Twórcy poznańskiego festiwalu od początku nie kryli, że to właśnie
pitching jest dla nich najważniejszy. I nie ma się co dziwić.
Prezentacja projektów międzynarodowych artystów dokonana przed
publicznością i jury celem wyłonienia, a następnie opublikowania tego
najlepszego (ewentualnie tych najlepszych), to świetny pomysł nie tylko z
marketingowego punktu widzenia. W pewnym sensie jest to, w zależności
od wybranej pracy, możliwość znalezienia się w samym środku czy nawet na
samym początku procesu twórczego danego artysty (niektórzy
przedstawiali komiksy już praktycznie gotowe, tylko czekające na
wydawcę, inni ledwie zarysy ewentualnych publikacji). Wreszcie to swego
rodzaju wehikuł czasu. Wszak przyszłość medium spoczywa w rękach właśnie
tych artystów, młodych i jeszcze szerzej nieznanych. Za sprawą Ligatury
u części z nich niebawem się to zmieni.
Do tegorocznego pitchingu zgłoszone zostały równo 73 projekty z 19
krajów, a na festiwal zakwalifikowanych zostało 20 z nich. Prezentacje
podzielone zostały na 2 spotkania. Pierwsze odbyło się w piątkowe
popołudnie, kiedy to jeszcze, niestety, nie udało mi się dotrzeć do
Poznania; czego żałuję tym bardziej, że to właśnie dwójka z pierwszej
dziesiątki wybranych artystów zajęła zaszczytne pierwsze i trzecie
miejsce na podium (kolejno Bart Nijstad z Holandii oraz Archie
Fitzgerald z Wielkiej Brytanii). Miejsce drugie zajęły zaś działające
pod wspólnym pseudonimem Zonika nasze rodaczki, Monika Powalisz i Zosia
Dzierżawska. Od przedstawienia ich projektu, zatytułowanego "Serce ze
śniegu", rozpoczęła się sobotnia część pitchingu.
Oprócz
wspomnianych pań Polskę reprezentowała jeszcze Maria Rostocka oraz
Robert Olesiński i Michał Madej. Pozostali uczestnicy przyjechali do nas
z Węgier, Wielkiej Brytanii, Rosji, Słowacji i Czech. W większości
wypadków przedstawione prace znacznie różniły się od siebie, chyba pod
każdym możliwym względem. Niektórzy stawiali na abstrakcyjność i/lub
absurd, inni na "zwyczajność" lub jej przeciwieństwo w postaci czystej
wody gatunku, jeszcze inni na śmiałe eksperymenty formalne. Nie zabrakło
nawet postapokaliptycznej mangi, choć jej autor, Dmirty Dubrovin,
skośnymi oczami pochwalić się nie mógł. Nie musiał.
Było parę projektów, które wydały mi się nijakie i dziś już nic z nich
nie pamiętam, dominowały jednak te, na które najlepszym określeniem
będzie przymiotnik "ciekawe" (czasem "bardzo"). Jednym z nich była
zaskakująca (także swoją prostotą) opowieść o wschodnioeuropejskim
piosenkarzu pop noszącym jakże wymowne nazwisko Yuri Valentin.
Piosenkarzu, któremu podczas podróży na koncert do pewnego miasteczka
przydarza się nie lada nieszczęście - oto rzeka, którą płynął, rzeka
przecinająca pustynię (!), niespodziewanie wysycha. Kto by pomyślał, że
jedynym ratunkiem mogą okazać się łzy mieszkańców wspomnianego
miasteczka? Odpowiedź brzmi: David Biskup.
Pierwszym z dwóch projektów, które spodobały mi się najbardziej było
wspomniane wcześniej "Serce ze śniegu", opowieść o przypadkowym spotkaniu
przed kinem dwójki ex-kochanków. Razem wybierają się na tytułowy film
(którego fabuła stanowi ilustrację ich dawnego związku), zaś po seansie
ruszają wspólnie na plac zabaw, gdzie nieoczekiwanie wpadają w pętlę
czasową... Do finału realizacji komiksu autorkom jeszcze czasu trochę
chyba zostało, ale przedstawione przez scenarzystkę opisy i szkice
wskazują na subtelną i szczerą opowieść miłosną (czy też
miłosno-egzystencjalną), której nie powstydziłby się sam norweski mistrz
minimalizmu znany jako Jason.
Jeszcze bardziej
podobała mi się jednak przedstawiona przez Petra Novaka antyczna
opowieść pod tytułem "A Misty Island Crimson-Coloured" opowiadająca o upadku
Celtów. Upadku, do którego doszło za sprawą wysłanych przez Cesarza
elitarnych żołnierzy mających wyplenić z Anglii "barbarzyństwo" i
pogaństwo. Choć prezentacja ograniczała się do samych ogólnikowych
opisów i szkiców koncepcyjnych, historia wypadła bardzo interesująco,
przede wszystkim za sprawą dynamicznych rysunków i scenariusza
zapowiadającego się jako rzecz bardzo dopracowana dramaturgicznie,
wreszcie - a może przede wszystkim - za sprawą śmiertelnie poważnego
potraktowania przez twórców celtyckiej mitologii, które to komiks
zabiera w rejony fantasy. Oto bowiem do walki z Rzymianami stają nie
tylko oczekiwani wojownicy, ale też tworzone przez druidów celtyckie
żywe trupy czy sporej wielkości "drzewne potwory".
Jedną jedyną rzeczą, do której mógłbym się przyczepić, był jedynie brak
mikrofonu. Wystarczyło, że dany projekt przedstawiał nieco ciszej
mówiący autor, aby ciężko było usłyszeć przynajmniej część jego
wypowiedzi. Zwłaszcza, jeśli siedziało się na końcu sali, a za sąsiadów
miało się ludzi, którzy chwilami bardziej zainteresowani byli sobą niż
prezentacjami. Jeśli przymknąć na to oko (a zdaje się, że bez tego
obejść się nie może), to nie pozostaje nic innego, jak tylko
organizatorom gratulować.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz