czwartek, 10 maja 2012

#1029 - Kriss de Valnor tom 2: Wyrok Walkirii

Kilka dni temu Kuba opublikował na Kolorowych swoją recenzję z drugiego tomu przygód Kriss de Valnor. Przyznaję, przeczytałem recenzję przed lekturą albumu. W tekście padają bardzo ciężkie zarzuty pod adresem najnowszej produkcji ze świata Thorgala: „uczynienie z Kriss bohaterki własnej serii uważam za błąd”, „płaskie jak deska postacie, do bólu przewidywalna fabuła z oczywistym finałem”, „Sente (…) napisał streszczenie życia Kriss, pozbawione (…) dramaturgii, dodatkowo nasycony tanią erotyką i epatujące groteskową brutalnością”.

Chciałem bardzo nie zgodzić się z przytoczonymi tezami. Zakładałem, przed przeczytaniem komiksu, że Kuba nie ma racji, że się pomylił, że w swoim uogólnieniu posnął się za daleko. Nadszedł czas, aby zweryfikować, czy rzeczywiście?

Po pierwszym, drugim przeczytaniu, po kilkukrotnym przekartkowaniu komiksu, nie zgadzam się z Kubą tylko w jednym punkcie – nie uważam, uczynienia z Kriss bohaterki serii odpryskowej, za błąd. Już prędzej: powierzenie scenarzyście także tej serii (dla niewtajemniczonych, jeśli jeszcze tacy są, Yves Sente kontynuuje pisanie scenariuszy do głównej serii po tym, jak Jean Van Hamme zrezygnował) było straszliwą pomyłką. Karygodną pomyłką.

Kriss była bardzo barwną postacią, nietuzinkową, tajemniczą i fascynującą. Niestety, dzięki literackim zabiegom Sente, stała się odpychająco banalna. Sente naczytał się Sigmunda Freuda i właściwie brakuje tylko, aby położył bohaterkę na kozetce… Zaraz, zaraz on ją właściwie kładzie na kozetce, metaforycznej kozetce, w końcu Kriss staje przed jednoosobowym trybunałem Freyi, przed którym musi się wyspowiadać, zdać relację ze swojego życia, wytłumaczyć oraz uzasadnić swoje czyny. Uzasadnienie zaproponowane przez scenarzystę jest psychologicznym uproszczeniem.

Dlaczego Kriss de Valnor za życia była taką suką? Dlaczego była zapatrzoną w siebie egoistką? Yves Sente odpowiada: ponieważ w dzieciństwie i młodości spotkało ją zło, tylko zło, samo zło. Jedynie niegodziwość i niesprawiedliwość były jej udziałem, żadnych jasnych punktów. Wszystkie przykre rzeczy, jakie mogą spotkać kobietę, ją dotknęły: została porzucona przez ojca, jako dziecko była wykorzystywana do pracy ponad siły, była niewolnicą, była bita, została zdradzona, zgwałcona, w wyniku tego zaszła w ciążę, poddała się aborcji, była biedna, nie miała domu, tułała się, nie miała co jeść, a jedyny mężczyzna, któremu zaufała, odtrącił jej kobiece zaloty. I to wszystko na 45 planszach. Niewyobrażalne? A jednak! Musiała, po prostu musiała, stać się Złym Człowiekiem
.
Nie mam pojęcia, dlaczego skrypt scenariusza został zatwierdzony przez redaktorów wydawnictwa Lombard. Ale wyobrażam sobie taką, przyszłą, scenę: bankiet, panowie w smokingach, panie w wieczorowych sukniach, kelnerzy roznoszą szampana, Jean Van Hamme podchodzi do Yves Sente, mówi: „Potrzymaj” i podaje mu swój kieliszek, następnie wali go z liścia w policzek, odbiera kieliszek i odchodzi.

Kilka ciepłych słów mógłbym powiedzieć o rysunkach autorstwa włoskiego rysownika, Giulio de Vity, gdyby nie narysował maszkaronów na stronie 36 (kadry piąty i szósty). Mimo wszystko pewnie i tak kupię kolejny album tej serii… Mam cichą nadzieję, że nie będzie gorzej.

Brak komentarzy: