Opis pełnometrażowej animacji wyreżyserowanej przez Mariolę Brillowską
brzmi całkiem interesująco. Film dzieli się na sześć epizodów, których
wspólnym tematem jest rozpad rodziny prowadzący do morderstwa dokonanego
przez dziecko na swoich rodzicach. Akcję utworu autorka umiejscawia w
bliżej nieokreślonej przyszłości, dzięki czemu śmiało przejaskrawiać
może wszystkie możliwe elementy, co służyć ma uwypukleniu przesłania. Na
pierwszy rzut oka Diabelskie dzieci to rzecz u swoich podstaw mająca z jednej strony psychologię, a z drugiej socjologię, ale w rzeczywistości jest zgoła inaczej.
Pierwszy z epizodów rozdzielony zostaje na dwie części, aby spinać
pozostałe w spójną całość. Tyle że tego samego typu klamrę - jak również
swoisty motyw przewodni - stanowią już oddzielające kolejne historie
fragmenty, które przedstawiają latającą w przestrzeni kosmicznej
reżyserkę wyjaśniającą widzom treść swojego dzieła (tudzież
nakierowującą ich na odpowiednią jego interpretację). Czyni ona siebie
przewodnikiem po swoim świecie, czy może raczej - swojej artystycznej
wrażliwości. Trzeba przyznać, że ta jest jedyna w swoim rodzaju,
niestety nijak ma się to do jakości filmu.
Ulubione narzędzia Brillowskiej to kicz, groteska i makabra. Kolejne
elementy mnoży ona w tempie geometrycznym, doprowadzając do jednego
wielkiego ekstremum. Nagromadzenie przerysowanej przemocy i perwersji
przywodzi na myśl najbardziej szokujące filmy Takashiego Miike, z kolei
nawał symboli przypomina rozbuchanie najbardziej ekstrawaganckich filmów
Alejandro Jodorowskiego. Ten drugi pasuje tu zresztą jeszcze bardziej,
jeśli wziąć pod uwagę fakt, że jeden z epizodów oparty został o tekst
literacki autorstwa jego przyjaciela, bezkompromisowego surrealisty
Fernando Arrabala. Pozostałe epizody również są adaptacjami literatury
(Manueli Gretkowskiej, Orly Castel-Blooma, Rosy Liksom i Edwarda
Limonowa), wszystkie jednak Brillowska bezsprzecznie wchłonęła i
zaprezentowała w filmie niczym własne pomysły. Samo w sobie jest to jak
najbardziej dobre, ale - znowuż - nijak ma się to do jakości filmu.
Widownia nie otrzymuje ani chwili wytchnienia. Penis pewnego chłopca
zamienia się w ogromnego węża pożerającego, a następnie przeobrażającego
swoich rodziców w płciową hybrydę, której ciało zewsząd pokryte jest
narządami rozrodczymi. Inni rodzice przychodzą do pokoju swojego syna
(którego piżama ozdobiona jest licznymi swastykami), aby spenetrować
pięścią jego odbyt. Tego typu scenami Diabelskie dzieci cechują
się na każdym kroku. I cóż to autorka miała na myśli? Jakkolwiek
oczywistościami są krytyka systemów totalitarnych czy pochwała feminizmu
(w tym wypadku dosyć szowinistycznego, należałoby zaznaczyć), to jednak
film bardzo szybko popada w bełkot. I pretensjonalną tonację.
Brillowska mnoży bowiem wszystko bez jakiegokolwiek umiaru, nie
przejmując się regułami opowiadania filmowego. Dramaturgia nie jest dla
niej ważna, liczą się tylko kolejne dziwactwa (skutecznie neutralizujące
tzw. ważkość tematyki dzieła). Nie pomaga też strona wizualna. Dominuje
estetyka turpizmu, czym podkreślone zostaje to, co... już wcześniej
podkreślone zostało. Owa brzydota, regularne silenie się na szokowanie
odbiorcy i wreszcie minimalizm formalny przywodzą na myśl pewien
kontrowersyjny komiks internetowy o nazwie Electric Retard. Tyle
że jego autor nie udawał, że ma cokolwiek do przekazania. Nie, żeby
Brillowska była osobą, która o niczym się wypowiedzieć nie chce, ale Diabelskie dzieci
wyglądają raczej tak, jakby wybrane do omówienia tematy stanowiły dla
niej jedynie pretekst, aby mogła sobie "pomasturbować", pogwałcić,
pociąć czy pomordować. Można by zapewne bronić filmu przymiotnikami w
stylu "odważny", "bezkompromisowy", "ekstrawagancki" czy po prostu
"autorski", ale, jak myślę, w najlepszym razie jest to kabotyństwo, a
najtrafniejszym określeniem zdaje się być jednak "grafomania".
PS. Przykładowa krótkometrażówka pani Brillowskiej, doskonale oddająca charakter Diabelskich dzieci: Linda und Lorna in Morgen Roete.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz