W naszym mini-cyklu spotkań z twórczością Alana Moore'a rozpoczynamy od gościnnego występu Jerzego Łanuszewskiego, w komiksowym półświatku znanego lepiej jako Gordon. Jego teksty można znaleźć między innymi na Motywie Drogi i Gildii Komiksu, a specjalnie dla nas przygotował recenzję znakomitego "Toma Stronga". I, nie przedłużając tego wstępu ponad miarę, zapraszam do lektury.
- Co robi Alan Moore, kiedy jest zmęczony odprawianiem rytuałów magyi chaosu i pisaniem scenariuszy do Wielkich-Komiksów-Łamiących-Wszelkie Konwencje?
- Bierze się za "Toma Stronga".Tom Strong to heros na miarę Złotej Ery – silny, odważny, wysportowany, nieprzeciętnie inteligentny. Wzorowy mąż i ojciec, przykładny obywatel, weteran II Wojny Światowej. Znakomity atleta i wybitny naukowiec. Budzi strach we wrogach i uwielbienie w sercach porządnych mieszczan. Pływa, biega, strzela, podróżuje w czasie, przestrzeni, do wnętrza Ziemi, regularnie lata w kosmos. Raz w miesiącu ratuje świat, trzy razy w tygodniu swoje ukochane miasto.
Po kolei: tytułowy bohater jest synem genialnego naukowca, Sinclaira Stronga. Urodził się w roku 1900 na tropikalnej wyspie - Attabar Teru, gdzie rodzice wychowywali go w specjalnej komorze o podwyższonej grawitacji, by chłopiec był silniejszy od innych ludzi. Za jego edukację odpowiadał robot - Pneuman, który dbał o wszechstronne wykształcenie. Po tragicznej śmierci rodziców, Strongiem Juniorem zajęli się tubylcy. Jak można się domyślić plemię dysponuje czymś magicznym, w tym wypadku jest to korzeń Goloka - tajemnicza roślina, która poza innymi cudownymi właściwościami, znacznie przedłuża młodość osób ją spożywających.
Po osiągnięciu dojrzałości, Tom bierze ślub z córką wodza, Dhaluą i przeprowadza się do amerykańskiego Millenium City, gdzie rozpoczyna karierę superbohatera. W jego perypetiach pomagają mu: małżonka, córka o imieniu Tesla, wspomniany robot, inteligentny goryl – Salomon, członkowie jego fanklubu - "Strongmen of America", a także liczne wersje Stronga z alternatywnych rzeczywistości i czasów. W świecie Toma nie mogło zabraknąć osobników niegodziwych. Bohater Millenium City musi mierzyć się z całą galerią superprzestępców, jak i szeregiem kolektywnych zbirów: kosmitami, Aztekami z równoległego wszechświata, innymi kosmitami, nazistami oraz jeszcze innymi kosmitami.
Często się zdarza, że arcywróg jest ciekawszy od samego głównego bohatera. Tak jest i w tym przypadku. Paul Saveen, nemezis Toma od razu przykuwa uwagę czytelnika - zawsze w wytwornym fraku i z laseczką, twarz przyozdabia cienki wąs oraz dyskretna maska. Ot, dystyngowany, lekko ekscentryczny gentleman, który przy okazji jest też pierwszoligowym geniuszem zła, regularnie realizującym kolejne diaboliczne plany. Dla pieniędzy, dla chwilowego kaprysu czy po prostu, żeby uprzykrzyć Tomowi życie."Tom Strong" nie jest (przynajmniej w większości przypadków) pastiszem pulpowych komiksów przygodowych pierwszej połowy XX wieku. Moore podszedł do tematu z szacunkiem i zamiast bawić się w eksperymenty, skupił się na odświeżeniu formuły. Pod piórem angielskiego maga weird tales ożywają na nowo i stają się atrakcyjne dla czytelnika ery postvertigowskiej. Mimo to, jest to rozrywka dla dosyć wąskiej grupy odbiorców. Prawdziwą przyjemność z lektury będą czerpać ci, którzy darzą sentymentem fantastyczną pulpę w jej najbardziej pulpowatej i fantastycznej formie. Dla nich seria, wydana przez imprint American Best Comics, to powrót do kolorowego dzieciństwa, rozbuchanej krainy cudowności gdzie wszystko mogło się zdarzyć, a prawa opowieści drwiły sobie bezczelnie z fizyki i logiki. Ludzie, nie lubujący się kiczowatej estetyce Złotej Ery, raczej nie będą się dobrze bawić. Bo "Tom..." to przede wszystkim zabawa. Zabawa szalonego Alana, kilku innych scenarzystów (m. in. Eda Brubakera, Briana K. Vaughana, Geoffa Johnsa i Michaela Moorcocka) oraz wspomnianej grupy czytelników.
W "Tomie Strongu" Moore ma absolutną wolność. Może bezkarnie używać najmniej logicznych rozwiązań. Może bez skrępowania kreować papierowe, jednowymiarowe postaci. Może rzucać czerstwymi żarcikami. Może wymyślać najbardziej niesamowite i nierealne przygody. Może rżnąć na potęgę z tanich książek, komiksów i filmów. Może używać całego arsenału środków właściwych dla starych pulpowych historyjek. Może wszystko, dopóki robi to z właściwym sobie wdziękiem i polotem. Póki co, doskonale mu to wychodziło.
- Co robi Alan Moore, kiedy jest zmęczony odprawianiem rytuałów magyi chaosu i pisaniem scenariuszy do Wielkich-Komiksów-Łamiących-Wszelkie Konwencje?
- Bierze się za "Toma Stronga".Tom Strong to heros na miarę Złotej Ery – silny, odważny, wysportowany, nieprzeciętnie inteligentny. Wzorowy mąż i ojciec, przykładny obywatel, weteran II Wojny Światowej. Znakomity atleta i wybitny naukowiec. Budzi strach we wrogach i uwielbienie w sercach porządnych mieszczan. Pływa, biega, strzela, podróżuje w czasie, przestrzeni, do wnętrza Ziemi, regularnie lata w kosmos. Raz w miesiącu ratuje świat, trzy razy w tygodniu swoje ukochane miasto.
Po kolei: tytułowy bohater jest synem genialnego naukowca, Sinclaira Stronga. Urodził się w roku 1900 na tropikalnej wyspie - Attabar Teru, gdzie rodzice wychowywali go w specjalnej komorze o podwyższonej grawitacji, by chłopiec był silniejszy od innych ludzi. Za jego edukację odpowiadał robot - Pneuman, który dbał o wszechstronne wykształcenie. Po tragicznej śmierci rodziców, Strongiem Juniorem zajęli się tubylcy. Jak można się domyślić plemię dysponuje czymś magicznym, w tym wypadku jest to korzeń Goloka - tajemnicza roślina, która poza innymi cudownymi właściwościami, znacznie przedłuża młodość osób ją spożywających.
Po osiągnięciu dojrzałości, Tom bierze ślub z córką wodza, Dhaluą i przeprowadza się do amerykańskiego Millenium City, gdzie rozpoczyna karierę superbohatera. W jego perypetiach pomagają mu: małżonka, córka o imieniu Tesla, wspomniany robot, inteligentny goryl – Salomon, członkowie jego fanklubu - "Strongmen of America", a także liczne wersje Stronga z alternatywnych rzeczywistości i czasów. W świecie Toma nie mogło zabraknąć osobników niegodziwych. Bohater Millenium City musi mierzyć się z całą galerią superprzestępców, jak i szeregiem kolektywnych zbirów: kosmitami, Aztekami z równoległego wszechświata, innymi kosmitami, nazistami oraz jeszcze innymi kosmitami.
Często się zdarza, że arcywróg jest ciekawszy od samego głównego bohatera. Tak jest i w tym przypadku. Paul Saveen, nemezis Toma od razu przykuwa uwagę czytelnika - zawsze w wytwornym fraku i z laseczką, twarz przyozdabia cienki wąs oraz dyskretna maska. Ot, dystyngowany, lekko ekscentryczny gentleman, który przy okazji jest też pierwszoligowym geniuszem zła, regularnie realizującym kolejne diaboliczne plany. Dla pieniędzy, dla chwilowego kaprysu czy po prostu, żeby uprzykrzyć Tomowi życie."Tom Strong" nie jest (przynajmniej w większości przypadków) pastiszem pulpowych komiksów przygodowych pierwszej połowy XX wieku. Moore podszedł do tematu z szacunkiem i zamiast bawić się w eksperymenty, skupił się na odświeżeniu formuły. Pod piórem angielskiego maga weird tales ożywają na nowo i stają się atrakcyjne dla czytelnika ery postvertigowskiej. Mimo to, jest to rozrywka dla dosyć wąskiej grupy odbiorców. Prawdziwą przyjemność z lektury będą czerpać ci, którzy darzą sentymentem fantastyczną pulpę w jej najbardziej pulpowatej i fantastycznej formie. Dla nich seria, wydana przez imprint American Best Comics, to powrót do kolorowego dzieciństwa, rozbuchanej krainy cudowności gdzie wszystko mogło się zdarzyć, a prawa opowieści drwiły sobie bezczelnie z fizyki i logiki. Ludzie, nie lubujący się kiczowatej estetyce Złotej Ery, raczej nie będą się dobrze bawić. Bo "Tom..." to przede wszystkim zabawa. Zabawa szalonego Alana, kilku innych scenarzystów (m. in. Eda Brubakera, Briana K. Vaughana, Geoffa Johnsa i Michaela Moorcocka) oraz wspomnianej grupy czytelników.
W "Tomie Strongu" Moore ma absolutną wolność. Może bezkarnie używać najmniej logicznych rozwiązań. Może bez skrępowania kreować papierowe, jednowymiarowe postaci. Może rzucać czerstwymi żarcikami. Może wymyślać najbardziej niesamowite i nierealne przygody. Może rżnąć na potęgę z tanich książek, komiksów i filmów. Może używać całego arsenału środków właściwych dla starych pulpowych historyjek. Może wszystko, dopóki robi to z właściwym sobie wdziękiem i polotem. Póki co, doskonale mu to wychodziło.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz