Niezmordowany Tomek Kleszcz dostarczył do Łodzi kolejny zeszyt swojego „Kamienia przeznaczenia”. To już tom czwarty, postępującej retardacji przed finałem ciąg dalszy. Fabuła wikła się coraz bardziej, a do zakończenia pozostały jeszcze dwie części.
Z każdym kolejnym albumie można i trzeba mówić o nieustannym progresie autora pod względem grafiki. Kleszcz idzie do przodu, ale robi to w coraz wolniejszym tempie. O ile pomiędzy pierwszym, a drugim tomem „Kamienia” można mówić nawet o skoku w tej kwestii, tak teraz twórca ogranicza się jedynie do małych kroków, wręcz podwórkowych tiptopów.
Niestety, jeśli porównać czwarty zeszyt, do premierowego to musiałby podtrzymać wszystkie moje zarzuty, co do kreski Tomka. Artysta wciąż czuje niezrozumiałą dla mnie awersję do komiksowej bieli – jego kadry są zbyt ciemne, przytłaczające, pozbawione przestrzeni, a tym samym energii. Nie rozumiem skąd ta miłość do odcieni szarości, które (jak praktyka pokazuje) nijak nie sprawdzają się w komiksie akcji. I jeszcze te czarne marginesy!
Dalej – dysonansowy zgrzyt pomiędzy wygenerowanymi komputerowo tłami i rysowanymi postaciami – wygląda to po prostu fatalnie. Wystarczy spojrzeć na pierwszą stronę, na której ręcznie rysowana piramida gryzie się z paskudnymi chmurkami zrobiony chyba w paincie. Zresztą te chmurki będą powracały przez cały album i nie przestaną mnie dręczyć nawet w moich najgorszych komiksowych koszmarach. Strona dalej – splasz z lądującym statkiem kosmicznym – to samo. Kleszcz powinien być konsekwentny, gdy decyduje się na pewną estetykę. Pomijam już kwestie tego, jak to wygląda (bo wygląda okropnie), ale również świadczy o nim, jako o artyście – można pomyśleć, że skoro wkleja te chmurki, to nie potrafi ich narysować. Tłumaczeń, że przecież w amerykańskim mainstreamie łączy się czysto komputerowe efekty z mniej lub bardziej analogową kreską nie przyjmuje – choćby dlatego, że robią to profesjonaliści. A i tak źle to tam wygląda.
To nie koniec mojej litanii – jak na komiks sensacyjny strasznie mało w „Kamieniu” czystej, nieskrępowanej i efektownej akcji. W fabule przeważają dialogi, a już prawdziwym szczytem jest wywód Marduka pomieszczony na jednej stronie, który dla rytmu opowieści powinien być rozbity na mniejsze części i odpowiednio zilustrowany. To nie pierwszy tego typu błąd Kleszcza – kompozycja wciąż kuleje. A jak już trafią się jakieś sceny walki to brakuje im dynamizmu. Bardzo trafnie ocenę takich momentów ujął w swojej recenzji Jakub Jankowski – niektóre sceny „nie chcą odpalić”.
Jeśli ktoś pytałby mnie o zdanie co Kleszcz powinien dalej robić, odpowiedziałbym w ten sposób – jak najszybciej skończyć „Kamień przeznaczenia”, odpocząć trochę (bo jak przypuszczam harówa nad serię był ciężka), złapać oddech i… poeksperymentować. Odejść na moment od swojej mainstreamowej ortodoksji (bo wydaje mi się, że trochę się w niej męczy) i poszukać inspiracji na innych obszarach. Pamiętam, jak zaprezentował jedną ze swoich prac zrobioną w bardziej cartoonowym stylu – i było ona naprawdę świetna! Moim skromnym zdaniem to jedna z lepszych rzeczy, które wyszły spod jego ręki. Niech zatem twórca „Kamienia” zmierzy się z innymi technikami, pokombinuje ze swoją kreską, poszuka inspiracji tam, gdzie do tej pory tego nie robił, poogląda pracę twórców, którzy nie należą do jego ulubionych. Sięgnie do książek Szyłaka czy McClouda. Odświeży swoje dość klasyczne (żeby nie powiedzieć – archaiczne) spojrzenie na sztukę opowiadania obrazami. Z pewnością wyjdzie mu to na dobre.
Oczywiście, w kwestiach warsztatowych wciąż bardzo daleko mu nie tylko do Piotra Kowalskiego, ale choćby Krzysztofa Wyrzykowskiego i prace w tym kierunku jest jak najbardziej wskazana. Ale nie widzę powodów dlaczego nie miałby popróbować z innymi środkami wyrazu. Tomku, nie zamykaj się z własnej woli w szufladce, tylko poszerzaj swoje możliwości. Odwagi!
Z każdym kolejnym albumie można i trzeba mówić o nieustannym progresie autora pod względem grafiki. Kleszcz idzie do przodu, ale robi to w coraz wolniejszym tempie. O ile pomiędzy pierwszym, a drugim tomem „Kamienia” można mówić nawet o skoku w tej kwestii, tak teraz twórca ogranicza się jedynie do małych kroków, wręcz podwórkowych tiptopów.
Niestety, jeśli porównać czwarty zeszyt, do premierowego to musiałby podtrzymać wszystkie moje zarzuty, co do kreski Tomka. Artysta wciąż czuje niezrozumiałą dla mnie awersję do komiksowej bieli – jego kadry są zbyt ciemne, przytłaczające, pozbawione przestrzeni, a tym samym energii. Nie rozumiem skąd ta miłość do odcieni szarości, które (jak praktyka pokazuje) nijak nie sprawdzają się w komiksie akcji. I jeszcze te czarne marginesy!
Dalej – dysonansowy zgrzyt pomiędzy wygenerowanymi komputerowo tłami i rysowanymi postaciami – wygląda to po prostu fatalnie. Wystarczy spojrzeć na pierwszą stronę, na której ręcznie rysowana piramida gryzie się z paskudnymi chmurkami zrobiony chyba w paincie. Zresztą te chmurki będą powracały przez cały album i nie przestaną mnie dręczyć nawet w moich najgorszych komiksowych koszmarach. Strona dalej – splasz z lądującym statkiem kosmicznym – to samo. Kleszcz powinien być konsekwentny, gdy decyduje się na pewną estetykę. Pomijam już kwestie tego, jak to wygląda (bo wygląda okropnie), ale również świadczy o nim, jako o artyście – można pomyśleć, że skoro wkleja te chmurki, to nie potrafi ich narysować. Tłumaczeń, że przecież w amerykańskim mainstreamie łączy się czysto komputerowe efekty z mniej lub bardziej analogową kreską nie przyjmuje – choćby dlatego, że robią to profesjonaliści. A i tak źle to tam wygląda.
To nie koniec mojej litanii – jak na komiks sensacyjny strasznie mało w „Kamieniu” czystej, nieskrępowanej i efektownej akcji. W fabule przeważają dialogi, a już prawdziwym szczytem jest wywód Marduka pomieszczony na jednej stronie, który dla rytmu opowieści powinien być rozbity na mniejsze części i odpowiednio zilustrowany. To nie pierwszy tego typu błąd Kleszcza – kompozycja wciąż kuleje. A jak już trafią się jakieś sceny walki to brakuje im dynamizmu. Bardzo trafnie ocenę takich momentów ujął w swojej recenzji Jakub Jankowski – niektóre sceny „nie chcą odpalić”.
Jeśli ktoś pytałby mnie o zdanie co Kleszcz powinien dalej robić, odpowiedziałbym w ten sposób – jak najszybciej skończyć „Kamień przeznaczenia”, odpocząć trochę (bo jak przypuszczam harówa nad serię był ciężka), złapać oddech i… poeksperymentować. Odejść na moment od swojej mainstreamowej ortodoksji (bo wydaje mi się, że trochę się w niej męczy) i poszukać inspiracji na innych obszarach. Pamiętam, jak zaprezentował jedną ze swoich prac zrobioną w bardziej cartoonowym stylu – i było ona naprawdę świetna! Moim skromnym zdaniem to jedna z lepszych rzeczy, które wyszły spod jego ręki. Niech zatem twórca „Kamienia” zmierzy się z innymi technikami, pokombinuje ze swoją kreską, poszuka inspiracji tam, gdzie do tej pory tego nie robił, poogląda pracę twórców, którzy nie należą do jego ulubionych. Sięgnie do książek Szyłaka czy McClouda. Odświeży swoje dość klasyczne (żeby nie powiedzieć – archaiczne) spojrzenie na sztukę opowiadania obrazami. Z pewnością wyjdzie mu to na dobre.
Oczywiście, w kwestiach warsztatowych wciąż bardzo daleko mu nie tylko do Piotra Kowalskiego, ale choćby Krzysztofa Wyrzykowskiego i prace w tym kierunku jest jak najbardziej wskazana. Ale nie widzę powodów dlaczego nie miałby popróbować z innymi środkami wyrazu. Tomku, nie zamykaj się z własnej woli w szufladce, tylko poszerzaj swoje możliwości. Odwagi!
17 komentarzy:
Tak przy okazji z myślą o tych którzy być może tego nie dostrzegli: to nie jest recenzja; to poradnikówka w stylu "Mądrości Cioci Marioli która wie wszystko" (wkrótce na antenie TVN ;) )
Redaktorze Oleksak, nie podążajcie tą drogą... Wyszła Wam mentorska żenada zamiast recenzji (zwłaszcza finał tekstu - wzorzec jak nie pisać tego typu tekstów).
P.S. Tomaszu Kleszczu, w żadnym wypadku nie sugeruj się radami J. Szyłaka (o K.Oleksaku nie wspominając). Rób swoje.
P.S. 2 Zapewne autor "recjenzji" da upust swej manii prześladowczej i uzna mnie za awatara Tomka Kleszcza (albo pewniej za niego samego). Wiem, że nie uwierzy, ale tak po prostu nie jest.
no to teraz robi sie ciekawie :)
Napisałem trzy, jak sądzę wzorcowe recki poprzednich tomów. Od sztancy, nudne jak falki z olejem. Co się na wszystkich serwisach pojawiają i, jak się okazuje, wszyscy mają je w dupie. Teraz zrobiłem coś takiego. Do zarzutów anonimka się nie odniosę, bo każdy kto ma olej w głowie umie czytać i wie, co napisałem.
A czepianie się Szyłaka przy tej okazji to już w ogóle jakaś aberacja.
@Kuba, ale wiesz, w kontekscie dyskusji o komiksie Olgi, Twoj tekst o "Kamieniu..." powoduje pewien dysonans.
Jak to się ładnie zazębia. Akurat wczoraj w komciach pod recką komiksu Olgi na Ziniolu odesłałem Kaprala do lektury profesora Szyłaka zanim zacznie deliberacje o definicji komiksu...
Co do Tomka - rób swoje. Z mojej strony wielki szacunek za pracę, którą wkładasz w realizację swojej pasji.
Zazębia się jak cholera. Tomek po prostu dostał po łapach za komentarze o Oldze Wróbel. Ależ niemsak.
Też tak to odebrałem ale nie zmienia to faktu, że redaktor Oleksak ma rację i wątpię aby napisał to z czystej złośliwości. W recenzji jest kilka dobrych rad, za które ja na miejscu Tomka bym Kubie podziękował a później przemyślał sprawę.
Zresztą, na Polterze dziś zawisła recka o podobnej wymowie.
Not egzakli. Recka na Polterze zawisła przedwczoraj rano, czyli przed flejmem. No, jest to jednak pewna różnica :)
liczą się wnioski
"Sezon na Kleszcza"
Właśnie Tomku. Nie zamykaj się w możliwościach, tylko weź i poszerz sobie szafę.
Marku, ja o "Ciemnej" nie pisanej bo tego komiksu nie mam, więc nie do końca rozumiem o jaki dysonans chodzi. Olga i Tomek wydają się dwoma innymi przypadkami i mnie trudno jest je porównywać. Chyba, że ktoś przykłada jakąś akademicką, absolutną miarkę, ale ja nie widzę sensu. Tomek ma przed sobą dużo pracy, Olga również - tylko Tomek wybrał konwencje, w której widać jego braki, a Olga potrafi je lepiej zakamuflować i koniec końców zrobić lepszy komiks.
Mam nadzieję, że tomek nie odbierze mojej recenzji jako złośliwej. Pisałem, ekhm, z serca.
No i Kapralu - Twoje uwagi co do Olgi są tak samo aktualne jak nie bardziej!) w stosunku do Tomka!
@Kuba, ja sie nie czepiam o czym piszesz, twierdze jedynie, ze w kontekscie dyskusji toczacych sie i tu i na Ziniolu i w paru innych miejscach, moment pojawienia sie tej recenzji i skupienie sie na jakosci rysunkow jest dosyc niefortunne.
jak nie, jak fortunny
Turu, zabrzmiało to prawie jakbyś mnie bronił, czuję się wzruzony ;] Kubo, obrazić się mogę o to "ekhm...",sugeruje to jakąś nieszczerość tej ostatniej wypowiedzi ;] Co do recki, sam wybrałem styl rysowania i zdaję sobie sprawę, że będę za to zbierał baty, ostatecznie to nieco trudniejsza sztuka niż rysowanie lewą ręką, a uczę się jej głównie sam i to po pracy. Eksperymentowanie trwa, efekty pojawiły się chwilę temu na blogu, zapraszam. Uwagi zawsze biorę sobie do serca i próbuję się stosować, jeśli uważam je za słuszne. Chyba tyle, i Kuba na polterze recenzował część 3 a nie 4. Jak 4 oceni jeszcze niżej i da mi notę 2, to za chwilę wyjdzie na to, że robię najgorszy komiks w Polsce, i to dopiero będzie ciekawe. Ogólnie mam wrażenie, że wraz z postępami rosną wymagania recenzentów [z tym że w nierównomiernym tempie, hehe] , ale przecież tak powinno być. Jeszcze taka mała dygresja, w 2 części była sama akcja, to było marudzenie że mało treści, teraz jest więcej treści, to marudzenie że mało akcji. Ale w sumie to wina tego prostego faktu, że historia tworzy całość i nie da się jej równomiernie rozbić na jednakowo zagospodarowane zeszyty w idealnych proporcjach, tzn. przynajmniej ja nie umiem :) .
Nie rozumiem tylko czepiania się chmurek, jak je wklejałem ze zdjęć, było źle, jak maluję [ bo malowałem je sam] to źle, inni mogą wszystko źle rysować i to jest ok , a u mnie chmurki przeszkadzają i stają się koszmarem, co za koszmar. Tak czy siak, czas wracać do rysowania, nie spocznę póki nie usłyszę[ przeczytam w zasadzie] : Kleszcz narysował w końcu zajebisty komiks. Do pracy zatem, Czołem !
Tomek, od czasów "podwójnego wybuchu gazu" jest spory postęp.
A jak się rozejdzie fama, że robisz najgorszy komiks w Polsce, to masz darmową reklamę ;)
Ale podwójny wybuch gazu zdobył prestiżowe nagrody, hehe. W zasadzie najlepiej być naj w którąś ze stron, niż być nijakim w środku, chyba... ;]
Prześlij komentarz