względem technicznym. Szczególnie dobrze przedstawione są sceny dynamiczne, walki czy ucieczki. Kiedy Solano Lopez rysuje ludzi podczas konwersacji są oni dość statyczni, wyglądają sztywno, brak im dynamiki, choć są przedstawieni poprawnie. Niektóre strony jednak są naprawdę interesujące pod względem kompozycji czy samego rysunku, jak ikoniczny kadr samotnego człowieka w kombinezonie stojącego wśród padającego śniegu. Jakość reprodukcji jest bardzo dobra w przypadku większości plansz, aczkolwiek w niektórych przypadkach widać złą jakość materiałów wyjściowych do druku. Rysunki na nich są niewyraźne i rozmazane, trudno niekiedy dostrzec detale  kreski rysownika.

Drugie wcielenie „Eternauty”, mimo że opowiada tą samą historię, z kosmetycznymi w większości zmianami w stosunku do oryginału, ma jednak zupełnie inny niej wydźwięk, bardziej pesymistyczny i mroczny. Strona graficzna jest również daleka od pierwowzoru. Breccia od czasów „Mort Cinder”, a niektórzy krytycy twierdzą że już od serii „Sherlock Times” - aczkolwiek to trudno zweryfikować ponieważ album ten nie jest dostępny na rynku, nawet w wersji hiszpańskojęzycznej - eksperymentował z komiksową materią. Grafika w wersji z 1969 jest czymś w rodzaju fazy pośredniej między „Mort Cinder”, gdzie Breccia eksperymentował jedynie z kreską, a jego późniejszymi dziełami (jak „Buscavidas” czy „Vlad”), gdzie skoncentrował się na operowaniu plamą. Graficznie, albumowi zdecydowanie bliżej do „Mort Cinder”, niż do późnych dzieł rysownika. Więcej o Alberto Brecci można przeczytać na blogu Marka Turka i, po angielsku, na blogu D'Israeliego.


Wersja z 1969 roku scenariuszowo nie różni się niemal wcale od wersji z 1957 roku. Zasadniczy szkielet opowieści pozostaje taki sam. „Eternauta” opowiada historię inwazji obcych na Ziemię i tego, jak główny bohater stał się wędrowcem w czasie i przestrzeni.  Drobne wydawałoby się zmiany w scenariuszu zmieniły jednak drastycznie wymowę komiksu. Poza kosmetycznymi zabiegami mającymi uwspółcześnić opowieść, głównym elementem odmiennym w nowej wersji było położenie akcentu na osamotnieniu bohaterów i kraju. Podczas gdy w poprzedniej wersji z obcymi walczy cała planeta, pokazane są na przykład francuskie bombowce próbujące zbombardować bazy obcych, w drugiej wersji Ameryka Łacińska jest pozostawiona sama sobie, ponieważ pozostałe państwa zawarły z obcymi porozumienie, pozostawiając im wolną rękę w tym rejonie w zamian za nieatakowanie ich własnych terytoriów. Dodaje to jeszcze jeden element do i tak beznadziejnej sytuacji...

Nacisk na przekaz polityczny w scenariuszu, aczkolwiek niezbyt nachalny, nie wyszedł tej wersji komiksu na dobre. Wydawca i część czytelników przyjęli komiks z mieszanymi uczuciami i twórcy zostali zmuszeni do przerwania publikacji przed zakończeniem opowieści. Opowieść o Eternaucie z 1969 roku zamknęła się w zaledwie kilkudziesięciu planszach podczas gdy wersja wcześniejsza, Solano Lopeza liczyła ich ponad 350. I szkoda, bo nowa wersja była bez porównania ciekawsza graficznie od pierwszej. Nawet jej większe upolitycznienie i bardziej pesymistyczny ton nie powinny zniechęcać czytelnika.

Popularność „Eternauty” okazała się na tyle popularna, że kilkakrotnie podejmowane były próby kontynuacji serii przez różnych twórców. Pierwsza została podjęta przez samego Oesterhelda, który w roku 1976, kiedy w czasie samego szczytu politycznych zawirowań w Argentynie zaczął pisać nową część będącą bezpośrednia kontynuacją pierwszej historii i jeszcze bardziej zaangażowaną politycznie. Ten komiks nigdy nie został skończony ponieważ scenarzysta został aresztowany i stał się jednym z około 30 000 zaginionych podczas rządów generałów. W latach 1982-83 powstała kolejna część komiksu, narysowana przez Mario Morhaina i Oswalda do scenariusza Alberto Ongaro, włoskiego pisarza i dziennikarza. Kolejną próbę reaktywacji serii podjęto w 1985 roku, ale wtedy powstało jedynie kilka plansz. W 1990 Juan Sasturain napisał kolejną część cyklu, którą miał zilustrować autor oryginalnej historii, Solano Lopez, ale ta próba również zakończyła się niepowodzeniem. W 1997 roku Lopez połączył siły ze scenarzystą Polem Maitzegui i tworzy 64 stronicowy „El Mundo Arrepentido” a w latach 2001 - 2004 cykl „Powrót” składający się z czterech 96-stronicowych części. Większość kontynuacji była historiami przygodowymi, dalekimi od przesłania oryginału i pewnie dlatego nie osiągnęły takiego sukcesu, jak pierwsza historia, stworzona przez Oesterhelda i Lopeza. 


Komiks nie jest dostępny w języku angielskim, można go dostać jedynie w wersjach hiszpańsko- i francuskojęzycznej. Wersja Solano Lopeza w numerowanej edycji zebranej w 700 egzemplarzach „L'Eternaute 1969” opublikowana została przez przez Editions Rackham. Tytuł „Eternauta 1969” został zmieniony dla edycji francuskiej dla odróżnienia wersji narysowanej przez Breccię od wersji oryginalnej. W edycji hiszpańskojęzycznej oba komiksy noszą po prostu tytuł „Eternauta”. 

3 komentarze:

Maciej Pałka pisze...

O, świetny blogas! Fajny wybór lektur. Idę eksplorować!

Spence pisze...

Poczytałbym tego Breccię po polsku, albo chociaż po angielsku D:

Anonimowy pisze...

Mocno zapomniana rzecz, a artykuł bardzo dobry. Też chciałem przypomnieć ten komiks na jednym forum (klasyka) i w poszukiwaniu materiałów na ten temat trafiłem tutaj.Czy nie zechciałbyś napisać coś na ten temat dla forum Postapokaliptycznego, a może jakaś dalsza współpraca?