czwartek, 31 maja 2012

#1046 - Ligatura 2012: Ligatura Pitching

Twórcy poznańskiego festiwalu od początku nie kryli, że to właśnie pitching jest dla nich najważniejszy. I nie ma się co dziwić. Prezentacja projektów międzynarodowych artystów dokonana przed publicznością i jury celem wyłonienia, a następnie opublikowania tego najlepszego (ewentualnie tych najlepszych), to świetny pomysł nie tylko z marketingowego punktu widzenia. W pewnym sensie jest to, w zależności od wybranej pracy, możliwość znalezienia się w samym środku czy nawet na samym początku procesu twórczego danego artysty (niektórzy przedstawiali komiksy już praktycznie gotowe, tylko czekające na wydawcę, inni ledwie zarysy ewentualnych publikacji). Wreszcie to swego rodzaju wehikuł czasu. Wszak przyszłość medium spoczywa w rękach właśnie tych artystów, młodych i jeszcze szerzej nieznanych. Za sprawą Ligatury u części z nich niebawem się to zmieni.


Do tegorocznego pitchingu zgłoszone zostały równo 73 projekty z 19 krajów, a na festiwal zakwalifikowanych zostało 20 z nich. Prezentacje podzielone zostały na 2 spotkania. Pierwsze odbyło się w piątkowe popołudnie, kiedy to jeszcze, niestety, nie udało mi się dotrzeć do Poznania; czego żałuję tym bardziej, że to właśnie dwójka z pierwszej dziesiątki wybranych artystów zajęła zaszczytne pierwsze i trzecie miejsce na podium (kolejno Bart Nijstad z Holandii oraz Archie Fitzgerald z Wielkiej Brytanii). Miejsce drugie zajęły zaś działające pod wspólnym pseudonimem Zonika nasze rodaczki, Monika Powalisz i Zosia Dzierżawska. Od przedstawienia ich projektu, zatytułowanego "Serce ze śniegu", rozpoczęła się sobotnia część pitchingu.

Oprócz wspomnianych pań Polskę reprezentowała jeszcze Maria Rostocka oraz Robert Olesiński i Michał Madej. Pozostali uczestnicy przyjechali do nas z Węgier, Wielkiej Brytanii, Rosji, Słowacji i Czech. W większości wypadków przedstawione prace znacznie różniły się od siebie, chyba pod każdym możliwym względem. Niektórzy stawiali na abstrakcyjność i/lub absurd, inni na "zwyczajność" lub jej przeciwieństwo w postaci czystej wody gatunku, jeszcze inni na śmiałe eksperymenty formalne. Nie zabrakło nawet postapokaliptycznej mangi, choć jej autor, Dmirty Dubrovin, skośnymi oczami pochwalić się nie mógł. Nie musiał.

Było parę projektów, które wydały mi się nijakie i dziś już nic z nich nie pamiętam, dominowały jednak te, na które najlepszym określeniem będzie przymiotnik "ciekawe" (czasem "bardzo"). Jednym z nich była zaskakująca (także swoją prostotą) opowieść o wschodnioeuropejskim piosenkarzu pop noszącym jakże wymowne nazwisko Yuri Valentin. Piosenkarzu, któremu podczas podróży na koncert do pewnego miasteczka przydarza się nie lada nieszczęście - oto rzeka, którą płynął, rzeka przecinająca pustynię (!), niespodziewanie wysycha. Kto by pomyślał, że jedynym ratunkiem mogą okazać się łzy mieszkańców wspomnianego miasteczka? Odpowiedź brzmi: David Biskup.


Pierwszym z dwóch projektów, które spodobały mi się najbardziej było wspomniane wcześniej "Serce ze śniegu", opowieść o przypadkowym spotkaniu przed kinem dwójki ex-kochanków. Razem wybierają się na tytułowy film (którego fabuła stanowi ilustrację ich dawnego związku), zaś po seansie ruszają wspólnie na plac zabaw, gdzie nieoczekiwanie wpadają w pętlę czasową... Do finału realizacji komiksu autorkom jeszcze czasu trochę chyba zostało, ale przedstawione przez scenarzystkę opisy i szkice wskazują na subtelną i szczerą opowieść miłosną (czy też miłosno-egzystencjalną), której nie powstydziłby się sam norweski mistrz minimalizmu znany jako Jason. 

Jeszcze bardziej podobała mi się jednak przedstawiona przez Petra Novaka antyczna opowieść pod tytułem "A Misty Island Crimson-Coloured" opowiadająca o upadku Celtów. Upadku, do którego doszło za sprawą wysłanych przez Cesarza elitarnych żołnierzy mających wyplenić z Anglii "barbarzyństwo" i pogaństwo. Choć prezentacja ograniczała się do samych ogólnikowych opisów i szkiców koncepcyjnych, historia wypadła bardzo interesująco, przede wszystkim za sprawą dynamicznych rysunków i scenariusza zapowiadającego się jako rzecz bardzo dopracowana dramaturgicznie, wreszcie - a może przede wszystkim - za sprawą śmiertelnie poważnego potraktowania przez twórców celtyckiej mitologii, które to komiks zabiera w rejony fantasy. Oto bowiem do walki z Rzymianami stają nie tylko oczekiwani wojownicy, ale też tworzone przez druidów celtyckie żywe trupy czy sporej wielkości "drzewne potwory".

Jedną jedyną rzeczą, do której mógłbym się przyczepić, był jedynie brak mikrofonu. Wystarczyło, że dany projekt przedstawiał nieco ciszej mówiący autor, aby ciężko było usłyszeć przynajmniej część jego wypowiedzi. Zwłaszcza, jeśli siedziało się na końcu sali, a za sąsiadów miało się ludzi, którzy chwilami bardziej zainteresowani byli sobą niż prezentacjami. Jeśli przymknąć na to oko (a zdaje się, że bez tego obejść się nie może), to nie pozostaje nic innego, jak tylko organizatorom gratulować.


Brak komentarzy: