Gilles McCabe powstał dzięki magazynowi Ziniol. To właśnie na jego łamach w styczniu 2012 roku Daniel Gizicki, scenarzysta, wygłosił płomienny apel: „mam scenariusz, może ktoś chciałby go zilustrować”. Ekspresowo odpowiedziała Barbara Okrasa, która z marszu zabrała się za rysowanie i już miesiąc później mogliśmy zobaczyć szkice głównej postaci oraz wstępne rozplanowanie kadrów na jednej planszy. Artystka uwinęła się z całością w przeciągu niespełna dwunastu miesięcy. Tempo błyskawiczne, biorąc pod uwagę, że było pięć różnych wersji kolorystycznych, ostatecznie Barbara zdecydowała się narysować całość bardzo tradycyjnie – ołówkiem, a jedynie kolor nałożyć komputerowo.
Scenariusz napisany przez Daniela Gizickiego ma charakter zajawkowy. Autor umieszcza akcję w konkretnym czasie i miejscu (rok 1898; dzielnica Whitechapel we wschodnim Londynie) oraz odwołuje się do postaci wielokrotnie przetwarzanej i wykorzystywanej przez popkulturę (Kuba Rozpruwacz), to zasadnicze znaczenie mają rozmowy bohaterów, to przez nie akcja pchana jest do przodu. Główną rolę gra tytułowy Gilles McCabe – zblazowany i znużony życiem inspektor londyńskiej policji, pół-Francuz pół-Szkot, który lubi pykać fajkę i nie stroni od czegoś mocniejszego. Pewnie z powodu prowadzenia śledztwa na granicy prawa i kwestionowania istnienia Kuby Rozpruwacza ma na pieńku ze swoim bezpośrednim przełożonym.
Opis udostępniony przez wydawcę na stronie internetowej oraz na okładce albumu, zdradza właściwie prawie całą historię, która opowiedziana jest na łamach komiksu. Jak na mój gust warszawska oficyna mogła spreparować bardziej enigmatyczny opis. Nie będę więc się dublował, zainteresowanych odsyłam na stronę Wydawnictwa Komiksowego. Wspomnę jedynie, że niewielu jest bohaterów znaczących dla rozwoju akcji, łącznie może czterech lub pięciu. Miedzy nimi rozgrywają się detektywistyczne podchody, emocjonalna szarada oraz zabawa w kotka i myszkę, która urwana została przez scenarzystę w chwili, gdy czytelnik sobie tego najmniej życzy. Śledztwo dotyczące domniemanego naśladowcy Kuby Rozpruwacza zostało przez Gizickiego rozpisane na dwa tomy, niestety. Historia zaintrygowała mnie na tyle, że gdybym miał po ręką kolejny tom, to od razu bym po niego sięgnął, by się dowiedzieć, co było dalej.
Jednakże na chwilę obecną nie wiadomo, kiedy on się ukaże, wydawca przekazał mi taką informację: „Wszystko zależy niestety od sprzedanych egzemplarzy. Albo za rok, albo w październiku”.
Jak już wspomniałem, Barbara Okrasa narysowała plansze ołówkiem, na niektórych kadrach widać linie szkicowania, daje nam to wgląd w warsztat artystki, wgląd w swoisty „work in progress”. Pewnie z racji tego, że akcja dzieje się przez dialogi, rysowniczka raczy nas wciąż i wciąż zbliżeniami na dłonie oraz twarze bohaterów. Widzimy najazdy osobno na oczy, osobno na usta czy nos, pokazuje nam twarze z profilu albo ucięte w połowie boczną ramką kadru, albo oskalpowane górą ramą – są mało komfortowe ujęcia. I pewnie o to chodziło. Równie psychodeliczne są kadry dziejące się wewnątrz pomieszczeń – Okrasa nie stosuje perspektywy en face, za to mamy perspektywę boczną, ptasią czy ukośną, która ukazuje przedmioty w pewnym wizualnym zniekształceniu.
Paleta barw ograniczona została do minimum, plansze są monochromatyczne, artystka operuje bielą oraz różnymi odcieniami koloru tabaczkowego, który wpada w szary. W kilku miejscach pojawia się czerwień, która ma podkreśla krwawe szczegóły. Mimo tego, że Gilles McCabe to debiutancki album rysowniczki, nie mam żadnych zastrzeżeń odnośnie układu kadrów na planszy. Strona wizualna przypadła mi do gustu, a moje zastrzeżenia są kosmetycznej natury: dymki mogłyby być mniejsze i okrągłe, ramki kadrów są troszeczkę za grube, rewolwer trzymany przez Gillesa na stronie 23 odbiega od realiów historycznych.
Wydawnictwo Komiksowe wydało książkę „na bogato”: w formacie A4, w twardej oprawie, grzbiet szyty, papier o wysokiej gramaturze. Właściwe nic tylko zamawiać
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz