czwartek, 9 grudnia 2010

#638 - Zmutowane czwartki (4): Ultimate X-Men

Zagmatwana mitologia i plątanina narastających latami, często w połowie porzucanych, wątków skutecznie odstraszała od sięgnięcia po komiksy z charakterystycznym iksem w tytule. Kolejne zmiany redaktorów i scenarzystów, zamiast rozwiązywać, jeszcze bardziej potęgowały problem. Kolejne próby uporządkowania tego bałaganu (wszelkiego rodzaju reloady, restarty, "nowe ery", zmiany tytułów i numeracji) przynosiły skutek odwrotny od zamierzonego, na dobre zniechęcając czytelników do mutantów Marvela.
Pomysł Joe Quesady na stworzenie specjalnego imprintu/uniwersum, w którym ikony Domu Pomysłów miały zostać odświeżone przez najlepszych twórców w branży, którzy opowiedzieliby na nowo ich historie, wydawał się wręcz stworzony dla X-serii. Dzięki sukcesowi filmowych "X-Men" pojawiła się grupa potencjalnych czytelników chcących zapoznać się z oryginałem, ale nie było komiksu, po który mogliby sięgnąć. W skomplikowanej strukturze fabularno-rodzinnej "Uncanny X-Men" czy "X-Men" gubili się nawet najwytrawniejsi x-fani, a same komiksy nie zaliczały się do wybitnych, komiksowych osiągnięć. Nawet w swojej kategorii. Ku uciesze pierwszych i drugich, w 2001 roku na rynku pojawili się "Ultimate X-Men".

Seria "Ultimate X-Men" trafiła również do Polski, trzy lata później na fali powrotu zeszytówek do kiosków. W swojej krótkiej karierze, wydawnictwu Axel Springer udało się wydać w sumie osiem numerów, publikując przy tym zawartość znaną z dwóch, pierwszych wydań zbiorczych "Tomorrow People" (numery 1-6) i "Return of Weapon X" (7-12) oraz fragment trzeciego, "World Tour" (16-20). Opuszczono dwuczęściową przygodę z Gambitem napisaną przez Chucka Austena i narysowaną przez Esada Ribica oraz numer piętnasty, w którym dowiadujemy się, że tak naprawdę Magneto wcale nie zginął w Waszyngtonie na oczach dziesiątek tysięcy telewidzów. Wśród czytelników wywołało to spore oburzenie, podobnie jak ocenzurowanie jednej ze scen z Charlesem Xavierem. Wszystkie to razem z "Hellfire and Brimstone" (21-25), czteroczęściową mini-serią "Ultimate War" i "Return of the King" (26-33) zamykają run Marka Millara w "UXM".

Dla pochodzącego ze Szkocji scenarzysty był to pierwszy kontakt z mutantami Marvela. Na początku 2001 roku Mark Millar był całkiem nieźle zapowiadającym się scenarzystą mającym na swoim koncie "The Authority", ale o zaplątanej mitologii X-Menów nie miał zielonego pojęcia. Nie może zatem dziwić dość swobodne podejście do najbardziej klasycznych historii i motywów. Wątki z przybyciem Kitty Pryde do szkoły, pojawienie się Hellfire Clubu, czy manifestacja Phoenix Force w Jean Grey rozegrane są zupełnie inaczej i właściwie tylko pojedynek z Proteusem (znany z "World Tour") czy rządowy projekt Sentineli bliskie są swoim oryginalnym wersjom.Nawet takiego konserwatywnego miłośnika X-Men, jak ja cieszy sposób, w jaki Millar reanimował świat mutantów. Nie bawił się w wieloczęściowe sagi, ciągnących się latami, kryjących się w cieniu villainów, manipulujących z ukrycia wypadkami i knujących swoje misterne plany. W zaplanowanych na kilka części historiach, akcja pędzie na złamanie karku, dzieje się dużo i szybko. Nowi mutanci są na tyle brutalni i realistyczni, na ile komiks akcji z superbohaterami tłukącymi superłotrów może być. Spandeks i pstrokate kostiumy zastąpiły nieco bardziej cywilne i mniej rzucające się w oczy wdzianka. Scenarzysta całkiem zgrabnie nawiązuje do ówczesnej sytuacji politycznej, kreując Bractwo, grupę mutantów skupioną wokół Magneto, sprzeciwiającej się ideom Xaviera, jako organizację terrorystyczną, kierującą się fundamentalistyczną ideologią, z którą Stany Zjednoczone toczą wojnę, przypominającą bushowską "war on terror". Zresztą cały konflikt światopoglądowy na linii Magneto-Xavier został przedstawiony o wiele bardziej wiarygodnie i ciekawie.

W "Hellfire and Brimstone", będącym zbiorem dość luźnie powiązanych wątków, X-Meni mogą zażyć trochę zasłużonego odpoczynku, bo żadne większe niebezpieczeństwo nie zagraża naszej planecie. Beast, po zerwaniu ze Storm, romansuje przez Internet z cierpiącą na bulimię supermodelkę z aktywnym genem x. Związek Jean i Scott kwitnie, co niekoniecznie podoba się Loganowi. Rodzice Icemana namawiają swojego syna, aby pozwał szkołę Xaviera i zgarnął milionowe odszkodowanie za doznane podczas walki z Magneto obrażenia. W finale poznajemy tajemniczych sponsorów szkoły Xaviera i pojawia się wątek Phoenix.

W "Ultimate War" prawda o losie Magneto wychodzi na jaw i stosunki Xaviera z rządem amerykańskim delikatnie się ochładzają. Na X-Menów poluje zespół Kapitana Ameryki - Ultimates i mutanci muszą zejść do podziemia. Ostatnim aktem tej trylogii jest powrót Mistrza Magnetyzmu w "Return of the King". Niestety, finał wypada dość blado, bo brakuje w nim tego, co było wizytówką Marka Millara – dynamicznej akcji i zaskakujących fabularnych zakrętów. Historia niemiłosiernie się dłuży, a Magneto z budzącego grozę terrorysty z "Tomorrow People" znowu przypomina groteskowego, komiksowego złoczyńcę, wygłaszającego pompatyczne przemowy.Rysowniczą robotą podzielili się Adam Kubert, Kaare Andrews i Chris Bachalo. Kreski Kuberta nigdy nie ceniłem zbyt wysoko i swojej opinii nie zmieniam. To szybki i bardzo sprawny ilustrator, ale w jego rysunkach rażą mnie nienaturalne skróty, sztuczne uproszczenia elementów drugiego planu i liczne niedokładności. A jego styl nie jest ani oryginalny, ani przyjemny dla oka. Co innego Bachalo, jeden z moich ulubionych twórców, nad którego rozbuchanym i ekspresyjnym stylem rozpływałem się przy okazji "Supernovas". Kaare Andrews prezentuje zupełnie inny styl rysowania, ciążący ku cartoonowemu uproszczeniu. W połączeniu z wyraźnymi i bardzo jaskrawymi kolorami, daje to dość infantylny efekt. Ale widziałem jego późniejsze prace w "Astonishing X-Men" i prezentują się naprawdę zacnie.

"Ultimate X-Men" dla Marka Millara była jedynie wprawką przed "Ultimates", które stanowi prawdziwie opus magnum brytyjskiego scenarzysty. Mściciele przebijają mutantów dosłownie we wszystkim – realizmie, wiarygodności, rozmachu, są bardziej uproszczeni, spodobają się młodszym czytelnikom. Wszystkie zalety "UXM" jeszcze mocniej uwypuklone zostały w "U" – akcja jest jeszcze bardziej dynamiczna, a fabuła nawet po kilkakrotnej lekturze robi wrażenie oryginalnej i dopracowanej. Co więcej, Millar w swojej późniejszej pracy ma jaja by naprawdę mieszać ze statusem quo swoich bohaterów i znakomicie ich prowadzi. Pomimo tego, "Ultimate X-Men" wciąż pozostają atrakcyjną lekturą, która miała potencjał stać się jeszcze lepszą pozycją.

11 komentarzy:

wonder pisze...

O, czuję się zachęcony do altimejtsów. Może odświeżę moją zaśniedziałą nieco miłość do X-men, która zaczęła się w wieku lat 10 od pamiętnego numeru 7/94 z potrójną okładką.

A, i ze zdaniem "Kaare Andrews prezentuje zupełnie inny styl przerysowania, ciążący ku cartoonowemu przerysowania." jest coś nie tak :P (może mnie po prostu zatrudnicie do robienia korekty? :)

Kings Man Pierwsza Misja online pisze...

Szczerze mówiąc zawiodłem się mega filmem Nowi Mutanci online pl

Łut szczęścia Cały Film ekino pisze...

Kocham całą serię x-mena bez względu na skrajne recenzje, pierwsze części były super!

zenucc pisze...

Uwielbiam x-mena!

jacek pisze...

Super blog. pozdrawiam

Avenger pisze...

Uwielbiam tematyke komixów i superbohaterów

Logan: Wolverine pisze...

Uwielbiam takie komiksy

X-men online pisze...

Super komiks jak i każdy film z seri X Men

Scrap Mechanic download pisze...

Uwielbiałem kiedyś komiksy!! Pozdrawiam!

Anonimowy pisze...

Uwielbiam to uniwersum! Ze swojej strony mogę polecić wam Aquaman Zaginione Królestwo film online

FIlmobaza pisze...

Komiksy dla mnei to swietosc: https://filmobaza.tumblr.com/