"Bajka na końcu świata" to komiksowa seria dla dzieci autorstwa Marcina Podolca. Głównymi bohaterkami są Wiktoria i Bajka, które – w poszukiwaniu rodziców dziewczynki – samotnie przemierzają jałowe przestrzenie, wymarłe lasy i gruzowiska. Podobno cały cykl zaplanowany został na dziesięć albumów. Pożyjemy, zobaczymy. Tymczasem do księgarń trafiła druga odsłona o podtytule "Opuszczony dom".
Bieżąca cześć rozpoczyna się od dramatycznego wydarzenia. Przyjaciółki śpiesznie przemieszczają się przez skażoną strefę, właściwie biegną slalomem, bo muszą unikać kłębów żółtawego dymu, które wiatr przegania nisko nad ziemią. I już wydaje się, że cało i zdrowo przebrnęły przez toksyczną zonę, gdy zabłąkana chmurka trafia dziewczynkę prosto w twarz. Prawie natychmiast Wiktoria dostaje zawrotów głowy i mdleje. Na szczęście Bajka zachowuje zimną krew i nieprzytomną towarzyszkę zaciąga do tytułowego opuszczonego domu.
Gdy Wiktoria odzyskuje przytomność, to okazuje się, że leży w wygodnym łóżku, a wierna towarzyszka czuwa obok. Przebłysk świadomości trwa jedynie krótką chwilę, po której dziewczynka zapada w niespokojny sen. Śni jej się, że jest z ojcem na spacerze w parku, rozmawiają i przekomarzają się, gdy zaczyna trząść się ziemia, potem wspólna ucieczka przed walącymi się drzewami i, niestety, rozdzielenie.
Fabuła, podobnie jak w jedynce, prowadzona jest za pomocą krótkich, kilkuplanszowych rozdziałów. Każdy stanowi zamkniętą całość, ale wszystkie się ze sobą łączą i układają w nadrzędną opowieść. W związku z faktem, że akcja tomu rozgrywa się w jednej lokacji autor, za pomocą retrospekcji, opowiada nam wyjątki z przeszłości bohaterek oraz buduje mitologię czasu i miejsca, w którym przebywają.
Co prawda wciąż wielu rzeczy nie wiemy, a z tych, które poznaliśmy nie da się zbudować pełnego obrazu. Autor umiejętnie podsyca zainteresowanie, powoli odkrywa karty, nadal większość ma pochowanych po rękawach. Oprawa graficzna pozostaje na najwyższym poziomie, rysunek jest znakomity – uproszczony, a mimo to wyrazisty. Ale tego właśnie można było spodziewać się po Marcinie Podolcu, który jest jednym z najbardziej utalentowanych współczesnych rysowników.
Co prawda wciąż wielu rzeczy nie wiemy, a z tych, które poznaliśmy nie da się zbudować pełnego obrazu. Autor umiejętnie podsyca zainteresowanie, powoli odkrywa karty, nadal większość ma pochowanych po rękawach. Oprawa graficzna pozostaje na najwyższym poziomie, rysunek jest znakomity – uproszczony, a mimo to wyrazisty. Ale tego właśnie można było spodziewać się po Marcinie Podolcu, który jest jednym z najbardziej utalentowanych współczesnych rysowników.
Podsumowując, sprawdza się w postapokaliptyczna sceneria, w której rozgrywa się akcja. Doskonale, że autor obsadził w głównych rolach przedstawicielki rodzaju żeńskiego. Zasadniczo drugi tom nie posuwa akcji do przodu, dziewczyny nie są bliżej celu niż były, gdy żegnaliśmy się z nimi w "Ostatnim ogrodzie" (klik! klik!). Za to przesuwają się akcenty, uprzednia odsłona to opowieść akcji, a "Opuszczony dom" stawia na przybliżenie emocji i wzajemnych relacji, ukazuje silną (i pozytywną) więź jaka łączy protagonistki. Podczas lektury można się pośmiać, ale i wzruszyć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz