środa, 1 grudnia 2010

#630 - Podniebny Orzeł

O tym, że Dziki Zachód to niegościnne miejsce na własnej skórze przekonali się Manzo Shiotsu i Hikosaburo Soma, dwaj samuraje, którzy przybyli do Nowego Świata z odległej Japonii. W stanie Wyoming prowadzą spokojnie, farmerskie życie, dopóki na ich drodze nie stanie pewna indiańska dziewczyna. To spotkanie zapoczątkuje wydarzenia w wyniku których Manzo z Hiko dołączą do plemienia Oglalów i wraz ze swoimi nowymi braćmi będą walczyć z "białymi diabłami"
Jiro Tanigchi w "Podniebnym Orle" opowiada o zderzeniu dwóch wymierających kultur, niszczonych przez postępującą modernizację. W epoce pary i elektryczności, banków i kapitałów zaczyna brakować miejsca dla amerykańskich Indian i japońskich samurajów, hołdujących tradycyjnym wartościom z dziada pradziada. Połączeni podobnym kodeksem honorowym w walce z armią Stanów Zjednoczonych gotowi są poświęcić swoje życie w obronie swojej ziemi i wartości, które wyznają.

W komiksie nominowanych do nagrody Japon Expo Awards w kategorii seinen jak w soczewce skupiły się niemal wszystkie tematy, jakie Taniguchi poruszał w innych utworach swojego autorstwa. Pojawia się zatem idealizacja prostych, męskich wartości (obecnych w "Ratowniku") i bohaterów, w tym wypadku akurat samurajów (znanych również z "Księgi Wiatru") i Indian, zawsze stających w obronie tego, w co wierzą. Dwaj, główni bohaterowie długo nie mogli się odnaleźć w obcym kraju, ale kiedy zetknęli się ze Siuksami, udało im się wstąpić na ścieżkę swojego przeznaczenia (podobny schemat pojawia się w "Zoo Zimą"). Życie rdzennych mieszkańców Ameryki to apologia spokojne egzystencji zgodnie z rytmem natury (co pojawiło się w "Wędrowcu z Tundry"), jak zwykle zachwycająco odmalowanej w kreską Taniguchiego.

Świat Dzikiego Zachodu wydaje się wręcz stworzony dla japońskiego artysty, który w swoim wycyzelowanym, ale bardzo surowym (aż chciałoby się dodać – męskim!) stylu oddał piękno Gór Skalistych, bezkres prerii, dzikość lasów, ale też polowania na monumentalne stada bizonów, spokój indiańskiej wioski i brutalność starć "niebieskich mundurów" z czerwonoskórymi. Graficznej maestrii Taniguchiego towarzyszy doskonały warsztat sprawiający, że lektura komiksu byłaby czystą przyjemnością gdyby nie jego fabuła. Irytująco banalna, godna najbardziej sztampowych westernów, przedstawiająca konflikt rozdzierający Amerykę u progu Ery Meji lub, jak kto woli, końca XIX wieku, jednostronnie i stereotypowo a rebours (Indianie to ci dobrzy, a Kowboje to ci źli). Siermiężna dydaktyka na poziomie szkolnej czytanki, waląca czytelnika po łbie swoim przesłaniem, zastępuje fabularne mięso i emocje. Drażniący patos bije niemal z każdej strony, każdej sceny, każdego dialogu. Wszystko to sprawia, że lektura "Podniebnego Orła" tak dopracowanego pod względem formalnym staje się momentami nieznośna.

Ale oceniając ten komiks jestem rozdarty. Bo z jednej strony nie jestem w stanie przymknąć oczu na wszystkie komiksowe grzechy popełnione przez Jiro Taniguchiego, a z drugiej mam świadomość, że jest to przecież radośnie przerysowana przygoda na Dzikim Zachodzie. Jakiż dzieciak zaczytany w kolorowych zeszytach nie chciałby zobaczyć jak dwóch samurajów z ostrymi, jak brzytwa mieczami, walczących u boku szlachetnych Indian pod wodzą Szalonego Konia stawia czoło armii dowodzonej przez generała Custera uzbrojonej w pierwsze działka gatlinga? Przecież to ziszczenie ledwo co pamiętanych marzeń i zebranie w jednej historii najbardziej kultowych motywów (brakuje tylko wojowników ninja i zombiaków)! Jak taki komiks mógłby się nie udać? Jak widać na przykładzie "Podniebnego Orła", mógłby…

Brak komentarzy: