I mamy kolejny debiut! Tym razem jego bohaterem jest Szymon Krzyżanowski, który Pali Hollywood. Liczę, że zostanie tu na dłużej. Przywitajcie go ciepło.
Jest duże prawdopodobieństwo, że gdyby nie George Andrew Romero i jego „Noc żywych trupów” z 1968, nie bylibyśmy świadkami tak wielkiego zainteresowania tematyką zombie we współczesnej kulturze popularnej. I choć obecny boom nastąpił dzięki Robertowi Kirkmanowi i jego marce „Walking Dead”, to właśnie Romero był tym, który zdefiniował żywe trupy i nadał im charakter.
Pomimo tego, że reżyser stworzył podczas swojej kariery kilkanaście filmów, zostanie zapamiętany głównie za sprawą dzieła z ’68 roku oraz jego kontynuacji, która ukazała się dziesięć lat później. Romero ma również na swoim koncie inne filmy eksplorujące temat zombie i nie tylko, ale zawsze utrzymane w konwencji horroru, w którym to gatunku się wyspecjalizował. Warto też podkreślić, że „Świt żywych trupów” to dziś klasyka kina gore, a przecież bez tego typu estetyki, trudno jest sobie wyobrazić jakąkolwiek historię z zombiakami w roli głównej.
W czasach gdy królem nieumarłych jest Robert Kirkman piszący dla wydawnictwa Image, Marvel zdecydował się postawić na prawdziwego klasyka. Romero podjął się stworzenia dla amerykańskiego potentata komiksowej mini-serii „Empire of the Dead", z której do tej pory wydano pierwszy numer. Jej akcja toczy się w Nowym Jorku, cierpiącym z powodu plagi zombie. Główną protagonistką jest Penny Jones, młoda pani doktor, która chce zbadać ludzkie odruchy i odczucia wśród zombiaków. Osobą wtajemniczającą ją w te zagadnienie jest sceptycznie nastawiony do sprawy agent specjalny Paul Barnum, działający na zlecenie miasta. Jego zadaniem jest wyłapywanie nieumarłych, aby ci toczyli miedzy sobą walki przed publicznością. Oglądane tego typu widowisk jest całkiem popularną rozrywką wśród mieszkańców metropolii. Po pewnym czasie dowiadujemy się, że w Wielkim Jabłku grasują nie tylko hordy zombie, ale także wampiry. Jak widać, historia nie jest szczególnie odkrywcza, ale chyba właśnie takie było założenie: pozwolić scenarzyście robić to, co wychodzi mu najlepiej.
Czytając premierowy zeszyt można odnieść wrażenie, że jest to kontynuacja historii zapoczątkowanych w filmach Romero. Penny wspomina, że jej starsza siostra spotkała zombie, gdy te po raz pierwszy się pojawiły. W komiksie ukazana jest retrospekcja, w której nieumarły, w ostatnim ludzkim odruchu postanawia oszczędzić kobietę, a właściwie nie podejmuje decyzji, aby ją zabić. Jest to bezpośrednie nawiązanie do „Nocy Żywych Trupów”, dzięki czemu mamy poczucie ciągłości z historiami tworzonymi przez reżysera kilkadziesiąt lat wcześniej. W dodatku taki zabieg, to bardzo miły ukłon w stronę miłośników twórczości George’a Romero.
Opisana historia jest jednym z głównych powodów, dla których bohaterka chce zająć się badaniem tych istot. Zombiaki w „Empire of the Dead” nie są całkowicie wyzbyte ludzkich zachowań. Mogą posiadać szczątki wspomnień, uczuć lub emocji i kierować się nimi podczas swoich działań. Jednym z założeń, było także nadanie im indywidualnych cech, co miało upodobnić je do ludzi.
Bardzo istotnym elementem komiksu jest miasto. Nowy Jork został przedstawiony jako miejsce chłodne i ponure, pełne mroku i niebezpieczeństw ale jednocześnie niezwykle klimatyczne. Alex Maleev jest specjalistą w ukazywaniu ciemnych zaułków i tworzeniu doskonałej scenografii dla mocnych historii. Robił to ze znakomitymi efektami w „Daredevilu” Briana Bendisa. Tym razem rysunki stoją na równie wysokim poziomie. Świat przedstawiony przez Maleeva jest mokry, brudny i niepoukładany. Sam rysownik jako swoją inspirację, na początku zeszytu podaje nieżyjącego już Argentyńczyka Jorge Zaffino, który również wyspecjalizował się w ilustrowaniu mrocznych i ciężkich opowieści. Warstwa wizualna jest zdecydowanie najmocniejszym punktem „Empire of the Dead”.
W wywiadach, Romero podkreśla jak bardzo się cieszy ze swojego powrotu do komiksu (w 2004 roku napisał mini-serię dla wydawnictwa DC, również o zombie). Scenariusz „Empire of the Dead” powstawał z myślą właśnie o tym medium, a brak ograniczeń związanych z budżetem miał zapewnić komfort pracy znanemu reżyserowi. I choć początek historii jest całkiem intrygujący, to powiem szczerze, że liczyłem na więcej, pomimo tego, że wcale nie jestem fanem twórcy. Zupełnie nie przekonuje mnie wprowadzenie postaci wampirów, co wydaje się zagraniem marketingowym lub zwyczajnym przekombinowaniem. W dodatku nie odczułem by historia była szczególnie mocno wciągająca. Myślę jednak, że mimo wszystko warto dać szansę tej pozycji, chociażby ze względu na świetną pracę Alexa Maleeva. I cokolwiek mówilibyśmy o fabule tego komiksu, to w żadnym wypadku nie można mu odmówić klimatu.
1 komentarz:
Dobry tekst.
Prześlij komentarz