czwartek, 15 lutego 2018

#2381 - Najlepsze z najlepszych 2017

Z roku na rok piszę o tym, że na polskim rynku komiksowym mieliśmy do czynienia z kolejną klęską urodzaju – w 2017 nie było inaczej. Przybywa tytułów, przybywa serii, przybywa wydawców i kioskowych kolekcji – naprawdę jest w czym wybierać. A co z tej masy obrazkowych historii z perspektywy końca roku okazało najlepsze? Oto moje komiksowe podsumowanie roku minionego.


Tradycyjnie biorąc się z opracowywanie swoje listy najlepszych komiksów minionych 365 dni miałem prawdziwy ból głowy – powiedzieć o nadmiarze bogactwa to nic nie powiedzieć. I taka sytuacja utrzymuje się już od kilku dobrych lat. Nie miałbym żadnych problemów ze złożeniem topowej dwudziestki i już czuję, że dostanie mi się za brak przynajmniej niektórych tytułów. W związku z tym postanowiłem nieco rozszerzyć listę i zamiast tradycyjnej dyszki wyróżniam aż (lub tylko) dwanaście tytułów. Akurat po jednym na każdy miesiąc roku.

Jakimi zasadami kierowałem się dobierając tytuły na listę? Standardowo - brałem pod uwagę tylko premierowe tytuły, które ukazały się w 2017, bez uwzględnienia wznowień i reedycji. Zasadniczo, bo zakładam, że może zdarzyć się wyjątek od tej reguły. Moje zestawienie stanowi miszmasz serii, pojedynczych tomów i one-shotów, historii zamkniętych w jednym albumie – nie widzę problemu w wyróżnianiu jednego epizodu z cyklu (przypadek "Hawkeye`a"), całej serii czy runu ("Daredevil. Nieustraszony"), czy jednocześnie i tego, i tego ("Corto Maltese"). Ważniejsze od wyznaczenia sztywnych reguł jest dla mnie docenienie wszystkiego, co warto docenić.

Choć lista jest oczywiście subiektywna, to w swoich wyborach zawsze silę się na pewien obiektywizm, starając się dobierać pozycje najbardziej znaczące, wartościowe lub z różnych względów ważne. Podobnie, jak w roku poprzednim NIE układam listy w porządku od najlepszych do najgorszych tylko decyduje się na porządek alfabetyczny.

Zestawienia z lat poprzednich znajdziecie po tymi linkami – kolejno za rok 2008, 2009, 2010, 2011, 2012, 2013, 2014 i 2015. W tak zwanym międzyczasie cofnąłem się w czasie i retrospektywnie zebrałem najlepsze komiksy z lat wcześniejszych – z 2002, 2003, 2004, 2005, 2006 i 2007.

Nie przedłużając już zbytnio - do dzieła!

1) "Corto Maltese: Pod znakiem Koziorożca" Hugo Pratt i Patrizia Zanotti (marzec, Egmont, EU)

Powrót "Corto Maltese" to dla mnie jedno z najważniejszych wydarzeń komiksowych minionego roku. Nie do końca przekonuje mnie pomysł edycji w kolorze albo po prostu przyzwyczaiłem się do czerni i bieli. Niby "Corto" to opowieść przygodowa, ale zupełnie inna od typowych przedstawicieli tego gatunku. Nie ma tu eskapizmu, taniego efekciarstwa czy infantylnej oprawy. Hugo Pratt w swoim dziele potrafił uchwycić ducha przygody charakterystycznego dla twórczości Szklarskiego czy Stevensona, ale jednocześnie nasycił go czymś więcej. Liryzmem, metafizyką, literackim sznytem charakterystycznym dla wielkich powieści oraz swoistą nostalgią za dawno minionym światem. W dodatku całość wygląda po prostu przepięknie. Przynajmniej dla kogoś, kto potrafi docenić komiksowy oldschool w stylu Alexa Raymonda czy Miltona Caniffa.

2) "Daredevil. Nieustraszony" Brian M. Bendis, Alex Maleev i inni (październik i grudzień, Egmont, USA)

Długo polskiemu czytelnikowi przyszło czekać na polską wersję jednej z najlepszych i najważniejszych trykociarskich produkcji XXI wieku, ale wreszcie się doczekaliśmy. Trwający 55 zeszytów run stworzony przez Briana M. Bendisa i (głównie) Alexa Maleeva na nowo zdefiniował nie tylko samą postać Daredevila, ale pokazał jak wiele można wycisnąć jeszcze z konwencji super-hero. Pochodzący z Cleveland scenarzysta nie tylko pełnymi garściami czerpie z estetyki noir, ale odwołuje się do komiksowej klasyki, aby finalnie stworzyć osadzony w miejskiej scenerii dramat obyczajowy z zamaskowanym bohaterem w roli głównej, jak trafnie pisze Krzysztof Ryszard Wojciechowski w swojej recenzji. Wisienką na torcie jest sposób, w jaki zbudowana jest fabuła. Bendis już w 2001 roku korzystał chwytów, do jakich dziś uciekają się twórcy całej masy współczesnych serialów telewizyjnych.

3) "Hasib i królowa węży" David B. (lipiec, Kultura Gniewu, EU)

Jeden z najwybitniejszych współczesnych francuskich twórców komiksowych mierzy się z "Księgą tysiąca i jednej nocy" i wychodzi z tej próby zwycięsko. Autor znany z "Rycerzy Świętego Wita" i "Uzbrojonego ogrodu" doskonale odnajduje się we bliskowschodniej estetyce, a jego pomysł na odczytanie jednego z kluczowych tekstów dla europejskiej kultury i tożsamości ze skrętem w stronę egzystencjalizmu uważam za frapujący. Nie można również zapomnieć o komiksowym kunszcie Davida B., który w daje kolejny popis mistrzowskiego opanowania narracji obrazkowe, wzbogaconej w "Hasibie" o przepiękną, inspirowaną sztuką orientu, ornamentykę.

4) "Head Lopper #01: Wyspa albo Głowa Bestii" Andrew MacLean (listopad, Non Stop Comics, USA)

Zdecydowanie największe zaskoczenie minionego roku. W tej niby schematycznej do bólu historyjce spod znaku heroic fantasy z wielkim, umięśnionym barbarzyńcą w roli głównej Andrew MacLeanowi udało się uniknąć gatunkowego banału. "Head Lopper" jest niesamowicie świeży, pełen komiksowo-pulpowej energii wylewającej się za każdej niemal strony. Efekt ten udało się osiągnąć przede wszystkim dzięki niesamowitej oprawie wizualnej. Autor w fenomenalny sposób operuje komiksową narracją swoją dość prostą, ale niezwykle sprawną kreską. Kompozycja, kadrowanie, perspektywa, granie kolorem - MacLean doskonale wie jak powinno się pisać komiks i w "Head Lopperze" robi z tej wiedzy użytek.

5) "Hawkeye #01: Moje życie to walka" Matt Fraction, David Aja i Javier Pulido (marzec, Egmont, USA)

Wychodzi mi, że on-going "Hawkeye`a" to najlepsza współczesna seria Marvela na polskim rynku. Jednocześnie jest to pozycja, który wyłamuje się ze konwencjonalnych schematów rządzących gatunkiem. W porównaniu do innych produkcyjniaków serwowanych co środa przez majorsów seria tworzona (głównie) przez Matta Fractiona i Davida Aję wyróżnia się awangardową narracją i szacunkiem dla wielkich marvelowskich klasyków z lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych. To dziwna mieszanka, która sprawia, że "Hawkeye`a" chwyta zarówno komiksowych koneserów, fanów super-hero jak i hipsterów.

6) "Tam, gdzie rosły mirabelki" Jan Mazur (wrzesień, Wydawnictwo Komiksowe, PL)

Nie agresywnie promowana on początku roku "Totalnie nie nostalgia", nie oparte na świetnym koncepcie "Jak schudnąć 30kg?", nawet nie jadący po bandzie "Najgorszy komiks roku" tylko właśnie "Mirabelki" okazały się najmocniejszą pozycją opublikowaną pod szyldem Nowy Komiks Polski z Wydawnictwa Komiksowego. Moim zdaniem Janek Mazur swoim zdecydowanie najlepszym albumem na koncie zdystansował pozycje, które przewijały się w wielu innych topkach za rok 2017. Obraz polskiego blokersa, przysłowiowego Seby zrobiony bez podśmiechujek, na poważnie uderza naprawdę mocno, nawet pomimo swojej minimalistycznej estetyki. Mazur demitologizuje i uczłowiecza odziany w dres mem, wychodzi poza utarte stereotypy i utrwalony banał.

7) "Na Szybko Spisane – 2000/2010" Michał Śledziński (listopad, Kultura Gniewu, PL)

Ponad dekadę przyszło nam czekać na finał jednego z najważniejszych współczesnych polskich komiksów. Po dziś dzień pamiętam, jak wstrząsnął mną pierwszy tom historii pewnego introwertycznego człowieczka. Niestety, przy lekturze jego kontynuacji tego uczucia już zabrakło. Drugi tom był słabszy i to samo muszę powiedzieć o trzecim. Przez moment wahałem się nawet czy ostatnia praca Śledzia zasługuje, aby znaleźć się w zestawieniu Top 12 za rok 2017, czy może nie wyróżnić wspomnianych powyżej "Najgorszego komiksu świata" albo "Jak schudnąć 30kg?". Jednak "Na Szybko Spisane – 2000/2010" to wciąż kawał znakomitej komiksowej roboty, który już teraz trzeba zaliczyć do kanonu polskiej sztuki komiksowej.

8) "Opus" Satoshi Kon (wrzesień, Studio JG, JAP)

Szczerze przyznaje, że w rodzimej ofercie mangowej poruszam się nieco po omacku, zdając się na własne wyczucie i opinie niektórych krytyków. Jest całkiem prawdopodobne, że mogłem coś po prostu przegapić. Nie przegapiłem za to "Opusa" autorstwa Satoshiego Kona. Artysta bardziej znany ze swoich dokonań w branży anime ("Paprika", "Millennium Actress", "Perfect Blue") w swoim komiksie buduje metatekstualną narracja, w której granice między światem rzeczywistym, a tekstem zacierają się i przenikają. Stawia przy tym fundamentalne pytania o proces twórczy i funkcję autora, o to co jest prawdziwe, a co jest fikcyjne. Kon znakomicie porusza się w metaliterackich i metanarracyjnych mieliznach kreśląc przy tym autentycznie wciągająca historię zamkniętą w szkatułkowej formie.

9) "Powstanie. Film Narodowy" Jacek Świdziński (październik, Kultura Gniewu, PL)

Cholerny Świdziński znowu to zrobił - "Powstanie" to zdecydowanie najlepszy polski komiks 2017 roku i kolejna perełka w jego dorobku. Nasycona ironią historia o pracach nad wielką polską filmową superprodukcją robioną ku pokrzepieniu serc ma wszystko to, za co pokochaliśmy twórczość członku komiksowego kolektywu Maszin. Maksimum treści przy minimum formy, najwyższej próby satyrę, celnie uderzająca w polskie przywary, ale oprócz nich pojawiają się nowe, wcześniej w pracach Świdzińskiego nie występujące elementy. Wydaje mi się, że "Powstanie" to jego najbardziej przystępna i pogrążona w bieżącej rzeczywistości praca, w której do inspiracji Mrożkiem i Gombrowiczem dochodzą wpływy Barei.

10) "Sędzia Dredd. Ameryka" John Wagner i Colin MacNeil (lipiec, Studio Lain, UK/EU)

Jeśli mielibyście przeczytać tylko jeden komiks z sędzią Dreddem w roli głównej niech to będzie właśnie "Ameryka". Pozycja uchodząca za najwybitniejszą w bogatej bibliotece opowieści z ikoną brytyjskiego komiksu to traktat o działaniu systemu totalitarnego. John Wagner w swoim charakterystycznym stylu stawia wciąż aktualne pytania o granicę wolności jednostki, terroryzm i władzę, opowiadając przy tym bardzo wciągająca historię miłości dwójki ludzi, których los umieścił po dwóch przeciwnych stronach barykady. "Ameryka" dostaje również dodatkowe punkty za rozegranie postaci Dredda, który z jednej strony jawi się, jako bezkompromisowy stróż prawa, a z drugiej strony jako symbol faszystowskiej władzy trzymającej w żelaznym uścisku społeczeństwo. Jeśli podobało się wam "V jak Vendetta" Moore`a i Lloyda "Ameryka" również powinna przypaść wam do gustu.

11) "Top 10" Alan Moore, Gene Ha, i Zander Cannon (maj, Egmont, USA)

Alan Moore jak zwykle nie zawodzi - w "Top 10" jeden z najwybitniejszych współczesnych twórców komiksowych bierze na warsztat mocno skonwencjonalizowany gatunek serialu policyjnego skupionego na codziennej robocie stróżów prawa. Doprawia go futurystyczną oprawą, stawia mocny akcent na wątki obyczajowe, dokłada efektowną satyrą na super-hero oraz szczyptę swojego geniuszu - z tej z pozoru dziwacznej mieszanki wychodzi mu danie nad wyraz smaczne. Wciągające, napisane z nerwem, wrzucające czytelnika w wir akcji i nie puszczające aż do ostatniej strony, a do tego cholernie zabawne. Wydaje mi się, że w bibliografii Moore`a trudno znaleźć pozycję bardziej przystępną (mainstreamową nawet). Właśnie z tego powodu ta 12-częściowa maxi-seria publikowana pierwotnie przez America`s Best Comics powinna przypaść do gustu także tym, którzy z jakichś niezrozumiałych dla mnie przyczyn za twórczością ojca "Strażników" i "V jak Vendetta" nie przepadają.

12) "Ziemia swoich synów" Gipi (wrzesień, Timof, EU)

Tytuł, który dosłownie w ostatniej chwili wskoczył na moją listę. Po lekturze "Ziemi swoich synów" zacząłem postrzegać znanego na polskim rynku z "Sali prób" Gianniego Pacinottiego nie jako kolejnego z wielu znakomitych współczesnych komiksiarzy niezależnych, ale twórcę wybitnego, na którego kolejne dzieła czeka się z niecierpliwości. Gipi wziął na warsztat wyświechtany schemat opowieści postapo i zamiast kolejny raz opowiadać tę samą, tylko trochę inną historię o survivalu po zagładzie, upadku społeczeństwa, strzelaniu do zombiakach czy innych potworów stworzył porażającą opowieść o człowieczeństwie. Graficznie wycyzelowaną, kompozycyjnie perfekcyjną, urzekającą swoją formą i nie pozostawiającą czytelnika emocjonalnie obojętnym. Dawno nie czytałem tak mocno egzystencjalnego komiksu, który dotyka samego jądra tego, co czyni nas ludźmi.

Podsumowując - na moją listę trafiły trzy pozycje od Egmontu, trzy albumy KG, po jednym tytule od Non Stop Comics, Studia JG, Timofa, Wydawnictwa Komiksowego i Studio Lain. Geograficznie najwięcej reprezentantów ma komiks amerykański (pięć), po trzy komiksy pochodzą z Polski i Europy (Włochy, Wielka Brytania, Francja), a jeden rodzynek pochodzi z Japonii.

I jak wam się podoba? Dajcie znać w komentarzach co byście wyrzucili albo dodali.

4 komentarze:

Maciej Gierszewski pisze...

Kuba, pewnie nie uda mi się zrobić podobnego zestawienia. Chyba za dużo w ubiegłym roku przeczytałem...
Doceniam obecność "Corto Maltese" (ale pewnie przez sentyment...)

Gdybym zrobił swoją listę, to z tej Twojej zostałyby: "Daredevil. Nieustraszony", "Opus", "Powstanie. Film Narodowy", "Top 10".

Na pierwszym miejscu wylądowałby "Idący czlowiek"

Dodałbym: "Gnata", "Płatki", "Jak schudnąć 30 kg?", "Miesiąc miodowy na safari", "Monstressa - 1 - Przebudzenie", "Sadbøi",

(chyba: "Ms Marvel: Niezwykła", "Paper Girls 1", "The Wicked + The Divine Tom 1 - Faustowska Rozgrywka", "Czarny Młot. 1"

Paweł Miłosz pisze...

Hmmmm... To tylko komiks europejski i amerykański, a gdzie manga? Ja bym dodał:
1. Monstressa - moim zdaniem, najlepszy komiks od NSC.
2. Saga winlandzka (w 2017 ukazały się t. 1-2).
3. Blame! (t. 3-5).
4. Druuna (t. 2).

Maciej Gierszewski pisze...

no, zapomniałem o "Sadze W..." - świetna rzecz.

Kuba Oleksak pisze...

Dzięki Wam za wszystkie sugestie mangowe - tak, jak pisałem powyżej w tym temacie zwykle mam sporo do nadrobienia. I o ile "Blame!" mi kompletnie nie podszedł (chociaż wiadomo, klasyk i na takiej liście mieć miejsce powinien), o tyle "Saga winlandzka" już do mnie leci. Podobnie jak "Idący człowiek" Taniguchiego.

Giera, nie sądziłem, że nasze listy będą się aż tak różnic - z pozycji, które wymieniłeś najbardziej dziwi mnie obecność "Monstressy" (dobre, ale nie aż tak!) oraz "Paper Girls 1", "The Wicked + The Divine Tom 1 - Faustowska Rozgrywka" (u mnie ledwo co Top35 co najwyżej).

Najbardziej żałuje nieobecności Sacco i "Czarnego Młota", bo oni na finiszu wylecieli - chętnię zrobiłbym Top15, ale uznałem że to już ciut za dużo.