piątek, 10 października 2014

#1757 - Tellos

Autorem poniższej recenzji jest Krzysztof Tymczyński, a więcej tekstów jego autorstwa znajdziecie na jego blogu Image Comics Journal.

Na początek mała sprawa organizacyjna. Kilka dni temu wpadłem na pomysł przedłużenia tego cyklu z dziesięciu odsłon do "skończę, jak będę chciał". Co dokładnie ulegnie zmianie? Otóż od następnego razu będę sięgać po pierwszy numer którejś z najbardziej klasycznych serii od Image. Innymi słowy, rubryka przybierze formę z poprzedniej edycji, gdy pastwiłem się nad premierową odsłoną "Youngblood" Roba Liefelda. Poza tym będziecie mieć także możliwość zasugerowania mi czym mam się zająć w kolejnych częściach "Z archiwum Image".




Tyle zmian, które nastąpią od następnego razu. Dziś na tapetę wezmę "Tellosa"

Być może część z Was pamięta, że komiks autorstwa Todda Dezago i Mike`a Wieringo ukazywał się także w Polsce, dzięki wydawnictwu Egmont. Było to w 2003 roku i do dziś pamiętam, jak co miesiąc biegałem do kiosku, aby kupić kolejne odsłony tego cyklu. Rodzimych wydań co prawda już dawno nie posiadam, ale pamiętam, że doskonale bawiłem się przy ich lekturze. Postanowiłem więc sięgnąć po oryginały i po latach sprawdzić co się zmieniło. Ze zdumieniem stwierdzam, że zaskakująco niewiele.

Żeby przybliżyć Wam nieco fabułę posłużę się opisem od Egmontu: Tellos to magiczny świat, w którym istnieje wiele królestw, zamieszkany przez istoty znane z mitów i legend! Tu za każdym rogiem kryje się przygoda, a magia nie zna granic! Władzę nad światem chcą przejąć siły zła i ciemności. Ale muszą najpierw zdobyć medalion, w którym mieszka wszechmocny Dżin. Na ich drodze stanie powiernik amuletu - Jarek oraz jego przyjaciele: wojowniczy tygro-lud Koj, piękna piratka Serra, elf Hawke oraz złodziejaszek Rikk. Nie sądzę, bym musiał dodawać coś od siebie w tej kwestii.

"Tellos" to jedna z pierwszych komiksowych prób Image Comics dotarcia do młodszego czytelnika. Na potrzeby dzisiejszej recenzji spróbowałem obudzić w sobie znów nastolatka jakim byłem jedenaście lat temu, ale okazało się, że wcale nie jest to potrzebne. Dzieło Todda Dezago i Mike’a Wieringo po latach wciąż się broni, chociaż teraz zauważam znacznie więcej niedociągnięć, które wówczas mi umykały. Na szczęście dostrzegłem też coś, co wtedy mi się nie podobało, a dziś uważam za jedną z głównych zalet "Tellos". Ale po kolei.


Być może część z Was pomyśli, że skoro komiks ten jest skierowany do młodszego czytelnika, to z automatu musi mieć fabułę na poziomie krawężnika. Trudno chociażby udawać, że w "Tellos" scenariusz jest niebywale skomplikowany, bo tak oczywiście nie jest, ale historia choć prosta, jest bardzo sprawnie poprowadzona. Magia, pojedynki, wybuchy wylewają się z każdej strony komiksu, a ponieważ całość jest "obrzydliwie" kolorowa, komiks sprawnie przykuwa wzrok. Nie ma tu co liczyć na moralne rozterki bohaterów, kto ma być zły jest zły i na odwrót. Ale to nie jest żadna wada. 

Dzięki jasnemu podziałowi, czytelnik od razu może wskoczyć w sam środek akcji i rozkoszować się niezobowiązującą lekturą. Tu może wyjaśnię pewną rzecz – w jednym z zeszytów pojawia się posłowie, który Egmont gdzieś w swoim wydaniu zamieścił, gdzie znajdują się wyjaśnienia autorów, że nigdy nie mieli ambicji tworzyć komiksu zbyt skomplikowanego. Cały "Tellos" to historia służąca czystej rozrywce i niczemu więcej. Przyjąłem to do wiadomości i dlatego nie uważam, by prostota warstwy fabularnej była wadą. Komiks czyta się jedna z przyjemnością, bo pomimo jego konwencjonalności nie ma w nim miejsca na nudę.

Gdy wspomniałem wcześniej o wadach, których wcześniej nie dostrzegałem, miałem na myśli głównie rysunki Mike’a Wieringo. Jest styl to skrzyżowanie dwóch rzeczy, których nie lubię w amerykańskim komiksie, a stylu klasycznego Image i wpływów mangi. To pierwsze szczególnie rzuca się w oczy w przypadku postaci Serry.


Nie przeczę jednak, że rysunki Wieringo są efektowne, dobrze zrobione i mogą się podobać. Jest kolorowo, pojawia się mnóstwo fantastycznych stworzeń, a także kilka niespodziewanych chwytów, jak demon w jeansach i t-shircie. Uważne oko wypatrzy mnóstwo odniesień do czasów współczesnych, co tylko świadczy na korzyść rysownika.

Pisząc o tym, co mnie najbardziej rozczarowało w tym komiksie postaram się uniknąć spoilerów. Bo chodzi o końcówkę "Tellosa". Pamiętam doskonale, że jedenaście lat temu kompletnie mi się ona nie podobała. Historia nie kończy klasycznym happy endem, ale powoduje również atak frustracji. Dziś, chwyt, na jaki zdecydował się Dezago uważam za bardzo odważny i ryzykowny, który się opłacił. Właśnie dzięki finałowi komiks ten zapada w pamięci, chociaż i bez niego broni się całkiem nieźle. Ja jestem w pełni usatysfakcjonowany lekturą i w kategorii "komiks dla młodszego czytelnika" mogę "Tellosowi" spokojnie wystawić solidną czwórkę.

W komentarzach możecie wymieniać komiks, którym zajmę się następnym razem. Wolicie klasyki pokroju "Spawna" lub "Savage Dragona" czy też mniej znane tytuły jak "Freak Force" czy też "Wetworks"?

Brak komentarzy: