wtorek, 30 października 2012

#1172 - Wszystko zajęte

Michał Śledziński w wywiadzie dla "Zeszytów Komiksowych" stwierdził, że trzydziestoparoletni twórca komiksowy to zaledwie osesek. Trudno się nie ze Śledziem nie zgadzać - wraz z setkami mozolnie zarysowanych stron przychodzi nauka i bezcenne doświadczenie, które potem przekłada się na jakość komiksów. Marcin Podolec ma zaledwie 21 lat. Inni twórcy, znajdujący się w jego wieku, mogą uchodzić co najwyżej za nieoszlifowane diamenty. Artystów perspektywicznych. To młodzi i obiecujący. Podolec po trzech albumach, kilku wernisażach i paru mniejszych formach może uchodzić za prawdziwego weterana komiksowej branży. Aż strach pomyśleć co będzie, aż osiągnie "komiksową dojrzałość". Bo na razie, według kalendarza śledziowego, jeszcze się pewnie nie urodził.

"Wszytko zajęte" mogło przejść do historii polskiego komiksu, jako kolejny album, który nigdy nie powstał. Pierwotnie komiks miał być wspólnym dziełem Marcina Podolca i Barbary Okrasy. Prace nad nim rozpoczęły się na początku zeszłego roku. Podział ról był następujący - Kolec przygotował skrypt i miał nakładać tusz na szkice Lagu. Niestety, w składzie nastąpił rozłam - w grudniu 2011 roku pojawiła się informacja, że album nie zostanie stworzony w zapowiadanym składzie. Podolec został sam na placu boju, a w dodatku na drodze realizacji projektu stanęły przedmioty martwe - awaria dysku pożarła część gotowych plansz, które trzeba było rysować od nowa. Na szczęście te wszystkie wypadki nie zniechęciły Podolca, który dopiął swego i jak zwykle pięknie wydany album (wiadomo, Kultura Gniewu - marka!) można było kupić na Festiwalu w Łodzi.

Przyznam szczerze, że poprzedni album Podolca, "Czasem" (ze scenariuszem Grzegorza Janusza), mnie nie porwał. Przyznaje, że album, powszechnie uważany za najlepszą polską produkcję ubiegłego roku (według członków Polskiego Stowarzyszenia Komiksowego) i mijającego sezonu (w głosowaniu publiczności zgromadzone na 23. MFKiG w Łodzi), to świetny komiks, ale nie udało się mu mnie oczarować. Przeczytałem go, zachwyciłem się i... tyle. Nic we mnie nie zostało. Nic się we mnie nie zmieniło. Nie miałem ochoty sięgnąć po niego kolejny raz. Z "Wszystko zajęte" było inaczej - komiks od samego początku mnie oczarował. Najpierw oprawą wizualną, a zaraz potem opowiadaną historią.

Wspomniane "Czasem" w stosunku do "Kapitana Sheera" było prawdziwym skokiem jakościowym - Marcin Podolec z opierzonego debiutanta (bo pamiętajmy o "Ser-cu") wszedł do ligi, w której grają duzi chłopcy. "Wszystko zajęte" jest natomiast kolejnym krokiem w dobrym kierunku. Krokiem o tyle rewolucyjnym, że opowieść o dwóch braciach pracujących w branży pogrzebowej w swojej estetyce, podejściu do narracji wizualnej i sposobie kreacji komiksowej rzeczywistości jest utrzymane w zupełnie innym stylu, niż dwa poprzednie albumy, który pod tym względem były dość podobne do siebie. Oprawa graficzna komiksu utrzymana jest w oryginalnie pojmowanej estetyce realistycznego cartoonu. To trochę tak, jakby Freederik Peeters rysując nowego "Lupusa" zapatrzył się w niektóre komiksy KRLa. Dla mnie, pod względem estetycznym i, powiedzmy, montażowym, to rzecz absolutnie zachwycająca. Sama gra obrazów, sprytne wykorzystanie kadry, zabawa szczegółem, płynność samej narracji czy wreszcie wykorzystanie barw - to po prostu komiksowa maestria. Komputerowej sztuczności nie czuć nic, a nic, natomiast wyraźnie widać, że Podolec nabrał więcej pewności w kresce. Trochę kolorystyką, trochę miękkim i bardzo swobodnym stylem jego ostatnia praca przypomina mi "Na szybko spisane" przywoływanego już Śledzia, ale oczywiście "Wszystko zajęte" jest piękne w swoich własnych kategoriach.

Nie chce być opacznie zrozumiany - "Wszystko zajęte" nie jest komiksowym arcydziełem. Jest komiksem znakomitym, dla mnie najlepszym w dorobku Podolca. Ani krztyny przesady nie ma w słowach Igorta, który w Łodzi nazwał ten komiks pracą na prawdziwie europejskim poziomie. Wierzcie Szymonowi Holcmanowi, który mówi, że nie wydaje autorów krajowego formatu, tylko rzeczy, które bez wstydu można pokazywać na każdym festiwalu, na każdym kontynencie. Ale nie, to jeszcze nie jest arcydzieło. Ale było cholernie blisko. Jestem ciekawe, jak wysoko Podolec ustawi poprzeczkę następnym albumem...

7 komentarzy:

Przemysław Zawrotny pisze...

Chciałbym się dowiedzieć, o czym jest ten album, bo nie wyczytałem w recenzji, a przecież "Wszystko zajęte" nie jest artbookiem. Zatem?

google pisze...

http://www.kultura.com.pl/index.php?s=k_149&d=k

Przemysław Zawrotny pisze...

No to inaczej (jaśniej) zapytam, bo nie chodziło mi o streszczenie, a interesuje mnie interpretacja tego komiksu, bo po lekturze tekstu mam wrażenie, że autor obejrzał obrazki i na tej podstawie wydał wyrok.

Kuba Oleksak pisze...

Przemku cytując Dominika Szcześniaka -

"w recenzji nie wspomniałem o jednej rzeczy: bardzo ciężko jest nie spojlerować, omawiając fabułę WZ."

to komiks o miłości, kobietach i mężczyznach, że z pewnymi sprawami, nie należy zwlekać, bo nie dostanie się drugiej szansy o toksycznych związkach, o
pewnej babci, swoją rolę do odegrania ma zoo i giełda staroci/muzyczna.

Jeśli interesuje Cię interpretacja komiksu - przykro mi to, jest recenzja. Pisana na gorąco. "Wszystko zajęte" musi odczekać swoje, abym mógł coś wiążącego napisać. A tak pisze, że jest to komiks dobry, świetny z wyżej wymienionych przyczyn.

Przemysław Zawrotny pisze...

No w porządku, wymieniłeś z grubsza wszystkie wątki - i co? Łączą się one w jakąś całość? Dają jakiś sens? Jeśli Podolec mówi o miłości, kobietach i mężczyznach, to co takiego ciekawego o nich mówi? Pytam, bo wydaje mi się, że nie mówi nic, strzępki opowieści nie układają się w sensowną całość. Tymczasem Ty w swojej recenzji piszesz, że to komiks znakomity, bo fajnie narysowany i - teraz dodajesz - bo coś tam jest o jakichś obyczajowych sprawach. Ja z tego wynoszę tyle, że recenzentowi Oleksakowi podobały się rysunki, ale poza tym to nie wie, co jest istotnego w tym komiksie (bo tylko recenzuje, a to przecież niewiążące). Może lepiej nie pisać tekstów na gorąco, a po zrozumieniu utworu?

Kuba Oleksak pisze...

Przemku!

Nie podobało Ci się "Wszystko zajęte"?

Łączą się w całość, mają sens, są ciekawe. Dla mnie ( i dla Kuby Jankowskiego i chyba dla Dominika Szcześniaka układają się w sensowną (nie wiem czy logiczną) całość. jak najbardziej.

Gwoli ścisłości - nie pisze, że komiks jest ładnie narysowany. Proszę, nie wsadzaj mi takiej bzdury do ust. Pisze, że jest zachwycający jeśli idzie o całość wrażenia estetycznego, o kunszt opowiadania obrazem (tak, OPOWIADANIA :), o formalny sposób ujęcia fabuły.

A tego nie da się oddzielić w żaden sposób od fabuły. Treść i forma to nie pudełko z butami, że zacytuje klasyka. Podolec w fantastyczny, dojrzały, w miarę oryginalny, hipnotyzujący opowiada love story. Fabularnie nie ma rzeczy bardziej banalnej i stereotypowej, a jemu się udaje uniknąć wszystkiego, co poważnego czytelnika mogłoby razić w takiej opowieści. Nie ma taniego sentymentalizmu, jest nostalgia. Nie ma rzewności, jest autentyczne uczucie (na ile opowieść może być autentyczna). Wreszcie - nie ma miłosnego kiczu. Ten komiks jest anty-kiczowaty jak tylko komiks może być (znowu - cytując klasyka).

Nie do końca rozumiem do czego się doczepiłeś - tego, że nie zrozumiałem utworu? Naprawdę, to chwyt poniżej pasa... Mam wiele dobrej woli, żeby wyjaśnić to, co miałem na myśli pisząc tak, a nie inaczej, choć wyłożone wszystko jest w tekście. Stoi, jak wół, a Ty jeszcze mi zarzucasz, że nie zrozumiałem tekstu :/

Przemysław Zawrotny pisze...

To może karty na stół: rzeczywiście, nie podoba mi się "Wszystko zajęte". Uważam ten komiks za co najwyżej zalążek interesującej opowieści. Historia jest namiastkowa, nieco efekciarska (chodzi mi np. o ekstrawaganckie motywy typu babcia ze zwierzakami w miniaturowych trumnach, które donikąd nie prowadzą - a mogłyby i powinny!).

Marcin Podolec stworzył moim zdaniem słaby komiks. Dlatego gdy przeczytałem, że się zachwycasz nim, liczyłem na więcej argumentów i odniesienie się do tematyki (problematyki) utworu, jak dla mnie zbyt mgliście zarysowanej (przeczytałem jeszcze raz Twoją recenzję i nie ma w niej ani słowa na ten temat - czyli: dobrze, że zapytałem, pisząc komentarz).

Skoro już napomknąłeś o tekście Jakuba Jankowskiego - z jego opinią na temat komiksu się nie zgadzam, ale on tam bardzo konkretnie wyłożył, jak rozumie opowieść (!) Podolca. Nie odbieram jej aż z taką dobrą wolą, myślę, że trzeba zbyt wiele sobie dopowiedzieć, by znaleźć w niej taki sens, jak to zrobił Jankowski. Ale za to widzę, że autor ma ciekawy i spójny pomysł interpretacyjny, choć może lekko naciągnięty. Ty natomiast piszesz, że było blisko arcydzieła i właśnie tej gołosłowności się przyczepiłem. Następnie wymieniłeś tylko główne wątki w komiksie, ale nie wskazałeś, co w ich połączeniu jest takiego niezwykłego. Czyli - dalej nie wiem. To, że Podolec mówi o jakiejś babci, toksycznych związkach i zoo, jeszcze nie czyni z jego komiksu znakomitego utworu. Jak również to, że we "Wszystko zajęte" nie ma romansidłowego kiczu. Mnie bardziej interesuje, co w tym komiksie jest.

Uwagę o ładnym narysowaniu potraktowałeś zbyt dosłownie, dlatego nie sądzę, bym musiał się z niej tłumaczyć. Natomiast co do szaty graficznej i prowadzenia narracji, to mam wrażenie, że ona również miejscami kuleje. Czytałem "Wszystko zajęte" trzy razy i zawsze zdarzyło mi się gubić ciąg przy jakimś mniej czytelnym kadrze. Ale mniejsza o to, może to moja niedoskonała percepcja, ogólnie możemy się zgodzić w tym punkcie - graficznie i narracyjnie komiks prezentuje się nieźle. Tylko moim zdaniem to trochę mało, by mówić, że jest znakomity.