sobota, 25 października 2014

#1768 - Southern Bastards #1: Here Was a Man

Autorem poniższego tekstu jest Krzysztof Tymczyński, a został on pierwotnie opublikowany na łamach bloga poświęconego Image Comics.

Są takie komiksy z Image, o których wiem, że będę je kupował, jak tylko pojawia się ich pierwsza zapowiedz. Do innych tytułów muszę dojrzeć, przeczytać pierwszy numer lub nawet dwa. Tak właśnie było przypadku serii „Southern Bastards”. Jasona Aarona uważam bowiem za scenarzystę nieobliczalnego. Z jednej strony potrafi on stworzyć coś tak wspaniałego, jak wydawane jeszcze jakiś czas temu przez DC Vertigo „Scalped”, a z drugiej przytrafiają mu się takie porażki, jak „Original Sin” dla Marvela. Pierwszy rozdział recenzowanego dzisiaj komiksu do końca mnie nie przekonał, zrobił to dopiero drugi. Ostatecznie kupiłem wydanie zbiorcze i jestem... tego dowiecie się w dalszej części tekstu.





W pierwszy tomie serii zatytułowanym „Here Was a Man” rozpoczyna się historia Earla Tubba. Bohater przybywa do Craw Country, swojego rodzinnego miasteczka położonego na południu USA. Były żołnierz nie ma zamiaru długo tam zabawić - chce jedynie zabrać pamiątki po swoim zmarłym ojcu. Niestety, los chce inaczej. Na miejscu okaże się, że Craw County rządzone jest przez Eulesa Bossa, trenera lokalnej drużyny sportowej. To człowiek, który nie waha się zabijać tych, którzy nie słuchają jego poleceń. Początkowo Earl nie miał zamiaru się wtrącać, lecz wraz z tym, jak kolejne osoby lądują w szpitalu lub kostnicy, jego podejście się diametralnie zmienia.

Zarówno Jason Aaron, jak i Jason Latour już we wstępie do komiksu tłumaczą, że pochodzą z południa Stanów i „Southern Bastards” jest przede wszystkim historią ukazującą specyfikę tamtego rejonu USA. To bardzo swojski rejon, w którym ludzie wyrażają się w dość specyficzny sposób, oględnie mówiąc. Oczywiście trudno jest mi porównać te słowa z rzeczywistością, lecz klimat jaki zbudowano w pierwszym tomie bardzo przypadł mi do gustu. Podobna atmosfera panowała we wspomnianym „Scalped”. Craw Country to zamknięte środowisko. Od samego początku bardzo wyraźnie pokazano, że wszyscy są bezwzględnie poddani Eulessowi Bossowi, który rządzi miasteczkiem twardą ręką, ale również zapewnia atrakcje w postaci meczów futbolowych. Wszystko to fajnie uzupełnia się z przedstawiana historią, lecz moim zdaniem najlepszą jej częścią są bohaterowie.

Zarówno Earl Tubb, Euless Boss jak i inne postacie widoczne na pierwszym planie są z krwi i kości. Trzeba uczciwie przyznać autorami, że każda z najważniejszych postaci pierwszego tomu „Southern Bastards” obdarzona została wyrazistym, chociaż nie zawsze zbyt oryginalnym charakterem. Tubb jest typowym twardzielem na emeryturze o szlachetnym usposobieniu. Wypowiada on wojnę trenerowi, chociaż jemu bezpośrednio krzywda się nie dzieje. Doskonale wie, że jego szanse nie są zbyt duże, ale robi bo, tak trzeba. Naturalnym odruchem czytelnika jest trzymanie kciuków za Earla i pewnie dlatego końcówka album jest tak szokująca.


Wszystko co dobre, szybko się kończy - pierwszy album serii składa się jedynie z czterech zeszytów. To mało, bo wyraźnie czuć, że pewne rzeczy dzieją się zbyt szybko, a niektórym motywom można było poświęcić nieco więcej miejsca. Nawet jeśli autorzy rozplanowali to w ten sposób, to nie do końca mnie przekonuje.

Druga z moich uwag skierowana jest bezpośrednio do Jasona Latoura, odpowiedzialnego za warstwę graficzną komiksu. Niestety jego prace uważam za najsłabszą część pierwszego tomu „Southern Bastards”. Jego rysunki są bardzo proste, niejednokrotnie pozbawione drugiego planu, co wywołuje niekonsekwencje niektórych scenach. Najmocniej widać to w scenie bójki w barze, gdzie najpierw artysta rysuje pomieszczenie z mnóstwem stołów i krzeseł, by po kilku kadrach bijący się bohaterowie mieli naprawdę mnóstwo wolnej przestrzeni. Nie przypadły mi do gustu projekty poszczególnych postaci, które bez wyjątku, są po prostu brzydkie, a zdecydowana większość bohaterów posiada większy lub mniejszy brzuszek. Nawet dzieci. Chociaż w sumie można powiedzieć, że jest to bliskie realizmowi. Na plus na pewno przypisać trzeba Latourowi kolory, którymi sam się zajmował. Te nakładane są z wyczuciem i chociaż artysta używał naprawdę mnóstwo czerwieni, to czuć iż pasuje to do opowiadanej historii.

Pierwszy tom „Southern Bastards” kosztował zaledwie dziesięć dolarów. Trudno więc oczekiwać po albumie wydanym po kosztach jakichś dodatków, a jednak miejsca dla kilku bonusów się znalazło. Kompletna galeria okładek do czterech zeszytów, które składają się na wydanie zbiorcze, kilka szkiców oraz... przepis na ciasto jabłkowe – specjalność Craw Country. Nie wiem czy spróbuję kiedyś z niego skorzystać, ale fajnie, że Aaron z Latourem zdecydował się na taki chwyt. Kolejny plus.


„Southern Bastards” to komiks, do którego podszedłem ze sporą rezerwą, ponieważ spodziewałem się zawodu. Nic takiego nie miało miejsca i dziś mogę śmiało napisać, że fabularnie jest to szalenie wciągająca pozycja. Tylko dzięki temu mogłem spokojnie przebijać się przez kolejne strony rysowane przez LaToura, którego styl zupełnie mi nie podszedł. Mimo to Southern Bastards” jest jedną z lepszych premier 2014 na amerykańskim rynku roku i warto się z nią zapoznać. Moja ocena to 4.5/6

Brak komentarzy: