niedziela, 26 października 2014

#1770 - Veil

„Veil” od samego początku był projektem stojącym pod dużym znakiem zapytania. Nie dość że scenarzysta, chociaż powszechnie uznany, nigdy wcześniej nie próbował sił w komiksie grozy, to także od strony formalnej zapowiedziana przez Dark Horse mini-seria również była sporą niewiadomą. Obecnie „Veil” dobiegł już końca i jak to zwykle bywa obawy w dużej mierze okazały się płonne. Tym razem Rucka okazuje się być jednak autorem bardziej skupionym na przestawieniu atrakcyjnej fabularnie historii, niż na pogłębianiu portretów głównych bohaterów.



Komiks rozpoczyna scena enigmatyczna: na opuszczoną stację metra w niewyjaśnionych do końca okolicznościach trafia młoda dziewczyna – jako całkiem naga przebudza się na zaśmieconym peronie, sprawia do tego wrażenie zdezorientowanej i przede wszystkim nie do końca potrafiącej sklecić jednego sensownego zdania. Jej monolog wydaje się być zbitką przypadkowych słów, dla pewnego porządku układanych w rymy. Pchana instynktem wydostaje się na ulicę, gdzie ostatecznie trafia pod opiekę Dantego, jednego z okolicznych mieszkańców. Problemy zaczynają się kiedy o Veil (bo tak na imię ma główna bohaterka) upomina się kilku miejscowych oprychów, a potem także działający na zlecenie tajemniczy Cormack. Szybko przekonujemy się, że Veil nie jest zwyczajną, zagubioną dziewczyną, ale potężną istotą, niekoniecznie tak anielską i niewinną na jaką początkowo wyglądała.

Jak wszystkim wiadomo, nie pierwszy raz Greg Rucka napisał komiks z żeńską postacią w roli głównej i nie jest to na pewno jedno z ostatnich tego typu ujęć. Będąc jednak przyzwyczajonym do takich postaci jak Tara Chase, czy Dex Parios lektura „Veil” możne pozostawić czytelnika z pewnym niedosytem. Ci którzy liczyli (w tym miedzy innymi ja) że dostaną kolejny ciekawy kobiecy szkic charakterologiczny mogą się poczuć komiksem od Dark Horse lekko zawiedzeni. Nie dostajemy do rąk historii o prozaicznej, odbrązowionej postaci, czy o bohaterce skonfliktowanej z innymi, a najbardziej może z samą sobą. Niewątpliwie brakuje w „Veil” choćby cienia takiej pełnokrwistej postaci, dlatego w porównaniu z poprzednimi komiksami Rucki ten okazać się może małym rozczarowaniem.


Warto jednak pamiętać, że „Veil” jest przede wszystkim komiksem rozrywkowym: mniej eksponującym dramatyczno-obyczajowe aspekty, a bardziej zwracającym się w kierunku dynamicznej, nieobciążonej skomplikowanymi postaciami opowieści. Zawsze twierdziłem, że to bohaterowie w głównej mierze są siłą napędową komiksów Rucki – w przypadku „Veil” jest zupełnie odwrotnie. Postaci bledną nieco w gąszczu wydarzeń, w których trudno się z kimkolwiek utożsamić, bo raczej nie ma na to czasu, ale sprawnie poprowadzona fabuła rekompensuje nam te braki w stu procentach.

Historia przedstawiona to kawałek fachowego pisania, nakreślonego z polotem i gracją na jakie tylko stać Grega Ruckę. Jak na scenarzystę, który po raz pierwszy sięga po wątki metafizyczne, a chwilowo nawet udaje mu się przywołać na karty komiksu samego szatana (choć to jedynie spekulacja), efekt jest doprawdy satysfakcjonujący. Nie jest to naturalnie metafizyka rozmiarów „Sandmana”, bo i proporcje są odpowiednio mniejsze, ale w ramach opowiadanej przez siebie historii elementy nadnaturalne mają swój sens, są w miarę logicznie przemyślane i poprowadzone tak, żebyśmy przypadkiem nie usłyszeli żadnych większych zgrzytów. Rucka nie wykłada na stół wszystkich kart: komiks nie wyjaśnia do końca roli jaką Veil miałaby odegrać w przedstawionej historii, ani też nie wiemy jaki dokładnie origin posiada ta postać. Najistotniejsze dla fabuły są jednak konsekwencje jakie wynikają z jej obecności, a te dla większości bohaterów komiksu są zabójcze. Veil jest przede wszystkim narzędziem manipulacji i postacią o którą toczy się mordercza rozgrywka – właśnie to w głównej mierze jest treścią komiksu.

Walka o jej posiadanie między Cormackiem, a jego byłymi mocodawcami (trudno nawet odgadnąć kim oni są: zamożną finansjerą czy może mafijnym syndykatem) i przypadkowo wplątanym w to Dantem toczona jest na zasadach dobrego thrillera wzbogaconego o elementy grozy. „Veil” to z pewnością komiks bez zbędnego przegadania i owijania w niepotrzebną bawełnę. „Veil” to także komiks złożony z rozpoznawalnych klisz, ale umiejętnie przyciętych i dopasowanych – Rucka nigdy jeszcze nie wymyślił nic absolutnie oryginalnego, ale wielu, naprawdę wielu scenarzystów może mu jedynie pozazdrościć takiej biegłości w żonglowaniu znanymi, oklepanymi już motywami.


Rysunkowo jest równie dobrze, co fabularnie. Wizualnym kształtem komiksu zajął się Toni Fejzula – zupełnie nieznany do tej pory rysownik, a przynajmniej nieodkryty dla rynku amerykańskiego. I trzeba przyznać, że tym samym artysta ten wskoczył na głęboką wodę – praca dla Dark Horse i jednocześnie komiks z powszechnie cenionym scenarzystą były nie lada wyzwaniem. Działa to zresztą także w drugą stronę, bo zatrudnienie kompletnie nieznanego artysty również dla wydawcy jest sporym ryzykiem. Myślę że opłaciło się w stu procentach, bo dostajemy komiks z kreską niepodobną do niczego innego, dzięki czemu „Veil” wygląda bardzo oryginalnie i autorsko. Styl Fejzuli świetnie wtapia się w opowiadaną historię – artysta nie ma problemu z uchwyceniem dusznego miejskiego klimatu, z jednakową gracją wchodzi do ciasnych zagraconych czynszówek i przeszklonych apartamentów, a jego demoniczna wersja głównej bohaterki przynosi co najmniej lekki dreszczyk. Kreska jest trochę bryłowata i zaostrzona, co widać zwłaszcza przy charakterystycznym cieniowaniu postaci – bardzo dobrze jednak prezentuje się to na papierze a jeszcze lepiej z umiejętnie dobranymi kolorami.

Pomimo, że „Veil” jest zamkniętą mini-serią to jej zakończenie oczywiście pozostawia furtkę dla ewentualnej kontynuacji. Komiks wraz ze swoim końcem zabiera kilka frapujących tajemnic i możliwości – bagaż ten jest dostatecznie duży do tego aby ponownie go rozpakować i znaleźć w nim coś nowego i ciekawego. Ale nawet jeśli to zupełnie jednorazowy wyskok Rucki w kierunku komiksu grozy to uznaję go za bardzo udany. „Veil” to bezpretensjonalna, trzymająca w napięciu historia i kolejny dowód na to, że Rucka to scenarzysta któremu nie straszna jest żadna konwencja.

Brak komentarzy: