Swoją premierę miał właśnie trzeci tom "Kamienia przeznaczenia". Specjalnie dla Kolorowych Zeszytów Tomasz Kleszcze opowiada o swojej autorskiej serii, ale dzieli się również kilkoma spostrzeżeniami dotyczącymi specyfiki polskiego rynku i środowiska komiksowego.
Pisząc o "Kamieniu przeznaczenia" użyłem w stosunku do Ciebie sformułowanie "człowiek znikąd", co wzburzyło między innymi Bartka Biedrzyckiego. Przed wydaniem swojego pierwszego albumu byłeś wcześniej publikowany. W 2006 roku Twój komiks pojawił się w antologii "Wszystko, co chcielibyście wiedzieć o piłce...", Miałeś na koncie występy w "Hardkorporacji", "Komiksie Forum", "Ziniolu", ale wciąż wydawałeś się artystą bez koneksji w środowisku. Bez wyrobionego nazwiska, który dopiero rozpoczyna komiksową karierę. Czujesz się takim człowiekiem znikąd w polskim komiksowie, który gdzieś poza głównym nurtem dłubie swoje rzeczy?
Zdecydowanie tak. Nadal jestem kolesiem bez koneksji, a moje nazwisko, jakie było, takie jest. Jak się nieco dokładniej przyjrzeć komiksowemu środowisku zdecydowanie widać, że są pewne kręgi osób pojawiających się zawsze i wszędzie. Można by rzec, że istnieje taka grupa trzymająca władzę. A ja po prostu sobie rysuję, wysyłam moje komiksy tu i ówdzie. Czasem ktoś je opublikuje, zazwyczaj nie, a przy okazji walczę ze swoją autorską serią. Chociaż zaczynam się zastanawiać, co tu nie gra, bo widocznie nie trafiłem w gusta polskich czytelników i krytyków. Zamiast Duxa powinien występować Waldemar…
Myślisz, że to jest przyczyna, że "Kamień" trafił na tak niepodatny grunt, nie trafiając w gusta czytelników?
Myślę, że przyczyn znajdzie się znacznie więcej. Fakt osadzenia fabuły komiksu poza krajem nad Wisłą jest pewnie jednym z ważniejszych. "Dobre, bo polskie" wydaje się sprawdzoną regułą w przypadku tworzenia komiksów na skromny polski ryneczek, a nawet "dobre, bo w Polsce" jest jeszcze lepszym stwierdzeniem. Ja nie chciałem robić komiksu w Polsce, bo pościgi zatłoczonymi ulicami Krakowa, gdzie nie da się ścigać nawet rowerami czy przyszłe starcia bohaterów w "wielkim mieście", które składa się z kilku 10-piętrowych wieżowców i tysięcy starych, podniszczonych kamienic to nie jest to, co chciałem narysować.
Nie będę pytał Cię o Twoje komiksowe początki, bo wielokrotnie podkreślałeś, że Twój "origin" miał miejsce w pewnej szkolnej świetlicy, w której zetknąłeś się z pierwszym polskim "Spider-Manem". Chciałem spytać o Twoje początki, jako twórcy. Czy w Twoim życiu był taki szczególny moment, kiedy poczułeś, że chcesz nie tylko czytać, ale też tworzyć komiksy? Czy była to raczej nie rewolucja, ale ewolucja?
Nie pamiętam żadnego, szczególnego przypadku. Więc to była raczej ewolucja, niż rewolucja. Po zetknięciu się z komiksem zacząłem sobie coś tam bazgrać. Najpierw kalkowałem postacie i kolorowałem je kredkami (niestety, mój pierwszy zeszyt z takimi pracami zaginął). Potem zacząłem rysować krótkie historyjki, by w cztery lata po kupnie pierwszego komiksu stworzyć najdłuższą serię, jaką do tej pory w moim życiu wykonałem. Tamto dzieło zajęła ponad 200 stron, nazywało się "Avenger" i było uroczo naiwny komiksem. Parę stron można sobie obejrzeć na moim blogu, jakby się komuś chciało.
A pamiętasz swoją pierwszą publikacją?
Tak, to była krótka historia w antologii piłkarskiej "Wszystko, co chcielibyście widzieć o piłce..." wydana przez Kulturę Gniewu. Muszę przyznać, że byłem niesamowicie uradowany, jak się dowiedziałem, że mój komiks w końcu gdzieś się pojawi. Pierwsza publikacja od razu w tak prestiżowym wydawnictwie. Ale, jak się okazało, taki sukces odniosłem tylko raz...
Przejdźmy do "Kamienia przeznaczenia". Skąd wziął się impuls do napisania i narysowania tego komiksu?
Cóż, od dość dawna interesuję się literaturą paleoastronautyczną, jak się ją fachowo nazywa. Czytając sporą ilość tytułów nie da się z całą pewnością odrzucić tezy, że w powstaniu ludzi nie maczały palców jakieś wysoko rozwinięte istoty. Temat wydawał mi się ciekawy. Połączenie kilku znanych wątków, przyprawienie ich szczyptą pościgów, akcji i fantastyki miało uczynić komiks poczytnym. Chciałem stworzyć w pewnym sensie uniwersum, w którym zjawiska nadprzyrodzone mają swoje wyjaśnienie, odrzucane przez oficjalną naukę.
Trzy tomy serii za Tobą. To kawał komiksowej roboty. Ciężko było? Czy z dzisiejszej perspektywy zmieniłbyś coś? Zrobiłbyś coś inaczej?
Samo tworzenie komiksu to naprawdę ciężka robota, zwłaszcza dla mojego nadwątlonego kręgosłupa. Przy moich próbach stworzenia czegoś realistycznego i na poziomie zajmuje to mnóstwo czasu, ale tak naprawdę nie wyobrażam sobie robienia czegokolwiek innego. Ciężko jest tylko, jak się widzi "arcydzieła" z którymi przegrywam na wszystkich frontach. Mam bardzo tradycyjny gust, jak na polskie trendy.
Co do zmian, tak jak pisałem na początku, Duxowi dałbym na imię Waldek, a akcję osadził w Warszawie, albo Krakowie, bo mam znacznie bliżej. Poza tym, pierwszy tom najchętniej narysowałbym od nowa i wydał w formie 32-stronicowego zeszytu. Ale wtedy nie zawojowałbym Hollywood, a taki mam zamiar (śmiech).
Z jakimi reakcjami na swój komiks spotkałeś się na polskim rynku?
No, czytając recenzje można średnio ocenić "Kamień" na 6/10. Nie jest źle, ale mogłoby być lepiej. Ogólnie poza jedną recenzją wszystkie w moim mniemaniu są całkiem rzetelne, aczkolwiek nie zgadzam się, że fabuła jest tak oklepana. Obsadzenie mięśniaka i laseczki w rolach głównych to jeszcze nie jest "klisza". Jest wiele elementów scenariusza, w których poruszam wątki w komiksach dotąd nieeksplorowane. Inna sprawa, że pokutuje ocenianie całej serii po przeczytaniu zaledwie 1/3 całej historii. Liczę się z faktem, że po przeczytaniu ostatniej części serii oceny polecą jeszcze bardziej w dół, bo okaże się, że zakończenie historii, które zaproponuje będzie inne, niż oczekiwaliby czytelnicy. Bynajmniej mnie to nie zniechęca, rysuję ten komiks dla własnej przyjemności i dla poprawiania warsztatu. Do interesu nie dokładam, więc spokojnie pracuję nad kolejnymi częściami. Wierzę, że odbiór będzie mimo wszystko coraz lepszy i doczekam upragnionego wydania w kolorze, w twardej oprawie ze złotymi tłoczeniami. Jak na razie nie jest źle.
O, który to recenzent taki Ci podpadł? Chodzi o tekst Mirosława Skrzydło z Gildii?
Darujmy sobie to pytanie, bo nie chcę szafować nazwiskami. Wolę skupić się na rysowaniu, a nie kłótniach z krytykami.
Czy w jakiś sposób Twój tryb pracy, rysowania, komponowania plansza, w jakiś sposób zmieniał się na przestrzeni rysowania kolejnych "Kamieni"?
Tak, przerzuciłem się z kartek A4 i wycinania kadrów na karki A3. To był dobry przeskok, poza tym cały czas staram się eliminować błędy w rysowaniu. Tych, którzy chcą widzieć postępy zapraszam do zapoznania się z serią. Jeśli o cała technikę przekładania szkiców na gotową planszę to zmian zasadniczo nie ma. Oczywiście, coraz więcej w trakcie pracy człowiek uczy się różnego rodzaju sztuczek. Przede wszystkim tom drugi zrobiłem w kolorze. Był to znaczny przeskok w stosunku do części pierwszej. Oczywiście, plansze prezentują się znacznie ciekawiej, ale z wiadomych przyczyn nie jestem w stanie sobie pozwolić na kolorowy druk, więc sądzę, że seria w postaci czarno-białej będzie publikowana do końca. Przy okazji promocji trzeciej części komiksu na swoim blogu przedstawiłem w szerokim artykule sposób powstawania okładki, tam można sobie podglądnąć, w jaki sposób wygląda mój proces twórczy.
W "Kamieniu" poruszasz dość klasyczny do polskiej tradycji komiksowej motyw ingerencji sił pozaziemskich w stworzenie człowieka, jego dzieje. Jak na polskie warunki to całkiem ograny temat. Nie boisz się na przykład porównań z "Lądowaniem w Andach" i z Bogusławem Polchem? Znasz w ogóle to pozycje?
Jeżeli po kilkudziesięciu latach zrobienie komiksu o podobnym wątku nazywamy oklepaniem tematu, to nie mam nic na swoją obronę. Może poza tym, że Polch pisząc swoją świetną serię miał dostęp do innych materiałów, ja mam do innych i tak naprawdę mój komiks jest zupełnie inny.
W wywiadzie dla Kzetu podzieliłeś swoją twórczość na trzy etapy - inspiracje Katsuhiro Otomo, potem był Jim Lee i na końcu Bryan Hitch. Mógłbyś je w jakiś sposób po kolei omówić? Dlaczego akurat Ci twórcy i w jaki sposób ich twórczość czy styl odbijają się w Twoich pracach?
Zacznę może od końca. Chciałbym żeby się odbijały, ale jak na razie nie zostałem okrzyknięty ani „polskim Otomo”, ani "polskim Lee", ani tym bardziej "polskim Hitchem". To są zawodowcy, i do tego geniusze, ja jestem tylko miłośnikiem, który kilka godzin w tygodniu bawi się niczym chłopiec w piaskownicy.
Jim Lee był po prostu najlepszy w erze komiksów TM-Semic. Jego kreska w moich oczach wyglądała na kreskę geniusza. Nie byłem sobie wtedy w stanie wyobrazić, a miałem jakieś 12-16 lat jak czytałem jego komiksy, jak jeden koleś potrafi tak wymiatać. Wtedy zacząłem rysować napakowanych kolesi, i dlatego Dux nie jest pedziowatym cherlakiem, który na pewno byłby bardziej na czasie, ale do mnie takie postaci nie przemawiają. Główna postać ma być męska, twarda i najlepiej małomówna. I co z tego, że już takie były? A u Jima Lee Batman, Superman i cała reszta herosów nie wyglądają dokładnie tak samo? A czy komuś to przeszkadza?
Mnie na przykład przeszkadza…
Zawsze się znajdą tacy, którym to przeszkadza. Jednakże patrząc na niezmienną od lat wysoką pozycje Jima na amerykańskim rynku śmiem twierdzić, że Ci, którym to przeszkadza, są w znacznej mniejszości. Może u nas w kraju ogólnie amerykański komiks przestał się podobać. Trzeba by o to spytać właściciela Multiversum, aczkolwiek na zeszłorocznym festiwalu w Łodzi nie zauważyłem, żeby jego stoisko narzekało na brak kupujących...
Wracając do mojej wyliczanki. Otomo zmiażdżył mnie rozmachem swoich prac. Ilość szczegółów, różnorodność ujęć, doskonale rozpoznawalne postaci… Kiedy do domu dotarła paczka z pierwszymi pięcioma tomami "Akiry" to był niesamowity cios. Wtedy zacząłem przykładać uwagę do rysowania skomplikowanych teł, zwłaszcza scenerii miejskiej. Ponoć czasem to widać w moich pracach. I wreszcie Hitch… Gdybym miał opisać wrażenia, jakie we mnie płyną przy oglądaniu jego prac to ktoś mógłby mi powiedzieć, że coś ze mną nie tak, więc powiem krótko: to geniusz. To, co robi ten koleś jest najdoskonalszą komiksową robotą, jaką kiedykolwiek widziałem. U nas sprzedały się ledwie dwa tomy z jego ilustracjami. Zakładam, że zachwycanie się nim nie wróży mi większego sukcesu w naszym kraju.
Hitch też należy do moich faworytów, choć ostatnio jest wyraźnie bez formy. Masz jasno określony stosunek do sztuki komiksowej - wielokrotnie na Twoim blogu, czy w Twoich wypowiedziach mocno opowiadałeś się po stronie klasycznego, komiksowego mainstreamu, odrzucając inne komiksy, nazywając je dziwadłami, wyrobami zinipodobnymi.
Cóż mogę rzec, mam widocznie ograniczone horyzonty. Dziwadła są ciekawe, jeśli mają swój niepowtarzalny styl. Tu chciałbym zaznaczyć, że o dziwo z niecierpliwością czekam na dzieło Szcześniaka i Rusteckiego. Styl rysowania pana R. jest zajebisty, chociaż całkowicie nieklasyczny, ale nie da się tego nazwać bazgrołami. Tak samo wygląda sprawa z komiksami Piotrka Nowackiego. Jego kreska jest czysta, wypracowana i miła dla oka, chociaż to nie mainstream. Natomiast komiksy, które są narysowane byle jak, bez próby jakiegokolwiek szlifowania talentu, zrobione "w moim stylu", nie przemawiają do mnie i raczej nie będą przemawiać. Samo bazgranie nie wystarczy. Muszę widzieć, że twórca pracował nad swoim dziełem, a nie rysował je robiąc rano kupę i myśląc o tym, czy już ma się podetrzeć, czy też jeszcze dwie plansze zdąży "pyknąć". Należę chyba do mniejszości, która komiksy kupuje głównie dla ilustracji, a dopiero potem dla fabuły.
Czy są jacyś polscy twórcy, których podziwiasz? Jaki jest Twój stosunek do polskiego komiksu? Czy jesteś raczej wyznawcą sentymentalnych rzeczy spod znaku Kokoszów, Thorgali i Klossa, czy gustujesz raczej w nowszych produkcjach? A może żadne z powyższych?
Może mała, szybka lista, kolejność oczywiście przypadkowa. Śledziu to sympatyczny gość, a do tego mistrz o wszechstronnym stylu. Co tu dużo gadać, może rysować wszystko i to w nim cenię. Bracia Kmiołek przyszli znikąd i zrobili oszałamiającą, jak na polski rynek, karierę. Nie podziwiam ich stricte za samego "Białego Orła", co do niego to zachowam zdanie dla siebie, ale za to jak potrafili pokierować swoim produktem. Doprowadzili swojego bohatera naprawdę daleko i to w tak krótki czasie.
Jeśli chodzi o klasyków to Rosiński jest, jak dla mnie, po prostu najlepszym polskim rysownikiem. Uwielbiam też Papcia Chmiela. Czytanie komiksów z Tytusem odbywa się u mnie z automatycznie włączonym bananem niewinnej dziecinnej radości na twarzy. Tego nie da się w żaden sposób wycenić, chciałbym żeby książeczek z Tytusem było jak najwięcej.
Oczywiście jest jeszcze Baranowski, chociaż z przykrością stwierdzam, że mam poważne braki z pozycjami spod jego pióra. Może kiedyś to nadrobię, ale ceny jednak nieco mnie mimo wszystko odstraszają. Ogólnie, jeśli o polski komiks chodzi, nie jestem smakoszem. Nie śledzę, co wychodzi, czasem jakaś zapowiedź albumu wpada mi w oko, przeglądam, ale zazwyczaj stwierdzam, że to nie dla mnie. A co do mojego stosunku do polskiego komiksu… Jeśli po skończeniu "Kamienia" zaprosisz mnie znowu na jakąś pogawędkę, to może wypowiem się bardziej otwarcie. Na razie w dalszym ciągu zostawiam uwagi na ten temat dla siebie.
Trzymam Cię za słowo zatem. Ciśnienie na rysowanie masz wielkie, co widać choćby w ilości konkursów komiksowych, w których bierzesz udział. Jesteś w stanie zliczyć ile razy startowałeś w tego typu plebiscytach?
Pewnie, i to bardzo dokładnie, tylko po co przyznawać się na łamach tak poczytnego serwisu do tylu porażek (śmiech)? A powiedzieć mogę tylko tyle, że jeśli znajdę czas nadal będę startował, chociaż nie wierzę w możliwość wygranej w jakimkolwiek konkursie. Chyba, że zmienię styl na bardziej kreskówkowy i przyjazny dla odbiorcy.
Czy możesz zdradzić to, co będziesz robił po trzecim "Kamieniu"? Jakie masz plany na 2012 rok? Podobno robisz jakieś super-hero?
Po trzecim "Kamieniu" będę robił album numer 4, a w zasadzie to już robię. Czy się to komuś podoba, czy nie seria ukaże się w całości. A każdy kolejny tom będzie coraz lepszy! Nie wiem, skąd wytrzasnąłeś informacje o komiksie superbohaterskim mojego autorstwa, ale rzeczywiście, miałem pewne skromne plany. Zarówno główny bohater, jak i zarys scenariusza, już od dawna dojrzewają w szufladzie. Jak widać zapotrzebowanie na polskich super-hero jednak jakieś jest, ale życie płata różne figle i sprawa z braku czasu stanęła. Aktualnie pracuję nad pewnym obiecującym, innowacyjnym jak na polskie warunki projektem. Plany zakładają ukończenie go w tym roku. Czy się uda? Mam nadzieję, aczkolwiek inwestor i autor scenariusza przyciska mnie do muru przy każdej planszy. Muszę przyznać, że wyciskają ze mnie wszystkie soki i praca zajmuje mnóstwo czasu, ale patrząc na gotowe plansze widzę, że jego krytyczne oko to same plusy.
W takim razie dziękuje za rozmowę.
Mnie również było miło. Trzymajcie się!
Pisząc o "Kamieniu przeznaczenia" użyłem w stosunku do Ciebie sformułowanie "człowiek znikąd", co wzburzyło między innymi Bartka Biedrzyckiego. Przed wydaniem swojego pierwszego albumu byłeś wcześniej publikowany. W 2006 roku Twój komiks pojawił się w antologii "Wszystko, co chcielibyście wiedzieć o piłce...", Miałeś na koncie występy w "Hardkorporacji", "Komiksie Forum", "Ziniolu", ale wciąż wydawałeś się artystą bez koneksji w środowisku. Bez wyrobionego nazwiska, który dopiero rozpoczyna komiksową karierę. Czujesz się takim człowiekiem znikąd w polskim komiksowie, który gdzieś poza głównym nurtem dłubie swoje rzeczy?
Zdecydowanie tak. Nadal jestem kolesiem bez koneksji, a moje nazwisko, jakie było, takie jest. Jak się nieco dokładniej przyjrzeć komiksowemu środowisku zdecydowanie widać, że są pewne kręgi osób pojawiających się zawsze i wszędzie. Można by rzec, że istnieje taka grupa trzymająca władzę. A ja po prostu sobie rysuję, wysyłam moje komiksy tu i ówdzie. Czasem ktoś je opublikuje, zazwyczaj nie, a przy okazji walczę ze swoją autorską serią. Chociaż zaczynam się zastanawiać, co tu nie gra, bo widocznie nie trafiłem w gusta polskich czytelników i krytyków. Zamiast Duxa powinien występować Waldemar…
Myślisz, że to jest przyczyna, że "Kamień" trafił na tak niepodatny grunt, nie trafiając w gusta czytelników?
Myślę, że przyczyn znajdzie się znacznie więcej. Fakt osadzenia fabuły komiksu poza krajem nad Wisłą jest pewnie jednym z ważniejszych. "Dobre, bo polskie" wydaje się sprawdzoną regułą w przypadku tworzenia komiksów na skromny polski ryneczek, a nawet "dobre, bo w Polsce" jest jeszcze lepszym stwierdzeniem. Ja nie chciałem robić komiksu w Polsce, bo pościgi zatłoczonymi ulicami Krakowa, gdzie nie da się ścigać nawet rowerami czy przyszłe starcia bohaterów w "wielkim mieście", które składa się z kilku 10-piętrowych wieżowców i tysięcy starych, podniszczonych kamienic to nie jest to, co chciałem narysować.
Nie będę pytał Cię o Twoje komiksowe początki, bo wielokrotnie podkreślałeś, że Twój "origin" miał miejsce w pewnej szkolnej świetlicy, w której zetknąłeś się z pierwszym polskim "Spider-Manem". Chciałem spytać o Twoje początki, jako twórcy. Czy w Twoim życiu był taki szczególny moment, kiedy poczułeś, że chcesz nie tylko czytać, ale też tworzyć komiksy? Czy była to raczej nie rewolucja, ale ewolucja?
Nie pamiętam żadnego, szczególnego przypadku. Więc to była raczej ewolucja, niż rewolucja. Po zetknięciu się z komiksem zacząłem sobie coś tam bazgrać. Najpierw kalkowałem postacie i kolorowałem je kredkami (niestety, mój pierwszy zeszyt z takimi pracami zaginął). Potem zacząłem rysować krótkie historyjki, by w cztery lata po kupnie pierwszego komiksu stworzyć najdłuższą serię, jaką do tej pory w moim życiu wykonałem. Tamto dzieło zajęła ponad 200 stron, nazywało się "Avenger" i było uroczo naiwny komiksem. Parę stron można sobie obejrzeć na moim blogu, jakby się komuś chciało.
A pamiętasz swoją pierwszą publikacją?
Tak, to była krótka historia w antologii piłkarskiej "Wszystko, co chcielibyście widzieć o piłce..." wydana przez Kulturę Gniewu. Muszę przyznać, że byłem niesamowicie uradowany, jak się dowiedziałem, że mój komiks w końcu gdzieś się pojawi. Pierwsza publikacja od razu w tak prestiżowym wydawnictwie. Ale, jak się okazało, taki sukces odniosłem tylko raz...
Przejdźmy do "Kamienia przeznaczenia". Skąd wziął się impuls do napisania i narysowania tego komiksu?
Cóż, od dość dawna interesuję się literaturą paleoastronautyczną, jak się ją fachowo nazywa. Czytając sporą ilość tytułów nie da się z całą pewnością odrzucić tezy, że w powstaniu ludzi nie maczały palców jakieś wysoko rozwinięte istoty. Temat wydawał mi się ciekawy. Połączenie kilku znanych wątków, przyprawienie ich szczyptą pościgów, akcji i fantastyki miało uczynić komiks poczytnym. Chciałem stworzyć w pewnym sensie uniwersum, w którym zjawiska nadprzyrodzone mają swoje wyjaśnienie, odrzucane przez oficjalną naukę.
Trzy tomy serii za Tobą. To kawał komiksowej roboty. Ciężko było? Czy z dzisiejszej perspektywy zmieniłbyś coś? Zrobiłbyś coś inaczej?
Samo tworzenie komiksu to naprawdę ciężka robota, zwłaszcza dla mojego nadwątlonego kręgosłupa. Przy moich próbach stworzenia czegoś realistycznego i na poziomie zajmuje to mnóstwo czasu, ale tak naprawdę nie wyobrażam sobie robienia czegokolwiek innego. Ciężko jest tylko, jak się widzi "arcydzieła" z którymi przegrywam na wszystkich frontach. Mam bardzo tradycyjny gust, jak na polskie trendy.
Co do zmian, tak jak pisałem na początku, Duxowi dałbym na imię Waldek, a akcję osadził w Warszawie, albo Krakowie, bo mam znacznie bliżej. Poza tym, pierwszy tom najchętniej narysowałbym od nowa i wydał w formie 32-stronicowego zeszytu. Ale wtedy nie zawojowałbym Hollywood, a taki mam zamiar (śmiech).
Z jakimi reakcjami na swój komiks spotkałeś się na polskim rynku?
No, czytając recenzje można średnio ocenić "Kamień" na 6/10. Nie jest źle, ale mogłoby być lepiej. Ogólnie poza jedną recenzją wszystkie w moim mniemaniu są całkiem rzetelne, aczkolwiek nie zgadzam się, że fabuła jest tak oklepana. Obsadzenie mięśniaka i laseczki w rolach głównych to jeszcze nie jest "klisza". Jest wiele elementów scenariusza, w których poruszam wątki w komiksach dotąd nieeksplorowane. Inna sprawa, że pokutuje ocenianie całej serii po przeczytaniu zaledwie 1/3 całej historii. Liczę się z faktem, że po przeczytaniu ostatniej części serii oceny polecą jeszcze bardziej w dół, bo okaże się, że zakończenie historii, które zaproponuje będzie inne, niż oczekiwaliby czytelnicy. Bynajmniej mnie to nie zniechęca, rysuję ten komiks dla własnej przyjemności i dla poprawiania warsztatu. Do interesu nie dokładam, więc spokojnie pracuję nad kolejnymi częściami. Wierzę, że odbiór będzie mimo wszystko coraz lepszy i doczekam upragnionego wydania w kolorze, w twardej oprawie ze złotymi tłoczeniami. Jak na razie nie jest źle.
O, który to recenzent taki Ci podpadł? Chodzi o tekst Mirosława Skrzydło z Gildii?
Darujmy sobie to pytanie, bo nie chcę szafować nazwiskami. Wolę skupić się na rysowaniu, a nie kłótniach z krytykami.
Czy w jakiś sposób Twój tryb pracy, rysowania, komponowania plansza, w jakiś sposób zmieniał się na przestrzeni rysowania kolejnych "Kamieni"?
Tak, przerzuciłem się z kartek A4 i wycinania kadrów na karki A3. To był dobry przeskok, poza tym cały czas staram się eliminować błędy w rysowaniu. Tych, którzy chcą widzieć postępy zapraszam do zapoznania się z serią. Jeśli o cała technikę przekładania szkiców na gotową planszę to zmian zasadniczo nie ma. Oczywiście, coraz więcej w trakcie pracy człowiek uczy się różnego rodzaju sztuczek. Przede wszystkim tom drugi zrobiłem w kolorze. Był to znaczny przeskok w stosunku do części pierwszej. Oczywiście, plansze prezentują się znacznie ciekawiej, ale z wiadomych przyczyn nie jestem w stanie sobie pozwolić na kolorowy druk, więc sądzę, że seria w postaci czarno-białej będzie publikowana do końca. Przy okazji promocji trzeciej części komiksu na swoim blogu przedstawiłem w szerokim artykule sposób powstawania okładki, tam można sobie podglądnąć, w jaki sposób wygląda mój proces twórczy.
W "Kamieniu" poruszasz dość klasyczny do polskiej tradycji komiksowej motyw ingerencji sił pozaziemskich w stworzenie człowieka, jego dzieje. Jak na polskie warunki to całkiem ograny temat. Nie boisz się na przykład porównań z "Lądowaniem w Andach" i z Bogusławem Polchem? Znasz w ogóle to pozycje?
Jeżeli po kilkudziesięciu latach zrobienie komiksu o podobnym wątku nazywamy oklepaniem tematu, to nie mam nic na swoją obronę. Może poza tym, że Polch pisząc swoją świetną serię miał dostęp do innych materiałów, ja mam do innych i tak naprawdę mój komiks jest zupełnie inny.
W wywiadzie dla Kzetu podzieliłeś swoją twórczość na trzy etapy - inspiracje Katsuhiro Otomo, potem był Jim Lee i na końcu Bryan Hitch. Mógłbyś je w jakiś sposób po kolei omówić? Dlaczego akurat Ci twórcy i w jaki sposób ich twórczość czy styl odbijają się w Twoich pracach?
Zacznę może od końca. Chciałbym żeby się odbijały, ale jak na razie nie zostałem okrzyknięty ani „polskim Otomo”, ani "polskim Lee", ani tym bardziej "polskim Hitchem". To są zawodowcy, i do tego geniusze, ja jestem tylko miłośnikiem, który kilka godzin w tygodniu bawi się niczym chłopiec w piaskownicy.
Jim Lee był po prostu najlepszy w erze komiksów TM-Semic. Jego kreska w moich oczach wyglądała na kreskę geniusza. Nie byłem sobie wtedy w stanie wyobrazić, a miałem jakieś 12-16 lat jak czytałem jego komiksy, jak jeden koleś potrafi tak wymiatać. Wtedy zacząłem rysować napakowanych kolesi, i dlatego Dux nie jest pedziowatym cherlakiem, który na pewno byłby bardziej na czasie, ale do mnie takie postaci nie przemawiają. Główna postać ma być męska, twarda i najlepiej małomówna. I co z tego, że już takie były? A u Jima Lee Batman, Superman i cała reszta herosów nie wyglądają dokładnie tak samo? A czy komuś to przeszkadza?
Mnie na przykład przeszkadza…
Zawsze się znajdą tacy, którym to przeszkadza. Jednakże patrząc na niezmienną od lat wysoką pozycje Jima na amerykańskim rynku śmiem twierdzić, że Ci, którym to przeszkadza, są w znacznej mniejszości. Może u nas w kraju ogólnie amerykański komiks przestał się podobać. Trzeba by o to spytać właściciela Multiversum, aczkolwiek na zeszłorocznym festiwalu w Łodzi nie zauważyłem, żeby jego stoisko narzekało na brak kupujących...
Wracając do mojej wyliczanki. Otomo zmiażdżył mnie rozmachem swoich prac. Ilość szczegółów, różnorodność ujęć, doskonale rozpoznawalne postaci… Kiedy do domu dotarła paczka z pierwszymi pięcioma tomami "Akiry" to był niesamowity cios. Wtedy zacząłem przykładać uwagę do rysowania skomplikowanych teł, zwłaszcza scenerii miejskiej. Ponoć czasem to widać w moich pracach. I wreszcie Hitch… Gdybym miał opisać wrażenia, jakie we mnie płyną przy oglądaniu jego prac to ktoś mógłby mi powiedzieć, że coś ze mną nie tak, więc powiem krótko: to geniusz. To, co robi ten koleś jest najdoskonalszą komiksową robotą, jaką kiedykolwiek widziałem. U nas sprzedały się ledwie dwa tomy z jego ilustracjami. Zakładam, że zachwycanie się nim nie wróży mi większego sukcesu w naszym kraju.
Hitch też należy do moich faworytów, choć ostatnio jest wyraźnie bez formy. Masz jasno określony stosunek do sztuki komiksowej - wielokrotnie na Twoim blogu, czy w Twoich wypowiedziach mocno opowiadałeś się po stronie klasycznego, komiksowego mainstreamu, odrzucając inne komiksy, nazywając je dziwadłami, wyrobami zinipodobnymi.
Cóż mogę rzec, mam widocznie ograniczone horyzonty. Dziwadła są ciekawe, jeśli mają swój niepowtarzalny styl. Tu chciałbym zaznaczyć, że o dziwo z niecierpliwością czekam na dzieło Szcześniaka i Rusteckiego. Styl rysowania pana R. jest zajebisty, chociaż całkowicie nieklasyczny, ale nie da się tego nazwać bazgrołami. Tak samo wygląda sprawa z komiksami Piotrka Nowackiego. Jego kreska jest czysta, wypracowana i miła dla oka, chociaż to nie mainstream. Natomiast komiksy, które są narysowane byle jak, bez próby jakiegokolwiek szlifowania talentu, zrobione "w moim stylu", nie przemawiają do mnie i raczej nie będą przemawiać. Samo bazgranie nie wystarczy. Muszę widzieć, że twórca pracował nad swoim dziełem, a nie rysował je robiąc rano kupę i myśląc o tym, czy już ma się podetrzeć, czy też jeszcze dwie plansze zdąży "pyknąć". Należę chyba do mniejszości, która komiksy kupuje głównie dla ilustracji, a dopiero potem dla fabuły.
Czy są jacyś polscy twórcy, których podziwiasz? Jaki jest Twój stosunek do polskiego komiksu? Czy jesteś raczej wyznawcą sentymentalnych rzeczy spod znaku Kokoszów, Thorgali i Klossa, czy gustujesz raczej w nowszych produkcjach? A może żadne z powyższych?
Może mała, szybka lista, kolejność oczywiście przypadkowa. Śledziu to sympatyczny gość, a do tego mistrz o wszechstronnym stylu. Co tu dużo gadać, może rysować wszystko i to w nim cenię. Bracia Kmiołek przyszli znikąd i zrobili oszałamiającą, jak na polski rynek, karierę. Nie podziwiam ich stricte za samego "Białego Orła", co do niego to zachowam zdanie dla siebie, ale za to jak potrafili pokierować swoim produktem. Doprowadzili swojego bohatera naprawdę daleko i to w tak krótki czasie.
Jeśli chodzi o klasyków to Rosiński jest, jak dla mnie, po prostu najlepszym polskim rysownikiem. Uwielbiam też Papcia Chmiela. Czytanie komiksów z Tytusem odbywa się u mnie z automatycznie włączonym bananem niewinnej dziecinnej radości na twarzy. Tego nie da się w żaden sposób wycenić, chciałbym żeby książeczek z Tytusem było jak najwięcej.
Oczywiście jest jeszcze Baranowski, chociaż z przykrością stwierdzam, że mam poważne braki z pozycjami spod jego pióra. Może kiedyś to nadrobię, ale ceny jednak nieco mnie mimo wszystko odstraszają. Ogólnie, jeśli o polski komiks chodzi, nie jestem smakoszem. Nie śledzę, co wychodzi, czasem jakaś zapowiedź albumu wpada mi w oko, przeglądam, ale zazwyczaj stwierdzam, że to nie dla mnie. A co do mojego stosunku do polskiego komiksu… Jeśli po skończeniu "Kamienia" zaprosisz mnie znowu na jakąś pogawędkę, to może wypowiem się bardziej otwarcie. Na razie w dalszym ciągu zostawiam uwagi na ten temat dla siebie.
Trzymam Cię za słowo zatem. Ciśnienie na rysowanie masz wielkie, co widać choćby w ilości konkursów komiksowych, w których bierzesz udział. Jesteś w stanie zliczyć ile razy startowałeś w tego typu plebiscytach?
Pewnie, i to bardzo dokładnie, tylko po co przyznawać się na łamach tak poczytnego serwisu do tylu porażek (śmiech)? A powiedzieć mogę tylko tyle, że jeśli znajdę czas nadal będę startował, chociaż nie wierzę w możliwość wygranej w jakimkolwiek konkursie. Chyba, że zmienię styl na bardziej kreskówkowy i przyjazny dla odbiorcy.
Czy możesz zdradzić to, co będziesz robił po trzecim "Kamieniu"? Jakie masz plany na 2012 rok? Podobno robisz jakieś super-hero?
Po trzecim "Kamieniu" będę robił album numer 4, a w zasadzie to już robię. Czy się to komuś podoba, czy nie seria ukaże się w całości. A każdy kolejny tom będzie coraz lepszy! Nie wiem, skąd wytrzasnąłeś informacje o komiksie superbohaterskim mojego autorstwa, ale rzeczywiście, miałem pewne skromne plany. Zarówno główny bohater, jak i zarys scenariusza, już od dawna dojrzewają w szufladzie. Jak widać zapotrzebowanie na polskich super-hero jednak jakieś jest, ale życie płata różne figle i sprawa z braku czasu stanęła. Aktualnie pracuję nad pewnym obiecującym, innowacyjnym jak na polskie warunki projektem. Plany zakładają ukończenie go w tym roku. Czy się uda? Mam nadzieję, aczkolwiek inwestor i autor scenariusza przyciska mnie do muru przy każdej planszy. Muszę przyznać, że wyciskają ze mnie wszystkie soki i praca zajmuje mnóstwo czasu, ale patrząc na gotowe plansze widzę, że jego krytyczne oko to same plusy.
W takim razie dziękuje za rozmowę.
Mnie również było miło. Trzymajcie się!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz